poniedziałek, 20 września 2010

Bóg kocha zabawę cz.2

Poprzednia część tutaj.
* * *
Para powolutku spełzała z moich okularów odsłaniając ciemne wnętrze kempingowej chatki.
Syn Szefa nadal tkwił w bezruchu kryjąc twarz w dłoniach. Ratowniczka Ptaszyna zatopiła się w obserwacjach wilgotnej mgiełki ulatującej z każdym jej oddechem. Spojrzałem na zegarek.
- Piąta dwadzieścia. Środa. Ranek... Ja pierdziu... co ja tu robię?! Co my tu będziemy robić do niedzieli??! - Ogarnęła mnie czarna rozpacz.
O ma na sziwa jeee... Śpiew i łomot bębnów przenikał przez cienkie tekturowe ścianki i nieustannie wibrował pod sklepieniem chatki. Spojrzałem przez okno na tonący w deszczu ośrodek, na las wyłaniający się z szarości poranka. Ale deprecha.
- Trzeba się czymś zająć - pomyślałem - koniecznie znaleźć sobie coś do roboty. Inaczej zwariujemy tu! - w myślach układałem plan zajęć terapeutycznych - Zaczniemy od ogrzewania tego tekturowego apartamentu. Potem jakaś gorąca herbata, kawa. Posprzątamy tu trochę, ogarniemy tę pustkę, zmajstrujemy ambulatorium polowe i czas jakoś zleci...
Piętnaście (!!!) minut później było po robocie. Przyniosłem farelkę z karetki i włączyłem ciepły nadmuch, poukładałem nasz skromny dobytek, poprzestawiałem graty z kąta w kąt. Jeszcze raz zerknąłem na cyferblacik zegarka i popadłem w melancholijną zadumę.
- Cooo?!? k...mać! Piąta trzydzieści pięć?! Piętnaście pieprzonych minut dopiero?! Ja p... Co ten ich guru jakiś czasowstrzymywacz włączył??! - ręce mi opadły do samej ziemi.
Z hangaru przestały płynąć chóralne śpiewy. Bębny umilkły, za to zaczął do nas dobiegać rytmiczny dźwięk stękania i jęku, który żywo przypominał... hm... miłosną ekstazę o regularnej fazie wznoszenia i opadania. Jęczący za ścianą to przyspieszali, to znów zwalniali tempo. Obłęd jakiś*
- Może pójdziesz po wodę na herbatę? - wyznaczyłem Ptaszynę na ochotnika do tej samobójczej misji, bowiem zadanie przejścia obok hangaru po brzegi wypełnionego jęczącymi ludźmi wymagało osoby bezkrytycznie pozytywnie nastawionej do życia. Takiej, która wchodząc w ogromną psią kupę powie z uśmiechem "Ojej, ale ubaw..." i wlezie w tę kupę drugą nogą. Ratownik medyczny Ptaszyna idealnie pasowała do profilu psychologicznego kamikaze. Schwyciła elektryczny czajnik i raźnym krokiem pomaszerowała w jęczącą, mokrą szarość świtu.
Ani ja, ani nieruchomo tkwiący na łóżku Syn Szefa nie byliśmy w stanie wypełnić tej misji. Staraliśmy się za to wypełnić przestrzeń jakąś konwersacją w celu zagłuszenia wyrzutów sumienia i stękań dobiegających zza ściany.
- Ech... westchnął SS (SzefaSyn) i drgnął na pryczy.
- Ech... podjąłem ochoczo wątek dyskusji.
-Ech, ech, ech... - wtórowali z hangaru wyznawcy Nie-Wiadomo-Czego.
- Nie obraź się - zagaiłem do SS przekrzykując szczytowanie za ścianą - ale musiałeś chyba nieźle ojcu podpaść, że cię tu zesłał..?
- No właśnie nie wiem, co go napadło. Próbowałem perswadować. Nic z tego... "Masz jechać i koniec!" - jęknął rozżalony - A ja nawet formalnie jeszcze lekarzem nie jestem.
Po tych słowach latorośl /baczność/ Dyrektora Placówki Medycznej /spocznij/ zaczęła zdzierać z polarowej bluzy odblaskowe plakietki z napisem "LEKARZ".
- No ładnie! - pomyślałem - To zostaliśmy bez lekarza, w samym środku leśnej głuszy. Niech święte Nie-Wiadomo-Co ma nas w swojej opiece!
Cokolwiek by jednak nie rzec, muszę przyznać, że tym wyznaniem i gestem zdzierania plakietek młody prawie-lekarz bardzo mi zaimponował. Znam wielu, którzy na jego miejscu już by otwierali gabinety, latali ze szczerozłotym stetoskopem na szyi i "leczyli" własne ego plakietką z "lek." przed nazwiskiem. A ten proszę, skromniutki, cichutki i plakietki zdziera aż wióry lecą. Szacun :)

