sobota, 2 maja 2015

Sprostowanie dla życiem doświadczonych i nie tylko...

W poprzedniej części:
"Chciałbym, niczym Max Kolonko, powiedzieć jak jest, skomentować jakoś, zaczynając od kultowego już tekstu: "Moja ocena tego jest taka...", ale chyba zbyt długo mi zejdzie, by dobrać właściwe, nie wulgarne słowa. Zamiast komentarza, po prostu plasnę się z rezygnacją w czoło i pójdę uprawiać swoje hobby, bo pogoda dziś ładna... I mam nadzieję nie spotkać na swej drodze żadnej karetki ze "specjalistą" w środku."

* * *

Oj... Trzeba było jednak zrezygnować z plaskania się w czoło, a także z pięknej pogody. Należało przysiąść dłużej nad laptopem i napisać do końca, co autor miał na myśli, bowiem z niektórych komentarzy zamieszczonych pod postem, a także z prywatnych wiadomości, jakie od Was otrzymałem, wynika, że nie wszyscy "zrozumieli tabelkę".
No trudno... I choć mleko już rozlane, to lepiej pościerać, co się jeszcze da i sprostować, co się pokrzywiło.

1) Mój blog jest niezobowiązującą formą wyrażania moich myśli, wrażeń i opinii mających źródło w pracy, którą wykonuję. Nigdy nie ukrywałem, że zarówno teksty publikowane na blogu, jak i grafiki zamieszczane na profilu, są formą auto-terapii i ochrony przed (wszystkim znaną) patologią oraz absurdami systemu, w jakim przyszło mi (i Wam) funkcjonować.
To działa w dość prosty sposób: Coś mnie "gryzie", doskwiera, wywołuje jakiekolwiek uczucia - piszę o tym, fotografuję zabawki Lego (he, he... stary chłop!) lub majstruję w programach graficznych, by stworzyć obrazek. Tak prewencyjnie - żeby nie zwariować!
Bardzo doceniam to, że chcecie mnie "odwiedzać" od czasu do czasu, że dzielicie się swoimi uwagami (również tymi niepochlebnymi) w komentarzach i mailach, ale...
NIE jest moją intencją, za pośrednictwem wyżej wymienionych form aktywności, naprawiać ratowniczy i medyczny półświatek, być "kaznodzieją" lub czynnie i z premedytacją wpływać na opinie Czytelników. Wbrew temu, co sądzą o mnie niektórzy znajomi, jestem realistą, a w opowieściach o walce z wiatrakami, najwięcej pozytywnych emocji zawsze wzbudzał u mnie nie Don Kichot i nawet nie Sancho Pansa, ale poczciwy osiołek Rufio :)
Jeśli ktoś z Czytelników, po lekturze moich tekstów, podzieli moją opinię, wyciągnie pozytywne dla siebie wnioski lub odniesie jakąkolwiek korzyść na duchu, bądź ciele... dobrze! To jest "moja marchewka" ;)
Oczywiście mam świadomość, że nie zawsze i nie wszystkim, to co robię i mówię, musi się podobać. Daję słowo, że analizuję wszystkie Wasze głosy oraz uwagi (nawet te wulgarne, z pozoru prostackie) i staram się wyciągać wnioski, jednak zawsze wychodzę z założenia, że Czytelnicy odwiedzają mój blog/profil, BO CHCĄ.
Strona paramedic on board nie jest obligatoryjna w internetowym abonamencie (hmm... może to jest pomysł? ;)) i nigdzie nie znajdziecie namolnych reklam do niej zachęcających. Dlatego gorąco wierzę, że jeśli Ktoś tu przypadkowo zawitał i z jakichkolwiek powodów, zrobiło Mu się przykro, powie mi o tym lub po prostu więcej nie wróci. Nic na siłę.
Ja zazwyczaj i tak robię swoje... czasem za marchewkę, czasem niestety pod kijem, a najczęściej "dla własnej zdrowotności".

Skoro wyjaśniłem już motywy, jakie mną kierują w publikowaniu własnych przemyśleń i opinii, mogę przejść do dalszej części "prostowania".

2) Jak już wspominałem, część komentarzy pod postem oraz prywatnych maili mocno mnie zaniepokoiła. Po raz kolejny dostrzegam w nich wiele negatywnych stereotypów. I tak:
Mamy "Beton", czyli starych, "głupich" ratowników i sanitariuszy, którzy "w algorytmie NZK, potrafią jedynie odnaleźć uchwyt do aluminiowej walizki". Są gnuśni, zarozumiali i nie robią nic poza zajmowaniem miejsc pracy młodym i chętnym.
Mamy również "Doświadczonych". To ci sami "starzy" ratownicy i sanitariusze... tylko widziani własnymi oczyma i przez różowe okulary. Są najmądrzejsi, najdoskonalsi i ogólnie "mucha na nich nie siada"... Za to "wsiadają" na nich:
"Młodzi-Gniewni", czyli "świeżaki" po szkole, bez pojęcia i sumienia. Za garść groszówek, bez mrugnięcia powieką, przyszliby na dziesięć dyżurów pod rząd i wykosili starą gwardię utrzymującą rodziny, dzieci i matki karmiące...
Tymczasem, te same "świeżaki" wolą mówić o sobie "Światła przyszłość systemu". Wyedukowani, przygotowani na każdą ewentualność, gotowi własnym dyplomem licencjackim ciąć błonę pierścienno-tarczową pacjenta i tamować krwotoki ze wszystkich arterii jednocześnie. Oczywiście wszystko to, do pierwszej wpadki lub do odpracowania roku, góra dwóch w warunkach obecnego Systemu PRM (jak wiadomo, dyplom średnio się nadaje do podcierania biegunek, leczenia kaszelku i ratowania "toksycznego działania alkoholu", które to "nagłe stany" są naszym głównym zajęciem w pracy).

