poniedziałek, 19 marca 2012

Ba-lans cz.1

Ratowanie życia, odpowiedzialność, niesienie pomocy, bla, bla, bla... No nie samym górnolotnym chlebem żyje ratownik. Czasem udaje mu się też zająć tak "przyziemnymi" sprawami jak Lans i Bauns. Nie pytajcie mnie, co ten bauns oznacza. Ja jestem człowiek "letko już starszej daty", nieco tylko wrażliwy na wpływy młodego środowiska, to mógłbym jeszcze coś w tłumaczeniu pokręcić. Słyszałem kiedyś na imprezie, jak młodzi z zapałem powtarzali w kółko:
- Stary, ale zajebisty bauns tu jest!
Mieli przy tym banany na twarzy, więc wywnioskowałem, że dobrze się bawią.
Mogą oni, może i ratownik. Od tej pory, kiedy banan gości na mej twarzy i bujam się w rytm muzyki (lub wybojów na drodze), mówię, że mam zajebisty bauns i już :)

Ale... Nie jest prostą sprawą taki prawdziwy bauns osiągnąć, bo:
"Bez lansu nie ma baunsu".
Pamiętając o tej maksymie, każdy "szanowany" ratownik stara się mieć Lans na high level, czyli:
a) mocno dopracowany speech-cloth, po naszemu "gadka-szmatka", oczywiście na temat osiągnięć w dziele ratowania ludzkiego życia;
b) odpowiedni good-look, czyli związany z branżą, odjechany ciuch oraz fachową aparycję;
c) prawidłowy flow and feeling, czyli umiejętność właściwego doboru poprzednich parametrów, najczęściej w odniesieniu do przedstawicieli płci przeciwnej.
Dopiero tak zbalansowane stosowanie Lansu podczas imprezy daje szansę na miłe towarzystwo.. no i niezły bauns :)
Niestety niewielu ratowników osiągnęło w tej kwestii prawdziwe mistrzostwo i może pochwalić się wynikami. Znakomita większość kolegów po fachu oscyluje wokół amatorstwa i żenady.
Istnieje nawet takie powiedzonko, które doskonale oddaje charakter zjawiska:
Po czym poznać ratownika na imprezie? Nie trzeba poznawać... sam powie...
Doskonałym przykładem nieprawidłowej lanserki może być mój "kolega" z dawnych lat - Reksio.
Otóż Reksio, stosując wielce amatorsko wcześniej wymienione elementy Lansu, wpadał do klubu w koszulce z napisem:
Poczuj się bezpieczna - śpij z ratownikiem
Stając na parkiecie, szybko namierzał "nieszczęsną ofiarę", a potem rozbujanym krokiem podpływał i przekrzykując muzykę nawijał gadkę:
- Cześć lala, jestem Reksio. Skaczę, nurkuję, latam i ratuję. Zatańczysz?
Trzeba uczciwie przyznać, że Reksio z grupy amatorskiej nigdy nie wyszedł i większość imprez raczej przesiedział niż przetańczył. No i pozostał moim koszmarem z młodych lat... bo kiedy szedł z nami na imprezę, to tak "ociekał" lansem, że zazwyczaj wszyscy byliśmy zmuszeni płaszczyć tyłki przy stoliku, a wokół roztaczała się kobieca pustynia. W psychologii imprez klubowych to się nazywa efekt poświaty, czy jakoś tak ;)

