sobota, 18 września 2010

Bóg kocha zabawę cz.1

"Spoglądaj na życie jak na grę, jak na zabawę. Ty jesteś Bogiem i wiesz o tym. Ja jestem Bogiem i wiem to. Więc się pobawmy [...] Nie będziesz sobie zawracał głowy zyskiem materialnym, duchowym czy jakimkolwiek. Nie ma nic do zyskania, ani też nic do stracenia. Tym, co robisz, nie możesz się Bogu ani przypodobać, ani go obrazić [...] Przyszedłeś na ten świat by odetchnąć, zabawić się, poobserwować, zobaczyć, co tu się dzieje. Żyjąc na tym świecie, żyj uważnie, bądź czujny i obserwuj wszystko, co się tu rozgrywa. Przednia zabawa [...] Bóg kocha zabawę."
Sri Sri Ravi Shankar*

"Przez kilka wrześniowych dni patrzyłem na życie jak na grę i zabawę. Żyłem uważnie, byłem czujny, obserwowałem. Nie czułem się Bogiem i nie czułem Boga w Guru Ravim, ale cóż ja maluczki, niewierny i nieoświecony mogę poczuć..? Jedno wiem na pewno. "Zabawa" faktycznie była przednia ;)"
Cre(w)master**

Przywilejem, prawem i obowiązkiem każdego szefa jest zarządzać swoimi pracownikami. Z tegoż przywileju skwapliwie korzysta również mój szef /baczność/ Dyrektor Placówki Medycznej /spocznij/, przekuwając słowa swoje w prawo. A zaprawdę powiadam Wam, prawo przez szefa nakazane, najświętszym obowiązkiem pracownika się staje - i bez gadania!
* * *
- Panie Crew. Mam pewne zobowiązania, które muszę wypełnić. Weźmiecie zatem karetkę, najlepszą jaką tylko mamy. Weźmiecie personel medyczny w postaci ratowniczki medycznej. Weźmiecie wreszcie syna mego pierworodnego (świeżo po studiach lekarskich a świeżo przed stażem) i pojedziecie w siną dal jako obsługa medyczna imprezy podejrzanej i niepewnej etycznie. Tylko się tam pilnujcie! Na indoktrynacje bądźcie odporni, na wiarę pogańską wyczuleni... i syna mi nie zatraćcie! Odmaszerować, w imię ojca i syna...!
* * *
W ten oto sposób, wrześniowym wczesnym porankiem, "najlepsza" firmowa karetka zatrzymała się w głębokim lesie przed zamkniętą na głucho bramą ośrodka. Za tym ogrodzeniem miał roztaczać się świat sekty jakowejś "podejrzanej i niepewnej etycznie", wyznawców Nie-Wiadomo-Czego, czcicieli wielkiego guru - przywódcy i nauczyciela. Aż strach było patrzeć poprzez mgłę i deszcz na te zabudowania tonące w półmroku dżdżystego poranka.
- Diabli wiedzą co wyskoczy z tych domków... - mruknął niepewnie Syn Szefa, poprawiając się w fotelu pasażera.
- Oj tak... - pomyślałem - ...a ponadto diabli wiedzą jak my tu wytrzymamy cztery dni i noce, trzysta kilometrów od domu, w tym zimnie, deszczu, z wyznawcami i ich guru, z synem szefa i "najlepszą" karetką, która tylko czeka żeby się zepsuć.
Wszystko to przemknęło przez moją głowę lecz skwapliwie nie zostało zamienione w dźwięki artykułowane. Zamiast tego postanowiłem wypowiedzieć jakąś sentencję krzepiącą i podnoszącą zespół na duchu.
- Mam nadzieję, że nie myślą o żadnym końcu świata i rytualnym, zbiorowym sepuku... Ich sześciuset, nas troje. Nie obrobilibyśmy wszystkiego ;)
Nie zdążyłem zaobserwować jak wzrasta morale zespołu medycznego, gdyż w tej właśnie chwili z mgły i mroku wyłonił się zarys pana ochroniarza.
- Tam... - mruknął zarys i wskazał kierunek naszego przemieszczania. - Tam pod domek - dokończył nieufnie i poszedł przodem.

Kilka minut później przekazano nam naszą czterodniową kwaterę. Mały domek kempingowy o tekturowych ścianach, tak cienkich, że najmniejszy upadek na nie skończyłby się powiększeniem przestrzeni mieszkalnej o odkryty taras widokowy. Wewnątrz obecne i zauważalne były trzy łóżka, intensywny zapach kadzidła, wilgoć i szczeliny konstrukcyjne zdolne wpuścić do środka leśnego zwierza pokroju rysia lub wyrośniętego kota.
- Nie jest tak źle... Tylko zimno trochę... - wyjąkała wiecznie pozytywna Ratowniczka.
Syn Szefa w milczeniu usiadł na łóżku i zatopił twarz w dłoniach.
Z dużego hangaru tuż obok popłynęły zbiorowe dźwięki układające się w monotonne O ma na sziwa jeeee... Chwilę później zawtórował im rytmiczny łomot bębnów i tam-tamów.
- O kurwa... - westchnąłem filozoficznie, a moje okulary natychmiast zaparowały.
-...ale będzie zabawa...

CIĄG DALSZY NASTĄPI

----------------------
* Sri Sri Ravi Shankar - Założyciel i guru Fundacji Art of Living. Człowiek bez wątpienia nietuzinkowy i kontrowersyjny, czczony i uwielbiany przez swoich uczniów oraz "wyznawców". Więcej o nim i jego fundacji można znaleźć w necie, a także w dalszych częściach mojej historii :)
** Cre(w)master - Autor niniejszego, zapuszczonego nieco bloga. Przebrzydły laik i ateista. Nieoświecony poganin, granatem wyrwany ze świata szkiełka i oka. Skazany na czterodniowe wygnanie i przebywanie w środowisku przesyconym wiarą, radością oraz nieznaną duchowością, wciąż nie mogąc wyjść z osłupienia, postanowił spisać swoje przeżycia i obserwacje, bacząc przy tym, aby nadmierne szyderstwo i subiektywne osądy nie biły zanadto oświeconych czytelników po oczach.

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

W kominie zapisać! Crew się odezwał, Crew żyje! ;-)))
Witaj z powrotem Wędrowniczku, a może Wędrowyczu? ;-P
Czekam zatem na c.d. :-)
nika

Wiedzma60 pisze...

Stęskniłam się!!!

Malutka... pisze...

No nie wierzę!!!
Dobrze, że już jesteś ;)))

Filozoficznie napisane: "autor NIECO zapuszczonego bloga" ;DDD

Anonimowy pisze...

No!

Anonimowy pisze...

Nie wiedziałem, że w pogotowiu tak długie urlopy dają:))))

inessta pisze...

Odgarnęłam pajęczyny, przedarłam się przez zarosla i czytam:)) Czekam na ciąg dalszy

Anonimowy pisze...

Nareszcie! Bo już się z miotełką do kurzu wybierałam w twoją stronę :D

Anek pisze...

Zgadzam się z poprzednimi wpisami!!! nie będę się powtarzać!
Dobrze że już jesteś :))))))

Nomad_FH pisze...

Ooooo!!! To zyje, albo zmartwychwstal (jesli to drugie - to wampierz, czy swiety) ;)
Czekam na cd bo zaczyna sie intrygujaco :D

cre(w)master pisze...

Też się za Wami stęskniłem :) Jeszcze żeby mi tak laptopa naprawili bo pisać przy biurku to jakaś profanacja jest! MOJE WYRO JEST MOJĄ INSPIRACJĄ!!! :D