czwartek, 11 kwietnia 2013

W mikroskali - tom I

PROLOG
Na początku był chaos... Z jego wrzącej toni, raz po raz, wypływały afery. Niewielkie, drobne przewinienia, niedopatrzenia lub zwyczajne nieróbstwo. Wychylały swe piskliwe główki, by krótko zaistnieć na łamach lokalnych brukowców lub regionalnych telewizji, lecz po chwili znikały w powodzi większych sensacji i skandali.
I tak płynął czas, unurzany w mule, owiany smrodkiem "codziennych brudów". Aż któregoś dnia, z odmętów pomyj wynurzyła się afera-hydra. Ociekając szlamem niedomówień, nadinterpretacji i zwyczajnych kłamstw, zaczęła kąsać każdą, jadowitą głową.
Niektórzy podjęli walkę z hydrą, kosząc łby pomówień i absurdu, lecz na miejscu odciętych głów, natychmiast wyrastały kolejne dwie lub trzy...

ROZDZIAŁ 1
- Tłem tej opowieści będzie najprawdziwsza tragedia... - redaktor Zjawa pisał w służbowym notebooku z prędkością godną rasowej stenotypistki. W świetle nocnej lampki jego tańczące palce rozmywały się, tworząc bladą plamę rozlaną na czarnej klawiaturze.
- Umiera niewinne dziecko, z chorobą i cierpieniem, zawieszonym gdzieś między nocną opieką lekarską, pogotowiem ratunkowym i szpitalem. Dla jednych dramat, dla innych skandal, jeszcze inni nazwą to po prostu niewygodną codziennością...
Redaktorskie dłonie wstrzymały szaleńczy bieg po klawiszach komputera. Na krótką chwilę zawisły, jakby w oczekiwaniu na właściwą odzież dla myśli autora, by po chwili pomknąć w stronę twarzy.
Zjawa pocierał zryte bruzdami zmarszczek czoło. Pozwolił, by powieki na moment przysłoniły zmęczone oczy, a wspomnienia uleciały ku początkom tej historii.

* * *
- Pankracy Zjawa, miło mi... - redaktor ściskając dłoń ratownika starał się stworzyć korzystne wrażenie.
- Dzień dobry... - rezerwa w głosie i postawie pracownika pogotowia nie była czymś nadzwyczajnym. W świetle najświeższych doniesień medialnych i ogólnej nagonki, takie zachowanie wobec przedstawiciela poczytnej i opiniotwórczej gazety, można by uznać wręcz za szczyt neutralności.
- Pan redaktor będzie gościł w naszej stacji... - kierownik pogotowia wtrącił swoje trzy grosze, starając się wygładzić niezręczną scenę powitania
- ...przez czas jakiś. Będzie się przyglądał naszej pracy, by potem opisać w gazecie swoje spostrzeżenia.
- Wobec tego witamy na pokładzie... - ratownik skrzywił się w ni-to-uśmiechu-ni-to-przerażeniu i wykonując przepisowy "w tył zwrot" zamierzał czmychnąć jak najdalej od pismaka i jego aparatu z wielką lufą obiektywu.
- Chwileczkę... - kierownik z miną niewiniątka powstrzymał podwładnego przed ucieczką - ...rzecz w tym, że pan redaktor będzie jeździł wyłącznie w waszym zespole.
- W na... w naszym??? A dlaczego właśnie w naszym?!? - entuzjazm jaki wybrzmiał w słowach ratownika osiągnął stężenie zbliżone do beczki z prochem. Eksplozja wisiała w powietrzu.
- Widzę, że właściwie docenił pan rangę wyróżnienia dla zespołu... - kierownik niemal sylabizował poszczególne wyrazy, kładąc wyraźny akcent na "docenił" i "wyróżnienia" -...Wobec powyższego, proszę udzielić panu redaktorowi wszelkiej pomocy przy zbieraniu materiału. Zwłaszcza, że jego pobyt u nas potrwa dłużej niż jeden dyżur.
- O... - monosylobowo zdziwił się medyk. Zjawa mógłby przysiąc, że w myślach ratownik dokończył swą wypowiedź wielce nieparlamentarnym, acz dobitnym określeniem kobiet ciężko pracujących.
Wiedziony dziennikarskim instynktem, przybrał twarz szerokim uśmiechem i doprecyzował wypowiedź kierownika.
- Byle kto potrafi zbierać materiał w jeden wieczór. W moim przypadku, myślę, że miesiąc powinien wystarczyć.
- Dos... doskonale - wystękał oszołomiony ratownik, a w jego oczach pojawiły się autentyczne łzy - Wobec tego, panie Kracy...  O przepraszam, jak mam się do pana zwracać?
Redaktor Zjawa, po raz enty w myślach pozdrowił swych rodzicieli i ich pomysły nadawania imion po dziadkach.
- A co sobie będziemy "panować"? Wystarczy Kracek, ale najlepiej proszę działać jakby mnie tu w ogóle nie było...
- Tia... Na mnie wołają Crew. I z całych sił będę sobie wyobrażał, że ciebie Kracek tu nie ma... Może się spełni..? - dokończył w głębi mrocznego umysłu ratownik i pognał w zacisze pokoju, knuć niecne plany zgładzenia kolejnej setki bezbronnych pacjentów.