I teraz właśnie nadszedł czas, na to, czego nie napisałem w poprzednim poście. Otóż: "Moja ocena tego jest taka:" Wśród nas, jak niemal w każdym zawodzie, znajdziemy "prawdziwy, stary beton" i "prawdziwie doświadczonych" (tych zdecydowanie mniej, ale jednak). Spotkamy "młodych-gniewnych", ale też "młodych-światłych i pokornych". Możemy również natknąć się na "młody beton" (lub przynajmniej gips, bo łatwiej ich skruszyć) i wreszcie na tych "zwykłych" starych, młodych i średnich.
Wszyscy oni/my, działamy lub (w przypadku osób bezrobotnych, świeżo po studiach) marzymy o tym, by działać w systemie, który (i to należy podkreślić) mimo specyfiki, jaką jest walka o ludzkie życie i zdrowie, nadal pozostaje PRACĄ. Pracą, czyli najczęściej powtarzalnymi czynnościami, wykonywanymi dzień w dzień, noc w noc (tygodnie, miesiące i całe lata).
Oczywiście nie możemy zapominać, że istotą naszej pracy jest CZŁOWIEK oraz jego dobro i takie przymioty jak: wiedza, doświadczenie, rzetelność, odpowiedzialność, może nawet pasja, są w tej "robocie" potrzebne (lub choćby pożądane), ale też nie wolno nam udawać, że nie istnieją dla nas pojęcia: godnych warunków zatrudnienia, szacunku społeczeństwa i nas samych, poczucia stabilności i bezpieczeństwa, możliwości samorealizacji i wielu innych czynników, umożliwiających właśnie skuteczną PRACĘ.
Zgadzając się z powyższymi tezami, łatwo dostrzeżemy, że nie wszystko zależy wyłącznie od naszego "chciejstwa" oraz dobrej woli, a na wiele spraw nie mamy bezpośredniego wpływu. Trochę to smutne, trochę straszne, a na pewno bardzo demotywujące.
Mimo to, jestem gorącym zwolennikiem działań pod hasłem: NAPRAWIAJĄC RATOWNICZY I MEDYCZNY ŚWIAT - ZACZNIJ OD SIEBIE! (a jeśli nie chcesz nic naprawiać, to przynajmniej nie psuj!)
Tu warto wspomnieć, że argumenty "młodych" w stylu: "Ta praca wymaga absolutnego poświęcenia, bez względu na bilans zysków i strat, a kto tego nie rozumie, niech zmieni zawód", są warte dokładnie tyle samo, co zachowania "starych", którzy "obrażeni na zły system i niesprawiedliwość społeczną, na złość pacjentom i lekarzom, pozostaną dyletantami, nieukami i, jak to dosadnie napisała jedna z Czytelniczek *debilami*".
Jedni i drudzy, w swoim zacietrzewieniu lub bezmyślności, są pomocni i przydatni, jak umarłemu kadziło.

- Zacznij od siebie, albo przynajmniej nie psuj, Ratowniku!
W duchu tego właśnie hasła, pisałem posta "Życiem doświadczeni". Na co dzień, wokół mnie jest sporo osób "betonowych" i "pseudo-doświadczonych". Nie zwalczam jednak ich zawodowej filozofii. Po prostu uważam, że każdy z nas odpowiada za swoje działania i zaniechania. Nie chcesz "wiedzieć", to nie. Twoja sprawa!
Nie rozumiem jednak, po co ktoś "życiem doświadczony" wydaje kupę szmalu, poświęca naprawdę dużo wolnego czasu (być może bierze nawet urlop) i jedzie szmat drogi na szkolenie/kurs, na którym nie chce przyjąć ani krzty wiedzy i cudzych podpowiedzi??? Mało tego, przeszkadza, a wręcz uniemożliwia innym skuteczną edukację! Pies ogrodnika?
Czyli co..? W pracy, trzeba siedzieć cicho i się nie wychylać, bo zaraz zgnoją, wyśmieją, zmieszają z błotem. Na szkoleniu też "morda w kubeł", bo loża "mądrych inaczej" czuwa nad młodym pokoleniem i starszymi "wykolejeńcami", którzy, przed zawodowym zgonem, chcieliby się nawrócić i łyknąć w komunii opłatek nowej wiedzy. Istna paranoja!

- Zacznij od siebie, albo przynajmniej nie psuj, Instruktorze!
Dawno temu, jeden z doświadczonych instruktorów, którego do dziś bardzo szanuję, podzielił się ze mną swoimi przemyśleniami na temat kursantów, którym na zajęciach i egzaminach "wybitnie nie szło":
- Powiedz mi Crew, jak myślisz... Jeśli nie dasz temu ratownikowi certyfikatu, punktów edukacyjnych, nie zaliczysz egzaminu... Czy on przez to zrezygnuje z wykonywania zawodu? Poszuka innej roboty? Nie! On będzie nadal pracował w przeświadczeniu, że jest gorszy i nic nie umie. Myślisz, że to poprawi jego jakość działania i skuteczność?

