Z której strony nie spojrzeć, ta przytomność umysłu ważna jest "za kółkiem", bo mając mniej niż 12 punktów w skali Glasgow* nijak pojazdu się nie da prowadzić...
No dobra, da się, ale krótko ;)
Dyżur długi i pracowity, spać się chce, a do domu trzeba jakoś wrócić... I co wtedy?
Przerabiałem już kilka różnych sposobów na odpędzenie snu przed podróżą:
- kawy nie lubię. Kiedy już się zmuszę, to pierwsze pięć minut latam jak podniecona świnka morska, która usiadła na strzykawce z adrenaliną, a zaraz potem śpię jak zabity.
- kubeł zimnej wody na łeb, owszem działa, ale zimą w aucie zamarzały mi włosy. Niezdrowo, nieestetycznie i podsufitka się rysuje.
- wynalazki typu RedBull, Tiger i inne "bul, bul dopalacze"... Było super przez parę tygodni. Potem pojawiły się problemy z szybkim dotarciem do najbliższej toalety, a moje czasy przejazdu uległy znacznemu wydłużeniu. Mówiąc krótko i obcesowo: mega-sraka jest po tych oranżadkach, no i wcale nie dodają aż takich skrzyyydeł, żebym "na posiedzenie" zdążył dolecieć od jednej stacji benzynowej do drugiej. Nikt nie lubi, kiedy podróż odbywa się skokami ;)
I tak przeprowadzałem kolejne testy pobudzające, jednocześnie borykając się z sennie opadającą w podróży głową, aż w końcu odkryłem... radiowe wiadomości. Bingo!
Wystarczy, że przez pięć minut posłucham o tym, co się w kraju dzieje i już mi senność przemija niczym narkotyczny odjazd przerwany Naloxonem. Nie żebym ja narkotyki brał, ale wiadomości w aucie słucham i nie zasypiam!
Wczoraj też... Wracałem z "nocki", powieki nagle zrobiły się ciężkie, więc natychmiast włączyłem radio, a tam:
Wczoraj w godzinach popołudniowych, dwie urzędniczki "państwowej instytucji" uratowały mężczyznę, który po zasłabnięciu za kierownicą uderzył samochodem w latarnię. Panie ułożyły chorego na fotelu w pozycji siedzącej i uciskając klatkę piersiową, cały czas mówiły do niego, aby nie stracił przytomności. Mężczyzna przebywa w szpitalu, aktualnie jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. (znaczy się, krewkich pań tam nie wpuszczono?)
Jak same twierdzą, odważne pracownice administracji państwowej wiedzę na temat postępowania w takich przypadkach czerpały z biuletynu przesłanego kilka dni wcześniej firmową pocztą e-mail. Gratulujemy odwagi i poczucia obywatelskiej powinności!
Sen uleciał precz, a ja zadumałem się nad treścią świeżo podanego newsa, analizując jego składowe.
Znając talent i profesjonalizm rodzimych mediów, panie urzędniczki "mogły" na miejscu zrobić wszystko, z uzyskaniem dostępu do naczyń centralnych włącznie ;) Co tam naprawdę wystrugały, pozostanie pewnie już na zawsze tajemnicą.
Jednak nie w tym rzecz, by chwalić lub piętnować działania pań. Tu idzie o coś ważniejszego. O medialny przekaz i pseudo-edukację społecznych mas. Czego bowiem może się dowiedzieć przeciętny Kowalski, słuchając tej wiadomości?
- Jeśli ktoś zasłabnie, masz go posadzić i z całych sił walić w klatę, nie dopuszczając jednocześnie, by biedaczysko stracił przytomność! O tym wszystkim nauczysz się z biuletynów, komiksów, encyklopediów, wikipediów, internetowych forumów i... z naszego radia!
No luuuuudzie..!
Jak to usłyszałem, od razu zacząłem się rozglądać za stacją benzynową. Jakaś nerwica układu trawienia, czy co..? ;)
Rzecz pierwsza (łatwa):
Co ci (pożal się Boże) redaktorzy mają z tym zasłabnięciem?!
