Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Luzem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Luzem. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 marca 2014

Dzień kobiet wyzwolonych

Zamiast wstępu, krótki cytat z Wikipedii (podkreślenie moje):
Dzień Kobiet – coroczne święto obchodzone 8 marca jako wyraz szacunku dla ofiar walki o równouprawnienie kobiet. Ustanowione zostało w 1910 roku. 

Czyli, że to już sto cztery lata, jak szarmanccy mężczyźni, w tym marcowym dniu, popylają, taszcząc w dłoniach chabazie różnego asortymentu, z nieśmiertelnym goździkiem na czele :)
W czasach świetności i prosperity, można było zauważyć jak ten i ów, człowiek pracy, oprócz chabazia, targał jeszcze dobro luksusowe w postaci rajstop lub inszych gaci. Z rzadka, pod murem przemykał jakiś "kapitalistyczny pomiot", skrywając zazdrośnie pod pazuchą, pudełko pralin od Wedla. No i telewizyjny Przywódca Narodu, wręczający na wizji, swojej wybrance, talon na "Malucha". 
Ech... piękne dni chwały utraconej. 
Atmosfera święta. To namacalne (dosłownie) ożywienie w zakładach pracy, kawiarniach i na skwerach. Panowie w marynarkach w jodełkę, flanelowych koszulach w kratę i zaczeskach "na pożyczkę". Panie rozsiewające woń zagranicznych perfum "Biełyje rozy" lub rodzimej produkcji "Czar PeGieeRu". 
I wszechobecne "Pani Gieniu, całuję rączki, ściskam polędwiczkie..."
Sto cztery lata... i szlus! Dość świętowania! 
Walka o równouprawnienie kobiet zdaje się dobiegać końca. Oto bojowniczki o wolność i oderwanie spódnicy od macierzy (i tacierzy), wpadają na metę, witane burzą oklasków entuzjastycznie nastawionych samców. Oto nadciąga nowa jakość.


* * *
8 marca... Siedzimy w robocie z pielęgniarką Kasią. 
Pielęgniarka Kasia jest przedstawicielką ściśle wyselekcjonowanej grupy personelu medycznego, której "walory" przyprawiają pacjentów o nadciśnienie oraz nagłe incydenty wieńcowe. Męską część z zachwytu, damską z zazdrości.
Dla pielęgniarki Kasi, niejeden chirurg dałby się pokroić i zszyć bez znieczulenia, niejeden ortopeda połamałby i zespolił na żywca swe kości długie, niejeden proktolog... no mniejsza z tym.
Tymczasem pielęgniarka Kasia jest nieszczęśliwa. Oto w tym dniu (zwyczajnym przecież - jak rzekła siostra z Ligi Kobiet), odezwała się w Kasi tęsknota za świętem utraconym. I jakże teraz, kobiecie wyzwolonej i uprawnionej po równo, wypada manifestować żal za skamieliną minionej epoki?
Siedzi zatem Kasia smutna. Usteczka w podkówkę składa, bieluśki fartuszek, co i rusz rączką przygładza. Kwiatuszka chętnie by przygarnęła, buziaka od ordynatora... A tu nic! ZERO świętowania.
Chirurg, doktor Zarzyna, wpadł na chwilę do dyżurki, ale widząc Kasię w tym stanie, zgrabny piruet na pięcie wywinął 
- Oj widzę, że siostra Kasia dziś nie w sosie... - i znikł. 
- Coś taka..? - pytam, bo i mnie smutek oraz zakryty po szyję fartuszek Kasi, spokoju nie dają.
- No ósmy dzisiaj...
- ?
- No... marca...
- ??
- No ósmy marca, helloł..!
- Aaaa... No to najlepszego, stara! - rozpromieniam się i lokuję pieszczotliwy kuksaniec na ramieniu wyzwolonej Kasi.

