czwartek, 13 września 2012

Nosił wilk razy kilka cz. 2

Początek tej historii można znaleźć tutaj

* * *
Karetka pędziła na sygnałach, przecinając mroki nocy niebieskim stroboskopem
- No... zbierz dupę w troki i nie panikuj Crew... - pomyślał Crew wciągając głęboko powietrze - ...dasz radę... Musisz!
Gdzieś z tyłu głowy kołatała jeszcze cichutka i nieśmiała myśl
- Żeby tylko nie było strasznej masakry... żebym nie dał ciała i nie wyzionął ducha jednocześnie...
Niestety widok jaki odsłoniły reflektory ambulansu rozwiał wszelkie nadzieje na lekką pracę.
Powolutku minęli przewróconego tira z naczepą ustawioną w poprzek drogi. Wielki pojazd wyglądał jak martwy wieloryb wyrzucony na asfaltowy brzeg. Kilkadziesiąt metrów dalej, w pocie czoła pracowali strażacy. Słychać było wyraźny warkot ich stalowych zabawek, a świetlne snopy elektrycznych najaśnic lizały pogięte blachy drugiego samochodu.
Kiedy karetka zbliżała się do smętnych resztek osobówki, Crew nie pamiętał już o swoich zdrowotnych problemach. Schwycił torbę opatrunkową oraz defibrylator dla przeciwwagi i potruchtał w stronę wraku.
Dalsze wydarzenia potoczyły się wartko i zostawiły w umysłach pracujących ratowników pojedyncze przebłyski świadomości, niczym flesz aparatu zamrażający sekundy wspomnień.

Wilczur, sobie tylko znanym sposobem, natychmiast wcisnął się do resztek czegoś, co kiedyś było dumnym wnętrzem samochodu. Crew nie zdążył nawet stęknąć, a już drogę zastąpili mu strażacy próbujący z uporem maniaków testować wszystkie narzędzia na blachach zmiażdżonej karoserii.
- ...eskę, eskę!!! - spośród żelastwa dobiegało wołanie Wilczura, zagłuszane hukiem agregatów.
- Cooo??!! - Crew nie mógł dosłyszeć stłumionych żądań doktora. Usiłując rozgarnąć dwa zastępy strażaków, intensywnie dumał
- Jaką on chce kurna eskę?! Przecież to my jesteśmy eska!!!
Wreszcie ryzykując własną i tak już niezbyt ładną buźkę, zanurkował między strażackie nogi i wsunął głowę wprost pod pracujące rozwieraki.
- Co doktor chciał?! - wrzasnął w ciemną czeluść auta
- Deskę ku.wa!!! Dawaj deskę! - doleciało z mroku
- Aaaa deskę..! - olśniło nagle ratownika - Leć po deskę! - wrzasnął do kierowcy niczym w grze "podaj dalej" - A kołnierz doktor chce?!
- Mogę chcieć..!
- Słucham..?!
- DAWAJ TEN KOŁNIERZ!!!
- Proszę bardzo... - kołnierz zniknął pod blachą - A doktorze, jak my go stąd wyciągniemy?!
- *%##!?#$%** - nieparlamentarny opis techniki wyciągania zginął w łomocie maszyn.
- Przepraszam jak??!!
- Tak samo ku.wa jak tu wlazłem! Rozganiaj tych strażaków i łap się za drugi koniec deski!!!
Cała ta konwersacja trwała naprawdę bardzo krótko. Zupełnie jak flesz, który błysnął w mroku i zgasł.

* * *
- Podpinaj elektrody, puść tlen i wentyluj przez maskę... - sapał zziajany Wilczur, kiedy wsadzili nieprzytomnego pacjenta do karetki. Crew dopiero teraz uświadomił sobie, że jego serce wali jak szalone, ale ledwie o tym pomyślał, już musiał spełniać lawinowe polecenia lekarza.
Jeden rzut oka na monitor wyjaśnił całej trójce powagę i jednocześnie beznadziejność sytuacji.
- Reanimujemy! Proszę uciskać klatkę piersiową. - warknął doktor i spojrzał na bladego ratownika - Dobra, sam będę uciskał... Jeszcze mi się tu cholera przekręcisz. Ale ty zakładaj wkłucia, nabieraj leki i puszczaj kroplówki. Ruchy, ruchy zdechlaku!
Reanimowali na zmianę. Doktor, kierowca i... Crew, który dotknięty nomen omen do żywego tym "zdechlakiem", powiedział, że prędzej padnie na posterunku niż zostawi kolegów bez zmiany w reanimacji.
Trwało to wszystko ze czterdzieści minut, choć wszystkim się zdawało, że kolejny flesz błysnął i zgasł.
W końcu stale powiększający się obwód brzucha pacjenta i płaska linia uparcie rysująca monitor wymusiły lekarską, smutną decyzję.
- Kończymy panowie... Dość. Idź po worek, zapakujemy ciało. Daj mi papiery do wypełnienia. Musimy czekać na prokuratora.

