czwartek, 8 kwietnia 2010

cz. 3 - Wdzięczny pacjent

Kolejny fragment opowieści o zadawaniu bliźnim bólu.
Tym razem o sztuce robienia zastrzyków i sztuce ich ZNOSZENIA.

- Halo... Cześć Crew. - zabrzmiał znajomy głos w słuchawce.
- Cześć... - przywitałem koleżankę pielęgniarkę z mojej nowej firmy - Co tam?
- Mam ogromną prośbę do ciebie... Poszedłbyś za mnie na dyżur świąteczny? Plisss... Nie mam co z dzieciakami zrobić... - dziewczyna mistrzowsko zmieniała głosik z zalotnego na proszący.
- Słuchaj... Ja nie wiem, czy sobie poradzę. Nigdy tam nie...
- Spokojnie sobie poradzisz! - przerwała napalona - Doktorek jest fajny na dyżurze, a w niedzielę kompletnie nic się nie dzieje. Najwyżej wyciągniesz jakąś kartę pacjenta z rejestracji, ale weź sobie coś do czytania, bo się zanudzisz...
Po pięciu minutach trajkotania wiedziałem już, mniej więcej o co chodzi.
W firmie istniała jedna placówka ambulatoryjna, która pełniła dyżur całodobowo, świątecznie i we wszelkich możliwych konfiguracjach. Pacjenci zapisani do naszych przychodni mogli w każdej chwili przyjść i liczyć na pomoc medyczną. W niedzielę dyżurował zespół w składzie: Lekarz - szt. 1, Pielęgniarka - szt. 1.
Ja miałem zastąpić wspominaną pielęgniarkę.
- Dzięki Crew! Jesteś dobry chłop! Zaczynasz od ósmej do dwudziestej. - uradowana zakończyła rozmowę.

- ONO -
Parę minut przed ósmą pojawiłem się na posterunku, obładowany książkami i laptopem.
- Coś przez te dwanaście godzin trzeba robić... - myślałem, zapinając białą bluzę medyczną.
Usiadłem, włączyłem komputer, rozłożyłem mądre podręczniki...
- Dzień dobry - dobiegło zza lady
- Dzień dobry - odpowiedziałem podnosząc się z krzesła. (Ech... Gdybym wtedy wiedział, że nie usiądę przez najbliższe dziesięć godzin...) - Słucham... W czym mogę pomóc?
- Przyszliśmy na zastrzyk - młoda kobieta mówiła do mnie łagodnym głosem.
- My... to znaczy kto? - pomyślałem nie widząc nikogo poza rozmówczynią.
Wychyliłem się lekko za blat i dopiero wtedy zobaczyłem małego brzdąca, trzymającego mamę za rękę.
- O... w życiu... - myślałem lekko spanikowany - Powiedz kobieto, że tobie mam ten zastrzyk robić, nie dziecku... 
Niestety. Moje zaklęcia nie podziałały. Młody miał dostać domięśniowy. 
Jako, że nigdy dotąd nie robiłem dzieciakom zastrzyków, zacząłem węszyć kłopoty. Podejrzliwie patrzyłem na chłopczyka, poszukując jakichkolwiek oznak lęku. Nic takiego nie dostrzegłem. Mały "sznycel" rozglądał się ciekawie dookoła.
- W takim razie chodźmy do zabiegowego.
Nabrałem lek do strzykawki, zmieniłem igłę, przygotowałem waciki, środek odkażający. Dzieciak nawet nie pisnął. Coś tam z mamą sobie rajdał uśmiechnięty.
Widząc takie reakcje, wyluzowałem się w optymistycznym porywie.
- No to możemy robić... - powiedziałem do kobiety i wtedy młody włączył syrenę okrętową. Buczał jak ORP GROM podczas alarmu bojowego.
Całe szczęście mama wiedziała jak trzymać dziecko na kolanach. Odsłoniła leżącemu pośladki i przysłoniła ręką głowę. Nawet nie wierzgał mocno. Przetarłem wacikiem spięty pośladek.
- Nie ma mowy... - myślałem zrozpaczony - Powyginam igłę, a nie nie wbiję w taki kamień.
Dzieciak płakał jednostajnym wyjcem.
- Ale kanał..!
Naraz, w jakimś desperackim przebłysku świadomości, przypomniałem sobie opowieści doświadczonych pielęgniarek. W pamięci błysnął Patent na Iniekcje u Spanikowanych Pacjentów Pediatrycznych.
- Próba nie strzelba - pomyślałem po myśliwsku.
- No dobra. Robimy! - powiedziałem głośno. Luźną dłonią lekko plasnąłem dzieciaka w prawy pośladek. Syrena zawyła z podwójną wartością decybeli. Pośladki spięły się niczym stal. Czekałem cierpliwie w pełnej gotowości. Kilka sekund później nastąpiła przerwa w buczeniu. Dziecko robiło gwałtowny wdech. Pupa się rozluźniła i wtedy właśnie szybciutko wbiłem igłę w lewy "półdupek". Nawet nie drgnął. Nie wrzasnął, nie wierzgał.
- Znaczy, nie poczuł - pomyślałem z satysfakcją, a głośno dodałem - JUŻ po wszystkim! Teraz leżymy chwilę, żeby naciągnąć spodenki. - To mówiąc, spokojnie podawałem lek w mięsień. Buczenie słabło z każdą chwilą.
Skończyłem, usunąłem igłę i zacząłem składać cały majdan.
- Byłeś bardzo dzielny - powiedziałem do dziecka, które tymczasem przestało płakać.
Mama stojąca obok zerknęła na synka i spytała
- No..? Co się mówi..?
Młody stał już na własnych, małych nóżkach i trzymając się rączką za pupę, patrzył na mnie załzawionymi oczami. Chwilę milczał, jakby toczył jakąś dziecięcą walkę z samym sobą, po czym zrobił minę jak kotek z filmu Shrek i żałosnym głosikiem powiedział:
- Dziękujęęę... (No po prostu nie da się opisać tego biednego tonu. Ja, dorosły facet, a serce mi się skroiło na drobne kawałeczki)

