środa, 22 grudnia 2010

Prezent

Czasem, w pracy można mieć wszystkiego serdecznie dość.
Szefa i wrednych współpracowników... Pacjentów strzelających fochy... i śniegu... i popsutych aut... Marazmu i powtarzalności dnia za dniem... I jeszcze tego poczucia, że nikt nie rozumie, co w nas siedzi, gdy wracamy do domów wieczorem...
Można mieć dość...

A potem, zupełnie znienacka, nadchodzi taki czas, który zmienia wszystko.
Nadchodzą trzydzieści dwie minuty ciężkiej pracy, drżących rąk, potu spływającego po plecach i twarzy...
Trzydzieści dwie minuty rezygnacji i nadziei... 
niepewności i strachu (?)

I potem ciche "pik, pik" na monitorze... I tętno na obwodzie, niczym świąteczny dzwon. I jeszcze później oddech... spontaniczny, głęboki, malujący skórę na różowo...

Taki prezent na święta :)

Wielkie dzięki mój prześwietny Zespole.
To nasz wspólny sukces... nawet jeśli nikt nie zrozumie, co w nas siedzi, gdy wracamy do domów wieczorem ;)

2 komentarze:

akemi pisze...

Mali-Wielcy bohaterowie. :)

Anonimowy pisze...

Oż ty Karol, no popatrz :-)
nika