Zabawa, zabawą, ale potem do roboty trzeba iść.
Człowiek, który stwierdził, że w pracy ratownika nie ma miejsca na Lans... straszliwie się pomylił. Przecież większość z nas, w czasie dyżurów wybiórczo stosuje elementy Lansu, skupiając się zwłaszcza na good-lookingu. Wiecie o czym mówię..?
Tu plakietka, tam odblask na polarku lub insze świecidełko. Taki wabik na rybki ;)
Oczywiście jeśli ktoś ma żenująco niski feeling, łatwo może z tym lookingiem przesadzić. Wtedy powstaje nażelowany (po)twór w ciemnych okularach rodem z matrixa, odziany kamizelką taktyczną z toną plakietek "ratownictwo", "paramedic", "emergency" itp.
Swoją drogą... Co ludzie mają z tymi okularami przeciwsłonecznymi? Nieistotna pora roku, dzień, noc, słońce, czy deszcz. Czarne "gogle" muszą być i już! Świat ich razi, czy jak?
No kurna, nagły atak spawacza. Przyjeżdża taki medyk do wezwania, a pacjent mu się w okularach przegląda i dokonuje korekty wizażu.
- Pan ratownik się chwilkę nie rusza, bo po spaniu mam zakiślaka w prawym oku, to korzystając z lusterek se usunę...
Porażenia wzroku dostają nawet lekarze...
Z okazji ostatniej katastrofy kolejowej, na gorąco w tv wystąpił taki Stevie Wonder polskiej medycyny ratunkowej. Najwyższej Klasy Specjalista mówił o doskonałościach trwającej akcji, a w czarnych, lanserskich okularach odbijało mu się pół ekipy TVN i pani z polowym pędzlem do makijażu.
O co chodzi z tą "ciemnotą"..? Nie mam pojęcia.
Kiedyś w moje ręce wpadły procedury dla grup ratowniczo-poszukiwawczych PSP, jadących pomagać w rejony ogarnięte kataklizmem. Jeden z punktów instrukcji brzmiał: "Jeśli udzielasz wywiadu mediom, bądź kompetentny [...], podczas wypowiedzi dla telewizji zdejmij okulary przeciwsłoneczne." Można?
Może Europejska Rada Resuscytacji uwzględni ten problem i w kolejnej publikacji Wytycznych 2015 znajdziemy np taki zapis: Randomizowane badania dowiodły, że pozmierzchowe prowadzenie zaawansowanych zabiegów resuscytacyjnych w okularach przeciwsłonecznych zmniejsza liczbę reanimacji zakończonych powrotem spontanicznego krążenia i sprawia, że personel robi z siebie zwyczajnych głupków.
Ot przyszłość... A tymczasem wróćmy na własne podwórko, czyli do ratowników z hiperLansemią, ich żelu, okularków, plakietek i kamizelek wielkości TIRa...

Dawno temu, podczas mojego szpitalnego dyżuru, na izbę przyjęć wpadł taki ratowniczy Rambo.
Spodnie wpuszczone w wysokie taktyczne buciory, obowiązkowe ciemne okulary i mega-odblaskowa kamizelka, w której schowano chyba ze dwie karetki "S".
Czego tam nie było... Wypchane kieszonki i srebrny stetoskop na szyi podkreślały wagę misji pana ratownika. Latarka diagnostyczna i sześć długopisów w różnych kolorach umożliwiały rysowanie wykresów temperatury pacjenta w absolutnych ciemnościach... Kochery, peany i setka pincet pozwalały przeprowadzić operację na otwartym sercu w warunkach obniżonej grawitacji. Byłem pewny, że w kieszeni na plecach znajduje się worek na zwłoki i dmuchany respirator. Całości obrazu dopełniał groźnie błyszczący laryngoskop obstawiony kompletem rurek intubacyjnych.
- Poważna sprawa... - pomyślałem i zacząłem się rozglądać za jakimś wypadkiem masowym na terenie szpitala. Nim jednak zdążyłem wpaść w panikę, ratownik butnie wyjaśnił powód swej wizyty.
- Baczność! Mam wykonać międzyszpitalny transport pacjentki.
- Od nas z izby? - zapytałem niepewnie - Nie mamy tu nikogo w ciężkim stanie...
Ratownik zerknął w papiery i wydukał:
- Wątła Michalina, lat 84, skręcona kostka.
- Ach tak... - dławiąc się ze śmiechu wskazałem kierunek - Pani siedzi na korytarzu i czeka na was. Parametry życiowe ma w normie, ale nigdy nic nie wiadomo... - mrugnąłem okiem.
Czerwony terminator zsunął mroczne okulary na koniec nosa i dojrzawszy pacjentkę oraz śmieszność sytuacji poszedł jak niepyszny.
Posługując się językiem młodzieży: Żal.pl :)

Od tamtej chwili ratownicza kamizelka taktyczna bardzo źle mi się kojarzyła i co rusz, jakiś turbo-ratol w ciemnych okularkach te negatywne odczucia potęgował.
Na podstawie niemiłych doświadczeń opracowaliśmy nawet z kolegami pewną tezę twierdząc, że ciężar kamizelki taktycznej oraz poziom jej wypchania gadżetami jest odwrotnie proporcjonalny do ciężaru i pofałdowania mózgu właściciela.
Przez wiele lat broniłem tej teorii jak niepodległości i stroniłem od kamizelek, aż w końcu przyszła kryska na Cre(w)matyska...
...ale o tym jutro.