Wówczas zgadzałem się z tą teorią... Dziś wyraźnie widzę, że nie przystaje ona do panujących w środowisku realiów. Dlaczego?
Ano dlatego, że ratownicze osobniki "ociekające zajebistością" są niestety przeważającym gatunkiem naszej biosfery (ich wiek i staż pracy nie gra żadnej roli). Dawanie im certyfikatów, punktów, zaświadczeń dla "świętego spokoju", poprawności i dobrych układów z organizatorem szkoleń lub po prostu dla kasy (tak, tak!), jest naszym-instruktorskim GRZECHEM! Właśnie tacy kursanci, z certyfikatem w dłoni i wpisem do "zielonej książeczki", wręcz zanurzają się w zbiornikach z tabliczką "Uwaga zajebiście inteligentna ciecz! Nurkowanie grozi geniuszem!". I żadna siła, żadna pomyłka, żadna śmierć pacjenta ich stamtąd nie wyciągnie.
Problem w tym, że te baseny, do których skaczą, nie zawierają żadnej "mądrej cieczy", tam pływa zwykła gnojówka ignorancji i chamstwa.

Nie wierzycie?
Jakiś czas temu, zdarzyło się ratowniczce-instruktorce, pilnować kursantów podczas testu teoretycznego na certyfikowanym i bardzo drogim kursie. W czasie pisania, kilkukrotnie, delikatnie zwracała uwagę uczestnikom, by pracowali samodzielnie. Chwilę później, na korytarz wypadł zapieniony ze złości ratowniczek i darł się na cały głos:
- Powiedzcie tej głupiej blondi, że nie taka była umowa! A w ogóle, to ku.wa mieliśmy dostać odpowiedzi do testu!!!

To ich wina, czy nasza?
Nie jestem Don Kichotem. Jestem zwyczajnym Rufiem, ale w takich chwilach naprawdę mam ochotę skorzystać z kopyta.
- Przynajmniej nie psuj, Instruktorze!

3) Na zakończenie chciałbym bezpośrednio odnieść się do Waszych, wybranych komentarzy, które po części już zniknęły z zakładki pod postem (i nie ja je usuwałem)...

Zawodowy podział na "młodych" i "starych" zawsze był, jest i będzie. Animozje i nieporozumienia między tymi grupami są nieodłączną częścią ewolucji lub rewolucji każdego systemu i filozofii pracy, ale...
Też kiedyś byłem "młodym" i myślałem, że wszystko zmienię. Też kiedyś będę "starym" (chyba, że wcześniej zaliczę zawodowy zgon z przyczyn zdrowotnych lub kadrowych) i mam nadzieję, że nie zapomnę "młodzieńczych porywów".
Pamiętając o tym wszystkim, mimo mojego "rufiostwa", aż chce mi się zaapelować:

"Stary wiarusie" - Ratowniku. Pomyśl, że Ty też kiedyś zaczynałeś w tej robocie. Być może ktoś zrobił dla Ciebie wiele dobrego, a być może, ktoś Cię na starcie skrzywdził. Prawdopodobnie jesteś już znużony, rozczarowany, zawiedziony, wku.wiony i wiele innych z końcówką "any", "ony". Mimo to, zastanów się, co chciałbyś dać młodszym, wiedząc, że któregoś dnia, to oni mogą decydować o Twojej pracy, karierze, zdrowiu, a nawet życiu...

Młody Ratowniku/Ratowniczko, Studencie-Studentko. Odrobina pokory i własnego rozsądku względem starszych Kolegów (nawet debili), nie zaszkodzi, a czasem paradoksalnie może przynieść profity. Nie wszystko jest zawsze tak proste, jak scenariusz na manekinie, w szkole, a przewrotne życie sprawia, że nawet ręce "debila" mogą Ci kiedyś uratować zawodowe dupsko.
I nade wszystko, pamiętaj Młody Ratowniku/Ratowniczko, Studencie/Studentko, że nawet teoretyczne dywagacje o PODKŁADANIU KOLEGOM ŚWIŃ w pracy, powodują, że stajesz się dokładnie takim samym człowiekiem, jak ten "stary debil, nieuk", którym tak bardzo pogardzasz. Przy okazji, szykujesz sobie codzienne, zawodowe piekło, jakiego jeszcze nie ogarniasz swoją studencką wyobraźnią!
Nie tędy droga... przynajmniej nie moja.

* * *
Na tym kończę moje przemyślenia i długaśne sprostowanie do Młodych i tych Życiem doświadczonych...
Jestem gotów na ewentualne "marchewki" lub "kije" w komentarzach... Obiecuję wszystkie przyjąć na klatę i zrobić to, co każdy Rufio w takiej sytuacji... znów zaryczeć ;)

31 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Hmm... ten wpis dał mi wiele do myślenia . Zdecydowanie wezmę sobie te rady do serca . Pokora to coś co zdecydowanie mi się przyda.

Anonimowy pisze...

Crew, zazwyczaj pozostaję biernym obserwatorem Twojego bloga, ale tym razem postanowiłem się odezwać i jest to głos pełnego poparcia dla tego, jak i poprzedniego wpisu - będącego powodem dyskusji i różnych głosów. Brak dystansu do siebie, niedobór pokory itepe itede, są nagminne i przewlekłe. Serdecznie pozdrawiam i popieram!

Anonimowy pisze...

Pełna zgoda do tych wszystkich uwag. Tylko jak zmusić stary beton do zmiany mentalności. A przede wszystkim jak im wytłumaczyć że nie muszą pracować w trzech miejscach na raz. Dzięki takim "pracusiom" po odbyciu stażu właśnie z powrotem wylądowałem na bezrobociu, bo przecież starzy znajomi pielęgniarki oddziałowej muszą dorobić do pensji podstawowej. A ty człowiecze gnij na bezrobociu bo nie masz nigdzie pleców ani chodów. Ot, kurwa Polska......

cre(w)master pisze...