ROZDZIAŁ 2
Mijał dyżurowy wieczór. Siedzieli w świetlicy modląc się do płaskiego bożka z czterdziestocalowym ekranem LCD. Zjawa troskliwie pucował wielki obiektyw fotograficzny.
- Z tym chcesz jeździć? - spytał Crew zezując to na ekran, to znów w optyczną armatę.
- Muszę mieć dobre zdjęcia do materiału. - redaktor strzepnął wyimaginowany pyłek z markowego korpusu aparatu.
- Jak cię ludzie na wsi zobaczą, to nie będziesz miał ani zdjęć, ani materiału...
- ...ani głowy. - dokończył w myślach ratownik i ponownie skupił uwagę na wiadomościach.
- Mówisz..? - Zjawa krytycznym okiem zaczął ogarniać swoje narzędzie pracy. Tymczasem na ekranie telewizora pan lekarz Alfons Blamaż pieczołowicie analizował przyczyny afery z nieżyjącym dzieckiem: - Odkąd w pogotowiu jeżdżą sami ratownicy, tego typu sytuacje stają się nagminne. Po prostu ratownicy boją się jeździć do dzieci...
- UUUUU... Goń się buraku!!!
W stronę telewizora poleciały bluzgi, dwa kapcie i oryginalny klapek Kubota.
Ratownicy, wciąż klnąc, zbierali obuwie wypoczynkowe, a Pankracy ukradkiem sporządził szybką notkę na temat całego zajścia.
- Do gazety jak znalazł...

* * *
Nie dotrwali do końca wiadomości. Zjadliwe żądło ironii wygnało "jedynkę" wraz z redaktorem na wyjazd. Pędzili teraz rozjaśniając na niebiesko mroki nocy.
Zjawa z trudem wcisnął głowę w okienko szoferki.
- Daleko jedziemy? - spytał dziwnie cedząc wyrazy
- No kawałek... - mruknął Crew, widząc, że kierowca przebywa we własnym, automobilowym świecie i nie kwapi się do rozmowy.
- A co się stało... pfff... że tak szybko pędzimy?
- A dziecko ośmiomiesięczne... kaszle...
- Kaszle? To aż na sygnałach trzeba?
- Jest kaszel i jest kaszel... - wyjaśnił medyk naśladując mentorski głos pana lekarza Alfonsa Blamaża - Co zrobisz..? Z dyspozytorem nie wygrasz. Siadaj na fotelu, bo sobie nabijesz guza i mi kierownik poleci po pensji.
Redaktorska głowa zniknęła w okienku, a Crew dorzucił jeszcze przez ramię
- Zapnij pas! Będzie trochę bujać na wiejskich dróżkach!
W odpowiedzi, z przedziału medycznego dobiegło tylko zbolałe:
- Ło Jezuuu...

* * *
Weszli do domu pod wskazanym adresem. Redaktor zza pleców ratownika zdołał tylko zerknąć na dziecinę leżącą u mamy na kolanach. Na widok obcych, różowiutkie niemowlę stęknęło krzywiąc buzię w grymasie strachu i po chwili zaniosło się długim i donośnym szczekaniem.
- Wynocha... - Crew szeptem wydał zespołowi polecenie ewakuacji z pokoju, sam również wycofał się na korytarz i stojąc w drzwiach zadawał ciche pytania matce małego pacjenta.
- Co jest? Czy to zaraźliwe? - Zjawa usiłując zrozumieć dziwne postępowanie ratownika molestował kierowcę pytaniami, lecz ten bez słowa wyjaśnienia pospieszył podstawić karetkę bliżej pod drzwi.
- ...konieczne jest szybkie przewiezienie dziecka do szpitala.
Do redaktorskich uszu dobiegały strzępy rozmowy ratownika z rodzicami.
- Na pewno? Może nie trzeba do szpitala? My byśmy raczej nie chcieli jechać...
- Niestety sytuacja może się pogorszyć, dlatego bardzo proszę, spokojnie, ale w miarę sprawnie przygotować się do wyjazdu. Gdyby pani mogła jeszcze dziecku założyć to na rączkę...
Pankracy na poprzednich wyjazdach zanotował, że urządzenie, które ratownik podał matce nazywa się pulsoksymetr i służy do... (rzut oka w notes) "sprawdzenia jak się pacjentowi oddycha".
- Chodźmy... - mruknął Crew delikatnie ciągnąc redaktora za rękaw
- Za ten czas przygotujemy karetkę na małego pasażera.