Mijają dyżurowe godziny. Pielęgniarka Kasia nadal smutna i przygnębiona. Podkowa z jej buzi sięga już do ziemi. Chyba nic się nie wydarzy...
I nagle dzwoni Kasi komórka.
MIŚ - litery na wyświetlaczu oznajmiają, że oto dzwoni jej ukochany miś... znaczy facet Kaśki.
- Cholera! - klną w myślach chirurg, ortopeda, proktolog i męskie rzesze pacjentów.
- O, mój Miś dzwoni... - smutna podkówka nieznacznie się prostuje i nadzieja spływa na Kasi buzię - Może chce złożyć życzenia..? 
Jako, że komórka Kasi jest telefonem osobistym, ustawionym ściśle do rozmów prywatnych, słyszę każde słowo konwersacji dobiegające ze słuchawki.
- Cześć Kasiu, to ja, twój Miś...
- Cześć Misiu. Co tam?
- Kasiu, bo dzisiaj jest ósmy marca tak?
- No tak Misiu... - W jednej chwili twarz pielęgniarki rozpromienia cudowny uśmiech i ta kobieca radość życia.
- No... To jak będziesz wracała z roboty, to kup sobie jakiegoś kwiatka, ja ci potem oddam kasę...


* * *
Ot, dzień kobiet wyzwolonych. He, he, he.

Najlepszego Drogie Panie!
Całuję rączki, ściskam polędwiczkie i... kupcie sobie jakiegoś kwiatuszka ;)

Wasz szarmancki (jak zwykle)
Crew

sobota, 7 kwietnia 2012

Wesołych...

Wesolutkich Świąt wszystkim Wam życzę... i smacznego jajka ;)

czwartek, 19 stycznia 2012

Sto tysięcy!

W każdym blogu, gdzieś pod stertami starych, zakurzonych postów i komentarzy, siedzi sobie taki mały ludzik... Ma zszarzałą od kurzu koszulinę z lekko pomiętym kołnierzykiem, granatowe zarękawki i śmieszny daszek przysłaniający czoło.
Nie można zobaczyć księgowego ludzika, ale uwierzcie, że on tam jest :)
Siedzi sobie przy małym, zabytkowym biureczku i skrobie w zakurzonej księdze. Ktoś odwiedzi bloga - "skrob", już ludzik małym piórkiem stawia kolejną kreseczkę. Ktoś napisze komentarz - "skrob", kółeczko pojawia się w odpowiedniej rubryce.
I tak bez chwili wytchnienia pracuje mały rachmistrz. Jeśli właśnie nie stawia kreseczek, to bierze wielką ekierkę i rysuje krzywe wykresy... A potem łapie w małą rączkę stare liczydło i stuk-stuk, sumuje wyniki.

Dzisiaj, w środku nocy, obudził mnie mały ludzik. Przyturlał suchą delicję z wbitą w środek okolicznościową świeczką, sypnął garstką kolorowego konfetti i z dumą wskazał w księdze okrągłą liczbę  
100 000 odwiedzających. 
Jeszcze chwilę pośpiewał "sto lat, sto lat", a potem... bezczelnie zażądał podwyżki :/

* * *
Jeśli wierzyć blogowym statystykom, już sto tysięcy razy wsiadaliście do mojego ambuLANSU!
Jedni tylko na chwilunię, dosłownie zerknęli do środka i natychmiast wysiedli z chorobą lokomocyjną, inni podróżowali dłużej, a niektórzy jadą do dziś i wysiąść nie mogą :) Widać dobrze Ich przypiąłem pasami do noszy... ;)
WSZYSTKIM za dotychczasową, wspólną podróż serdecznie dziękuję.

Czytelnikom spoza medycznej branży życzę, aby mój blogowy ambuLANS był jedyną karetką, do jakiej muszą/chcą wsiadać, zaś Koleżankom i Kolegom Medykom... wygodnych, ciepłych i bezpiecznych ambulansów - zawsze lśniących czystością i zaparkowanych na spokojnym, bezwyjazdowym dyżurze :)

Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI!

P.S. Ludzik odturlał delicję i ogłosił strajk... głodowy :)

wtorek, 8 listopada 2011

Branżowa rzeczywistość

Wrzucę jeszcze tu, dla wszystkich, którzy nie posiadają konta w "twarzo-książce".
DIAGRAM (wpadł mi w oko, gdzieś na zagramanicznych stronach www i korzystając z chwili spokojnego dyżuru, przerobiłem na naszą branżową rzeczywistość)


klik, aby powiększyć...