Bardzo dziękuję za dotychczasowe komentarze. "Marchewki" poparcia cieszą, zwłaszcza, kiedy sobie człowiek pomyśli, że nie jest sam w sposobie rozumowania :)

Anonimie (3 maja 01:00): Naprawdę przykro mi z powodu Twojej sytuacji. Obawiam się, że "starego betonu" nie można zmusić do zmiany mentalności, podobnie jak nie można zmusić młodych do zmiany myślenia i oczekiwań.
Nie gniewaj się, że zapytam o to wprost, ale powiedz, naprawdę myślisz, że ci "pracusie" zatrudniają się w trzech miejscach na raz, bo im mało wrażeń? Nudzą się w domach pełnych szczęśliwej dziatwy i luksusów? Nie chce im się jechać na zagraniczne wczasy i zamiast tego, urlop spędzają na kolejnych dyżurach, prowadzonych szkoleniach i Bóg wie jeszcze gdzie?
Kolejne pytanie: Jak zmienić mentalność młodzieży, której od "kilku" lat powtarza się: RYNEK PRACY RATOWNIKÓW MEDYCZNYCH JEST ZAMKNIĘTY! NIE MA MIEJSC I PRZEZ NAJBLIŻSZE LATA NIE BĘDZIE!
Jak to możliwe, że młodzi, inteligentni ludzie zaczynają studia nie słuchając tego, o czym trąbi KAŻDY ratowniczy portal i każde ratownicze środowisko?
"Naprodukowano" nas tak wielu, by mieć konkurencję cenową, by zarobić na studentach, by dyktować warunki i trzymać za twarz (bo jak ci nie pasuje, to mam na twoje miejsce dwudziestu innych). To jest tak oczywiste, że kłuje w oczy, a mimo to kierunki ratownicze nadal pękają w szwach.
Aż się ciśnie na usta niegrzeczne pytanie: "I kto tu jest bardziej niemądry? Starzy z etatem lub kilkoma kontraktami, czy młodzi z czesnym za studia i nadzieją, że może właśnie mi się fuksnie i mnie przyjmą zaraz po szkole?"

Strasznie to przykre, kiedy młodzi ludzie i ich pasje rozbijają się o brak miejsc, pieniędzy, znajomości, ale niektórzy poniekąd sami są sobie winni. Teraz stoją/staną przed dylematem, co dalej począć?
Ta, jak to określiłeś "Ot, kurwa Polska" niestety nie jest z gumy i nie da się rozciągnąć terenu, by zwiększyć liczbę zespołów RM. Nikt też nie drukuje pieniędzy na nowe karetki i etaty (a nawet jeśli drukują, to na pewno nie dla nas).
Niewykluczone, że i ja za rok będę miał ten sam dylemat i pytanie... Co robić? Choć powiem Ci szczerze, że nie wiem, czy dokonując ponownego wyboru, nie wolałbym poświęcić nadwątlonej idiotyzmem systemu pasji w imię zdrowia, rodziny i świętego spokoju.
Naprawdę szczerze, życzę Ci powodzenia.

Anonimowy pisze...

Wiem że zarobki w naszym zawodzie nie należą do najwyższych ale do cholery żyć chce każdy i pracując w kilku miejscach oni po prostu nie pozwalają pracować innym. Dla nich jest ważne że oni mają a cała reszta niech się p....li. A młodzieżą to ja byłem 25 lat temu. RM zostałem wiedząc jaka jest sytuacja na rynku pracy i nie były to studia tylko ostatni rocznik zdający egzamin zawodowy ale jak widzę co niektórych przy pracy to mi się nóż w kieszeni otwiera. I nie ma możliwości żeby ich wyeliminować bo mają za duże znajomości i krytą dupę w razie czego. Gdyby tak hipotetycznie doprowadzić do tego żeby ratownicy pracowali w jednym miejscu to byłoby w naszym zawodzie dużo mniejsze bezrobocie.Osobiście znam takich co potrafią wyjechać z domu na dyżur w poniedziałek i zwiedzając firmy mają dyżury przez cały tydzień.Ja rozumiem: potrzeba zarobić na dom,utrzymanie, samochód. Tylko do cholery czemu dzięki znajomością jedni mogą a inni nie. Niestety w naszym środowisku jak zauważyłem nie ma żadnej solidarności zawodowej. Jedni drugim patrzą na ręce i nie daj boże jakiejś wpadki bo od razu idzie podesranie do szefostwa. Dopóki taki stan się będzie utrzymywał nie wróżę najlepiej naszej branży. Co do rozciągania terenu to tu gdzie mieszkam spokojnie przydały by się jeszcze ze dwa zespoły, nie mówiąc już o tym że zespoły P powinny być trzyosobowe. Ale jak zwykle wszystko rozbija się o pieniądze bo to one są najważniejsze a nie dobro pacjenta. A najbardziej rozbraja mnie stawka lekarza na karetce S. 120 zł za godzinę dyżuru to jest jak dla mnie przegięcie pały i patologia. Pomijam fakt że niektórzy z tych lekarzy nie mają pojęcia o medycynie ratunkowej i przy zdarzeniu nie robią po prostu nic. Ich rola to tylko podpisanie karty i podbicie pieczątki. I m.i. dlatego nie ma pieniędzy na dużo bardziej potrzebne rzeczy. I dopóki taki stan rzeczy będzie trwał nie będzie dobrze.

Nomad_FH pisze...

Świetny wpis zarówno ten, jak i ten poprzedni - jak zawsze celnie prosto w cel.

