Moim głównym zadaniem było wożenie pacjentów na dializy, a dodatkowo, od czasu do czasu trafiała się jakaś bardziej ratownicza robótka. Te dializy strasznie dawały mi w kość, bo jeździło się w zasadzie na okrągło, całą dobę.
Nie trudno zgadnąć jakie dyżury i kursy dostawał świeżak. Same najgorsze.
Tamta noc miała wyglądać tak samo jak wszystkie poprzednie: Odwózka pacjentów, przywóz następnej zmiany, dwie godzinki snu lub nudy przed kompem, odwózka pacjentów i tak do rana...
Stało się jednak całkiem inaczej.
* * *
- Hej Crew, masz dodatkową robotę! - wrzasnął w moją stronę Najstarszy Dyspozytor Świata.- Jaką, jaką? - udałem zaciekawienie, gdyż jako swieżak nie mogłem manifestować znużenia pracą.
- Weźmiesz małą karetkę i podjedziesz do szpitala. Tam są nasi chłopcy z pacjentem. Zamienisz ich i popilnujesz pacjenta, a potem go przywieziesz do firmy.
- A co to za pacjent? - tym razem zaciekawienie nie było udawane.
- Nie wiem. Nasza lekarka wysłała go z dializ na RTG klatki piersiowej, ale spoko, gość siedzi i nic mu nie jest. Nie jaraj się tak, nie podziałasz sobie nic.
Parę chwil później byłem już pod szpitalną pracownią rentgenowską i zwolniłem chłopaków, którzy raźnym truchtem udali się na spoczynek.
Pacjent siedział grzecznie na wózku zaparkowanym pod ścianą szpitalnego korytarza.
Mężczyzna po trzydziestce, całkiem przytomny, wyglądał dość zdrowo. Kremowa pidżamka w paseczki, gazetka na kolankach. Nuda.
- Zdjęcie już pan miał robione?
- Mhm... - mruknął potwierdzając.
- Czekamy na opis?
- Mhm...
- No to czekamy...
Z nudów zacząłem studiować jego papiery:
Lat 35. Przywieziony ze szpitala powiatowego na ostrą dializę. W rozpoznaniu: Zatrzymanie moczu, ostra niewydolność nerek (?), a dalej coś nieczytelne. Wykonano cewnikowanie żyły podobojczykowej w celu przeprowadzenia hemodializy. Skierowany na RTG klatki piersiowej do potwierdzenia prawidłowości cewnikowania.
Dalej były wyniki laboratoryjne i zlecenia na transport w pozycji siedzącej.
- Nuda... - ziewnąłem przeciągle i chciwym wzrokiem zacząłem spoglądać na gazetkę, która nadal spoczywała na kolanach mojego pacjenta.
- Pożyczy? Da poczytać? - zerknąłem spod byka raz i drugi, a mężczyzna ni stąd ni zowąd zainicjował proces zmiany kolorów na twarzy.
- Zbladł jakby, czy w tym świetle taki..? - zacząłem się zastanawiać nad zagadnieniem kolorystyki ludzkiej skóry w aspekcie światła jarzeniowego. Tymczasem pacjent zrobił się jakiś dziwny. Rozglądał się nerwowo na boki i nieznacznie przyspieszył oddech.
- Wszystko w porządku? - rzuciłem najgłupsze pytanie jakie można zadać pacjentowi w szpitalu.
- Mhm... - na chwilę zatrzymał na mnie rozbiegany wzrok, a ja wiedziałem już, że to "Mhm" było całkiem inne niż piętnaście minut wcześniej.
Nie miałem przy sobie żadnej torby medycznej, apteczki, ciśnieniomierza, nic... Nawet głupiego stetoskopu nie miałem.
- Masz głowę, to myśl! Masz ręce, działaj coś..! - myślałem intensywnie.
Złapałem pacjenta za nadgarstek, aby zmierzyć tętno. Jego skóra była blada, chłodna i mokra od zimnego, lepkiego potu.