Nasz "burzliwy dyskurs" przerwało nagłe wtargnięcie Ptaszyny. W czajniczku obiecująco chlupała woda, co świadczyło o powodzeniu misji.
- Ojej, ale ubaw! - zaćwierkała uśmiechnięta
- A co..? Wlazłaś w kupę..? - zapytałem wiedziony podświadomą projekcją profilu psychologicznego ratowniczki
- Nieee... - odparła niepewnie oglądając podeszwy - ...ale z bliska oni jeszcze bardziej tam jęczą i stękają. Masakra jakaś! Ale ubaw! - dojrzały banan nie schodził jej z twarzy.
Wymieniliśmy z SS znaczące spojrzenia.
- Zwariowała..! Albo już ją zaczarowali..! - Zgroza wyzierała z naszych ponurych fizis.
- Prędko! Herbata, kawa..! - pomyślałem w panice - Cokolwiek na podniesienie morale zespołu medycznego! Spirytus, skinsept z karetki... Cokolwiek!
Niezwykle krótką chwilunię później grzaliśmy dłonie w ciepłych podmuchach farelki. Brudny klosz sufitowej lampy smagał wnętrze domku beżowym światłem. Zrobiło się jakby przytulniej, mniej strasznie...
- Włączam czajnik. Kto co pije? - spytała Ptaszyna rutynowym tonem stewardessy.
- Kawę... - wystękał rozmarzonym głosem SS
- Herbatkę malinową - zawtórowałem z głośnym mlaskiem języka
- Robi się! - Odpowiedziała bananowa Ptaszyna wciskając guziczek na czajniku.
I nagle wszystkim pociemniało przed oczami. Wokół zapadły egipskie... szarości. Światło zgasło, farelka umilkła. Słychać było tylko deszcz i... a jakże... jęki wyznawców.
- Wywaliło korki k...mać! - podsumował rzeczowo SS
- No pewnie... - pomyślałem, a poziom mojego wewnętrznego wkurwu osiągnął apogeum - Farelka, światło, czajnik... Nie za dużo luksusu w tym cholernym Grand Hotelu?! To teraz będziemy iskry krzesać, ognisko rozpalać, latać na golasa i stękać jak ci w hangarze!!!
- Ojej, ale ubaw... - wyszeptała ratowniczka.
W panujących szarościach nie widziałem banana na jej twarzy, ale mogłem się założyć, że ON TAM BYŁ!!!


CIĄG DALSZY NASTĄPI
--------------
* Dopiero w godzinach popołudniowych "obłęd" został wyjaśniony, a nasze podejrzenia co do "zbiorowych niecnych praktyk" rozwiały się w obliczu wizualizacji ćwiczeń oddechowych. Na własne oczy zobaczyliśmy jak sto pięćdziesiąt osób ćwiczy oddech. Na własne uszy porównaliśmy dźwięki z porannymi. Zgodność została potwierdzona. Kosmate myśli uleciały precz :)

16 komentarzy:

inessta pisze...

OOO, kolega to chyba nigdy w życiu nie mieszkał w akademiku lub innym podobnym przybytku:))) Pierwsze prawo pobytu mówi, nie włączać trzech prądożernych urządzeń na raz!!!!

Malutka... pisze...

Amen :)

Anonimowy pisze...

Ooo,przyłączam się. Amen :-)
nika

cre(w)master pisze...

Moje Drogie :)
Z tym prądem to nie było tak prosto jak w akademiku. Wszystko w następnym "odcinku", ale póki co, znów muszę na tydzień w delegację jechać. Tym razem na szkolenia i mam nadzieję, że będzie milej niż w tekturowej chatce ;)

Nomad_FH pisze...

Aż tydzień czekania? Horror :(
To ja idę zapaść w sen zimowy...
Biorąc pod uwagę cre(w)masterowe poczucie czasu - to tydzień skończy się tak w okolicach marca ;)

inessta pisze...

I tym sposobem (wyjazdem) postanowiam Cię znienawidzić!!! Mam czekać tydzień? Skandal!!!!
p.s. a nie możesz wrzucić notki przed wyjazdem? plissssss ( Tu robię oczy kotka ze Shreka, tylko dwa razy bardziej błagalne)

Malutka... pisze...

Się do apeli żarliwych przyłączam!!!

Anek pisze...

potwierdzam- prosimy notkę PRZED nieobecnością. Czekanie jest straszne!!!

inessta pisze...

I pojechał :(((

Nomad_FH pisze...

Ja proponuje pojechać kolektywem do miasta na literę .... i kolektywnie spuścić wp.. eee tzn napić się piwa i wytłumaczyć organoleptycznie - że tak się nie robi :D

inessta pisze...

Gdyby co, to mam weekend wolny :)) Ręce też skore do...picia piwa :))))

Anek pisze...

Przyłączam się!!! Pomogę łopat…ologicznie :) w celu dydaktyki ;-), że tak się nie robi wiernym czytelnikom :) Weekend być dobra- musimy tylko zdobyć namiary tegoż :)

Malutka... pisze...

Czyli jakiś zbiorowy rokosz? ;)

Niezły pomysł, zważywszy na specyficzną Cre(w)masterową skłonność do milknięcia na zdecydowanie dłużej niż tydzień.

Anonimowy pisze...

Ale sie porobiło :) Moi Drodzy przepraszam, ale musiałem wyjechać za chlebem. Siedzę przez 3 dni w Łowiczu bez netu i szkole policjantów. Zapraszam na piwo jeśli ktoś ma blisko. Obiecuje że jak wrócę to zaraz napisze dalszy ciąg. A Ty Nomad nie prowokuj bo ja teraz mam znajomości w organach ścigania :) Crew.

inessta pisze...

Crew! Jak zawitasz w moje strony(WROCLOVE) to skorzystam z zaproszenia na piwko:))

Anonimowy pisze...

W łowiczu z policjantami...Ten to ma klawe życie:
-wakacje
-sekta
-policjanci
co będzie dalej...
Może stóżowie prawa też sobie zasłużą na naotkę??

Pozdrawiam
Młoda Kobziarka