* * *
Dziwna to chwila i nieprzyjemna, kiedy zespół musi przyznać się do porażki.
Zatopiony w mroku ambulans nadal tkwił na poboczu drogi. Nieopodal strażacy usuwali z asfaltu pozostałości po tragedii. Wewnątrz karetki panowała cisza.
Kierowca zdawał się drzemać za kółkiem, choć wszyscy wiedzieli, że udaje. Doktor w świetle lampki skrzętnie wypełniał dokumenty, natomiast Crew padł na kolana i... zaczął zbierać papierki, woreczki, potłuczone ampułki po lekach i całe "tony" innych śmieci, jakie po każdej reanimacji przysłaniają podłogę przedziału medycznego.
- No i żyję. Nie zginąłem... - myślał ratownik i z pewnym, niezbyt stosownym do chwili zadowoleniem stwierdził, że jego serce pracuje jakby wolniej i tak jakoś... zdrowiej. Tylko mięśnie jeszcze drżały po niedawnym wysiłku, a w głowie huczało ciśnienie całej akcji.
- Te zdechlak... - doktor stukając długopisem po ramieniu ratownika, przerwał jego hipochondryczne rozmyślania - ...weź no jeszcze zmyj tą krew - lekarski długopis wskazywał niewielką strużkę zastygłą na białych drzwiach przedziału medycznego.
- Tylko sobie nie zdechlak, ok? - mruczał Crew wyciągając z szafki "Najsilniejszy spray na bakterie, wirusy i inne dziadostwo, które zmyć trzeba".
- A jak to nie zdechlak?! - zrzędził dalej Wilczur - A kto ledwie girami ruszał przy aucie? Komu musiałem kroplówkę zapinać? Ja zawsze powtarzam: Trza być zdrowym w pogotowiu!
Crew ze złością nacisnął dźwignię zbiorniczka, kierując ciecz na zakrwawione drzwi.
- Powiadam jeszcze raz. Trza być zdrowym w pogotowiu, a nie same zdech... kheee.... kheee... tfuu..! - lekarz urwał w pół zdania swoją tyradę i ku zdumieniu ratownika zajął się gwałtownym odkrztuszaniem i pluciem.
- A cóż on tak gruźliczy? Komara połknął, czy ćmę? - Crew jeszcze o tym nie wiedział, ale właśnie stała się rzecz z pozoru niemożliwa. Oto zbyt mocno wystrzelony strumień środka dezynfekcyjnego odbił się od ścianki karetki i wpadł wprost do otwartych ust siedzącego nieopodal Wilczura.
Kiedy fakt zaistnienia tegoż, jakże durnego, wypadku przy pracy dotarł wreszcie do świadomości ratownika, ten zdołał tylko pomyśleć:
- Jasna dupa! Trzy lata bym celował i bym nie trafił..!
Jednak myśl tę radosną, Crew zostawił dla siebie, a na głos wypowiedział pełne boleści:
- O pardąsik... Nie chciałem...

* * *
- Khhh... tfu..! Ależ to cholerstwo pali - wycharczał doktor i poleciał do pobliskiego rowu ewakuować z organizmu toksyczną substancję.
- No nareszcie cisza... - pomyślał nieco rozbawiony ratownik. Jednak komizm sytuacji i głupawy uśmieszek szybko zniknęły wraz z powrotem lekarza.
- Chrum, chruum... - powiedział Wilczur, niczym rasowy dzik poszukujący trufli, choć Crew mógłby przysiąc, że przed nim stoi, o zgrozo, najprawdziwsza świnia.
- Słucham..? - ratownik z niepokojem wpatrywał się w opuchnięte, zniekształcone rysy doktorskiej twarzy.
- Chrummm... ciśnienie... - resztką sił wychrumkał doktor i klapnął na fotel.
- Służę uprzejmie - Crew szurnął nogami i wyciągnął z plecaka ciśnieniomierz
- Oj niestety ciśnienie spada. Życzy sobie doktor venflon i kroplówkę?
- Chrum...
- Może się umówimy w ten sposób... - lekko już wystraszony ratownik próbował uspokoić swojego, nowego pacjenta - ...że jedno "chrum" oznacza "tak", dwa "chrum" znaczy "nie", a trzy razy "chrum", to "nie wiem". Może tak być?
- Hmmmzzz... hzzzzzffff....
- A czy doktor byłby uprzejmy otworzyć buziaka?
W świetle diagnostycznej latarki Crew ujrzał wnętrze lekarskiej paszczy. Widok języczka na końcu podniebienia niemal przyprawił paramedyka o zawał. Owa struktura anatomiczna, zazwyczaj wielkości małej fasolki, teraz urosła do rozmiarów sporego kciuka.
- Ja to pie.dolę! - pomyślał struchlały ratownik i spojrzał na czarny worek ciągle spoczywający na noszach - ...Nawet nie mam go gdzie położyć! Jak zaraz się zacznie dusić, to mam przerąbane!
Buch, buch, buch... Serce znów tłukło się po całej klacie.
- Doktorze, chyba musimy podać leki. Ja będę wyciągał fiolki z ampularium, a doktor niech chrumka... znaczy kiwa głową, co chce do żyły. Jeszcze tylko sobie wezmę zestaw do nakłucia błony pierścienno-tarczowej...
- Hmmmzzzzz... chrrr...!!!
- Ależ oczywiście, że tylko na wszelki wypadek. Spokojnie, wszystko będzie dobrze. W końcu to pan tu jest lekarzem... No to co podać? Ampułeczkę tego?