Co do sytuacji - pamiętam inną patologię opisywaną przez jednego z lekarzy (zresztą - świetne opisy tego, jak to wyglądało na "wojence" w Iraku z perspektywy widzianej oczami cywilnego lekarza zatrudnionego przez wojsko na misję.
Pomijając to, że mimo braku przeszkolenia wojskowego - dostał broń palną, ba nawet był zmuszony jej używać.
Pomijając to - że przeżył nie jeden ostrzał, że przeszedł ciężką szkołę życia, nabrał sporego doświadczenia w zszywaniu ran postrzałowych i obrażeń po wybuchach min pułapek itd. itd. Miał okazję uczyć się od bardzo doświadczonych zagranicznych lekarzy, którzy z nie jednego pola bitewnego jedli kurz...
I nie był tam przez tydzień, czy dwa - ale okres liczony nawet nie pojedyńczymi miesiącami...

I co się stało, kiedy po powrocie chciał się zatrudnić jako wojskowy lekarz? Okazało się, że owszem - jest taka możliwość, ale musi najpierw przejść normalną służbę wojskową, odbębnić rok w koszarach (a w zasadzie nawet dłużej) i wówczas może się zastanowią nad przyjęciem go - o ile się "spodoba"...
Cóż - gryząc z wściekłości zęby poszedł do prywatnej firmy (o ile dobrze pamiętam - zagranicznej), gdzie go przyjęli z otwartymi ramionami.

Nomad_FH pisze...

A swoją drogą - ten fragment - PIĘKNY :D

"Właśnie tacy kursanci, z certyfikatem w dłoni i wpisem do "zielonej książeczki", wręcz zanurzają się w zbiornikach z tabliczką "Uwaga zajebiście inteligentna ciecz! Nurkowanie grozi geniuszem!". I żadna siła, żadna pomyłka, żadna śmierć pacjenta ich stamtąd nie wyciągnie.
Problem w tym, że te baseny, do których skaczą, nie zawierają żadnej "mądrej cieczy", tam pływa zwykła gnojówka ignorancji i chamstwa."

Anek pisze...

Czytam Twój blog bo podoba mi się sposób w jaki piszesz, bo często oddajesz lepiej niż ja bym to zrobiła przemyślenia i obserwacje dotyczące dnia codziennego. Jestem za "marchewką" dla Ciebie ;-)))) a że nie wszystkim się to musi podobać... wyjaśniłeś aż za dokładnie :))) Trzymaj tak dalej, gdyż czytanie i oglądanie notek i fotek tutaj zamieszczanych sprawia mi ogromną przyjemność. Dziękuję :))))

Tokaido pisze...

Nie tak dawno sam chciałem studiować ratownictwo. Kiedy zamknęli policealne szkoły,myślałem sobie "Ha,no i dobrze. Przecież to przepaść,pomiędzy tym a studiami !". Jednak trochę inaczej się poukładało i rok temu pewnie gnałbym do studium,a później dziwił się że nie ma dla mnie roboty. I bardzo szanuję Waszą pracę Crew. Jednak mam dwa spostrzeżenia...
Po pierwsze,to to że mamy ogólny wysyp magistrów,a brak specjalistów w danych dziedzinach. Nie ma zbyt wielu ludzi którzy zreperują buty,dorobią klucze,czy podszyją garnitur. Jest za to nawał młodych,wykształconych-zawiedzionych że nie ma pracy za którą dostaną 3 tysiące. Bo przecież są tacy wielce wykształceni. Owszem,studia coś znaczyły,ale 20 lat temu,gdzie dziecko było chlubą dla rodziny,że takie światowe,co teraz pokutuje płaczem i lamentem. Czy dostanie się na studia jest osiągnięciem ? Zależy czy ktoś chce sam,czy "Rodzice każą". Mam 19 lat,skończyłem LO,we wtorek podchodzę znowu do matury i pracuję jako kurier. Powiem więcej-pracują ze mną faceci którzy są magistrami,jeden był nawet prawnikiem. Śmiać mi się chce jak ktoś mówi że "nie ma pracy". Owszem,może i ciężko znaleźć,trafić to co się chciałoby robić,bo każdy jest inny,a tak czy srak równowaga w przyrodzie zachowana. Nie zrozumcie mnie źle,nikogo nie chcę urazić,czy coś. Ale może czasem trzeba zająć się "czymkolwiek" na daną chwilę i wiercić dziurę w tym co się chce robić ?
Druga sprawa-Chyba w każdej robocie znajdzie się beton,młodzi gniewni i tak dalej. Ale czy to nie jest pokierowane "zmianą dekoracji" ? Przecież każdy z nas będzie kiedyś "betonem" bo będą przychodzić kolejni,kolejni,kolejni... Jak to Crew pisałeś "sztafeta pokoleń",co ?

Bartek pisze...

brawo Crew, skoro wywołujesz tak gorące dyskusje swoimi postami, to powinieneś to jak najbardziej ciągnąć dalej. Może dzięki tobie gdzieś jakieś zmiany powstaną, zalążki ... A co do patologii, pracy w wielu miejscach itp itd to każda branża się z tym boryka. Jak ma się na utrzymaniu 2-3 dzieci i robiąc w 2-3 miejscach ledwo się wyciąga od wypłaty albo i nie, zapożycza się u rodziny itp. to o czym tu mówić. Wiem z autopsji. Na takim etapie rozwoju niestety jesteśmy jako kraj i pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Czekam na kolejne wpisy, pozdr.

Anonimowy pisze...

