niedziela, 31 stycznia 2010

Incognito - dramat obozowy w dwóch aktach

Występują:
Ja - student drugiego roku ratownictwa medycznego (na potrzeby sztuki przyjmujący pseudonim Andrzej Beznazwisk)
Bogdan - student o wyższym poziomie zaawansowania (3 rok R.M.)
Magister - pracownik uczelni, fanatycznie strzegący regulaminów i przepisów. Człowiek bezwzględny, bezpardonowy, bezkompromisowy i bez...przesady.
Chór antyczny - w postaci wesołego grona uczelnianych baranków (studentki i studenci kierunku ratownictwo medyczne).

Rys historyczny:
Zbliża się lato, a wraz z nim letni obóz zaliczeniowy dla ratowników medycznych. Uczelnia przygotowała wszelkie atrakcje w postaci testów sprawnościowych, dodatkowych wykładów na "szóstkę" itp. Studenci również ochoczo rozpoczęli gromadzenie polepszaczy nastroju, podbijaczy IQ i innych łatwo tłukących się akcesoriów.
Andrzej Beznazwisk nie gromadzi niczego. Nie pojedzie w tym roku na obóz gdyż szef jego /baczność/ Dyrektor Placówki Medycznej /spocznij/ najzwyczajniej w świecie nie da mu urlopu. Frustracja Andrzeja sięga zenitu. Jak zaliczyć obóz nie będąc na nim jednocześnie? Dramatyczna walka z czasem i własną istotą szarą kończy się dla Andrzeja nagłym olśnieniem. W jego głowie powstaje chytry plan.


Akt 1.

Sceneria:
Budynek uczelni. W zaciemnionym kącie korytarza stoją dwie niewyraźne postacie. Padający spod przymkniętych żaluzji snop światła uwypukla przez krótką chwilę zarys długiego nosa Andrzeja B.

Andrzej B: Bogdan, to jak... Pojedziesz? Nikt się nie zorientuje. Weźmiesz żonę ze sobą, wypoczniesz, a przy okazji ja będę miał wpisy i zaliczenie. Przecież nas nie skojarzą.

Bogdan: No nie wiem… Pojechałbym, ale jak się dowiedzą, że ja to nie ty?

Andrzej B: Boguś –nie dowiedzą się tak? (Słychać szelest banknotów). Tak jak się umawialiśmy. Masz tu za pół obozu. No? Będzie dobrze.

Akt 2.

Sceneria:
Ośrodek szkoleniowo-wypoczynkowy. Na skąpanym w słońcu boisku sportowym widać zarys dużej koperty namalowanej kredą. Ustawione po przekątnych gumowe pachołki rozwiewają wszelkie wątpliwości co do zastosowania tego narzędzia kaźni.

Chór antyczny (zagrzewając zawodników do walki): Krzyczą, gwiżdżą, klaszczą

Magister (przekrzykując chór): Pan Andrzej Beznazwisk..! Pan Beznazwisk!!!

Bogdan (vel Andrzej B.): JESTEM!

Magister (patrząc podejrzliwie i kiwając długopisem nad kartą zaliczenia): Panie Andrzeju. Bieg po kopercie – proszę. START!

Bogdan (vel Andrzej B.): Sapanie (w biegu)

Chór antyczny (skandując): BO-GDAN, BO-GDAN, BO-GDAN!

Kurtyna, oklaski :)
----------------------
P.S. Zaliczenie dostałem, Bogdan „wypoczął”.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Hej!
Pisz dalej, pierwsze notki doskonale rokuja :) dawno tak sie nie usmialam :)))
pozdrawiam!
B.

Anonimowy pisze...

Cud. miód i orzeszki :) Pisz dalej i często !
T.

cre(w)master pisze...

Dziękuję za słowa wsparcia. Naprawdę to miłe wiedzieć, że ktoś oprócz mnie tu "jest" :) Pozdrawiam.

Asia (Aś) miło mi. pisze...

nie wierzę, że takie historie jednak maja swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości :D