wtorek, 23 października 2012

Ludzie są debilami

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.
... czyli Historie zasłyszane.


Żeby nie było, że nie ostrzegałem...
Ostrzegam. Na końcu jest "nieprzyjemnie".

Historia dwudziesta - Ludzie są debilami.
 
* * *
 - Dajcie jeszszsze wódki! - Kazimierz Gałązka* zwany przez damską część imprezy Atrakcyjnym, kierując przymglone spojrzenie w stronę aneksu kuchennego, złożył kolejne zamówienie na alkohol.
Z zawodu hydraulik, z powołania Casanova-amator, z usposobienia lokalny pajac, stanowił ozdobę każdej popijawy, na którą nieopatrznie go wpuszczono. Gdziekolwiek się pojawił, niezmiennie zmierzał na szczyt towarzyskich (j)elit, rozsiewając wokół czar i osobisty urok wioskowego głupka. Jego tajemniczy magnetyzm przyciągał okoliczne panienki i sprawiał, że już po kilku chwilach każda rozchichrana śmieszka gotowa była oddać Kazikowi swoje największe posikane ze śmiechu skarby.
Atrakcyjny Kazimierz korzystał z tych "dotacji" skwapliwie, czym nieustannie narażał się odstawionej w kąt, męskiej części balangi. Tak było i tym razem.
Gałązka niczym kolarz, oderwał się od peletonu wkurzonych samców i w pocie czoła gnał na lotny finisz, przy którym już czekały na niego cztery rozemocjonowane dzierlatki.W celu zdobycia damskich względów pobił już dziś kilka debilnych rekordów i wygrał parę zakładów. W jego holu sławy, złotą zgłoską wyryły się takie osiągnięcia jak jedzenie pieprzu kajeńskiego, picie coli z mentosami w gębie oraz absolutnie brawurowy pokaz fireshow, czyli podpalanie własnych pierdów.
Właśnie trwał kolejny konkurs picia wódki na czas.
- Wódy!!! - wrzasnął Kazik, widząc jak zwycięstwo wymyka mu się z rąk. Jego konkurent kończył dwunastą kolejkę, podczas gdy on obalił dopiero dziewięć "shotów", z czego ponad połowę wylał na stół.
- Więssej wódy..!
Za późno. Zawartość piętnastego kieliszka zniknęła w rozchylonych ustach Grubego Zenka.
- Koniec, koniec!!! - zapiszczały dziewczynki - Zenuś wygrał! Ze-nuś, Ze-nuś!!
- Haaaa!!! - ryknął zwycięsko Zenek wylewając przy tym z ust reszki spiru - Kasssek, to dupa, nie fassset! Do wódy cza mieć łeb i głębokie gardło..!
Po tych słowach zwycięska góra mięsa zatoczyła się i zasypiając w locie, rypnęła z impetem na podłogę.
- Sssoooo..? - Atrakcyjny Kazimierz, widząc jak jego towarzyskie akcje tracą na wartości, podjął ostatni intelektualny wysiłek, by objąć prowadzenie i ostatecznie zwyciężyć.
- Ja ci pok... pokażę głębokie gardło... - błędnym wzrokiem spojrzał na stojące przy stole panienki, następnie z dłoni Rudej Gieny wyrwał kolorowego drinka z palemką i długą, zakręconą rurką.
- O so się założyszsz, że połknę tą słomkę w ssałości..?! No o so?!
- Ooooch Kaziu... - zawyły z zachwytu dziewczątka.
Niestety wyzwany na pojedynek rywal aktualnie znajdował się w krainie, gdzie alkohol nie szkodzi, a panienki są zawsze piękne oraz chętne i z tychże przyczyn nie był w stanie podjąć rzuconej rękawicy.  Wobec tego Kazik zdecydował się na samotne zmagania z plastikową materią i anatomią własnego przewodu pokarmowego.
Walka była ciężka. Po kilku odruchach wymiotnych, które jako żywo przypominały ryk jeleni podczas godów, wydawało się, że konkurs zostanie poddany walkowerem, lecz Gałązka okazał się prawdziwym specem od hydrauliki. Po dłuższym czasie końcówka rurki zniknęła w czeluściach Kazikowych ust.
- Kaziu, nasz bohater..! - podchmielone panienki w liczbie czterech, usiłowały zmieścić się na kolanach nowego lidera.
- This is Spartaaa! - zdawał się ryczeć bohater, choć zgromadzeni w kącie panowie przysięgali później, że nie był to żaden okrzyk, tylko ordynarne, aczkolwiek imponująco długie beknięcie.
Tymczasem skąpany w glorii i chwale Kazimierz zaczął odczuwać niepokój i uwieranie dobiegające, gdzieś z wnętrza jestestwa. Jako rasowy skurczybyk, zgryzotę sumienia wykluczył już na wstępie i wszelkie podejrzenia skierował w stronę rurki, która tkwiła gdzieś w przełyku. Wiercił się przy tym niespokojnie na krzesełku, aż rozchichrane śmieszki pospadały z kolan.
- Coś cię gryzie Kaziu? - panienki spoglądały na coraz bardziej zatroskaną minę, z której na pierwszy plan wyłaniały się wielkie, wytrzeszczone gały bohatera.
- Huhh... to dhobiazg... Po phostu huha mi nie chce zmięknąśśś...
- Hi hi hi... ależ on się dowcipas zrobił! Rura mu nie mięknie! To chyba dobrze? - próbowały ponownie władować się na jego nogi, lecz Kazik stanowczo zaprotestował.
- Kuhwa mać! Dosyśśś! Ghyzie mnie ta huha, że ja piehdolę!!! - wymówienie tego zdania było kolejnym nie lada wyczynem, gdyż Gałązka, budując tę karkołomną składnię, jednocześnie gmerał paluchami w gardzieli, usiłując wyrwać narzędzie tortur. Niestety...
- So.!? Ja sobie z duhną huhką nie pohadzę?!- szamotał się w ciżbie płaczących ze śmiechu niewiast.
Ano właśnie, nie poradzi sobie? On, bożyszcze zgromadzonych kobiet, naczelny samiec imprezy, specjalista hydraulik?
- O co się założycie, że się pozbędę tej słomki?! - chciał wypowiedzieć butne pytanie, lecz zamiast tego, z gardła popłynął cichy bulgot.
- Z dhogi!!! - wycharczał i wpadł do łazienki.
- Nie takie rury człowiek w robocie przetykał... - przekonywał samego siebie, przewalając półkę z chemią gospodarczą.
- Ha! To będzie w sam raz! - pomyślał, po czym w stojącej na umywalce szklance po sztucznych zębach rozpuścił sporą ilość granulek Kreta i duszkiem wypił tego Drinka na Dobranoc.
Trzy minuty później, uczucie uwierania w przełyku wzmogło się, co ciągle jeszcze przytomny Kazimierz odebrał jako przejaw słabego działania specyfiku.
- Du dupy z rozpuszczaniem! Tu potrzebny jest koncentrat! - pomyślał i wsypał do ust pół opakowania kretowych granulek do udrożniania rur. Była to ostatnia myśl w życiu magika-hydraulika.