W niecałą godzinę, pod diagramem wywiązała się dyskusja, która może wskazywać na trafność porównań. Do pełni "szczęścia" brakuje tam jeszcze tylko wypowiedzi lekarza (bo urzędnika NFZ na facebook'u się nie spodziewam) ;)

P.S. A jutro tam wrzucę najnowszy algorytm pierwszej pomocy :)

poniedziałek, 26 września 2011

Nie wierzę

Patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość i normalnie nie wierzę...
Chyba najprościej byłoby wrócić do szpitala, położyć się i poczekać... Obłęd sam nadejdzie :(

Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch...!!!

piątek, 12 sierpnia 2011

Bajzel w innym wymiarze

Nie ma cię na facebooku - nie żyjesz!
Tak ponoć "mądrzy" ludzie powiadają, a mądrych to i posłuchać miło...
Dlatego "bajzel na kółkach" wjechał na facebooka!
No i jestem... zaistniałem w tej kontrowersyjnej społeczności ...choćby dla draki :)
Zobaczymy, co z tego wyniknie. Zapraszam do kontaktu, również w tej formie.


Link do strony TUTAJ lub ikonka w prawej kolumnie bloga.

niedziela, 30 stycznia 2011

Urodzinki

No i okrągły roczek pstryknął na blogu. A kto zdrowia nie wypije... :)
I nie idzie tu o żadną wybujałą celebrację wątpliwej rocznicy, a raczej o refleksję...

Nawet się nie obejrzałem, a już z szampanem w dłoni, w tempie radosnego "trzy, dwa, jeden... Happy New Year!" zaliczyłem rokroczne, seryjne deja vu.
- Co u ciebie, Crew..? - zaszumiały bąbelki w kieliszku.
- Po staremu... - odpowiedziałem sobie w myślach.
- Naprawdę nic nowego..? - wypaliły zdziwione fajerwerki.
- Niewiele... ale dzięki, że pytacie...

Już tak to jest, że czas zapiernicza w coraz bardziej zawrotnym tempie, a ja, trzymając się utartych schematów niczym barierki w starym pekaesie, usilnie próbuję nie wypaść z kursu.
I w tej nierównej walce z wyboistym gruntem, nie dostrzegam wielu mijanych obrazów, widoków na życie, perspektyw z ciekawym horyzontem w tle. Wiem tylko, że tamtędy jechałem, że powinienem widzieć, pamiętać, doceniać... ale dzień do dnia się dodaje i zlewa w jedno:  "nic nowego..."
A przecież wcale tak nie musi być. Wystarczy zerknąć do własnych myśli przelanych na blogowe strony i już wracają zapomniane chwile. To właśnie stanowi sens istnienia tego bloga.
"...wracać, czytać i patrzeć, gdzie byłem, gdzie jestem i pewnie dokąd zmierzam..." - moje słowa sprzed roku.
Wracam więc, czytam i widzę bardzo wyraźnie rzeczy, których dawniej, z perspektywy czasu na pewno bym nie dostrzegł.

I kiedy kolejny raz bąbelki sylwestrowego szampana zaszumią: "Co nowego..?", odpowiem im z całą mocą: "Naprawdę wiele... Wprost cała kupa nowości! Wystarczy poczytać!"

...i oby tak było :)

Rok na blogu - piece of cake... with wafel! ;)

środa, 26 stycznia 2011

Portret w puzzlach

"Bo, gdzie niezrozumienie, tam niebyt, wyrwa w obrazie, brakujące puzzle, czerń, pustka, frustracja."
 - akemi.