Do akcji zaangażowano również kierowcę, który od jakiegoś czasu bacznie obserwował całe zajście przez okienko szoferki. Kroplówki z krystaloidami toczyły się z radosnym szumem, poszły pierwsze dawki leków. Crew wyciągał i prezentował przed zapuchniętymi oczami doktora kolejne fiolki, kierowca mierzył nerwowo ciśnienie, a zmaltretowany Wilczur w pewnej chwili sięgnął do torebki z lekami i w drżącej dłoni, niczym talizman zacisnął ampułkę adrenaliny.
- Chrrrzmmmmfff...
- Tak wiem doktorze... Jak by co, adrenalina pół miligrama domięśniowo, spokojnie. A jeśli będzie trzeba, to i reanimację jeszcze damy radę pyknąć. We dwóch z kierowcą ma się rozumieć!

* * *
Dwa dni później, cała trójka spotkała się na kolejnym dyżurze w stacji.
- Dzień dobry doktorze, widzę, że już lepiej..? - Crew uśmiechał się przyjaźnie do lekarza
- Lepiej chrum... chrum... - odparł Wilczur vel Dzik - Jeszcze mam niewielki obrzęk chrum, ale jestem pod opieką kolegi alergologa.
- A widzi doktor jak to jest? Ja zawsze powtarzam. Trza być zdrowym w pogotowiu! - podsumował ratownik i polazł myć ambulans "Najsilniejszym spray'em na bakterie, wirusy i inne dziadostwo, które zmyć trzeba".


Nosił Wilk razy kilka, teraz Crew musi ponieść Wilka... żądło pogotowianej ironii ;)




--------------------------
P.S. Oczywiście "całość" opisywanych zdarzeń jest wytworem mojej chorej wyobraźni ;)

17 komentarzy:

Anonimowy pisze...

aha.............
ale najważniejsze ,że jesteś spowrotem pozdrawiam Szamanka

Anonimowy pisze...

z powrotem ??? 22.35 to marny czas na poprawną ortografie Szamanka

Anonimowy pisze...

uśmiałam się chrum chrum nieziemsko :D
poproszę o częstsze wpisy bo i śmiechu albo chociaż oderwania od przed LEPowych książek nigdy za wiele ;)

strepto

meredith pisze...

jak to życie potrafi zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie ;p

Anonimowy pisze...

Świetne :D. Dzięki za poprawę humoru !!

Pomysłowa pisze...

Kurcze, z przestrachem myślałam, że to Ty zostaniesz nosicielem poniesionym, a tu taka miła niespodzianka:D

Monika Wiktoria pisze...

Kurczę Crew... przez trzy tygodnie myślałam, że na prawdę tam padłeś czy co. Fajnie, że wróciłeś. :)

Mr_Unknown pisze...

A zapowiadało się tak poważnie : )
Crew jak zwykle jajcarsko : )
Chyba Pan Ratownik bardzo zapracowany, bo i napisać nie ma czasu...
Pozdrawiam,
Mr_

Anonimowy pisze...

trzyma w napięciu do ostatniego zdania ;D

Absarokee

Anonimowy pisze...

Super Crew jesteś wielki, brakowało nam twoich opowieści w wolnych chwilach między wyjazdami..........
es-kowi pozdrawiają

Anonimowy pisze...

zdecydowanie dziś (2 zgony :/) potrzebowałam tej dawki śmiechu :)))

pzdr
-n.

Jaskółka pisze...

No to jeszcze kierowca ambulansu nam został :)

Anonimowy pisze...

świetne historyjki, czyta się lekko i z wielka chęcią, pozazdrościć wyobraźni :)

Anonimowy pisze...

polecam - https://stres-pomagajacych.com.pl/index/

Anonimowy pisze...

Czy to prawda, że papaweryna nie działa po podaniu dożylnym?

Anonimowy pisze...

Dlaczego ma nie działac? Skoro wchłania się z mięśni to i z żyły zadziała :)

Ratownik pisze...

HaHaHa
Uśmiałem się do łez :-)
Dobra historia, dobrze że nie prawdziwa :-)