Zdjęcie złowione gdzieś w sieci, przedstawia (jak widać) kierowcę-ratownika dwojga języków, czworga odblasków, pięciorga plakietek... Niewykluczone, że na plecach ma naszywkę "Don't shoot paramedic" na wypadek, gdyby go na polskiej wsi goniły chłopy z siekierami ;)
(maska na twarzy i obowiązkowe okularki, to moja "litościwa" robota)

Dalsze perypetie z kamizelką i ba-lansem tutaj.

17 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pytanie ;)
Czy jeśli student ratownictwa na praktyki nosi własny stetoskop (znanej firmy) ale przez 98%* czasu chowa go do kieszeni to już lans czy jeszcze nie?
* 2% to czas po zmierzeniu ciśnienia albo osłuchaniu (za zgodą i pod nadzorem lekarza) pacjenta.

Anonimowy pisze...

Witaj paramedic!
Podkreślając słowo "zbalansowane" chcę zauważyć, że kamizelka z paroma drobiazgami się przydaje. Oczywiście nie z takimi jak w Twoim opisie i nie w sytuacji jaką opisałeś. I nie tylko do noszenia na niej odblasków:)

Anonimowy pisze...

moim zdaniem noszenie stetoskopu (nawet w kieszeni) nie jest lansem, ponieważ przynajmniej kilka razy dziennie go użyjesz. Nie jest lansem dlatego że w uszach znajdziesz gronkowca i inne różne bakterie, które ktoś może Ci przekazać, bo mimo iż przed każdym użyciem po innej osobie go zdezynfekujesz to możesz zrobić to nie dokładnie, a poza tym szczerze czy się dezynfekuje? NIE! także masz swój stetoskop masz "swojego gronkowca" pozdrawiam:)

Anonimowy pisze...

Ojeju, to ja w ratownictwie nie siedzę, ale wiem, o co Crew chodzi :) Trzeba zauważyć subtelna granice pomiędzy lansem a normalnym ratownikiem :)

Anonimowy pisze...

Spotkałem się po prostu z zarzutem ze strony kilku ratowników,że posiadanie własnego stetoskopu to lansowanie się. Że powinno się pracować na tym co jest w szpitalu itd.
Wiem,że Littmann na szyi studenta 2 roku drażni dlatego mam do w kieszeni :)

Anonimowy pisze...

Toż Littmann to lans na lekarskim:D
Anya

Anonimowy pisze...

:) Nie przesadzajcie. To trzeba już uważać żeby nie kupić zbyt dobrego stetoskopu, bo razi w oczy innych?
A jakie firmy są "dopuszczalne",albo jaka granica cenowa nie będzie dla innych studentów bolesna?

Anonimowy pisze...

Littmann to widzę od 150zł do 1500zł. Który przedział cenowy jest już lansem?

Anonimowy pisze...

to lans czy artykuł pierwszej potrzeby? :) http://www.novamed.pl/stetoskop-elektroniczny-littmann-3200-bluetooth

pozdrawiam - n.

cre(w)master pisze...

Zrobiła nam się w komentarzach iście akademicka dyskusja. Dosłownie i w przenośni.
Żeby rozwiać ewentualne wątpliwości dotyczące mojego kanonu lanserki powiem tak:
1. Też mam własny stetoskop. Też chodziłem z nim na praktyki. Nie jest to Littmann, ale też nie był najtańszy. Chciałem mieć dobrą, płaską "słuchawę" z jednostronną membraną. Łatwo ją wsunąć pod mankiet ciśnieniomierza i pod plecy leżącego pacjenta. Jestem zadowolony :)
2. Nie przeszkadzają mi Littmanny u studentów (mogą być nawet wysadzane brylantami). Jeśli ktoś ma kaprys mierzyć ciśnienie słuchawką za sześć stów - jego sprawa. Tak czy inaczej "pukanie ciśnienia" i szmer pęcherzykowy słychać podobnie na stetoskopie za 60 i 600 zł. A jeśli student ratownictwa chce wysłuchiwać i różnicować trzeci, czwarty lub trzydziesty czwarty ton serca, to raczej pomylił kierunki edukacji.
3. Nie przeszkadza mi kiedy ratownik nosi stetoskop na szyi (to żaden atrybut władzy) pod warunkiem, że go używa i naprawdę mu tak wygodnie. Parę razy w karetce odwiesiłem stetoskop na szyję. Dostałem rozbujaną głowicą w zęby i mi przeszło. Wolę specjalną kieszeń :)
4. Posiadam własną "służbową" kamizelkę. (Napiszę o tym w następnym poście). Nie uważam, że każdy posiadacz takowej kamizelki taktycznej jest napinaczem i turbo-ratolem. Jak słusznie zauważył jeden z anonimowych czytelników, najważniejszy jest balans, taki zresztą jest tytuł posta :)
5. Jak dla (niemal) wszystkich ratowników, umiarkowany lans jest ważny również dla mnie. Cierpię, gdy ktoś zbryzga krwią moje plakietki i zahaftuje mi spodnie.
Lubię w pracy korzystnie wyglądać, aby móc czarować osiemdziesięcioletnie paniusie i nawalonych jegomościów ;)

Anonimowy pisze...

