piątek, 31 grudnia 2010

Opowieść noworoczna

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.
... czyli Historie zasłyszane.

Historia dwunasta - noworoczna

Ktoś pracuje, aby spać mógł ktoś... albo, na ten przykład, imprezować w Sylwestra, do białego rana.

Oj pracują ludziska, pracują... i witają Nowy Rok, tam gdzie ich dopadnie... Taka stop-klatka w zamęcie obowiązków.
Piekarz zanurzony w obłoku mąki z rozdartego wora. Taksówkarz rozcierający ścierpnięte od siedzenia w wozie siedzenie. Pani w Biedronce dźwigająca europaletę owoców mango. Policjant pałujący chuligana. Chuligan robiący unik przed nadlatującą pałą...
I wszyscy oni, w tej magicznej chwili, mruczą równie magiczne, ponadczasowe "O k...a!"
Noworoczne "k...a!" jako wyraz najwyższej dezaprobaty, żalu i skargi nad swym marnym losem. Bo przecież jaki sylwester, taki cały rok.
A są tacy, co mają jeszcze gorzej...
Sylwestrowy dyżur na oddziale neurologii to dopiero koszmarny start w nowe, "lepsze" jutro.
* * *
Krzyś - ratownik, jako świeżynka w szpitalu im. Dobrej Nadziei, nie miał żadnych szans na imprezę. Ostatni, grudniowy dyżur, od dziewiętnastej do siódmej rano, jak w mordę strzelił. Z przydziału i bez gadania.
Dwanaście najfajniejszych godzin spędzi na balu pidżamowym, w otoczeniu mało rozmownych i jakby nieobecnych gości.
Aby przeżyć tak trudny czas, trzeba mieć plan. A plan miał Krzyś prosty.
Jak najszybciej uwinąć się z robotą i zniknąć w dyżurce. Nikt mu nie będzie przeszkadzał, bo lekarze mają jakieś "zebranie" u kolegów na ortopedii, a pielęgniarki lada moment pobiegną w "ważnej sprawie" do szpitalnego bufetu.
Zniknąć i przeczekać, byle do rana, do jutra... byle do przyszłego roku.
- Wobec tego let's start the party... - pomyślał rozżalony i równiutko o dziewiętnastej dziesięć, zgodnie z rozpiską, rozpoczął sypanie konfetti z kolorowych tabletek. Potem częstował wybranych koneserów kroplówkami i zmieniał "balowe kreacje" tym, którzy nie wytrzymali tempa zabawy.
Szast, prast i o dwudziestej siedział już Krzyś przed telewizorkiem w pustej, ciemnej dyżurce.
Ale jak tu wytrzymać, kiedy na ekranie Agata Młynarska z Kasią Dowbor prześcigają się w zapowiedziach kolejnych uciech. Pstryk... Następny kanał. Odświętnie ubrany Tomasz Kammel pieje w duecie z Dodą - "Kolorowe jarmarki". Tłumy szaleją, alkohol się leje strumieniami. Pstryk. Jaś Fasola. Pstryk. Szklana pułapka. Pstryk. Znowu Tomasz Kammel i zespół Feel. Pstryk. Orędzie prezydenta...
- Ale kanał... - pomyślał Krzyś i wyłączył telewizor. - Lepiej to przespać i mieć już za sobą - zamknął oczy i minutę później pstryk... stracił kontakt z okrutną rzeczywistością.
* * *
- Krzyś wstawaj, wstawaj...
Słowa docierały do niego jakby zza ściany. Czuł, że jego ciało faluje wstrząsane delikatnym szarpaniem.
- Krzyś..! Jasna dupa, ale gość ma spanie... Wstawaj!
- Fso sie ftało..? - półprzytomny Krzyś wciągnął senną ślinę z kącika ust.
Nad dyżurną wersalką stała pielęgniarka.
- Obudziłeś się? To rusz tyłek. Robota czeka! Pacjent spod szóstki wydarł sobie cewnik i pryska po współlokatorach.
- I że co ja mam niby zrobić?! - Krzyś mrugał zaspanymi oczami.
- Jak to co?! - oburzyła się piguła - Zacewnikować oczywiście..!
- Ja?! A ktoś inny nie może?
- Nie może! - odrzekła z mocą pielęgniarka - Lekarze są na zebraniu, a ja muszę lecieć na konsultacje do bufetu... - i poleciała.
Co było robić..? Poczłapał zaspany Krzyś pod szóstkę, przygotował sobie ładnie zestaw do cewnikowania. Następnie ujął w lewą dłoń pacjentowego ptaszka i nagle... Pafff, pafff... Za oknem, na ciemnym niebie zakwitły kolorowe pióropusze fajerwerków.
- Szczęśliwego nowego roku!! - wiatr przyniósł okrzyki znad miejskiego rynku.
- Wiwat, wiwat! - niosło echo
- Wszystkiego dobrego - wystękał pacjent.
- O k...a! - noworoczne westchnienie ludzi pracujących, wyrwało się z Krzysiowej piersi. Jakiś żal nieutulony ścisnął za gardło i trzymał... lecz po chwili...
- Eee tam... - Krzyś otrząsnął się z wizji ponurych i mocniej schwycił członka w dłoń. 
- ...Lepszy wróbel w garści niż, dajmy na to, paw na rynku... - podsumował rozmyślania i z rozmachem wsunął cewnik w otchłań męskości.

Wszystkiego dobrego w 2011 roku! Aby praca dawała nam satysfakcję i poczucie wypełniania misji. I niech ta misja rekompensuje nam wszystkie przepracowane święta, sylwestry i przerwane urlopy oraz niechaj wypełnia nasze portfele dumą i samospełnieniem. Aha... i zdrówka jeszcze końskiego, coby siły mieć do pracy i zapał szczery. Amen :D

6 komentarzy:

Muscat pisze...

Dzięki! I nawzajem szczęśliwego nowego roku, życzę!
Ja też pracowałam do wieczora (pracę mam w domu), a przed północą zasnęłam nad drinkiem :)
Za to dzisiaj przespałam cały dzień. Alleluja! :)

abnegat.ltd pisze...

Niech sie wiedzie :)
Wszystkiego, Crew.

Anonimowy pisze...

Nom, dobrego :-)
nika

doktorbezstetoskopu pisze...

O matko, ale historia :D
Szczęśliwego Nowego Roku, Crew, mam nadzieję, że inaczej spędziłeś Sylwestra niż Krzyś z opowiadania :)

cre(w)master pisze...

DeBeSt - faktycznie Sylwestra spędziłem inaczej, nie trzymałem w ręku ptaszka ;P

doktorbezstetoskopu pisze...

Nie chciałam się wyrażać tak dosłownie... :)