Gdzie nie spojrzę: ten zasłabł i umarł, tamten zasłabł i musieli go reanimować...
Zasłabnięcie, to nawet nie omdlenie, a jeśli już ktoś sobie zbyt potocznie użyje sformułowania "zasłabł" w odniesieniu do nieprzytomnego, to nie oznacza wcale, że od strzała należy mu się uciskanie klaty!
Rzecz druga (trudniejsza):
Wykonywanie tzw. masażu serca na kimś, kto siedzi, jest zajęciem zdecydowanie trudnym, niewygodnym i co najważniejsze nieskutecznym. Jeśli dodatkowo poszkodowany siedzi za kierownicą, a samochód nie jest kabrioletem, to sensowne uciskanie klatki piersiowej jest po prostu niemożliwe.
Rzecz trzecia (mega-trudna):
Jeśli poszkodowany ma otwarte oczy i z nami rozmawia, to za cholerę nie ma zatrzymania krążenia!!! W związku z tym, uciskanie mu klatki piersiowej (nawet na siedząco) może się skończyć solidną śliwą pod okiem... oczywiście okiem ratownika.
Rzecz czwarta (niewykonalna wręcz):
Pierwsza pomoc jest "gałązką" nauk medycznych opierającą się głównie na umiejętnościach praktycznych. Oczywiście podbudowa teoretyczna jest istotna, ale w ewentualnym procesie samokształcenia, wiedzę należy czerpać z pewnych źródeł, firmowanych nazwiskiem autora stanowiącego autorytet w danej dziedzinie. Nie musi to być od razu doktor nauk medycznych, ale "pan Heniek" od zakładowego BHP być może nie wszystko dobrze zapamiętał lub zrozumiał na zajęciach sanitarnych w wojsku, w pięćdziesiątym drugim roku. (przepraszam wszystkie światłe "wyjątki" od BHP).
Samodzielnie zdobyte wiadomości koniecznie trzeba zweryfikować w trakcie ćwiczeń pod okiem doświadczonego instruktora. On zawsze podpowie i wskaże, co robimy dobrze, a co możemy poprawić i czy nasza ogólna koncepcja skakania po klatce błagającego o litość pacjenta jest słuszna.
Niestety taka korekta nie jest możliwa w wirtualnym świecie biuletynów, interaktywnych przewodników, czy szkoleń via internet.
Dlatego: Ludzie! Idźcie na szkolenie z pierwszej pomocy!
My - instruktorzy naprawdę nie gryziemy (w większości).
A żeby nie pisać tylko po próżnicy, wszystkim zainteresowanym proponuję dziesięciopunktową
instrukcję Resuscytacji Krążeniowo-Oddechowej
spisaną w języku "chłopskim":
Wypadek! Coś poszło nie tak i teraz wszyscy zgromadzeni stoją jak wryci gapiąc się w jeden żywy/nieżywy? punkt. Stoisz i ty. Zastanawiasz się, czy trzeba koniecznie coś robić, dlaczego właśnie ty musisz to robić i czy w ogóle warto pomóc?
Warto.
1. Sprawdź, czy jest bezpiecznie! Zanim wleziesz ratować innych, zrób tak, żeby ciebie diabli nie wzięli. Pokombinuj przez krótką chwilę, czy to co zamierzasz zrobić jest na pewno bezpieczne dla ciebie, poszkodowanego i innych, żądnych sensacji gapiów.
2. Sprawdź, czy możesz sobie pogadać z poszkodowanym na tematy obojętne. Jeśli ma otwarte oczy i mówi brzydkie słowa, znaczy, że możesz... Nawet jeśli rozczaruje cię swoim zachowaniem, nie mów nic złego na jego mamusię, bo to się zazwyczaj źle kończy. Zapytaj, czy możesz jakoś pomóc, spróbuj ustalić, co go boli, przy czym ból istnienia się nie liczy.
Jeśli poszkodowany ma zamknięte oczy, delikatnie potrząśnij za jego ramiona i głośno zawołaj. Treść zawołania jest w zasadzie obojętna, jednak zwyczajowo nie używamy zwrotów typu: "Wstawaj ty głupi ch...!" i innych o podobnym wydźwięku. Hasła "otwórz oczy" lub "co się stało?" w zupełności wystarczą.