Litta dostałem od chrzestnej (specjalizacja z ratunkowej) na gwiazdkę. Nie mam zapędów do różnicowania s3,s4 czy s34 ;) Niestety to model z lejkiem co jest uciążliwe przy mierzeniu ciśnienia.
Z jej zniżkami kosztował ja 199 zł.
Zanim go dostałem używałem MDFa za 46 zł którego zabrał mój współlokator i już go zgubił ;/

MJ pisze...

A ja sobie myślę, że każdy ma prawo kupować i korzystać nawet z przenośnego USG(za 50 czy 60 tyś) jeżeli wie jak go użyć. ;o)
Jak Cię stać kup sobie nowego dr. Lu... czy innego mechanicznego uciskacza.
Ani mnie to ziębi ani mnie to grzeję... Bardziej męczy mnie to, że słyszę od ratownika z lasem i basen, że podawania Apiryny 75 mg na 40 stopni gorączki jest bez sensu( dodam tylko, że sprawa działa się na OAiIT a pacjent był po OZW)
Także uczmy się, a to czy ktoś ma littmana, z nagrywarką i portem USB 6.5 to ja poproszę kontakt do niego może ma nagrana jakieś "fajne" zmiany osłuchowe.

Pozdrawiam
MJ
e

Zmija37 pisze...

Na temat sprzętu jakiegokolwiek noszonego na szyi, w pasie czy może niej się nie wypowiadam, nie moja branża, ale opis Rambo, kamizelki i jej wyposażenia nadprogramowego mnie rozłożył na łopatki :) czekam z utęsknieniem na opis Twojej cre(w)master i liczę, że może opis będzie podparty zdjęciem:)

pando-ra pisze...

Znam takiego Reksia Rambowatego, kurczę... jeżeli ktoś ma profil na fb ogólnodostępny to dużą zbrodnią będzie jeśli wkleję tu link? Pewnie nie wolno z jakichś powodów...

ale, Pan ów, studiuje medycynę, rok 2 (3 rok na tymże roku!!), wcześnie skończył ratownictwo medyczne. Pan na zajęcia chodzi w polarze z odblaskami wiadomymi.
Po kolei jego zdjęcia i podpisy:

1. Nerka (w nerce) i podpis: "Cut kidney with visible now tumor..." i jeszcze jedna nerka

2. W maseczce i zielonym uniformie stoi od strony głowy pacjenta "Surgeons and urologists are working... Anesthesiologists have a rest;););)"

3. Zielony mundurek i stetoskop na szyi "Nursing practise at Anesthesiology and Intensive Care Unit in... - uniform for Surgical Hall" i kolejne z fartuszkiem, a fotki w pokoju z paprotką " uniform for walking through hospital..."

4. na środku miasta w fartuchu, czepku z papierosem "Medicine students during the break... "

skok ze spadochronem
na turnieju tanecznym, w tańcu
w koszulce ratownika WOPR
w mundurze wojskowym
itp. itd.
... skąd się biorą oni?

Czesiu®©™ pisze...

Byłem pewny, że w kieszeni na plecach znajduje się worek na zwłoki i dmuchany respirator.

Respirator mnie powalił na kolana !!

Pomysłowa pisze...

witam:)

śledzę tu pana crewmastera od jakiegoś czasu z racji mego wielkiego zainteresowania ratownictwem i cieszę się bardzo, że mam dziś co czytać;)

PS. a co to jest zakiślak?

pozdrawiam:)

Anonimowy pisze...

No boskie :D

Staram się dawkować sobie tego bloga "po trochu", bo bym zeszła na śmiechawkę szybko.

Fanie, że świat jest tak mały, że wszędzie się dzieje to samo ;)

Tym nie mniej właśnie szukam lansowych spodni, bo moje niemieckie "wielokrotnie przełożone" wzbudzają politowanie nawet najbardziej poTURBOwanych pacjentów ;)

Lecz zespołowy szyjno-słuchawkowemu- STANOWCZE NIE

;)


/Rei