Część pierwsza.
Nie wiadomo jak i czym leczyć "chorość". Jedyny powszechnie znany fakt jest taki, że do człowieka będącego w tym stanie nie warto się zbliżać na odległość krótszą niż zasięg wzroku.
Wczoraj (czytaj: jakiś czas temu) dopadła mnie "chorość".
Jechałem do pracy na eskowy dyżur niczym na ścięcie. Kilometry ciągnęły się w nieskończoność, a ciężkie powieki z hukiem spadały w dół. Mijałem sennie wioskę za wioską, jednak moje małe miasteczko, cel podróży, jakby wcale nie chciało się zbliżać.
- Nie śpij! - strofowałem się w myślach, z niepokojem czując jak "chorość" rozlewa się po całym ciele.
Idealnie o 18.30 podjechałem pod budynek pogotowia i z niejakim zadowoleniem przywitałem komplet karetek równiutko zaparkowanych przy stacji.
- Wszyscy w domu, znaczy się spokój... - pomyślałem i z nadzieją rozpocząłem zaklinanie bóstw wszelakich, aby dzisiejszej nocy raczyły zesłać spokój na miasteczko, okoliczne wioski i wszystkich ich mieszkańców...
- ...gdyż "chorość" zła we mnie zagościła i nie mam melodii, włócząc się po nocy, realizować etosu ratownika-bohatera. Amen. - dokończyłem naprędce skonstruowaną modlitwę i powlokłem się w stronę dyżurki.
Niestety nadzieja na spokojny dyżur, niczym płomyk świecy zdmuchnięty wigilijnym pierdem naszego najgrubszego kierowcy, zajaśniała i zgasła, gdy tylko stanąłem przed tablicą z grafikiem lekarzy.
- Tadzik... (ten sam, z którym miałem swój pierwszy, pamiętny dyżur na tutejszej "esce") - przeczytałem ze zgrozą nazwisko doktora i zadrżałem. Powód tak gwałtownej reakcji moich zginaczy i prostowników był oczywisty.
Trzeba bowiem Czytelnikom wiedzieć, że doktor Tadzik (swoją drogą bardzo zdolny lekarz) pełni w naszej stacji rolę zbliżoną do marynarskiego Jonasza. Jego dyżur po prostu nie może być nudny i przespany.
Różnica między tymi dwoma tragicznymi postaciami polega na tym, że pechowy Tadzik zamiast spokojnie opuścić okręt i samemu utonąć w odmętach medycyny ratunkowej, zawsze postanawia pójść na dno z całym personelem karetki S. Na domiar złego, przed definitywnym zatonięciem, nakazuje ewakuację wszelkich sprzętów, jakie na pokładzie naszego okrętu się znajdują, a które tonącemu Tadzikowi są absolutnie NIEZBĘDNE do leczenia
- "...i nie ważne, że pacjent sam chodzi. Macie zabrać nosze i deskę ortopedyczną i koniec dyskusji!"
Oczywiście obowiązkiem "wyrzucania za burtę" tych sprzętów obarczony jest ratownik i kierowca, gdyż Tadzik tuż po opuszczeniu samobieżnej jednostki ratującej, stylowym kraulem pędzi do domu pacjenta, gdzie z lubością knuje chytre diagnozy. I kiedy wespół z kolegą dopływamy do przystani obładowani kilogramami sprzętu, już w progu wita nas tuzin rozpoznań różnicowych i trzy tuziny doktorskich poleceń.
Nie muszę również dodawać, że cały nasz balast, powiększony o pacjenta, należy ponownie załadować na okręt, gdy Tadzik już zarządzi alarmowe wynurzenie i obierze powrotny kurs na szpital.
Wszystko to sprawia, że ratownicy, mimo dużej sympatii, często sami mają ochotę Jonasza-Tadzika... utopić, albo przynajmniej zamknąć w kiblu na końcu korytarza i nie wypuszczać aż do rana.
- No to mam przekichane! - pomyślałem i zadrżałem ponownie. Wiedziałem, już że tej nocy przyjdzie mi utonąć. Pytanie tylko kiedy i jak daleko mamy do dna?
- Co się tak telepiesz przed tą tablicą? Zimno ci? - zapytała dyspozytorka Janina Grab-Jeden
- Zimno... - odburknęła moja "chorość" i na tym chciała zakończyć towarzyskie pogawędki z Janiną.
- Mam tu lekarstwo na twoją zimnicę... - powiedziała tajemniczo dyspozytorka i podała mi jeszcze ciepłą kartę wyjazdową.
- Pojedziesz, rozgrzejesz się... no? Leć po Tadzika.
- Silna duszność... - przeczytałem powód wezwania.
Była dziewiętnasta minut dziesięć.
Ciąg dalszy... (już jest, ale nie może być dłużyzny, więc jutro) ...nastąpi
18 komentarzy:
yyyy jutro ? :(:( Szamanka
A co? Za szybko? :(
;)
to mamy rozumieć, że druga część będzie o godzinie 00:01? ;]
Absarokee
wiesz...niektórzy uważają że Twoje posty są za krótkie i zawsze po przeczytaniu czują niedosyt i zawsze chcieliby więęęcej! :P Zatem nie kryguj się tylko szybko dawaj dalszą część :D
Szyszynka: mądrze piszesz! ;)
Absarokee
Nie zgadzam się na odcinki! My tu rodzinnie Ciebie czytamy i liczymy na wydanie książki ;-) a ty nam tu odcinki serwujesz???
Nie ma czegos takiego jak "za dlugo".
Ewentualnie do tej kategorii to daloby sie wcisnac "Pana Tadeusza", ale i to na sile.
Wiec nie pitol-nam-tu tylko dawaj w calosci.
Jednostki, ktore nudzi czytanie moga sobie czytac w odcinkach!
No!
Dawaj druga czesc :)
no właśnie gupoty jakieś durnoty, kto to powiedział, że za długie posty? jak za długie, niech se pomału sylabizuje, to i na tydzień mu starczy! za krótkie są! i za rzadko!
Jakie za długie, jakie za długie? Jak kto nieczytaty to niech sobie na raty rozkłada.
Domagamy się postów w całości, długich albo dłuższych i częstych! O!
Halo!!!
Już mamy jutro :))
łoj chyba narozrabiałes tym podziałem na częśći Szamanka
Ja nie chce żadnego jutro i żadnych części! :)
To ma być krótki post??? Bojkotuję! Jak zawsze przy takiej nieskończonej rozciągłości.
ja się nie zgadzam na taki krótki wpis! Twoje wpisy czyta się jednym tchem! A jak komuś nie pasuje, to niech sobie sam dzieli na części i będzie miał spokój :P
Precz z preczem, czy jakoś tak. W każdym razie domagam się filmu sensacyjnego a nie serialu w odcinakach!
Oj Crew nie podsycaj chorowości co nie których hihi :) pozdrówki.
czytuje to na swoich dyżurach z koleżankami i kolegami z S i P, i powiem że tym dzieleniem możesz sobie naigrać (cyt. No leci sobie w h....)słowa Koleżeństwa.
Pozdrawiam.
Prześlij komentarz