Wyrwany postem akemi do udziału w zabawie, stawiłem się z "lekkim" opóźnieniem.
Jako, że mądrości ludowe naszym skarbem są, powiedzonko "lepiej późno niż wcale", za dobrą monetę przyjąwszy, postanowiłem drastyczne kroki poczynić i wypełnić wyrwę w obrazie.
Oto nadszedł czas, by obnażyć kilka kawałków moich puzzli, których pewnie jeszcze nie znacie.
W tym blogowym striptizie pójdę jeszcze dalej... i pokażę moją prawdziwą, osobistą twarz...
Żegnaj słodka anonimowości...
Zwariowałem... ;)


poniedziałek, 10 stycznia 2011

Permanentna inwigilacja

Oj tak... :) Wpisuje sobie użytkownik jakiś tekst - zapytanie w wyszukiwarkę, dajmy na to w google, potem klika w wyświetlone odnośniki i żyje w słodkiej nieświadomości trwającego właśnie procesu permanentnej inwigilacji. A Wielki Brat patrzy.
Oj... jak on patrzy :)

Ostatnio "z nudów" rzuciłem okiem na zestawienie słów kluczowych i zapytań, które prowadzą niczego nieświadomych ludzików do mojego bloga. Zdaję sobie sprawę, że owi internauci, wpisując swoje zapytania w wyszukiwarkę, wcale nie chcieli się u mnie znaleźć, ale przewrotne google stwierdziło, że moje skromne progi będą najbardziej adekwatną odpowiedzią na wyrafinowane potrzeby użytkowników.
Czytam, czytam i nie mogę wyjść (Esc)... z podziwu.

Top 50 z wyszukiwarki, czyli - co Cię do mnie sprowadza?
(zestawienie za m-c grudzień, zachowana oryginalna pisownia słów wpisywanych w google, kategoryzacja wg widzimisię właściciela bloga)

Kategoria 1: Zapytania po fachu (czyli - nasze branżowe tęsknoty i zgryzoty).
1) blog pogotowiarski
2) pogotowiarskie opowieści
3) "police line do not cross" taśma
4) czy ratownik zhp moze nosic kurtke ratownictwo medyczne lub ratownik?
5) farelka do karetki
6) pielęgniarz ekg facet co robić?
7) elektrokardiogram omdlenie igła
8) prosze się rozebrać do ekg
9) szczykawka zdjęcia
10) wbicie igły w pośladek
11) zastrzyki photoblog
12) robienie dziecku zastrzyku
13) zastrzyki w gabinecie zabiegowym, filmiki
14) podchwytliwe przypadki zatrzymania krążenia

Kategoria 2: Zapytania pacjentów (czyli - a na co mi lekarz? Lepiej sam se wyguglam)
15) jak uspokoić spanikowaną?
16) nieprzytomny jak stwierdzić?
17) osoba nieprzytomna lezy tydzien w szpitalu i lekarze nie daj szans na przezyc
18) wrażenia z zastrzyku w tyłek
19) świszczenie w uchu przy ruszaniu żuchwą na boki
20) niewidzę, niesłyszę, nieczuję - obrazki
21) kiedy ide po schodach strzela mi w duzym palcu
22) lubię badanie ginekologiczne
23) boję sie rozebrać do badania ekg
24) dlaczego do ekg trzeba zdjąć stanik
25) facet po zastrzyku jakie komplikacje?

Kategoria 3: Zapytania zupełnie odjechane (czyli - ale o co właściwie chodzi?)
26) michał poczuł, poczuł zapach choinki
27) sygnał dzwonka szefuniu znowu dzwonią juz pedze po szefa
28) producent systemu atom do teleopieki
29) czarny wilk z białą koloratką
30) odgłos farelki
31) zarowka teksty
32) siniaki pod oczami trening kondycyjny
33) do kogo jestem bardziej podobna do aniołka w klatce czy do diabłów-wypracowanie
34) piosenka łatwopalni o czym jest?