- Szybkie... ze sto dziesięć będzie jak nic!
Faktycznie tętno na obwodzie było przyspieszone i słabo wyczuwalne. Na domiar złego pacjent znacznie przyspieszył oddech. Wentylował teraz ponad trzydzieści razy na minutę. Był wyraźnie pobudzony i coraz bardziej blady.
- Muszę wstać..! - odezwał się nagle.
- Nie można teraz... Dobrze się panu oddycha? - zapytałem podejrzliwie
- Tak... Nie... Sam nie wiem... - próbował się podnieść z wózka.
- Niech pan siedzi! - przytrzymałem go za ramię i natychmiast cofnąłem rękę. Koszula była cała mokra od zimnego potu.
- Ups... Będą problemy?
Noc. Pusty korytarz w obcym, śpiącym szpitalu. Cisza wokół i żadnej formy życia poza nami dwoma. Z czego jedna forma (ja) ledwie żywa ze strachu i druga (on) ledwie żywa... nie wiadomo czemu.
- Spokojnie... - myślałem nad dalszym działaniem - ...Co mu może dolegać? Jest blady, spocony, ma słabe i szybkie tętno na obwodzie, szybko oddycha. Do tego jest pobudzony i chyba zaczyna mieć zaburzenia świadomości. To mogą być objawy...
------------------
I tu należy zrobić "dramatyczną" pauzę.
Każdy medyk, bez większych problemów dokończy urwane zdanie mówiąc: "To mogą być objawy wstrząsu!" Sprawa prosta i można lecieć dalej z opowieścią.
Niestety u laików czytających tego posta mogą wystąpić pewne niejasności. Przypuszczalnie każdy, kto zadał sobie tyle trudu, aby dotrzeć w lekturze aż do tego momentu, chciałby z pełnym zrozumieniem dokończyć historię, poznać puentę, wyciągnąć wnioski i zadumać się nad "głupotą" świeżego ratownika ;)
Dlatego wybaczcie Państwo Medycy, ale ja muszę pokrótce wyjaśnić Niemedycznym Czytelnikom, co to jest wstrząs. Będzie to wersja mikro, pisana całkowicie z głowy więc na ewentualne poprawki, dodatki, erraty, suplementy itp. serdecznie zapraszam do komentarzy.
WSTRZĄS (nie mylić z wstrząśnieniem mózgu!) - pisząc w ogromnym uproszczeniu, jest to stan wywołany dysproporcją pomiędzy zapotrzebowaniem organizmu na substancje odżywcze i tlen, a ich podażą. Duży popyt i słabiutka podaż. Na przykład: wilczy apetyt, a w lodówce tylko światło. :)
Jak powszechnie wiadomo, komórki naszego organizmu potrzebują "jedzonka" (substancji odżywczych) i tlenu (aby to "jedzonko" spalić). Kiedy coś lub ktoś im to "jedzonko" i/lub tlen zabiera, wówczas zaczynają wyprawiać różne, dziwne i nie do końca bezpieczne dla nas rzeczy, które mogą prowadzić do wstrząsu i niestety śmierci.
Przykład:
Krew jest nośnikiem tlenu i substancji odżywczych. Trochę jak pociąg z wagonikami, na których wieziony jest towar. Pociąg dociera do komórek, te pobierają towar z wagonów, spalają go i jest git. Czysta fizjologia ;)
Teraz robimy w torach wielką wyrwę (rana, uszkodzenie naczyń krwionośnych, intensywny krwotok). Wagoników jest coraz mniej (krew się wydostaje poza łożysko naczyniowe), towaru nie ma, "jedzonka" brakuje, tlenu brakuje... Oj będzie draka! Wstrząs murowany!