* * *
- Ja pie.dolę! - ratownik medyczny Sławomir Brzózka** z niekłamanym przestrachem wpatrywał się w wywalone na wierzch, przekrwione gały mało już atrakcyjnego Kazimierza.
- Daj rurę. Spróbuję zaintubować... - niepewnie wypowiadał kolejne słowa, usiłując otworzyć koszmarnie obrzęknięte usta pacjenta.
Łyżka laryngoskopu dotknęła poparzonych tkanek i w tej samej chwili, na oczach Sławomira Brzózki, język Gałązki, zwiększając objętość, zrobił "psssss... i pfft!" - cicho pękł na dwie połowy.
Tak oto, z cichym puknięciem odszedł najbardziej wystrzałowy hydraulik z przedmieścia.

Ludzie są debilami!



--------------
* Kazimierz Gałązka - odebrał pośmiertną nagrodę Darwina pod innym, prawdziwym nazwiskiem.
** Sławomir Brzózka - żyje pod zmienionym nazwiskiem i ma się dobrze, podobnie jak inni bohaterowie tej opowieści.
"Bo pić trza umić!" - Gruby Zenek

9 komentarzy:

Mr_Unknown pisze...

Smutne :///

Maria pisze...

Czy to w ogóle jest możliwe?

Na szczęście sami eliminują geny z ludzkiej populacji.

Kasia pisze...

W najśmielszych snach nie spodziewałam się takie zakończenia xDDD
Idiots! Idiots everywhere!

http://cdn.memegenerator.net/instances/400x/28779242.jpg

Pomysłowa pisze...

Nie wiem, jak to skomentować bez użycia wulgaryzmów. Chyba tylko stwierdzeniem, że koles zrealizował hasło, że alkohol zabija...

KH pisze...

Popłakałam się ze śmiechu. Wiedziałam że ludzie sa debilami, ale że aż takimi?

M. pisze...

historia jest oparta na faktach ? ; >

hoopak pisze...

@Michaś - historie Crew'a z tego co wiem są oparte na Jego "chorej wyobraźni" ;).

Jaskółka pisze...

Chyba jednak nie są oparte na "chorej wyobraźni", bo ja również znam przypadek, kiedy facet połknął granulki Kreta- cudem go odratowali. I też to był zakład towarzyski.

tomekudla pisze...

Wróć do pisania :D Nie mam co czytać i muszę przez to czas poświęcić na uczenie się anatomii ]:->