czwartek, 9 grudnia 2010

O ironio!

Dzień zacząłem od przeglądania wyjazdowej dokumentacji medycznej.
Karty zlecenia wyjazdu, skierowania, opisy wykonanych procedur, rozchód leków...
- No panowie, tak nie może k...a być! - dokonałem translacji swoich obaw na język zrozumiały dla ratowników medycznych.
- Papiery niewypełnione, książka rozchodowa pusta..! A gdzie daty?! Gdzie opis wykonanych procedur?! Ludzie! Za miesiąc jeden z drugim nie będzie pamiętał jakiego pacjenta wiózł. Z czym? Co przy nim zrobił..?! Tylko czekać, aż jakaś roszczeniowa rodzinka wymyśli uraz podczas transportu i przyjdzie ze świątecznymi życzeniami odszkodowania. Papiery rzecz ważna! Co w papierach stoi, to święte i nienaruszalne! - zakończyłem wzniesionym tonem kaznodziei... Niestety rzesza moich współpracowników nie dotrwała do końca kazania. Prysnęli do karetek już na dźwięk "No panowie..." I tylko jeden odważny zakwilił zza winkla:
- Te Crew... Nie pitol tylko się zbieraj bo wyjazd macie.
Trzasnąłem drzwiami karetki złorzecząc całemu ratowniczemu nasieniu /baczność/Prywatnej Placówki Medycznej/spocznij/. Kierowca odpalił silnik, a ja zagłębiłem się w lekturze Najświętszej Karty Zlecenia Wyjazdu.
Imię i nazwisko... Adres domowy... Rozpoznanie: "Podejrzenie złamania biodra lewego". Transport w pozycji leżącej do pracowni RTG. Podpis lekarza.
- No dobra... W drogę zatem.
* * *
Pod wskazanym adresem starsza kobieta leży na tapczanie.  Prawa noga wizualnie skrócona, stopa zrotowana na zewnątrz.
- Zaraz... Prawa..? - przekrzywiłem głowę analizując strony - A doktor napisał, że lewa...
- Proszę pani..! Co boli? - obrałem najszybszą metodę lokalizacji miejsca urazu.
- Ona nie odpowie... Zaawansowany Alzheimer... - słowa opiekunki wyjaśniły uporczywy wyraz pustki na twarzy pacjentki.
Niezrażony pierwszym niepowodzeniem przystąpiłem do prowizorycznego badania fizykalnego.
- Brak niestabilności, brak trzeszczeń, brak reakcji bólowej podczas badania - zapisałem w świętej karcie wyjazdowej.
Delikatnie umieściliśmy pacjentkę w karetce. Odjazd.
Opiekunka postanowiła na śmierć zagadać kierowcę w szoferce. W tym czasie ja podpiąłem chorą pod monitor i postawiłem śliczny "ptaszek" w kolejnej rubryce wykonanych procedur.
* * *
Kilka mgnień oka później wynik badania RTG rozwiał wszelkie wątpliwości. Złamanie szyjki kości udowej PRAWEJ.
- Kurczę, a doktor napisał, że lewej...- drapałem się po zafrasowanej łepetynie - ...i jeszcze, że po badaniu pacjentkę należy odwieźć do domu... Co w papierach, to święte, ale ze złamaniem wieźć do domu..? Lipa trochę...
- Halo, doktorze... Ja w sprawie pacjentki z RTG. Pan "był*" u niej na wizycie...
- ...
- Tak. Ta ze "złamanym biodrem"...
- ...
- Tak, tylko nie lewym, a prawym...
- ...
- Doktorze ja wiem, że w dokumentach jest lewe, ale na zdjęciu jak byk prawa jest trachnięta...
- ...!
- Ja nie podważam diagnozy... Ja tylko...
- ...
- Wiem, że na mnie zawsze można liczyć. Dziękuję... Aha... pan to powiedział z przekąsem..?
- ...
- To co robimy z pacjentką?
- ...!
- Do szpitala? Jasne, ale ja nie mam papierów do szpitala. Ja mam papiery na transport do domu.
- ...!!
- Ale jak bez skierowania?! Nie przyjmą bez skierowania. Skierowanie musi być!
- ...!!!
- Dobrze. Czyli jedziemy do pana po skierowanie, a potem do szpitala... Do zobaczenia.
* * *
Nim upłynęło kolejne kilka mgnień oka już pędziliśmy karetką do szpitala. Na moich kolanach dumnie lśniło nowiutkie skierowanie, na którym, wku..wiony jak sto pięćdziesiąt, doktor wykaligrafował:
Szpital "Mniejszy" w ................., ostry dyżur ortopedyczny.