- ONA -
Wychodziłem z gabinetu, czując jak pot spływa mi po plecach.
- Uff... Pierwszy pediatryczny odfajkowany - odetchnąłem z ulgą i skierowałem kroki w stronę lady.
- Dzień dobry... - Przede mną stało dwoje dorosłych - My na zastrzyk - powiedziała kobieta.
- Tak..? A gdzie zgubiliście dzieciaka..? - pomyślałem z rozpaczliwą ironią.
- Oboje państwo? - spojrzałem pytająco.
- Nie. Tylko ja. - odpowiedziała pani - Mąż mnie przyszedł pilnować. - zażartowała.
- Wobec tego, proszę do gabinetu. - chciałem zrobić w tył zwrot.
- Chwileczkę, a gdzie jest pielęgniarka?
- Nie ma. Dzisiaj ja jestem na dyżurze - to mówiąc, podsunąłem kobiecie przed oczy swój identyfikator.
- I pan mi będzie robił zastrzyki??
- Owszem, a coś jest nie w porządku?
- Nie... Tylko to trochę dziwne. Mężczyzna, zastrzyki będzie robił... kobiecie.
Weszliśmy do gabinetu zabiegowego.
- Przepraszam, ale pan zechce poczekać na korytarzu... - zamknąłem mężusiowi drzwi przed nosem.
- No wie pan... - mówiła kobieta - Trochę się obawiam...
- Zupełnie niepotrzebnie, droga pani. To ile tych zastrzyków? Jeden, dwa... pięć?
- Dwa... - odpowiedziała z wahaniem - ...ale może ja dzisiaj tylko jeden wezmę..?
- Jak pani sobie życzy. Może być i jeden.
Zrobiłem zastrzyk i wyjąłem igłę.
- To już?!? - spytała zaszokowana. W odpowiedzi pokazałem jej pustą strzykawkę.
- Całkowicie już - uśmiechnąłem się
- No powiem panu, że nikt dotąd... - i tu popłynęła obszerna wypowiedź na temat moich umiejętności kłucia bliźnich. Przez wrodzoną skromność ominę ten nudny fragment ;)
- Wie pan... W takim razie ja poproszę jeszcze ten drugi zastrzyk...
Zrobiłem i drugi. Miałem wrażenie, że po nim zachwyt pacjentki wzrósł. Uśmiechnięta, rozgadana wychodziła z gabinetu.
- I co? - ponurym głosem spytał mąż. Łypał przy tym podejrzliwym spojrzeniem.
- Słuchaj... - wypaliła żona - Jakie pan ma boskie ręce! Nic nie czułam! Naprawdę sama przyjemność! I jaki uprzejmy i miły... Bardzo panu dziękuję... - rozentuzjazmowany potok słów cichł w drzwiach.
- Idziemy Krystyna!! - wściekły małżonek ciągnął swoją połowicę do wyjścia.
- A jutro też pan będzie? Bo ja całą serię mam wziąć... Do widzenia...
- Wyłaź Kryśka!!

