piątek, 9 kwietnia 2010

Superbohater

- Od kwietnia zmieni się nieco charakter pana pracy w firmie. - Oznajmił mi niedawno mój szef /baczność/ Dyrektor Placówki Medycznej /spocznij/ - Będzie pan więcej siedział za biurkiem, więcej organizował i więcej koordynował. Jednakże nie chciałbym, aby pan całkowicie stracił kontakt z zawodem. Dlatego w wyjątkowych sytuacjach będzie pan zgłaszany do pilnych wyjazdów.
- W wyjątkowych sytuacjach..? - Powtórzyłem pytająco, chcąc rozjaśnić mrok niepewności.
- Czyli wtedy, kiedy zaistnieje potrzeba interwencji, a inni ratownicy będą nieosiągalni. - dokończył szef lekko zniecierpliwionym głosem. - Wykonać!

Dzień pierwszy:
Rozkładałem swój skromny dobytek na biurku w siedzibie firmy. Moje spięte i podenerwowane Glutei Maximi* jeszcze nie zdążyły zaprzyjaźnić się z miękkim siedziskiem fotela, gdy zostałem zarzucony papierami, terminami i połączeniami telefonicznymi od wszystkich "Pan Wie Kim Ja Jestem?"
Powoli wkręcałem się w rytm takiej pracy. Zadzwonił kolejny tego dnia telefon.
- Jesteś w firmie? - pytał dyspozytor
- Jestem.
- To zbieraj się, pilny wyjazd masz.
- OK! - powiedziałem ucieszony perspektywą oderwania od biurka i popędziłem po służbowe, czerwone ciuszki.
Karetka już mruczała na parkingu, a ja w biegu dumałem, gdzie mam się teraz przebrać. Wpadłem zziajany do biura i na oczach moich zdumionych współpracowników, rozpocząłem szamański taniec z marynarką, spodniami i obuwiem. Minutę później wybiegłem w czerwonych barwach, zostawiając kolegów w stanie "lekkiego oszołomienia".

Dzień drugi:
Torba z moją ratowniczą odzieżą spoczywała pod biurkiem, przezornie przygotowana na "wszelki wypadek". Wiedziałem, że się przyda.
Dzwonek telefonu. Rzut oka na wyświetlacz. DYSPOZYTORNIA. Głos w słuchawce: Do wyjazdu...
Dziki taniec, potknięcie na sznurowadle, śmiechy kolegów, karetka i wreszcie jedziemy
- Ufffff...
Wróciłem do firmy i już do końca dnia siedziałem za biurkiem w czerwonych ciuchach. Po co kusić prawo serii?

Dzień trzeci:
Postanowiłem zastosować inną taktykę "Nie Kuś Losu". Torba z ciuchami została w moim aucie na parkingu.
- Dzisiaj nic nie będzie - myślałem krzyżując palce.
Dwie godziny później dyspozytor udowodnił mi, że moje przeczucia są marnej jakości.
- Migiem się ubieraj! Poród jest na przychodni!
Sprint na parking, auto, powrót do biura i znów tańczyłem z ciuchami, rzężąc przy tym, jakbym sam potrzebował karetki.
Kolega zza biurka (miłośnik filmów) przyglądał się w milczeniu temu szaleństwu. Walczyłem właśnie z nogawką spodni, mieląc pod nosem przekleństwa, kiedy On w zadumie wycedził:
- Powinieneś sobie uszyć taki obcisły, czerwony kombinezon.
- Słu... słucham..? - Zapytałem, skacząc na jednej nodze.
- No taki kombinezon jak miał Spider-Man. Zdzierałbyś tylko wierzchnią odzież i już... Gotowy ratować ludzkość...

Ciężki jest los Spider-Mana. - myślałem, zbiegając po stromych schodach do karetki. - Nie chcę być superbohaterem i chyba nie chcę pracować za biurkiem... Poza tym ludzie nie lubią pająków...
Na podwórku syreny zawyły niecierpliwym głosem.
- A może by tak... przez okno i po ścianie..? Popracuję nad tym.

-------------------
*(dzięki Grammar Nazi - patrz komentarze)

16 komentarzy:

Mała Mi pisze...

:) no ja też nie lubię pająków... ale Spidermana bym polubiła... mmm... :) pomyśl o tym :P

Swoją drogą praca przy biurku jest super :)

Anonimowy pisze...

Bez sensu ten Twój (baczność) szef (spocznij) zarządził :/.
Co to za koordynacja, jak jesteś wyrywany od niej do wyjazdów ?
Albo jedno, albo drugie, howgh :)

Lepszy niż Spiderman byłby Superman (chociaż ubranko niebieskie). Niezniszczalny, z turbo napędem, wyląduje wszędzie, pająka nie przypomina. Tylko loczek by trza wyhodować na czole, taki ładny :)

T.

Malutka... pisze...

Eeee, to praca idealna jest: niby siedzisz za biureczkiem, elegancik, na spokojnie z luzem - aż wezwanie: obowiązkowa dawka adrenaliny ożywi ciało i umysł, a i pacjenci na tym skorzystają - jak dla mnie równowaga, równowaga, równowaga.
Tyle, że szefa nie chciałabym takiego, że baczność-salutuj-padnij- leż-podnieś się ;)

Ps. Już jestem na bieżąco - przeczytałam wszystko, zawstydzona wpadką z nagraniem Twoim (przy którym cały wczorajszy wieczór spędziłam, a co!) - oj działo się, działo :)

Asia (Aś) miło mi. pisze...

