piątek, 25 czerwca 2010

Argument siły

Kolejny przebłysk studenckich wspomnień. Odbijam piłeczkę do Szamana  :)

Nastał czas, gdy w nasz beztrosko-studencki żywot , niczym ostrze noża, wbił się absurd uczelnianych ścieżek edukacyjnych.
Mówiąc krótko, uszczęśliwiono nas tzw. wiedzą ogólnorozwojową.
W związku z tym słuchacze kierunków ratownictwo medyczne, rehabilitacja, fizjoterapia, kosmetologia, mogli "rozwijać się" w niezwykle potrzebnych zawodowo dziedzinach: filozofii, statystyki, demografii, historii kultury i sztuki oraz wielu innych, których nie pomnę.
Zajęcia takie wpływały na zacieśnianie towarzyskich więzi między studentami, gdyż łączono grupy z różnych kierunków, tworząc ogromne stada kompletnie niezainteresowanych tematem baranów.
Wykładowcy prowadzący wyżej wymienione przedmioty, byli tak mocno przekonani o przydatności tejże wiedzy, że gdy nadeszła sesja, niejeden student zamiast rozwijać się ogólnie, musiał zwijać manatki i żegnać marzenia o karetce, sygnałach, rzygających pacjentach...
Przykre.
Paradoks polegał na tym, że "trzepali" nas bardziej z wykładów ogólnych niż z przedmiotów zawodowych.
Na uczelni powszechnie znane stało się hasło przewodnie jednej z "kosmetyczek". 
Podczas wykładu z filozofii nawiedzony profesor przedstawiał panteon mędrców oraz ich poglądy na świat i życie. W pewnej chwili wykładowca urwał zdanie robiąc dramatyczną przerwę.
W ciszy jaka zapanowała rozległ się zduszony, zrezygnowany głos kosmetyczki
- A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na peeling? 
Cytat towarzyszył nam do końca studiów niczym idée fixe. :)

* * *
Dni upływały na nierównej walce z bezdusznym systemem ogólnorozwojowym. Kiedy, na którymś tam semestrze, pojawił się przedmiot "Podstawy informatyki", nikt się tym faktem zbytnio nie przejął. 
Ot pokażą jak się włącza komputer, gdzie kliknąć żeby zagrać w pasjansa albo sapera... No ostatecznie jak zmienić czcionkę w wordzie. Czymże jest informatyka w obliczu despoty filozofa, czy nawiedzonego demografa? Niczym... pyłem jeno... 
Przyszłe tygodnie miały pokazać jak bardzo się mylimy.

Siła argumentu
Już na pierwszych zajęciach, wykładowca - dr Sikora* - wyprowadził nas z błędnego lekceważenia jego przedmiotu, jednocześnie wprowadzając w stan szoku i przerażenia. Przez dwie godziny nawijał o zaletach systemu szesnastkowego i złożonej naturze zasilaczy komputerowych. Kiedy pierwsza trauma minęła, każdy z nas starał się organizować jakieś pożyteczne zajęcia na przetrwanie wykładów z "informy". Jedni czytali książki, inni grali w kółko-krzyżyk, jeszcze inni opowiadali dowcipy...
I właśnie na tej ostatniej czynności przyłapał mnie dr Sikora.
- Co tak pana w tej chwili bawi? Proszę powiedzieć, wszyscy się pośmiejemy.
Wszelki ruch w sali zamarł. Ludziska czekali na rozwój wydarzeń.
- Nic panie doktorze. Przepraszam... - chciałem usiąść i zamknąć temat, ale Sikora nie odpuszczał.
- Pan zdaje się, w swojej ignorancji, nie jest zainteresowany tematem wykładów..?
- Szczerze mówiąc, nie! (zawsze miałem gębę niewyparzoną) Nie bardzo wiem, do czego mi te wszystkie wiadomości o układach scalonych i kabelkach są potrzebne...
Doktor poczerwieniał z oburzenia nad bezczelnością małego, studenckiego robaka.
- A choćby do tego - wysapał z sarkazmem - że jak już pan kiedyś będzie właścicielem swojego NZOZu i nagle zgaśnie panu komputer, to będzie pan wiedział co dokładnie się zepsuło!
- Proszę siadać! - mówiąc do mnie, Sikora powiódł po studentach triumfalnym spojrzeniem.
- A panie doktorze... JEŚLI już będę właścicielem tego NZOZu i JEŚLI mi się w tym NZOZie zepsują drzwi... czy to oznacza, że mam się też uczyć stolarki?
Wiara gruchnęła śmiechem. Sikorę przytkało z wkurwienia...
... nie na długo jednak...
Argument siły
- Proszę wyjść! - podniósł głos.
Opuszczałem salę w akompaniamencie śmiechów i cichych oklasków.
- Proszę natychmiast wyjść! - zawołał jeszcze za mną w drzwiach.