Gratuluję pomysłu na blog. Zgadzam się w dużej mierze z Twoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami!
Ja stoję jeszcze na stanowisku że każdy system tworzą ludzie. Więc zanim znowu zaczniemy narzekać na wszystko spróbujmy zmienić coś w sobie! Co jeszcze mnie boli to że brak między nami jaskiniowcami solidarności zawodowej:( niektórzy są też tak zadufani w sobie i ufni w swoje umiejętności że często popadają w rutynę. A jak wiadomo rutuna to pierwszy krok do popełnienia błędu!
I na koniec jeszcze mała dygresja- człowiek uczy się przez całe życie i to wpisuje się też w specyfikę tego zawodu. Tylko ustawiczne szkolenia, ćwiczenia i samodoskonalenie może nas wznieść na wyżyny ratowniczego Olimpu. A ambrozją i upojeniem niech pozostanie świadomość że udało się nam komuś pomóc a może nawet uratować życie...

Anonimowy pisze...

Jou!
Liryczne wpisy sytuacyjne - rozbrajają miejscami konstrukcję nałożonych nam systemów wierzeń, przekonań i dogmatów, aczkolwiek bez wskazania dalszej możliwości działania.
Owszem POKORA jest potrzebna, bo dzięki niej AKCEPTACJA umożliwia ZROZUMIENIE tych podstawowych zasad, którymi kieruje się natura, a tym samym materializuje się poprzez nasze myśli, czyny, słowa i odczucia - co znowu dzięki 5 zmysłom i innym czynnikom pozwala odbierać rzeczywistość w określony sposób.
Kijkiem w tej dyskusji jest przytyk z mej strony - lecz konstruktywny, bez personalnej wycieczki.
Otóż osobiście uważam, jako RM z 15 letnim stażem pracy (powinienem napisać Starszy RM??), przyglądając się całej swej karierze zawodowej i życiu, które w różna przygody pozwala mi doświadczać rzeczywistości, że był okres, który był swego rodzaju preludium do tego co można teraz dopiero wdrożyć w życie i pozmieniać rzeczywistość tak by nastała w końcu normalność, na którą wszyscy czekamy, tj. OCZEKUJEMY.
Ponieważ to jest proces wielce złożony - lecz możliwy i przy odrobinie OTWARCIA się na inne warianty możliwości - do zrealizowania, należy zatem podjąć przede wszystkim działania Q zrozumieniu iż praca ta wymaga grupowej/zbiorowej jedności i odpowiedniego ustawienia, by wszystko mogło postępować jasno i klarownie i by móc czerpać radość z wykonywanych czynności o charakterze ratującym, jak również promującym zdrowe zachowania, tryb życia oraz postrzegania rzeczywistości z uwzględnieniem podejścia do wiedzy medycznej w sposób holistyczny czyli całościowy, a to jest największy problem do przeskoczenia, bo wymaga otwarcia się na coś co szereg lat było marginalizowane i celowo deprawowane w imię tylko li i wyłącznie zysku przemysłu petro-chemicznego, o czym mowa jest w tej prelekcji:
https://vimeo.com/21597182
Chodzi o całkiem prostą rzecz, którą uczymy RATOWNIKÓW na KPP, mianowicie - to do czego potrzebna jest interwencja Lekarza, Pielęgniarki, Ratownika Medycznego czyli członków ZRM i dalej odpowiednio SOR i IP czyli trzy typy sytuacji:
- W momencie zatrucia substancjami chemicznymi
- w momencie błędu dietetycznego
- w momencie urazu
Wszystkie inne kwestie są w zasięgu uleczenia się każdego człowieka samodzielnie, pod warunkiem, że zrozumie i zaakceptuje związek PRZYCZYNOWO-SKUTKOWY między tym co PSYCHOSOMATYCZNIE następuje w umyśle i manifestuje się w ciele czyli w uproszczeniu - szukanie przyczyn powstania etapu tzw choroby (wedle Germańskiej Nowej Medycyny choroba jest procesem zdrowienia)i pozwolenie organizmowi na naprawienie tego co w trakcie ucieczki przed zrozumieniem, wydarzyło się w organizmie.
Niestety dla niektórych jest to wywrócenie światopoglądu do góry nogami i kłopot z zaakceptowaniem powyższego - lecz jest konieczne do tego by czynić na tym padole życia boskiego tzw CUDA i zmieniać rzeczywistość poprzez zmianę SIEBIE.
Jak powiedziął jeden mądry człowiek:" chcesz zmienić świat - zacznij od siebie".
Teraz Marchewka - a Ty to robisz, choć może pół świadomie lub mniej świadomie, ale robisz i zmuszasz innych do refleksji.

Wracając do tzw zjednoczenia wykonawców tego zawodu, hm?
Trzeba to zrobić i robić oddolnie, od środkowo i odgórnie - jednocześnie.
Pzdr
Pipen

cre(w)master pisze...

Dziękuję za wszystkie komentarze. Za kije i marchewki.
Pipen: Przebrnąłem przez filmik. Bez urazy, macie tam niezłe palenie ;)

Anonimowy pisze...