Kategoria 4: Zapytania kryminalne (czyli - wysoki sądzie, jestem niewinny)
35) lewe wpisy do dzienniczków praktyk ratownik
36) lewe rtg złamania
37) złota strzała- zastrzyk
38) czy ghb moze zabić zapach perfum? - GHB to pigułka gwałtu (przyp. autora)
39) bicie do nieprzytomności

Kategoria 5: Zapytania niemoralne (czyli - wstyd, ruja i poróbstwo)
40) dźwigacz jąder
41) nagość i medycyna
42) filmiki podawania zastrzyków w tyłek gołemu facetowi
43) gołe pacjentki
44) krępują się ale rozbierają gineksy
45) koloniA gola pani pielegniarka
46) nago na zajęciach z medycyny
47) okrzyk podniecenia
48) gołe studentki z akademika
49) golusienkie
and last but not least...
50) ułożenie kobiety na fotelu ginekologicznym wiązanie nóg film

* * *

A to wszystko tylko w grudniu...
Dość tej perwersji! Chyba muszę zamknąć bloga ;P

środa, 5 stycznia 2011

Droga

 czyli
CoolTURALNY KonCIK MooZYCZNY przedstawia:

Z nowym rokiem - (nie)radosna twórczość...Owoc nieprzespanej nocy.
Piosenka z dawnych lat, gdy listy pisano na kartkach papieru, wkładano w koperty i naklejano znaczek. Ktoś czekał niecierpliwie na te listy dni, tygodnie...
W tamtych, dobrych czasach, drogi przemierzaliśmy zazwyczaj pieszo, z plecakiem na plecach, sercem na dłoni, duszą na ramieniu. I wśród wielu ścieżek szukaliśmy tej jedynej, właściwej, tylko naszej...
* * *
Tyle wody upłynęło w górskich strumieniach, tyle się zmieniło... A my wciąż szukamy i w jakiś niepojęty sposób słowa tej piosenki są nadal aktualne... Dla każdego z nas, choć odrobinę...
Kolejny rok przeminął, "...a ja pytam wciąż gdzie to jest, no gdzie to jest..?" 

DROGA
sł. muz.: Wojtek "NERON"
Pozwoliłem sobie troszkę pomieszać w aranżacji i odbiec od oryginału :)
Ewentualnych audiofilów tradycyjnie przepraszam za jakość nagrania (domowe "studio" i ja w roli reżysera dźwięku-ignoranta)



czwartek, 23 grudnia 2010

Życzenia podstępne :)

poniedziałek, 19 lipca 2010

Urlopowo

Nareszcie! :D
Nie ma mnie. Odpływam...
Prostuję sobie psychikę za pomocą forsownego marszu w góry :)
Odezwę się, o ile nałapię trochę internetu do plecaka.

wtorek, 6 lipca 2010

Wielki comeback

Osiem lat kazałem "IM" na siebie czekać. W końcu wróciłem... Jak syn marnotrawny, jak poseł, jak tata z mickiewiczowskiej ballady.
A "ONE" stały niewzruszone, jakby "ICH" zupełnie nie obchodził mój wielki comeback.
Bieszczadzkie połoniny...

Jakoś przełknąłem gorycz chłodnego  powitania i z ciekawością patrzałem jak "nowe idzie". A "nowe" przyszło na całego.
Nowe, obce twarze w schroniskach - nie ma już komu powiedzieć "Witaj znów" na szlaku.
Nowa (nie)świadomość turystów - w Chatce Puchatka wisi kartka z napisem: "Proszę nie pytać o lodówkę!".
Nowa jakość bieszczadzkich smaków i specjałów - placek po bieszczadzku serwują przyjezdnym z torebki Knorra, czy innej świni(!), a słynny naleśnik spod Małej Rawki, to już tylko nędzna imitacja dawnej kulinarnej legendy.
I wreszcie nowa, wszechobecna, iście europejska cena... ech...

Tylko "ONE" pozostały jak dawniej... Bieszczadzkie połoniny.
Stoją jakby trochę nieobecne i z góry patrzą na "nowe" w dolinach.
I wiecie co?
W zupełności mi to wystarcza.
Niech sobie będą takie wyniosłe i niewzruszone. Niech kuszą swoim pięknem rano i straszą burzą popołudniu. Niech przyciągają jak magnes i prowokują do "ostatniego" wysiłku przed szczytem. Takie je pamiętam od zawsze, do takich właśnie wracam...
                                                             ...i nigdy się nie zawiodłem!