Ech, gdybym wtedy wiedział, że nie po raz ostatni słyszę od niego te słowa. Wszak zaczynała się sesja...
- Ile nóżek do montażu ma procesor XCR "coś tam, coś tam"? Nie wie pan? Proszę wyjść!
- Współczynnik załamania światła w światłowodach włóknistych..? Nie wie pan? Proszę wyjść!
I tak naście razy... aż do komisu. 

W końcu zdałem :)
A na egzaminie komisyjnym kazali mi włączyć komputer, napisać trzy zdania w edytorze tekstu MS WORD i narysować trzy różne figury w programie Paint.
Dobrze, że nie pytali o zawiasy kątowe do drzwi ;P

----------
* Nazwisko litościwie zmieniłem ;)

8 komentarzy:

Monika pisze...

Ufff, udało się.

Anonimowy pisze...

Filozofia może się przydać - na przykład w chwili, jak ci na rekach umrze czyjeś dziecko i trzeba będzie cis odpowiedzieć na pytanie: "Dlaczego to moje dziecko umarło?"

Anonimowy pisze...

Łomaterdei, dobrze, że mnie na studiach zbytnio nie uszczęśliwiano :-D
nika

cre(w)master pisze...

ewiater - jedyne na co w takiej sytuacji mnie stać, to krótkie, ale szczere "przykro mi". Myślę, że w tej pierwszej chwili rodziny i tak niczego nie przyjmują do wiadomości.
A gdyby na moich rękach umarło czyjeś dziecko (co się na szczęście dotąd nie zdarzyło), żadna filozofia nie mogłaby tego wytłumaczyć. Ani mnie, ani tym bardziej rodzicom.
Platon, czy Sokrates w obliczu martwego dziecka w karetce..? Nie ma opcji.

Ale... dziękuję, że się starasz nadać sens moim zaprzeszłym męczarniom edukacyjnym. :)

Anonimowy pisze...

To jest jeden z przedmiotów, o których pisałam w komencie u Szamana tzn. super ważnych dla wykładowcy a znajdujący się gdzieś tak w okolicach d... studenta. Na moim kierunku uwalano m.in.z czegoś, co się nazywało "Historia rozwoju myśli filozoficzno-społecznej" o ile w ogóle dobrze pamiętam. Służy mi to oczywiście w mojej pracy zawodowej niewymownie;)

GoS

cre(w)master pisze...

GoS - dokładnie tak jak mówisz. A potem student na ostatnim semestrze ratownictwa medycznego doskonale recytuje kolejne wyże demograficzne, a nie wie do czego służy laryngoskop, albo jak się podpina elektrody z EKG.
Odchamianie młodzieży jest ważne, ale jakaś równowaga w tych dążeniach powinna być.

Nika - to Ty musiałaś mieć strasznie smutne i nieszczęśliwe studia :)

Anonimowy pisze...

Nom :-D Daktyloepitryty do najweselszego metrum u Pindara nie należą :-D
nika

Anonimowy pisze...

a ekonomie polityczna socjalizmu to juz tylko ja mialam, moze dlatego, ze jeszcze zyje.