Wówczas organizm uruchamia procesy, dzięki którym próbuje nadrobić zaległości w dostawach. Między innymi przyspiesza akcję serca i oddech, obkurcza drobne naczynia krwionośne, aby zwiększyć ciśnienie. Stąd właśnie charakterystyczne objawy:
Bladość powłok, skóra chłodna i wilgotna. Przyspieszone tętno, słabo wyczuwalne na obwodzie (czyli np. na nadgarstku). Szybki, płytki oddech. Pobudzenie i niepokój.
Jeśli te zabiegi organizmu są nieskuteczne (w naszym przykładzie krwi nadal ubywa), dochodzi do niedotlenienia ważnych życiowo narządów i tkanek. Procesy regulacyjne załamują się i chory jest bliski śmierci.
Jest to tylko jeden z wielu przykładów powstawania i przebiegu wstrząsu, bo i rodzajów wstrząsu jest sporo.Ten z powyższego przykładu nazywany jest wstrząsem krwotocznym. Oprócz niego wyróżniamy m.in: wstrząs anafilaktyczny (ostra reakcja uczuleniowa), wstrząs pooparzeniowy (utrata osocza), wstrząs septyczny (zakażenie organizmu), wstrząs kardiogenny (niewydolność serca jako pompy) i jeszcze kilka innych.
Czynniki, które mogą pogłębić już istniejący wstrząs to przede wszystkim:
Dalsza utrata krwi, pogłębienie urazów, ból, lęk, wychłodzenie organizmu.
W takim wypadku poprzednie objawy stopniowo ustępują, a ich miejsce zajmują: osłabienie i zaburzenia świadomości, aż do całkowitej utraty przytomności. Zwolnienie akcji serca i niewydolność krążeniowo-oddechowa z zatrzymaniem krążenia włącznie.
I to pokrótce tyle. Jeśli ktoś chce więcej i bardziej szczegółowo, odsyłam do mądrych książek.
Na koniec asekuracyjnie dodam, że jest to autorska i bezczelnie krótka próba analizy oraz wyjaśnienia zjawiska wstrząsu. W najprostszych podręcznikach do patofizjologi wstrząs opisywany jest na kilkunastu stronach, drobnym maczkiem :)
Dość wykładu! Musimy wracać na szpitalny korytarz, gdzie mój pacjent naprawdę źle się czuje...
----------------------
- Spokojnie... - myślałem nad dalszym działaniem - ...Co mu może dolegać? Jest blady, spocony, ma słabe i szybkie tętno na obwodzie, szybko oddycha. Do tego jest pobudzony i chyba zaczyna mieć zaburzenia świadomości. To mogą być objawy... Wstrząsu? Niemożliwe, przecież nie krwawi... chyba...
Mój kulawy proces myślenia przebiegał zgodnie z kulawym procesem nauczania. Niemal każdy nauczyciel tłumaczy zjawisko wstrząsu w oparciu o przykład krwotoku (he he, patrz przykład powyżej). W efekcie pomijane lub umniejszane są inne patomechanizmy również wywołujące wstrząs. Dlatego spora liczba studentów kojarzy fakty na zasadzie:
wypadek = krew = wstrząs, ewentualnie oparzenie = wstrząs.
Nie ma wypadku = nie ma krwotoku (oparzenia) = brak wstrząsu. Genialnie proste, ale zgubne myślenie.Dumałem i dumałem, a mój pacjent się wyraźnie pogarszał.
- Skąd niby ten wstrząs u niego ma być? Przyjechał na dializy, wsadzili mu cewnik... Może odmę zrobili, albo krwotok wewnętrzny?
W tej sekundzie na korytarz wyszła kobitka z RTG
- Wszystko w porządku. - powiedziała do mnie - Na zdjęciach czysto. Opis wyślemy za pół godziny do waszej firmy.
Złapałem za służbowy telefon.
- Stacja dializ? Pani doktor, dobry wieczór...
- ...
- A bo mi się zdaje, że ten pacjent z cewnikiem ma objawy wstrząsu...
- ...