Co jeszcze nowego po wyjeździe? Zupełnie dotąd nieznany, zespół ZBCC.*
Oj starość, panie Crew... Zakwasiory mam takie, że na pięćdziesiąt litrów barszczu starczy. Tuzin chlebów można wyprodukować i jeszcze z tonę ogórków ukisić.
Może będą lepsze od tych bieszczadzkich "przysmaków"? ;)


--------------------
* Zajebisty Ból Całego Ciała.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Żenua

 czyli
CoolTURALNY KonCIK MooZYCZNY przedstawia:

Na dobry start w nowy tydzień. Specjalnie przed Państwem... wystąpi...

Nowa definicja słowa "ŻENADA"

Błagam wytrzymajcie do drugiej zwrotki! :D :D :D
Refren można nucić gremialnie...
O MASAKRA..!



"I będziemy ratowali ludzi, których dotknął los..."  - czyli, że co..? Zaczną od siebie..?, Panowie Ratownicy z Kwidzyna :D
Masakra...

czwartek, 17 czerwca 2010

Jak trusia

Człowiek całe życie się uczy, a i tak głupi umrze...

Pod takim właśnie hasłem będę niestety ślęczał przez najbliższe dni nad minimum pięćdziesięcioma stronami nudnych jak flaki z olejem wypocin własnych.
Temat: Nudy straszliwe w oparciu o europejski system znużenia i niechęci :(
Deadline: niedziela :(
Liczba wydziubanych dzisiaj stron: 2 (DWIE) :(
Pozostało stron: 48 (ja pierdziu) :(

To fascynujące... Kiedy człowiek już zebrał myśli, poczuł motywację i zamierza usiąść do pisania... nagle tysiące "pilnych" spraw spadają na głowę. Jak jastrzębie na króliczka...
Był styczeń. Kicałem sobie grzecznie do komputera:
- Siądę, napiszę. (kic, kic) Będę miał spokój (kic) ...a co mi tam...
- Hmm... A może by tak auto umyć..? - stanąłem słupka przy oknie gapiąc się na brudasa przed domem.
- Nieee... Przecież zima jest... Idź pisać.
- No to chociaż mieszkanie posprzątam, albo nie wiem... na spacer się dotlenić pójdę..?
- Nieee... Odkop tylko laptopa spod książek, otwórz okno... dwa głębokie wdechy i idź pisać.
- A jakbym sobie włączył TV..? Tak na dwie minutki dosłownie...
- NIE!!! Marsz do komputera i PISAĆ!
- Dobra już dobra... (kic, kic) idę... normalnie rozdwojenie jaźni jakieś... (kic)
Usiadłem przy komputerze, obłożyłem się mądrymi książkami i zacząłem pisać...

                                                           ...bloga :P

Dni mijały, śniegi spłynęły... Nadeszły powodzie, potem upały...
Pozostało stron: 48

- A było się za to wcześniej zabrać..?
- Oj było... :( (kic, kic)

Człowiek całe życie się uczy, a i tak głupi umrze... podobnie jak króliczki...


środa, 9 czerwca 2010

Meta

Inspiracją do napisania tego posta była opowieść autorstwa Doro - polecam (tu klikać) :)

Chyba nikt z nas nie lubi tego paskudnego uczucia "roztrzepania". Mnie dopada ono zazwyczaj z samego rana, kiedy tysiąc spraw trzeba załatwić, a tysiąc pierwsza polega na spiesznym wyjściu z domu i podążaniu do pracy.
- Jeszcze to zabrać. Jeszcze tamto załatwić... Kurczę, gdzie są moje spodnie? Wieczorem były pod łóżkiem... Telefon dzwoni, herbata parzy. Dobra mam wszystko? Zęby umyłem? Umyłem. W drogę... No super, a gdzie kluczyki do auta?
Tak mniej więcej wyglądał mój pierwszy roboczy poranek tuż po zakończeniu zwolnienia lekarskiego.
Powód zwolnienia? Standard - kręgosłup.