- No i dobrze! - pomyślałem - Porządek musi być. A co w papierach, to święte!
- Telefon do pana... - opiekunka pacjentki podała mi swoją komórkę.
- Do mnie? - zdziwiłem się niepomiernie - A kto dzwoni?
- A syn tej pani... - wskazała palcem leżącą na noszach
Chwyciłem komórkę w dłoń, gotów na udzielanie niezbędnych informacji zdrowotnych.
- Ratownik medyczny, słucham..?
- Dzień dobry. Ja jestem synem pacjentki. Dokąd ją wieziecie?
- Do Szpitala "Mniejszego", na ortopedię.
- Oj nie możecie tam jechać. Ja mam znajomości i zaraz mamie załatwię miejsce w Szpitalu "Większym".
- Panie kochany, ja nie mogę wozić pacjentów tam gdzie rodzina sobie życzy! Ja mam dokumenty i wskazany szpital... I tam właśnie zawieziemy pacjentkę.
- Ale ja już jestem u znajomej i już załatwiam miejsce. W tej chwili wieźcie mamę do "Większego"!
- A na podstawie jakich dokumentów ją tam zawiozę?!
- A na podstawie tego, że ja panu mówię!
- A pan mi możesz mówić ile chcesz. Jedziemy do "Mniejszego"! Ja mam papiery, a co w papierach, to święte!
- Chwileczkę panie ratowniku... przekazuję telefon znajomej...
W słuchawce zadźwięczał energiczny damski głos.
- Dzień dobry. Mówi /baczność/Dyrektor Wielkiej Państwowej Placówki Medycznej/spocznij/ proszę przywieźć pacjentkę do nas.
- Ale ja mam skierowanie do...
- Nie interesuje mnie żadne bzdurne skierowanie! Przestań się pan stawiać i natychmiast wieźcie pacjentkę do nas..!
Cisza jaka nastała po tych słowach roztoczyła szerokie spektrum niewypowiedzianych konsekwencji i gróźb o charakterze służbowo-zawodowo-karierowym.
- W takim razie... jedziemy do Szpitala "Większego" - powiedziałem do kierowcy i zabrałem się do spisywania raportu z wyjazdu... 
...bo co w papierach, to święte... ;)

----------------------
* wizyta oczywiście telefoniczna.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Osz ty karol! W mordę i nożem, wściekłabym się jak nic.
To czemu troskliwy synalek wysłał ją do takiego dochtora, który wystawił skierowanie do "mniejszego szpitala". Było walić z grubej rury do derektora "dużego szpitala" i nie zawracać uczciwym ludziom doopy. O!
nika

abnegat.ltd pisze...

A nie dalo sie "Halo? Halo!!! Noz, ******, znowy stracil zsieg."
I wylaczyc komoreczke...
Z takim wozeniem na zadanie to mi sie kiedys urodzila kilkugodzinna podroz po szpitalach. Gdzies to nawet opisalem ;)

Maria pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
doktorbezstetoskopu pisze...

Oj, to co w karcie wyjazdowej to święte :) pierwsza rzecz, jaką nauczyłam się w pogotowiu- jak ktoś nie chce jechać do szpitala, niech podpisze, jak jednak chce, to niech podpisze, że chce choć nie chciał. Godzina, o której jest wyjazd, przyjazd, dotarcie do szpitala, przyjazd do stacji, co i komu było robione, podane, zabrane i dane- wszystko musi być na papierze. Bo to chroni nasz tyłek :)
P.S. wprawdzie dopiero zaczęłam czytać Twojego bloga od początku, ale mogę Ci już powiedzieć, że zostaję na dłużej:) pozdrawiam kolegę medyka i zapraszam do siebie!! :)