Crew !
Piszę do Ciebie jako przewodnika ratowniczego stada. Rzecz o której chcę wspomnieć,miała miejsce dzisiaj. Na obwodnicy Słupska,w drodze do Lęborka. Kończyłem z kolegą kurierski dzień,podsumowując w głowie całokształt przepracowanych godzin. Jadąc,zauważyłem taksówkę,stojącą w zatoczce i kilka osób pochylających się nad Panią w nieco późniejszym wieku. Zatrzymując auto chwyciłem w rękę plecak i pobiegłem do ludzi drąc pysk "co się stało?".
Leżąca Kobieta miała 54 lata. Krztuszenie,szczękościsk i lecąca z jamy ustnej krew. Brak drgawek. Próbowała coś mówić ale nic nie szło zrozumieć. Źrenice uciekały ku górze,w ogóle nie reagowały na światło. W październiku przeszła wylew krwi do mózgu i trepanację czaszki czego dowiedziałem się w "międzyczasie" od męża. Kolega z którym jechałem zadzwonił po pogotowie,które przyjechało w jakimś odstępie czasowym. Do lekarza wysiadającego z karetki rzuciłem lawinę zdań tego co wiedziałem o poszkodowanej. Proszę,Crew-nie zrozum mnie źle. Nie chcę nikogo pouczać,wychodzić na znawcę ratowniczego fachu,czy coś ale kilka rzeczy mnie uderzyło...

Owy "eSkowy" doktor nie założył w ogóle rękawiczek,nawet nie dotknął tej której dotyczyła ich interwencja. Ba,o tym że jest lekarzem,świadczyła jedynie pogotowiana bluza z napisem "Lekarz",ponieważ całe medyczne ciało opiewało w lakierkach,markowych spodniach i zielonej koszulce. Facet po prostu wyszedł,stanął nad Kobietą i mną trzymając ręce w kieszeni. Kiwnął na ratowników,którzy przynieśli nosze i jak worek kartofli,rzucili na nie Kobietę. Nie podnieśli Jej w żaden "podręcznikowy" sposób. Po prostu-jedną ręką za rękaw bluzy i palcami za szlufkę od spodni.

Jak już wspomniałem-nie chcę nikogo urazić,pouczać,bo wiem że chodzę po grząskim gruncie. Jednak tego dnia blask "profesjonalizmu" załogi poraził mnie tak że niemal straciłem wzrok..

Rozumiem,mógł to być któryś dyżur z rzędu, "etny" wyjazd do sraczki tego dnia,czy coś w tym rodzaju. Wszyscy jesteśmy ludźmi,każdemu może zdarzyć się gorszy dzień. Jednak od lekarza czegoś się oczekuje,jakiegoś współczucia,pomocy,zainteresowania... Bo chyba jest lekarzem z powołania,prawda ? Crew,pisze właśnie do Ciebie o tym,ponieważ jesteś osobą o chyba podobnych poglądach. Powiedz mi,każdy przypadek jest inny,tak ? Dlaczego lekarz nie ubierze rękawiczek ? Nie dotknie pacjentki tylko drapie się po jajach poprawiając pasek "Ochnika" ? Czemu ludzie traktują drugiego człowieka jak towar,który można jakkolwiek podnieść i położyć na inną półkę ? Skąd się bierze takie podejście ? Przecież jutro Oni mogą potrzebować pomocy...

cre(w)master pisze...

Anonimie: Na wstępie muszę powiedzieć, że nie jestem "przewodnikiem ratowniczego stada", no chyba że w rozumieniu "naczelnego barana", to się zgodzę ;)

A teraz już poważnie.
Mógłbym tu pisać o dobrych i złych lekarzach, o tych z prawdziwym powołaniem i o paskudnych, bezwzględnych ciułaczach kasy. O takich, których wszyscy znamy, którzy istnieją dosłownie w każdej stacji pogotowia w Polsce. Mógłbym pisać o tych, o których już od lat zamierzam napisać długi post i ciągle się waham, ciągle czegoś boję. Mógłbym próbować odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania... ale zamiast tego napiszę krótko:

Właśnie dlatego nie cierpię dyżurów na "S"!
Przykro mi, że musiałeś na to patrzeć :( Przepraszam za moich kolegów.

Anonimowy pisze...

Kiedy kolejny wpis? :)

cre(w)master pisze...

Sezon ogórkowy się zaczyna. Nie ma za bardzo o czym pisać, ale to lepiej. Znaczy się, że ludziska zdrowe i tragedii nijakiej w okolicy nie ma ;)

Anonimowy pisze...

Bez urazy ale po co ci byla trojka dzieci, pewnie masz jeszcze super wypasiony samochod na kredyt, sprzety domowe I chaupe- apetyt rosnie w czasie jedzenia a problem lezy w spol.konsumpcyjnym I malych zarobkach. Zaraz sobie wydrapiecie oczy a ile x dziennie odmawiacie sobie jakiejs przyjemnosci? Polecam ksiazke 'zabawimy sie na smierc' I 'no logo' na poczatek. Polacy narzekaja na brak kasy, ale e marketach pelne wozki, ciuchy firmowe, buty za kilka stow, perfumy tez, auta wypasione I chalupy, telewizory wielkosci okien a potem trza charowac bez wytchnienia, bo bank zabierze, dzieciom na komunie quady, tablety, drogie tel- czy was ludzie porabalo juz do reszty? Dajcie zarobic innym I nauczcie sie hamowac szal zakupow bo sasiad ma lepszy bajer

Anonimowy pisze...

Wiesz co jak jest sie milym dla innych, ambitnym I ciezko pracujacym to znajdziesz prace I kazdy ci pomoze, ale trzeba chciec I wlozyc duzo pracy, ludzie obserwuja cie na kazd kroku I to oni decyduja czy cie przyjma do swojej kliki

Anonimowy pisze...