Brak reakcji na delikatne potrząsanie i wołanie oznacza, że oto leży przed tobą najprawdziwszy nieprzytomny/omdlały/zasłabnięty itp. Jak go sobie nazwiesz - wg redaktorów nie ma znaczenia. Ważne, że właśnie zdałeś sobie sprawę z faktu, iż ten człeczyna potrzebuje pomocy i go nie opuścisz "aż do śmierci". Bo go nie opuścisz, prawda?
Nawet jeśli to klasyczny słuchacz płyt chodnikowych, całą noc raczący się nektarem z kartonu, lepiej żebyś mu jakoś pomógł... zwłaszcza w zimie.
3. Najwyższa pora, aby zakończyć widowisko i rozgonić publikę. Możesz głośno zawołać o pomoc i obserwować jak żądni sensacji ludzie w popłochu umykają na wszystkie strony. Możesz też wskazać paluchem najbardziej poczciwą gębę z całego tłumu i poprosić, by z tobą została. Jeżeli z całego tłumu, to twoja gęba jest najbardziej poczciwa, znaczy, że coś poszło nie tak w pierwszym punkcie niniejszej instrukcji.
Jeśli ci się poszczęści lub jesteś zgrabną laską - wskazana "gęba" zostanie i pomoże. Nie zrażaj się w przypadku odmowy. Poproś o pomoc kogoś innego, ale rób to szybko, zanim wszyscy uciekną.
4. Nie każdy chłop z widłami to Posejdon, podobnie nie każdy nieprzytomny musi od razu "nieżyć". Trzeba to obadać.
Pamiętaj, że walenie z liścia po twarzy nie jest dobrą metodą diagnostyczną na obecność ducha w ciele, zwłaszcza jeżeli nie wszystkie "gęby" z otoczenia pouciekały. Lepiej będzie jak odchylisz głowę poszkodowanego ku tyłowi i dwoma palcami podtrzymasz jego żuchwę, aby nie opadała ze zdziwienia. Teraz zbliż swój policzek w pobliże ust poszkodowanego i skup się, bo będzie "trudno":
a) spróbuj wyczuć na własnym policzku ciepłe, wydychane powietrze. Wytrzymaj nawet jeśli skórę parzy "moc wczorajszych promili".
b) jednocześnie postaraj się usłyszeć zwykły, spokojny szmer oddechowy. Jeżeli poszkodowany szeptem prosi cię o parę złotych "na bułkę" lub składa niemoralną propozycję, znaczy, że oddycha.
c) patrz uważnie na klatkę piersiową poszkodowanego. Zwróć uwagę, czy się unosi i opada w rytm oddechu. Uwaga! Nawet jeśli twój poszkodowany(a) ma bardzo atrakcyjną klatkę i trudno ci oderwać wzrok, całość badania (podpunkty a,b,c) nie może trwać dłużej niż dziesięć sekund!
Czas odpowiedzieć na pytanie: oddycha, czy nie oddycha?
- Jeśli nie czułeś oddechu, nie słyszałeś go i klatka piersiowa się nie unosiła... wiadomo - nie oddycha.
- Jeśli masz wątpliwości, co do wyniku badania, uznaj, że nie ma oddechu i zacznij coś poważnie "rzeźbić"
Wyjątek: Jeśli w środku lata ratujesz na plaży topielca, który ma na nogach łyżwy, wyjątkowo możesz odstąpić od rzeźbienia ;)
5. Rzeźbienie zacznij od wezwania karetki! Możesz w tym celu wykorzystać "poczciwą gębę", która wskazana twoim paluchem nie miała wyjścia i została pomóc. Poproś, aby "gęba" zadzwoniła na pogotowie. Lepiej od razu podyktuj mu numer 999 lub 112, gdyż statystyki wyraźnie wskazują, że 3/4 "gąb" jest niekumatych w kwestii telefonicznej numerologii. Powiedz, że ratujecie nieprzytomnego człowieka, który nie oddycha.