Dzień pracy upłynął pod znakiem taryfy ulgowej. Jako rekonwalescent miałem niejakie fory. Zero dźwigania, łażenia po schodach - czysty relaks. A pod wieczór, w domu... Luuuuzzz, błoooga sielanka... Telewizorek, pilocik - pyk, pyk. I nagle:
- O kuźwa! Jaki dziś dzień? Środa? O cholera! Dziś mam pierwsze zabiegi na rehabilitacji! Która godzina?!?
Poderwałem się z łóżka. Kręgosłup wykonał fantazyjne pstryk, ale zignorowałem dziada, gnając dziko w stronę szafy.
- T-shirt, adidasy, torba, dresy... Dresy? Nieee... w tych się nie mogę pokazać w naszej placówce. Wstyd nawet auto myć w takiej odzieży sportowej, a co dopiero ćwiczyć pod okiem jakiejś ładnej rehabilitantki.
Odwrót do samochodu, szybki najazd na sklep sportowo-turystyczny.
- Macie jakieś duże spodnie dresowe? Tam? Dziękuję..! (Chyba będą dobre..?) Tak, poproszę te.
- Zapakować?
- Nie, dziękuję... Wrzucę sobie, o tu do torby... Do widzenia..!
- Chwileczkę, proszę pana! Portfel..!
- Tak dziękuję..! Przepraszam... lecę...
- I kluczyki..!

* * *
Wpadłem zziajany na hol naszej rehabilitacji.
- No, panie Crew... Szybciutko do przebieralni. - młodziutka pielęgniarka pogroziła żartobliwie palcem.
- Tak, tak... lecę...
- I potem zaczynamy od masażu..! - krzyknęła jeszcze za mną.
- Dobraaa! - odkrzyknąłem szarpiąc się z dresami w ciasnej przestrzeni szatni.
- Świetna ta rehabilitacja - myślałem ubierając sportowe buty - Jeszcze nic mi nie zrobili, a ja już biegam i się gibam jak młody bóg...
Na korytarzu blond dziewczę odebrało moją kartę zabiegów.
- Obręcz biodrowa... - przeczytała głośno - Proszę pod gabinet.
- Wreszcie luz. - myślałem kładąc się na miękkim stole do masażu.
- Proszę te dresy zsunąć nieco niżej, zawołam masażystkę.
- Dobrze, dobrze... Tylko jakąś fajną... - dokończyłem w myślach.
Przyszła fajna, w białym fartuszku i zaczęła od perlistego śmiechu.
- Dobrze, że personel taki pogodny - myślałem zrelaksowany.
- Gdzie najbardziej boli? - zapytała masażystka tłumiąc radosny śmiech.
- Lędźwiowy i krzyżowy - odparłem.
- A niżej nic nie boli? Takie uczucie jakby uwierania, mrowienia?
- Nie... nic takiego. - troska o pacjenta zrobiła na mnie spore wrażenie.
Dwadzieścia minut później:
- To wszystko, dziękuję - dziewczyna uśmiechała się szeroko.
- To ja dziękuję - podnosiłem się ze stołu
- Tylko ostrożnie proszę ubierać dresy.
Potem były naświetlania, "rażenia" prądem i laserem. Wszędzie uśmiechnięte, wręcz roześmiane laski w białych fartuszkach.
- Wygodnie panu? Nic nie uwiera?
Normalnie RAJ.
W atmosferze ogólnej radości dotarłem do sali gimnastycznej, gdzie czekał na mnie pan rehabilitant. Zmęczony, poważny dla odmiany. Zadawał coraz trudniejsze ćwiczenia do wykonania, wyciskał siódme poty, wreszcie uśmiech okrasił jego oblicze.
- No panie Najki, ostatnie pięć powtórzeń i na dziś kończymy.
- Słucham? - nie zrozumiałem - Jak on mnie nazwał?
- Mówię, że zaraz będzie koniec i można się przebrać w wygodniejsze ciuchy. Nic pana nie boli?
- Nie... - odburknąłem - Ani nie mrowi, ani nie uwiera też.
- Twardziel z pana - odrzekł całkiem już rozradowany - Wobec tego do zobaczenia w piątek.
Powlokłem się zmęczony do szatni.
- Wszyscy tacy uśmiechnięci, weseli, aż dziwnie... - dumałem zdejmując buty - Ciekawe ile szef im płaci za ten entuzjazm?
Pochyliłem się zsuwając spodnie i właśnie wtedy mój świat zawirował. Wszystko stało się jasne, wręcz boleśnie klarowne.
W dresach bezczelnie dyndała tekturowa metka... Nie, nie metka -
META! 
Ogromna, biała płachta tektury z nazwą producenta, ceną, składem materiału i (o Jezu) instrukcją prania w pięciu językach!
- I ja to cały czas miałem w gaciach!?! A oni to czytali!?!
Poniżej krzyżowej okolicy kręgosłupa pojawiło się mrowienie i uwieranie, na twarzy wystąpił intensywny rumień, a wielki napis na metce 'Nike' zmienił się podstępnie w słowo 'KOMPROMITACJA'

