Tym samym, pryncypał definitywnie zamknął erę pań w podstawowych zespołach wyjazdowych.
I miał w swoim działaniu wielu sprzymierzeńców...
- A bo to słaba płeć... A niedysponowane przynajmniej raz w miesiącu bywają... A kto będzie targał nosze z ciężkim pacjentem?
Zresztą sama nazwa "Siostra Ambu" nie wzięła się z powietrza.
Dawniej idący do wezwania lekarz wysiadał z karetki niosąc papiery i ewentualnie swój kuferek. Obok dzielnie podążała pielęgniarka, dzierżąc w dłoni lekki worek samorozprężalny - zwany potocznie AMBU. A za nimi tarabanił się sanitariusz, taszcząc walizy, plecaki reanimacyjne, defibrylatory i inne pierdolety.
W 2006 roku reforma służby zdrowia brutalnie okroiła zespoły wyjazdowe, redukując liczbę personelu do dwóch osób. I nagle okazało się, że walizy, plecaki, nosze, pacjent - to zdecydowanie za dużo kilogramów na JEDYNEGO faceta w karetce.
Pielęgniarki i ratowniczki musiały albo zrezygnować z takiej pracy albo dawać radę i dźwigać.
Nie jestem męskim szowinistą. Serio.
Według mnie kobiety mogą absolutnie WSZYSTKO...
...tylko nie w "mojej" karetce ;)
Pragnę od razu uciszyć ewentualne damskie głosy niezadowolenia.
Drogie Panie - jesteście świetne w tym co i jak robicie. Ratujecie, pielęgnujecie...
Ale serce mi się kraje, gdy widzę taką Bidusię szarpiącą się z lewarkiem do opuszczania noszy. Nie mogę patrzeć, kiedy ugina się pod ciężarem plecaka i butli z tlenem... A ja nie jestem w stanie pomóc, gdyż dwustukilogramowy
Bidusia, czerwona i spocona na twarzy, rzuca plecak oraz butlę i szarpiąc walenia za pidżamowe spodnie próbuje mnie ratować ze śmiertelnego uścisku.
- Nie zostawię cię, my darling..! - szlocha do mnie rozpaczliwie, targając bezwładne cielsko.
- Zostaw mnieee... - charczę słabo spod ciężaru - Odejdź... (na SOR lub Izbę Przyjęć) ...pozwól mi tu spokojnie... pracować.
Takie jazdy to zdecydowanie nie na moje nerwy :)
Jest również inny aspekt sprawy. Feromony.
Mam w pracy taką... hm... koleżankę. Śliczna i miła dziewczyna. Ale kiedy przebierze się w czerwone, ratownicze ciuszki działa na facetów jak... lampa na ćmy.
Żaden Jej nie przepuści! Lezą do karetki stadami.
I panowie ochroniarze i motocykliści w skórach. Policjanci, księgowi i żulowie zawodowi. A pijaków to już ściąga chronicznie.
To ich boli, tamto uwiera. "Umierają" w tej karetce, a każdy tylko patrzy jak tu wysępić od Niej numer telefonu.
I ja potem te wszystkie "ćmy" muszę odganiać z narażeniem życia oraz męskiej godności (przecież zawsze mogę dostać łomot od któregoś i co..? Wstyd jak cholera).
Wyobrażacie sobie sytuację, w której razem z taką ratowniczką wchodzimy wezwani do meliny pełnej trzydniowych ochlejtusów? Makabra. Ta scena wykracza poza moje możliwości projekcji i percepcji...
Chociaż...
Właśnie coś mi się przypomniało...
Niczym czarno-biały film...
* * *
Ambulatorium chirurgiczne. Noc. Cisza dźwięczy w pustym korytarzu.
W zadumie myję ręce nad pękniętą umywalką. Z pomieszczenia obok dobiega mnie dyskretny ziew kolegi drzemiącego nad krzyżówką. Puściutki budynek. Tylko my dwaj i ulotny zapach kobiecych perfum.
Nagle nostalgiczną ciszę nocnego dyżuru przerywa ostry huk otwieranych drzwi.
- Co jest?? - słyszę podniesiony głos Ola.
- AAAARRRRGGGHHH!!! - przerażający wrzask paraliżuje mięśnie. Mimo lęku biegnę koledze na pomoc.
W ambulatorium szaleje dwumetrowy, zakrwawiony małpolud. Macha wielkimi łapskami na wszystkie strony. Widzę jak drobny ratownik, trafiony sierpem, frunie na ścianę.
- AARRGH! - z ogromnej klaty wyrywa się ryk. Krew kapie z twarzy małpoluda mieszając się z błotem na jego spodniach i butach.
Olo leży cichutko, nieruchomo pod ścianą.
- KU.WAAA! KU.WA! Nos mi rozj.bali gnoje! ZAJ.BIĘ!!! - King Kong ruszył w moją stronę.
- O mamusiu, już po mnie... - pomyślałem i odruchowo wykonałem unik przed nadlatującą pięścią. Łapy niczym kleszcze schwyciły moje ratownicze wdzianko. Goryl przyciągnął mnie na odległość "intymną".