- ON -
Dorosły, dobrze zbudowany facet. Przyszedł w dwunastej godzinie dyżuru. Przyniósł jakiś śmieszny malutki zastrzyk do zrobienia.
Syczał kiedy wbiłem igłę, skwierczał kiedy podawałem lek. Jęczał naciągając spodnie.
A na koniec spytał czy jutro będzie pielęgniarka. Kiedy uzyskał odpowiedź twierdzącą powiedział ze złością.
- To dobrze, bo za takie zastrzyki jak pan robi, to ja bardzo dziękuję!!! - strzelił focha i wyszedł.
Nie dogodzisz... :)

* * *
Niedziela - "Spokojny i nudny dzień, książki można poczytać, w necie pobuszować..."
Doktorek w swoim gabinecie, przez dwanaście godzin "pocinał" w World of Warcraft, a ja NIGDY na jednym dyżurze nie zrobiłem tylu iniekcji.
Dobrze, że nikt mnie nie prosił o zmianę w dzień powszedni. ;)

22 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ono: ja bym musiała chyba sobie kupić stopery do uszu by wytrzymać syreny pediatryczne :)
Zastrzyk to moment, ale wyobraź sobie jak musi walczyć stomatolog by okiełznać małolata na fotelu. Kiedyś słuchałam pod gabinetem... :)

"Wyłaź Kryśka" :DDD

T.

inessta pisze...

Crew, te syreny są najgorsze, zwłaszcza jak wejdą na wysokie C. Ja dostaję wtedy takiego herzklekotu, ze przestaję mysleć. Budzi się we mnie wtedy bardzo zły człowiek :))

Asia (Aś) miło mi. pisze...

w robieniu zastrzyków jest jakaś zależność. faceci wolą jeśli robi to kobieta, kobieta woli męską dłoń na strzykawce, a dziecku w zasadzie to wisi, byle tylko nie bolało ;D

Anonimowy pisze...

O, to ja jestem poszkodowana :-) Nigdy facet mi zastrzyku nie robił (bo tatuś się nie liczy ;-).
To ja kcem zastrzyk od faceta. Może być z solą fizjologiczną, bo nic nie jest :-)))
Kurde, tylko gdzie w Wawie takiego znaleźć???
nika

cre(w)master pisze...

@T. - Stomatolog musi czasem walczyć nie tylko z małolatami. Ze starym chłopem też się czasem musi szarpać :) Ale ja bym tego nie zdzierżył.

@inessta - We mnie się budzi wtedy "mała biedna foczka ". Nie mam siły, żeby pacyfikować te biedne dzieci.

@Aś - Kobieta woli męską dłoń na strzykawce? Chyba bardziej na pośladku :P Jedną trzymasz na strzykawce, a drugą możesz sobie podtrzymywać "to i owo" :)

@nika - Nic straconego. Do Wawy nie tak daleko. Daj znać jak będzie potrzeba. Przyjadę i zrobię ;)
Tylko się zastanów, czy mam być ubrany na biało, na czerwono. Jak sobie tam zażyczysz ;P

doro pisze...

Robię dla weterynarza takie naklejki "szczęśliwy pacjent" z kotami i psami, które nie odgryzają ręki w trakcie zabiegu, może powinnam zaprojektować takie dla pacjentów - zadowoleni naklejaliby lekarzowi/dentyście/sanitariuszowi/pielęgniarce na tyłku i tak ordynator rozpoznawałby nowe talenty ;D

cre(w)master pisze...

U nas są naklejki "Dzielny pacjent."
Po badaniu, czy zabiegu dzieci dostawały naklejkę misia, ale szybko okazało się, że po tej naklejce ryczą jeszcze bardziej. A dlaczego?
Bo takąąą już maaam :(

No i trzeba było zrobić kilka różnych wzorów :)

Anonimowy pisze...

:-DDD
Turlam się :-D
Co do koloru, hmmm, biały nęci, czerwony takoż, hmmm :-)))
Możesz być patriotycznie biało-czerwony ;-)))
nika

Malutka... pisze...

A ja zawsze chciałam umieć profesjonalnie kłuć (jakże zazdroszczę Panu, mimo tych przejść z dzieciaczkami i zrzędami) :D

No to teraz kluję... zwierzaki, gdy tata kogoś do pomocy potrzebuje: szczepienia, żelazo i inne jakieś leki, nawet mojego psa przyigliłam :) FAJNA SPRAWA


Ps. Jak się gitara sprawuje, co? Miał być jakiś filmik? ;)

Malutka... pisze...

Miało być "dziurawię na oścież" biedne zwierzaki, a nie "kluję" (bo tego to akurat nie potrafię :)... buuuu... klawiatury innych lapków, niż mój - są beeee

cre(w)master pisze...