Jeśli wcześniej nie złowiłeś żadnego pomocnika, musisz samodzielnie wezwać karetkę! To jest najlepszy moment. Im szybciej, tym lepiej.
6. Udało ci się dogadać z paskudną, wredną dyspozytorką? Świetnie :) Czas na konkretne ratowanie!
Jeśli dotąd nie ułożyłeś poszkodowanego plecami na twardym, płaskim podłożu, zrób to teraz.
- Nie, fotel w samochodzie nie jest twardym, płaskim podłożem.
- Tak, jeśli kierowca/pasażer nie oddycha możesz/powinieneś go wyciągnąć z auta.
7. Teraz będziesz uciskać klatkę piersiową. Uklęknij na obu kolanach, tuż obok ratowanego. Pochyl się i wyprostuj ręce w łokciach. Połóż nadgarstek swojej ręki na środku klatki poszkodowanego. Przyłóż drugą dłoń i spleć palce. Żeby nie wiem jak cię korciło, nie zjeżdżaj na boki. W domu sobie podotykasz! I nie skacz po mostku jak prosiaczek grający w misie-patysie. Staraj się trzymać ręce w jednym miejscu.
Pamiętaj, że to ma być solidny ucisk, a nie mizianie. W domu sobie pomiziasz! Dorosłemu człowiekowi należy się pięć lub sześć centymetrów "uczucia" skierowanego pionowo w głąb klatki piersiowej.
Uciskaj rytmicznie trzydzieści razy. Spróbuj zachować tempo nieco szybsze niż jeden ucisk na sekundę (100-120 razy na minutę). W trakcie "masażu serca" nie nuć pod nosem żadnych piosenek, nawet jeśli to ma być "Staying alive", bo szybko się zasapiesz, a ludzie pomyślą, że do reszty zwariowałeś.
8. Skończyłeś uciskać trzydzieści razy? Pewnie zastanawiasz się, co teraz i czy naprawdę musisz "całować się" z tym obcym?
- Nie musisz! Jeśli nie posiadasz żadnej maseczki lub specjalnej "serwety" do sztucznego oddychania lepiej skup się na solidnym uciskaniu klatki piersiowej. Nie przerywaj akcji po trzydziestym ucisku. Po prostu cały czas, rytmicznie "pracuj" na mostku.
- Jeśli nosisz przy sobie kieszonkową maskę lub inne zabezpieczenie, to już na pewno dobrze wiesz jak tego używać, więc nie ma sensu tłumaczyć. Jeżeli nie wiesz, a chciałbyś wiedzieć - idź na szkolenie!
9. Uciskasz i uciskasz, a w głowie kiełkuje myśl: "Kiedy przerwać?"
- Na pewno musisz przestać po pierwszym "Auu" z ust poszkodowanego ;)
- Przerwij działania jeśli poprosi cię o to zespół karetki pogotowia. Nawet jeżeli uważasz ich za kompletnych głąbów, pozwól im się wykazać i dopuść do pacjenta.
- Jeśli poszkodowany zacznie się poruszać, kaszleć, przełykać itp. zrób sobie dziesięciosekundową przerwę, podczas której ponownie sprawdzisz oddech.
- Masz prawo się zmęczyć, ale nie masz prawa tracić przytomności i kłaść się obok poszkodowanego. Pamiętaj, że wyrażanie współczucia i więzi z poszkodowanym poprzez naśladownictwo, w tym przypadku jest bardzo niewskazane. Jeśli masz pomocników, zmieniajcie się co około dwie minuty. Jeżeli biedaczku jesteś sam i czujesz zmęczenie, przerwij działanie.
10. Ponieważ czytasz ten tekst w internecie i nie znajdziesz pod nim żadnego prawdziwego nazwiska, nie ufaj w ani jedno moje słowo!
Idź na szkolenie i sprawdź, czy mówię prawdę! :)
-------------------
* skala Glasgow (GCS) - pozwala ocenić stan świadomości na podstawie przyznawanych punktów.
12 pkt określa się jako umiarkowane zaburzenia przytomności.