* * *
Wspólnie montowali pediatryczny zestaw do tlenoterapii. Zjawa zaangażowany w instalację wężyka przy reduktorze, zasypywał ratownika pytaniami.
- Dlaczego nie zbadałeś dziecka? Nawet go nie dotknąłeś. Skąd wiesz, że trzeba szybko do szpitala? Może to jednak prawda, że boicie się dzieci?
Plączący się wokół karetki ojciec małego pacjenta, również wykazał zainteresowanie, bezceremonialnie wsadzając głowę w otwarte drzwi przedziału medycznego. W odpowiedzi Crew wysunął redaktorski, wypasiony tablet i w okienku google wystukał: "Krup u niemowląt".
- Naści, czytaj... zwłaszcza ten fragment o stresie u dziecka.

* * *
Mijały długie minuty splatające się w kwadrans. Karetka nadal stała nieruchomo przed domem, Zjawa czytał o podgłośniowym zapaleniu krtani i jego powikłaniach, niespokojny ojciec rozmawiał o czymś z kierowcą, a Crew biegał w kółko od domu do karetki, coraz wyraźniej klnąc pod nosem.
W końcu po dwudziestu minutach postoju, kolejne, nie takie już ciche "noż ku.wa mać!", wyrwało redaktora ze szponów lektury.
- Co się dzieje? Dlaczego nie jedziemy?
Ratownik z premedytacją wzmocnił głos o kilka decybeli relacjonując sytuację:
- Dziecko w betach czeka, na szczęście nie kaszle. Matka na kolanach łazi po podłodze, a nad nią starsza pani z paprotką burczy, że bez smoczka nigdzie nie pojadą. I żadna siła ich z tego domu nie wydrze!
Zbulwersowany Zjawa spojrzał na medyka i po znaczącym mrugnięciu okiem zwrócił się do stojącego tuż obok ojca.
- Niechże pan coś zrobi. Bądź pan mężczyzną. Pośpiech jest wskazany!
Zagadnięty rozłożył bezradnie ręce.
- A co ja mogę, panie..? Na teściową ni ma rady!

- Może to rzuci nieco światła na tajemnicze i skandalicznie długie czasy dojazdu karetek..? - warknął Crew i po raz nie wiadomo który poleciał do domu zrobić awanturę... cichą, aby nie stresować dziecka.

C.D.N.

21 komentarzy:

Kudlata pisze...

Cisnienie mi sie podnosi jak slysze o tych wszystkich "aferach" karetkowych, dlugim oczekiwaniu na lekarza, slabej wykrywalnosci nowotworow, a potem sie okazuje ze na SORze siedza stada po recepte i z kaszelkiem co go maja od tygodnia, na cytologie jedna z druga nie pojda bo to jest naruszenie ich intymnosci. A ile jest takich "smoczkowych tesciowych"?
Jak mi Dziec stracil przytomnosc i dostal drgawek to zlapalam torbe z pieluchami i innymi niezbednymi rzeczami (zawsze przy drzwiach lezy), na nogi wdzialam pierwsze lepsze buty i z dzieckiem na reku smigalam do karetki wolalajac do Samca zeby podal ksiazeczke zdrowia.

Anonimowy pisze...

Crew jak zawsze w formie. Świetnie się czyta Twoje teksty! Oby tak dalej i życzę powodzenia z redaktorzyną. :]

kaer pisze...

Kubota poprawiły mi humor :-)

abnegat.ltd pisze...

Crew, to było lata świetlne temu. Opowiedział mi to mój mentor - i niech będzie mi wolno powiedzieć, że również przyjaciel - który przygotował mnie do egzaminu 1 stopnia z anestezji.

W tych średniowiecznych czasach nikt nie wiedział, kto zacz anastazjolog jest. Lekarz, pielęgniarka czy ki czort. W związku z powyższym, by rozładować nieco frustrację najlepszych-na-świecie-fachowców-od-życia ratowania,po długich negocjacjach z Szefową na oddział intensywnej terapii został zaproszony dziennikarz, któren miał naświetlić pospólstwu temat. Pokazali mu wszystko, od początku do końca. Ostre stany zagrożenia życia. Nagłe zabiegi. Przewlekłych rokujących i nie rokujących pacjentów. Kilka dni później w popularnej gazecie ukazał się artykuł, zaczynający się od słów:
"Oddział Intensywnej Terapii. Siódme piętro szpitala wojewódzkiego. Stąd bliżej do nieba."
Ponoć Pani Profesor nigdy więcej nie udzieliła zgody na obecność uniwersalnego dyletanta w jej oddziale.

luc.as pisze...