- Nie... Przytomny jest, ale dziwnie wygląda...
- ...
- Oczywiście, że się nie znam. Wobec tego jedziemy z powrotem.
Schwyciłem rączki wózka i zacząłem gnać w stronę windy i podjazdu dla karetek.
- Muszę do wuceta..! - wystękał pacjent słabym głosem i złapał ręką za klamkę toalety.
Co było robić? Podjechałem blisko drzwi i niechętnie zezwoliłem na chwilę odosobnienia. Już od studenckich czasów samotne wycieczki pacjentów do toalety źle mi się kojarzyły.
- Jeszcze mi tam gdzieś padnie i co będzie? - Pełen złych przeczuć obserwowałem jak chory wstaje z wózka. Pacjent powolutku podniósł się i w tym momencie dostrzegłem na jego kremowych spodniach małe plamki krwi. Były dokładnie poniżej pośladków.
Zamurowało mnie do tego stopnia, że pozwoliłem mu niezdarnie wejść do toalety i zaryglować drzwi.
Nastąpiło nieznośnie długie oczekiwanie.
- No to teraz jak się coś stanie, to będzie na mnie... - myślałem nerwowo - Po co ja go tam puściłem?!
Kończyłem już obgryzać paznokcie u rąk, kiedy usłyszałem upragniony szczęk zamka. Mężczyzna szurając nogami wyszedł z kabiny i... padł. A dokładniej, z jękiem osunął się na podstawiony przeze mnie wózek.
- Co się dzieje?! - zapytałem przerażony.
- Ech... - jęknął i zamknął oczy.
- Boli pana coś?!
- Ech...
- Krwawi pan gdzieś? Ma pan krew na pidżamie... Może była krew w stolcu?!
- Nie... ech - wystękał i zawisł wiotko na wózku.
Drżącą dłonią wybierałem numer na stację dializ.
- Pani doktor, to znów ja...
- ...
- Tak, tylko, że ten pacjent naprawdę źle wygląda i może zamiast do nas, to ja bym go odwiózł tu na izbę przyjęć..?
- ...
- Oczywiście, że się nie znam, ale w takim razie proszę o karetkę z noszami, bo on jest raczej nieprzytomny.
Musiałem mieć nieźle wystraszony głos, bo zanim zdążyłem dotrzeć wózkiem do podjazdu, już się wtoczyła nasza karetka na sygnałach. Pięć minut później byliśmy na stacji dializ.
Pacjent był kompletnie nieprzytomny, ciśnienie miał "w piwnicy". Krzątał się już przy nim tłumek pielęgniarek, a ja skromniutko stałem w progu.
- Faktycznie wstrząs... - podrapała się po głowie lekarka - ...ale z czego?
- Miał krew z tyłu na pidżamie... - cicho wydukałem.
- E tam, krew... - odburknęła dyżurna i zleciła podaż wszystkich leków kończących się na "ina".
Kilka chwil później, wobec braku jakiejkolwiek poprawy, pani doktor wykonała konsultację telefoniczną przedstawiając problem:
- Tak kolego. Jest nieprzytomny, bardzo niskie ciśnienie... Godzinę temu był w pełnym kontakcie... Nie wiem z czego...
- A może jednak ta krew..? - wtrąciłem i zrobiłem unik przed nadlatującą ręką lekarki.
- Nie to nie! - myślałem obrażony i podszedłem do pielęgniarek.
- Miał krew na spodniach. - powiedziałem konspiracyjnym szeptem - Obejrzyjcie pidżamę...
- Przecież ma czyste spodnie! - fuknęła cicho piguła.
- Ale na dupie miał krew! A teraz leży na plecach i dupy nie widać, nie?! - czułem napływającą złość - To chociaż mu zaglądnijcie do tych gaci!
Posłuchały... Jedna z pielęgniarek zerknęła na wciąż rozmawiającą przez telefon lekarkę i lekko odchyliła spodnie.