- Olo ratuj... hejkum kejkum... - Przed moją twarzą rysował się złamany, zakrwawiony nos, grymas dzikiej furii... i ten oddech.
- No to koniec... - pomyślałem czując powiew bimbru, śledzi i jajka na twardo - ...odpływam...
- A co się tutaj do jasnej cholery dzieje?!? - cieniutki głosik rozległ się niczym cięcie ostrym nożem.
- AARRRGHH! KU..WAA!
Opadając na podłogę widziałem jak małpolud biegnie w stronę małej, białej istotki.
- Pani doktor, proszę uciekać..! - chciałem krzyczeć, lecz głos uwiązł mi w gardle.
King Kong wyciągał już łapska w stronę lekarki. Zamknąłem oczy.
- A co to za wychowanie?! Takie wrzaski po nocy??? - głos kobiety brzmiał teraz jak bzyk wściekłej osy - I takie wulgaryzmy mi tu wykrzykuje?! Proszę w tej chwili przestać się wydzierać!!! Widzicie go! Wulgar jeden!
- OWWWHH..? - wielka małpa ze zdziwieniem zatrzymała się w pół kroku przed drobną figurką.
- I jeszcze błota wszędzie naniósł, juchą podłogę zapaskudził! Kto to będzie sprzątał?! Jazda mi do łazienki, umyć się! ALE JUŻ!!!
Małpolud posłusznie przeszedł nade mną i po chwili słyszałem plusk wody.
- A ty Crew, co tak leżysz?! Wstawaj i podnieś Ola! W pracy jesteście, a nie na plaży! - doktorka odwróciła się w stronę łazienki - NO..? Długo jeszcze będę czekać?! Kąpiele sobie teraz urządza!
GDZIEE?!? Buty wytarł?! No to wytrzeć ładnie i siadać tu na zydelku..!
- Awhhh...
- Siadać! I głowa do swiatła... DO ŚWIATŁA powiedziałam! - kobieta pchała w wielki kinol sterylny kompres - Cały nos rozwalony i jeszcze tu awanturę przyszedł robić?! W nocy, o północy?!
- AŁAA! KU.WAAA! - małpolud wyrwał się lekarce
- JA CI DAM KU.WA!!! Ja ci dam przeklinać! - wrzeszczała rozjuszona osa - Co to za maniery?! Do kolegów sobie wrzeszcz albo w lesie na dziki! A JAK SIĘ NIE PODOBA TO WYNOCHA! Na ulicę jazda!!! - Ostrej przemowie towarzyszył szeroki gest otwieranych drzwi - NO..?
Zapanowała chwila ciszy. King Kong toczył jakąś wewnętrzną walkę. Sapał, mruczał, po czym opuścił zrezygnowany ramiona, usiadł ciężko na zydelku i wystękał głębokim basem
- Przepraszam...
- Proszę..! - odpowiedziała obrażona lekarka i szybkim ruchem wsadziła w drugie nozdrze małpy wielki tampon.
Nagle nostalgiczną ciszę nocnego dyżuru przerywa ostry huk otwieranych drzwi.
- Co jest?? - słyszę podniesiony głos Ola.
- AAAARRRRGGGHHH!!! - przerażający wrzask paraliżuje mięśnie. Mimo lęku biegnę koledze na pomoc.
W ambulatorium szaleje dwumetrowy, zakrwawiony małpolud. Macha wielkimi łapskami na wszystkie strony. Widzę jak drobny ratownik, trafiony sierpem, frunie na ścianę.
- AARRGH! - z ogromnej klaty wyrywa się ryk. Krew kapie z twarzy małpoluda mieszając się z błotem na jego spodniach i butach.
Olo leży cichutko, nieruchomo pod ścianą.
- KU.WAAA! KU.WA! Nos mi rozj.bali gnoje! ZAJ.BIĘ!!! - King Kong ruszył w moją stronę.
- O mamusiu, już po mnie... - pomyślałem i odruchowo wykonałem unik przed nadlatującą pięścią. Łapy niczym kleszcze schwyciły moje ratownicze wdzianko. Goryl przyciągnął mnie na odległość "intymną".
- Olo ratuj... hejkum kejkum... - Przed moją twarzą rysował się złamany, zakrwawiony nos, grymas dzikiej furii... i ten oddech.
- No to koniec... - pomyślałem czując powiew bimbru, śledzi i jajka na twardo - ...odpływam...
- A co się tutaj do jasnej cholery dzieje?!? - cieniutki głosik rozległ się niczym cięcie ostrym nożem.
- AARRRGHH! KU..WAA!
Opadając na podłogę widziałem jak małpolud biegnie w stronę małej, białej istotki.
- Pani doktor, proszę uciekać..! - chciałem krzyczeć, lecz głos uwiązł mi w gardle.
King Kong wyciągał już łapska w stronę lekarki. Zamknąłem oczy.
