sobota, 8 marca 2014

Dzień kobiet wyzwolonych

Zamiast wstępu, krótki cytat z Wikipedii (podkreślenie moje):
Dzień Kobiet – coroczne święto obchodzone 8 marca jako wyraz szacunku dla ofiar walki o równouprawnienie kobiet. Ustanowione zostało w 1910 roku. 

Czyli, że to już sto cztery lata, jak szarmanccy mężczyźni, w tym marcowym dniu, popylają, taszcząc w dłoniach chabazie różnego asortymentu, z nieśmiertelnym goździkiem na czele :)
W czasach świetności i prosperity, można było zauważyć jak ten i ów, człowiek pracy, oprócz chabazia, targał jeszcze dobro luksusowe w postaci rajstop lub inszych gaci. Z rzadka, pod murem przemykał jakiś "kapitalistyczny pomiot", skrywając zazdrośnie pod pazuchą, pudełko pralin od Wedla. No i telewizyjny Przywódca Narodu, wręczający na wizji, swojej wybrance, talon na "Malucha". 
Ech... piękne dni chwały utraconej. 
Atmosfera święta. To namacalne (dosłownie) ożywienie w zakładach pracy, kawiarniach i na skwerach. Panowie w marynarkach w jodełkę, flanelowych koszulach w kratę i zaczeskach "na pożyczkę". Panie rozsiewające woń zagranicznych perfum "Biełyje rozy" lub rodzimej produkcji "Czar PeGieeRu". 
I wszechobecne "Pani Gieniu, całuję rączki, ściskam polędwiczkie..."
Sto cztery lata... i szlus! Dość świętowania! 
Walka o równouprawnienie kobiet zdaje się dobiegać końca. Oto bojowniczki o wolność i oderwanie spódnicy od macierzy (i tacierzy), wpadają na metę, witane burzą oklasków entuzjastycznie nastawionych samców. Oto nadciąga nowa jakość.


* * *
8 marca... Siedzimy w robocie z pielęgniarką Kasią. 
Pielęgniarka Kasia jest przedstawicielką ściśle wyselekcjonowanej grupy personelu medycznego, której "walory" przyprawiają pacjentów o nadciśnienie oraz nagłe incydenty wieńcowe. Męską część z zachwytu, damską z zazdrości.
Dla pielęgniarki Kasi, niejeden chirurg dałby się pokroić i zszyć bez znieczulenia, niejeden ortopeda połamałby i zespolił na żywca swe kości długie, niejeden proktolog... no mniejsza z tym.
Tymczasem pielęgniarka Kasia jest nieszczęśliwa. Oto w tym dniu (zwyczajnym przecież - jak rzekła siostra z Ligi Kobiet), odezwała się w Kasi tęsknota za świętem utraconym. I jakże teraz, kobiecie wyzwolonej i uprawnionej po równo, wypada manifestować żal za skamieliną minionej epoki?
Siedzi zatem Kasia smutna. Usteczka w podkówkę składa, bieluśki fartuszek, co i rusz rączką przygładza. Kwiatuszka chętnie by przygarnęła, buziaka od ordynatora... A tu nic! ZERO świętowania.
Chirurg, doktor Zarzyna, wpadł na chwilę do dyżurki, ale widząc Kasię w tym stanie, zgrabny piruet na pięcie wywinął 
- Oj widzę, że siostra Kasia dziś nie w sosie... - i znikł. 
- Coś taka..? - pytam, bo i mnie smutek oraz zakryty po szyję fartuszek Kasi, spokoju nie dają.
- No ósmy dzisiaj...
- ?
- No... marca...
- ??
- No ósmy marca, helloł..!
- Aaaa... No to najlepszego, stara! - rozpromieniam się i lokuję pieszczotliwy kuksaniec na ramieniu wyzwolonej Kasi.

Mijają dyżurowe godziny. Pielęgniarka Kasia nadal smutna i przygnębiona. Podkowa z jej buzi sięga już do ziemi. Chyba nic się nie wydarzy...
I nagle dzwoni Kasi komórka.
MIŚ - litery na wyświetlaczu oznajmiają, że oto dzwoni jej ukochany miś... znaczy facet Kaśki.
- Cholera! - klną w myślach chirurg, ortopeda, proktolog i męskie rzesze pacjentów.
- O, mój Miś dzwoni... - smutna podkówka nieznacznie się prostuje i nadzieja spływa na Kasi buzię - Może chce złożyć życzenia..? 
Jako, że komórka Kasi jest telefonem osobistym, ustawionym ściśle do rozmów prywatnych, słyszę każde słowo konwersacji dobiegające ze słuchawki.
- Cześć Kasiu, to ja, twój Miś...
- Cześć Misiu. Co tam?
- Kasiu, bo dzisiaj jest ósmy marca tak?
- No tak Misiu... - W jednej chwili twarz pielęgniarki rozpromienia cudowny uśmiech i ta kobieca radość życia.
- No... To jak będziesz wracała z roboty, to kup sobie jakiegoś kwiatka, ja ci potem oddam kasę...


* * *
Ot, dzień kobiet wyzwolonych. He, he, he.

Najlepszego Drogie Panie!
Całuję rączki, ściskam polędwiczkie i... kupcie sobie jakiegoś kwiatuszka ;)

Wasz szarmancki (jak zwykle)
Crew