@nika - patriotycznie... Ok. załatwione. Czerwone spodnie, białe polo. To teraz tylko czekać, aż Cię przypili chęć do nakłucia :)

@Malutka - A mi się wydaje, że zwierzaka bym nie potrafił ukłuć. Jeszcze by mnie ugryzł.
Filmik jest w moim wpisie pod tytułem Pocztówka. Chyba, że miałaś na myśli bardziej fabularny film z gitarą... To jeszcze musimy wszyscy poczekać. Scenariusz się pisze dopiero ;)

doro pisze...

Hahahah, zawodnicy "taaaaaką-już -maaam" są wyginający, to fakt, ale ja zrobię taką, którą przykleja się LEKARZOM ;DDD albo wszywa w ubranko na stałe ;)
i będzie "DZIECIOKŁÓJ", "SADYSTA", "CUD-MNIÓD-MALYNA","WRÓCĘ PO ZEMSTĘ", "BYŁEM TU - TONY HALIK"

Anonimowy pisze...

:-)))
No, to jak szaleć, to szaleć :-)))
1 maja, 3 maja?
Patriotycznie będzie jak znalazł
;-)
nika

Anonimowy pisze...

Proponuję taką naklejkę: "Ja nie kłuję, ja muskam" :)

@Nika - jeśli 1 maja - to cały strój na czerwono, 3 maja - biało-czerwony ;)

Spodziewam się, jeśli nie zdjęć ;) to chociaż notki ze spotkania :)

T.

cre(w)master pisze...

@Doro - ale po co naszywka? Może lepiej od razu tatuaż na czółko?
Np taką: BYŁEM TU - INTELEKT... ;P

@nika - chcesz powiedzieć, że na długi weekend odczuwasz przemożną chęć nakłuwania się? :) Aż strach pomyśleć, co Ci do głowy może wpaść kiedy zbliży się dłuższy urlop :P

@T. - hasło na naklejkę odlotowe! :)
Proponuję wspólną dokumentację iniekcji Koleżanki. Nika będzie odczuwać, ja będę zakłuwał - o pardąsik - muskał, a Ty skrzętnie wszystko udokumentujesz... A potem wszyscy się zamienimy rolami :P

Anonimowy pisze...

Ihaaaa T. i Cremaster - będzie fajnie, nawet kolorki będą grały ;-)
Krew czerwona, biel strzykawki, stalowy blask igły :-DDD
Jak są wakacje, to szaleję na całego. W dniach wolnych ćwiczę przedwakacyjne wprawki ;-)
nika

Anonimowy pisze...

Aleśmy się rozdokazywali:) Ale to wiosna przecie...

Chęć do nakłuwania można erzacnąć jakimś ładnym tatuażykiem, siną farbą kłutym :P

A propos dokumentowania, przypomniało mi się , gdy nastolatką będąc dorwałam książkę "Człowiek z lancetem" (o chirurgach to było) i przeczytałam szybko caluśką z wypiekami na twarzy. (Odtąd zresztą datuje się moje platoniczne uczucie do medycyny :))
Na wzór tego dzieła można stworzyć "Czlowieka z igłą" ;)

T.

Malutka... pisze...

Crewmaster - wybacz niedopatrzenie, ale brak laptopa sprawił, że mam spore braki i mało czasu na ich nadrobienie. Nagrania właśnie słucham, już trzeci raz - pisząc u siebie :) Cudnie mi z tą muzyką Twoją teraz...

A zwierzaki to fajniejsza wersja ludzików - mniej problemów sprawiają, uwierz... Ja bym do człowieków miała większą rezerwę, mimo wszystko :)

inessta pisze...

Z tą naklejeczką na d..ę dla doktora/pielęgniarki/krwiopijcy to byłby problem. Ja dziennie kłuję conajmniej 20 luda. Część z nich nic nie mówi, część chwali a reszta... płacze lub pada z bladym obliczem. Miejsca by mi nie starczyło na mej własnej d..e na naklejki.
p.s. Crew, może wybierz się w objazd po kraju z tym kłuciem :))

Anonimowy pisze...

Już wiem, już wiem :-))) Wszyscy wybierzemy się do Cremastera na kłucie, coby sprawdzić, czy rzeczywiście tak delikatnie kłuje
:-)))
nika

cre(w)master pisze...

Objazd po kraju... to jest jakiś pomysł. Ale musicie się wybrać ze mną - zawsze to więcej miejsca na naklejki :)

Nomad_FH pisze...

Ja tam kłuć się nie dam. Co do naklejek dla pacjentów, gdzieś widziałem genialny wygląd maski chirurgicznej :) z taaaakimi zębami i ociekająca krwią :D

Co do dzieci - nie wiem, jak to moja stomatolog robi, ale dzieci u niej zawsze są spokojne i uśmiechnięte. Ja nie wiem, czy jakieś rozweselacze jeszcze w poczekalni dostają :D :D