* * *
"Jestem etatowym rozweselaczem zatrudnionym przez życie, szkoda tylko że nieświadomym swojego szczytnego zadania" - Doro

Przeświadczenie, że nie pozostaję sam w swoich przeżyciach i traumach, niesie ukojenie oraz ulgę niewysłowioną :)
--------------------------------------------------------------

niedziela, 11 kwietnia 2010

Zmilczeć wypada

Katyń 1940-2010
Jakaś fatalna symetria rządzi tym miejscem...
Dziesiątki pytań cisną się na usta, ale póki co zmilczeć wypada...

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Falstart

Jednak święta trochę człowieka przymulają :)
Ospały, rozleniwiony... klikam w te klawiszki bez ładu i składu... No i się pomyliłem. Zrobiłem falstart.

Przepraszam bardzo. Wypoczywajcie dalej... A jutro będzie o ZASTRZYKACH :)



Acha i jeszcze coś... Dzisiaj "olewam" wszystko. Wy też? ;)

sobota, 3 kwietnia 2010

Święta

Wszystkiego NAJ... 
                                    Odpoczywajcie :)


niedziela, 28 marca 2010

Pocztówka

"Jak dobrze wstać skoro świt..."
Tylko czemu głowa tak ciężka, obolała i niczym cymbał brzmiąca?
Aaaa już wiem, sobota wczoraj była...

"Obiecał mi poranek szczęście dziś i szczęście dziś musi przyjść..."
Będę szczęśliwy, kiedy mnie głowa przestanie boleć, a tymczasem...

Jako, że nie samą pracą człowiek żyje... (Nie..? Coś podobnego..! - zakrzyknął mój szef) czasem człowiek winien się odstresować, odchamić i sprawić sobie odrobinę radochy.
W związku z tym postanowiłem zakupić nowy instrument muzyczny z grupy strunowych szarpanych z pudłem rezonansowym, gryfem i progami na podstrunnicy.
Nową gitarę przetestowałem wstępnie i pokochałem od pierwszego wejrzenia.
Fazę pierwszych zalotów mamy już za sobą, czego efektem jest poniższa pocztówka... /na gryfie wisi jeszcze metka, ale obciach ;) /

Opis techniczny:
Do zabawy użyłem gitary akustycznej, wzmacniacza, oraz magicznego pudełka o nazwie loop station. Dzięki niemu można nagrywać "w biegu" poszczególne ścieżki dźwiękowe, zapętlać je i nakładać.
Utwór muzyczny bez nazwy... Pierwsze lepsze trzy akordy, które mi wpadły do głowy.
Jakość dźwięku porażkowa, bo nagrywana z kamery, no i YouTube zrobiło też swoje.

Słówko dla ewentualnych gitarowych krytyków, specjalistów i koneserów:
Tak... wiem... Mam usztywniony nadgarstek i prawie nie używam piątego palca, ale... nie jestem gitarzystą, nie żyję z tego... Nie znam się dobrze na nutach, uczyłem się sam, po swojemu i ze słuchu. Próbuję grać, ponieważ sprawia mi to ogromną radochę i w ten sposób WYPOCZYWAM, czego i Wam Drodzy Przyjaciele życzę :)

Dżizaaaaas, moja głowa... Idę na kroplówę ;)