- Ma pampersa... - relacjonowała z przejęciem - ...i on jest... zakrwawiony..! Pani doktor! Pani doktor! On ma krew na pampersie!
Poszły w ruch nożyczki. Opadła pocięta pidżama i nasiąknięte pieluchomajtki, a naszym oczom ukazał się paskudny i absolutnie niespodziewany widok.
Pacjent po wewnętrznej stronie ud miał zdartą skórę i co gorsze, koszmarnie obrzękniętą mosznę. W życiu takiej wielkiej nie widziałem. Była dosłownie wielkości piłki do...
- Hmmm... - przeleciałem w myślach wszystkie dyscypliny sportów z kulistym rekwizytem i szybko dopasowałem wymiary - Tak... piłka ręczna będzie o.k.
- O ja pier..! - wyrwało się pielęgniarce - ...co on z tym robił..?!
- Nie wiem, ale chyba wezwiemy karetkę "eS"..?
Tkwiliśmy wszyscy w osłupieniu. Pacjent we wstrząsie, my wstrząśnięci i tylko pani doktor zdawała się być wstrząśnięta i... zmieszana?
Zupełnie jak dziewczyna Bonda ;)
* * *
Kilka dni później pacjent poczuł się na tyle dobrze, że sam uzupełnił historię choroby.
Ponoć w domu ściągał ze ściany meble i jak twierdził, wielki telewizor spadł mu na krocze (tere-fere). Trafił do szpitala w małym miasteczku, a że mu zatrzymało mocz - wysłali go do nas na ostrą dializę, bez wyjaśnień. Póki leżał na noszach i łóżku, jakoś dawał radę, ale jak go przesadzili na fotel w karetce, a potem na wózek... Każdy facet, który choć raz oberwał w krocze na pewno zrozumie, co czuł ten biedak siedząc na własnej "piłce".
I to nie krwotok, a właśnie ostry ból był przyczyną tej gwałtownej reakcji wstrząsowej. Ot i wyjaśniła się zagadka.
Opisywany przypadek nauczył mnie kilku ratowniczych prawd:
1) Jeśli widzisz objawy wstrząsu, to znaczy. że on JEST! (i nie ważne co mówi twoje mizerne doświadczenie i doktor przez telefon)
2) Jeśli już uznasz, że pacjent jest we wstrząsie, zrób z nim SZYBKO coś mądrego (bo wstrząs może rozwinąć się znacznie szybciej niż piszą o tym w podręcznikach)
3) Badanie polega również na oglądaniu CAŁEGO pacjenta. (zwłaszcza jeśli nie wiesz czemu on się coraz bardziej "psuje")
4) Nawet jeśli doskonale przyswoisz sobie powyższe trzy prawdy i tak, jeszcze nie raz, będziesz czuł się w pracy WSTRZĄŚNIĘTY I ZMIESZANY...
5) ...bo ratownik jest jak 007. Czasem zdarza mu się popełnić jakiś Błond... James Błond.
6 komentarzy:
Kapitalnie opisana definicja wstrząsu. Mistrzostwo po prostu.
Historia trzymająca w napięciu.
Dość bolesna. Ałłł....
Ale, że telewizor? :P
Świetna historia i z zaskoczeniem. Każdy spodziewa się najpierw krwotoku wewnętrznego po cewnikowaniu, potem krwotoku z przewodu pokarmowego a tu taka niespodzianka!!! Kolejny dowód na to, że rozbierać przy badaniu tzreba nie tylko dzieci...Dorośli bywają czasem głupsi :)
P.S. Świetny opis wstrząsu- masz talent dydaktyczny :)
literacko, dramatycznie, profesjonalnie-moje gratulacje. No i brawo za szybkość i celnośc działania!!
ałć...biedny pacjent!
I biedny młody ratownik. nieźle musiałeś się zestresować...
Zostaję!!
Świetnie piszesz!;)
Prześlij komentarz