Widzac po twoim podejsciu- nienawidzisz wszystkich to jak ty chcesz z ludzmi wspolpracowac nie dziwie sie, ze cie nie chca-wpuscilbys hejtera do swojego domu, zeby ci nasral ma dywan? To ci ludzie tworza ten zawod I tworzyli go od podstaw I byle kierowca bez wyksztalcenia widzial wiecej niz ty. Ja nie jestem betonem I mam prace w zawodzie wymarzona, w tym roku uzyskalam dyplom o w tym ptacuje na karecie, ale wczesniej jako kpp w innych sluzbach I kosztowalo mnie to wiele wysilku I wciaz sporo sie musze nauczyc to jest proces, ktory trwa cale zycie. Zespol ma byc zespolem, na dobre I na zle, ma sie wzajemnie ochraniac I wspierac I robi to co koerownik zespolu kaze chocby najwieksza glupote a jak nie pasuje ci ktos to szukaj innego kto cispasuje.w sluzbach bus byl tak tepiony ze masakra, musi buc hierarchia, ale zdrowo jest wtedy jak jedni sluchaja drugich, ja slucham bo wole sie uczyc na cudzych bledach niz na wlasnych I zawojowywac swiat nie ma Iidealow.

Anonimowy pisze...

Dodam jeszcze ze kazdy system bedzie kulal bo sa w nim ludzie, zacytuje bendera futuramy, ktory wlasnie zostal fataonem :"konoec statej tyranii , teraz zapanuje zupelnie nowa tyrania" , zadziwia mnie jak internauci anonimowo potrafia sie czepic kazdego przecinka, zeby udowodnix komus ze jest debilem zamiast wyjsc do ludzi, zostawic telewizor, komputer, komorke w domu, porozmawiac, kiedys siedzialo sie razem na ttzepaku czy cos codzien wymyslalo sie cos nowego. Ja mam 30 lat I jestem w szoku, dzisiaj ludzie wola do siebie klikac lub dzwonic niz cos zrobic razem. Polecam wspinavzke, swietny sport druzynowy- odpowiadasz za czyjes zycie I powierzasz komus swoje, ale gwarantuje ci lepsza godzina gry w siatke niz przed kompem, potem sie dziwic, ze sami mlodzi gniewni I aspolevzni, z najnowszymi odzywkami z seriali I pelerynkami z filmow o superherousach zyjemy w swiecie fantazji I sztucznie wykreowanym swiecie tylko robienie vzegos rAzem czegos uczy a teraz nawet na stopa nikt nie stanie a w rat same doktory housy I mnie szlah trafia jak ktos mowi ze pacjentka udaje.kazdy ma swoj prog wytrzymalosci, niektorzy sie boja o zdrowie bardziej- komfort psych to jeden z punktow. Jak bedzies napieral na innych I hejtowal ro z takim nastawieniem nie weoze ci nic dobrego. Wyjd na ulice I poznaj kkogos zacznij od byle menela I zasyanow sie czego mogles sie nauczyc od niego I z jego historii I takiego nastawienia ci zycze I szvzescia bo szkoda nerwow

Anonimowy pisze...

Dajmy innym prawo do swojego punktu widzenia nie ma jednego dobrego sposobu, ja przyznaje ze chcialabym, ALE NIE ROZUMIEM kompletnie o co ci chodzi, piszesz tak chaotycznie I jakby cale zycie w 1 poscie. Pamietajmy, ze klotnia to tylko utwierdzanie drugiego w jego bledzie, nauczmy sie rozmawiac. Film obejrze poyem

Ka. pisze...

Bardzo podoba mi się, że w tym wszystkim nie generalizujesz, patrzysz z szerszej perspektywy i tak naprawdę opisujesz otaczającą Cię rzeczywistość. Myślę, że ktoś, kto racjonalnie patrzy na świat i ma do siebie odrobinę dystansu nie może poczuć się w żaden sposób urażony. System to ciężka sprawa. Ale nie zapominajmy, że tworzymy go my i możemy na niego wpłynąć (samodzielnie go kontrolować - nie, ale właśnie wpływać). I robimy to. Ale chyba nie tak, jak powinniśmy.
W każdym razie - pisz dalej. Bo wyczuwam tu głos zdrowego rozsądku.
Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Cześć :D właśnie skończyłam czytać Twojego bloga ii.. dziękuję :> w tym roku pisałam maturę. Teraz do wyników odliczam już minuty(przynajmniej tych internetowych, o ile serwer nie padnie :D) Za wszelką cenę chciałam uniknąć uporczywego myślenia o nich, więc zaczytywałam się w tym blogu, aż najukochańsza rodzicielka zaczęła denerwować się na moją stałą nieobecność psychiczną :D A podziękować chciałam za miło przesiedziane chwile na blogu, sporo śmiechu i oderwanie od mojej rzeczywistości ;P Szkoda, że już po. Na pewno będę czekała na nowe wpisy, a Ty, Cre(w)master, trzymaj rękę na pulsie, bo jak zobaczę wyniki to będzie potrzebna pilna pomoc! :D Pozdrawiam, Kredka.

Anonimowy pisze...

Halo, halo! Wiadomo, że jesienią nic się człowiekowi nie chce, ale może jakiś pościk? :)

Anek pisze...

Puk, Puk :) jest tu kto? ;-)))))
pozdrawiam serdecznie

cre(w)master pisze...

Jestem, jestem... Życie mnie wsysło, zmiętoliło i wypluło ;)
Jakoś się nie mogę pozbierać do pisania. Chyba potrzebuję solidnego kopa w miejsce, gdzie plecy pękają :)

cre(w)master pisze...

A... no i też pozdrawiam serdecznie :)

Anonimowy pisze...

Reanimuj swojego bloga, bo coś umiera! :P

Anonimowy pisze...

puk,puk..jest tu kto?

dh pisze...

Jeśli tylko to może pomóc to właśnie dostajesz ogromnego, mentalnego kopa w miejsce 'gdzie plecy pękają' ;)