Ja ponownie złożę na Twoje ręce Crew wyrazy uznania i szacunek dla wszystkich jeżdżących w karetkach! Niedawno miałem okazję znów dziękować pewnemu zespołowi i ludziom na SOR za.. za wszystko! Niesamowici ludzie.

hoopak pisze...

Crew, napisałbyś drugą część.

Anonimowy pisze...

Zaczynam się martwić czy czasem nie porzuciłeś pisania ;( Kinga

Anonimowy pisze...

A skąd taka przerwa? Zaczynam się niepokoić (a może to zespół odstawienia ) ;) Pzdr Sławek

Anonimowy pisze...

Crew, przedewszystkim ogromne gratulacje. Bloga czytam juz od ponad roku, ale do tej pory niczego nie komentowałam. Jestem osobą niemedyczną, ale z medycyną związana strasznie mocno. Zaliczam się niestety do grona osób nieuleczalnie chorych, więc różne rzeczy są mi nieobce. Dzięki twojemu blogowi na życie szpitalne i poza szpitalne mam całkiem fajne spojrzenie i pewne procedury jest mi łatwiej znieść i łatwiej też rozumiem troskę swoich rodziców i ich nadopiekuńczość. Na pewno będę dalej czytać Twojego bloga, ale chciałam żebyś wiedział że dziękuję Ci za to co już jest i za to co będzie jeszcze napisane. DZIĘKUJĘ. Iga

Okna Opole pisze...

Czekam na następny wpis.

Anonimowy pisze...

Gdzie jesteś ? Co robisz, Crew ?

ijo-ijo

Anonimowy pisze...

Crew, kiedy wrócisz?! Smutno tu bez Ciebie ;(

Absarokee

Anonimowy pisze...

ładnie napisane, aż przyjemnie się czyta, mimo że długie ;)
Też, delikatnie mówiąc, nie przepadam za dziennikarzami. Jestem tutaj nowy, ale podoba mi się Twój styl pisania i na pewno będę zaglądał częściej.
Przy okazji chciałbym zaprosić do czytania i przede wszystkim komentowania bloga http://medycznapasja.jimdo.com/
Od razu zaznaczam że nie jest to mój blog, prowadzi go moja dziewczyna. Chce ona, podobnie jak ja, zostać lekarzem. Obecnie uczymy się w liceum, więc nasza przygoda z medycyną tak na prawdę jeszcze się nie zaczęła. Blog opowiada o tym dlaczego autorka chce zostać lekarzem, co ją pociąga w tym zawodzie, troszkę o pierwszej pomocy... Blog moim zdaniem jest bardzo dobry (choć jej zdaniem jestem nieobiektywny ;) ale narzeka na brak czytelników/ komentatorów i autorka zastanawia się nad jego zamknięciem. Nie od dziś wiadomo że w internecie króluje głupota i to ona jest najbardziej poczytna więc postanowiłem "zareklamować" bloga na innym o podobnej tematyce. Przepraszam za reklamę, mam nadzieję że nie zostanie to źle odebrane ;)

Anonimowy pisze...

była druga część i nagle zniknęła.
Ciekawe z jakiego powodu.
Kasia

Anonimowy pisze...

Dokładnie! A myślałam, że mam urojenia...
ruda_

cre(w)master pisze...

Musiałem usunąć (chwilowo mam nadzieję), bo niektórych prawda w oczy kole. Pozdrawiam wszystkich.

kubaemergencyfan pisze...

Crew! Ty nadal istniejesz!? Będą nowe wpisy? Od tylu miesięcy tu pusto i smutno...

Marcin pisze...

W mediach zrobiła się straszna nagonka na lekarzy, szpitale itd. Ludzie zapominają, że gdyby nie oni to wielu z nas już by nie żyło... Jedna afera potrafi rzutować na całą branżę co za czasy...

Anonimowy pisze...

Cerw czekamy na wpis kontynuujący poprzedni, nie wszyscy zdążyli go przeczytać. Mam nadzieje że nie opuściłeś bloga :)
szymont9

Anonimowy pisze...

crew, no, prosze! wyslij moze na mejla druga czesc? konam z ciekawosci (od kwietnia, kumasz???), co dalej.
glupio zabrzmi, ale normalnie mi ciebie brakuje, zagladanie do internetu to trzy sekundy nerwowego oczekiwania (bedzie cos od ciebie, czy nie?) i... nic:(

Anonimowy pisze...

Crew! załatwimy Ci duuuużo delicji, tylko pisz! ;)

Pozdrawiam ;]


Absarokee