- A co to za wychowanie?! Takie wrzaski po nocy??? - głos kobiety brzmiał teraz jak bzyk wściekłej osy - I takie wulgaryzmy mi tu wykrzykuje?! Proszę w tej chwili przestać się wydzierać!!! Widzicie go! Wulgar jeden!
- OWWWHH..? - wielka małpa ze zdziwieniem zatrzymała się w pół kroku przed drobną figurką.
- I jeszcze błota wszędzie naniósł, juchą podłogę zapaskudził! Kto to będzie sprzątał?! Jazda mi do łazienki, umyć się! ALE JUŻ!!!
Małpolud posłusznie przeszedł nade mną i po chwili słyszałem plusk wody.
- A ty Crew, co tak leżysz?! Wstawaj i podnieś Ola! W pracy jesteście, a nie na plaży! - doktorka odwróciła się w stronę łazienki - NO..? Długo jeszcze będę czekać?! Kąpiele sobie teraz urządza!
GDZIEE?!? Buty wytarł?! No to wytrzeć ładnie i siadać tu na zydelku..!
- Awhhh...
- Siadać! I głowa do swiatła... DO ŚWIATŁA powiedziałam! - kobieta pchała w wielki kinol sterylny kompres - Cały nos rozwalony i jeszcze tu awanturę przyszedł robić?! W nocy, o północy?!
- AŁAA! KU.WAAA! - małpolud wyrwał się lekarce
- JA CI DAM KU.WA!!! Ja ci dam przeklinać! - wrzeszczała rozjuszona osa - Co to za maniery?! Do kolegów sobie wrzeszcz albo w lesie na dziki! A JAK SIĘ NIE PODOBA TO WYNOCHA! Na ulicę jazda!!! - Ostrej przemowie towarzyszył szeroki gest otwieranych drzwi - NO..?
Zapanowała chwila ciszy. King Kong toczył jakąś wewnętrzną walkę. Sapał, mruczał, po czym opuścił zrezygnowany ramiona, usiadł ciężko na zydelku i wystękał głębokim basem
- Przepraszam...
- Proszę..! - odpowiedziała obrażona lekarka i szybkim ruchem wsadziła w drugie nozdrze małpy wielki tampon.
* * *
Słaba płeć :)Dała radę kobitka...
...ale jak już wspominałem, mimo wszystko... Nie w "mojej" karetce ;)
King Kong był prawdopodobnie mało odporny na dźwięki o wysokiej częstotliwości :)
OdpowiedzUsuńT.
Przypomnial mi sie stary dowcip (taki trochę "po bandzie"):
OdpowiedzUsuńCzym sie rożni kobieta od terrorysty?
Z terrorysta można negocjować!
Pozdrawiam serdecznie!
Crew, a co powiesz na to, że w takiej np. Hameryce jeżdżą w karetce dwie kobitki i nikogo to nie dziwi? co iwecej, dają sobie doskonale radę!
OdpowiedzUsuńW Hameryce od dawna paramedycy pracują "po ludzku" tzn.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - mają odpowiedni sprzęt do dźwigania np. krzesełka kardiologiczne nie wymuszające używania rąk przy zejściu po schodach.
Po drugie - strażacy i paramedycy to formacje współpracujące. Nikt nikomu łaski nie robi pomagając dźwigać pacjenta. Jak sobie paramedyczka nie radzi to robi quick call to 911 i wzywa firefighters backup :)
Po trzecie - W Hameryce paramedic jest osobą szanowaną i z autorytetem zbliżonym policjantowi (officer). A u nas ratownik medyczny jest chłopcem do bicia (dosłownie), a ratowniczka, dziewczynką do podszczypywania, klepania po tyłku, ew. gwałcenia (mniej dosłownie).
Wrrr... aż mi się mój feministyczny wąs zjeżył!
OdpowiedzUsuńA jakby tak na przykład nasza Agatka Wróbel zapragnęła zostać ratowniczką, to co? ;)))
Żuczku - Agata Wróbel jest przykładem głęboko marginalnym i jako taki nie może być argumentem w dyskusji: "Kobiety w karetkach - tak, nie i dlaczego nie."
OdpowiedzUsuńZresztą... kobieta - sztangistka jest jak świnka morska... Wiadomo, ani świnka, ani morska :)
a widzisz Crew, ja sie tak zastanawiam, czy nas KSRG kiedykolwiek doczeka systemu Hamerykańskiego...
OdpowiedzUsuńps. o fajerfajter bekapie to ja wiedzialła, tylko taka podpuszka jestem ;)
Anuszka - "a widzisz Crew, ja sie tak zastanawiam, czy nas KSRG kiedykolwiek doczeka systemu Hamerykańskiego... "
OdpowiedzUsuńDokąd ratownictwo medyczne będzie pod ministerstwem zdrowia, a strażacy pod MSWiA, dotąd będziemy tylko rozmawiać o owocnej współpracy i to wszystko...
Jeden zarząd, jeden budżet, jeden organizm! :)
polityka.. zawsze to samo... tfu! psia mać! :|
OdpowiedzUsuń