żebyśmy się wszyscy nie zdziwili jak cre(w)master nick zmieni ;)

Anonimowy pisze...

T. ma rację, że szef bez sensu zarządził.
Alboś ratownik, albo urzędnik.
Tertium non datur. Howgh.
A jak będiesz wisiał na telu w trakcie załatwiania ważnej sprawy/łapania jakiegoś kacyka i nagle wezwanie? Bez sęsu - cytując klasyka z onetu.
nika

Anonimowy pisze...

Mają rację T. i Nika, albo rybki, albo akwarium. A mając Ciebie, szef (baczność, spocznij, padnij) ma 2 w cenie 1.
Pająków się boję, ale taki StrzykawaMan...hmmm, byłby ciekawym zjawiskiem :D
ruda_

Anonimowy pisze...

W opisie pierwszego dnia w łacińskiej nazwie powinien być zastosowany nominativus pluralis, czyli "Glutei Maximi".

Z poważaniem
Grammar Nazi.

akemi pisze...

zmień pracę, zmień pracę, zmień pracę...
to mantra taka była;-))

Anonimowy pisze...

A ja poproszę (pliz, pliz) uprzejmie znających łacinę , by od razu tłumaczyli na język nasz ojczysty swoje wypowiedzi, gdyż:
Polacy nie gęsi i swój język mają :D
A ja (zapewne i inni) z łaciny to ni chu chu :D

T.

cre(w)master pisze...

@Mała Mi - wszyscy tak mówią, że polubią Spidera, a potem go chlast kapciem :)
Nienawidzę siedzieć przy biurku...

@T. - To się nazywa oszczędność etatów ;) Trzy etaty - jedna pensja. Superman nosi czerwone gatki, a ja jakoś nie gustuję w takiej bieliźnie. Spider nie nosi bielizny wcale. Tylko kombinezon... i go nie odparza - ponoć :)

@Malutka - adrenalina lepsza jak RedBull. A szefa troszkę przejaskrawiam, żeby nie było miałko w tekście :)
Cieszę się, że "pocztówka" Ci się podoba. Naprawdę miło się czyta takie słowa. Dziękuję.

@Aś - nie zmienię nick'a. Nie ma obawy. Superman, Spider-Man... to są pikusie przy takim Dźwigaczu Jąder (łac. cremaster) :)

@Nika- bój się Boga, nie pisz takich rzeczy... Jeszcze mnie za biurkiem zostawią na amen! :(

@ruda_ - takich Strzykawów ;) to na pęczki w każdym mieście. Tylko im obcisłe wdzianka poszyć... albo kupić takie kolarskie :D

@Grammar Nazi - witaj :)
Dziękuję bardzo za słuszną uwagę gramatyczną. Łacina u mnie iście kuchenna. Chciałem gdzieś sprawdzić liczbę mnogą, ale z sił opadłem.
Dzięki i już poprawiam.
Heil.

@akemi - ja mam inną mantrę. Zatrudnisz mnie? Zatrudnisz mnie? Zatrudnisz? ;)

@T. (one more time) - masz rację, od następnego razu będę pisał only po polacku :), albo wstawiał przypisy.

Anonimowy pisze...

@T.
http://www.youtube.com/watch?v=bRqe8fk49Z4

Tak odnośnie łacińskich nazw, jakoś mi się od razu ten kawałek przypomniał... ;-)

Michaś

zakrętka pisze...

witaj, dziękuję za pozostawienie adresu:)
no chyba, że to inny superbohater uczynił...^^

cre(w)master pisze...

Witaj Zakrętka :)
Nie zostawiałem adresu. Widać inny super-ktoś ;)
Tak, czy inaczej miło Cię "poznać"

Anonimowy pisze...

Doskonałe historie -a przy okazji trochę -oby trochę patologii ..pracy rat med .
A ten strój spidermana to serio-szef powinien zamówić ..
Najlepsze to praca za biurkiem z ewentualnością odebrania nagłego porodu-bomba .
A propos udało się mamę dowiezć na czas do szpitala ??
Czy powiła ci maluszka na ręce w karetce ?
A swoją drogą spiderman ratujący maleństwo -to nawet Hollywood by zainteresowało ..
Pozdr.
Magda

cre(w)master pisze...

Dziękuję Magdo.
Dowieźliśmy panią na czas. Niecałą godzinę później urodziła. Niestety miesiąc przed terminem. Nie wiem, czy dziecko było zdrowe.
Odnosząc się do porodu w karetce - niby wszyscy się boimy tego, a ja chyba bym chciał coś podobnego przeżyć (w sensie odbierać, a nie rodzić) :)
Oczywiście bez powikłań, naturalnie i zdrowo... Byłoby ciekawie ;)
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Oj tak-mój znajomy ratownik już ze sporym stażem ,opowiadał że właśnie poród -parę lat temu -w karetce który odbierał był jednym z tych wydarzeń które zrobiły z niego "opierzonego " ratownika ...-I przestał być "żółtodziobem " chi chi .Nawet u kolegów ze stacji rat. zaczął być bardziej szanowany. Mówił że jak już dojechali to był bardziej spocony i przejęty niż mama chichi ...A poród przebiegł błyskawicznie -odeszły wody i od razu zaczał szybciutko wychodzić maluszek .. Podobno nie było czasu nawet na przejmowanie się ..
Tak że wszystko przed tobą ! Pozdr .
Magda.
P.S do tego nie był zbyt przygotowany i troszkę improwizował ..