niedziela, 31 lipca 2011

Nieostry dyżur! Relacja na gorąco cz.1

Pierwsze dwanaście godzin

Godz. 5:40
Po wielu staraniach, wzlotach i upadkach nastroju, wreszcie nadszedł ten upragniony moment. Jadę na dyżur do /baczność/ Najprawdziwszego Pogotowia /spocznij/! 
I to nie na karetkę transportową, ale jako kierownik zespołu podstawowego (to taki biedny koleś, co nie ma nad nikim władzy, a za wszystko i wszystkich w karetce odpowiada).
Godz.  6:00
Moje obładowane autko sunie w stronę małej miejscowości, w której mam zacząć pierwszy dzień nowej pracy. Do pokonania dystans trzydziestu kilometrów, a w bagażniku trzydzieści kilogramów żarcia i sprzętu kampingowego. Dyżur mam przez najbliższe 48 godzin więc spakowany jestem dosłownie jak na wycieczkę :) Śpiwór, kosmetyki, ręczniki, bielizna, klapki, pluszowy miś (eee żartowałem) kubki, miski, sztućce, kosz jedzenia… no i laptop.
Smaczku dodaje fakt, że wczoraj skończyłem rekordowej długości dyżur w /można siedzieć/Prywatnej Placówce Medycznej/można siedzieć/. Sto sześćdziesiąt osiem godzin nieprzerwanej roboty wzbudza we mnie „odrobinę znużenia” więc drę ryja za kierownicą, żeby nie zasnąć:
- Dobry dzień, dobry dzień, tu twoje radio heloł, heloł!
Godz. 6:20
Jestem na miejscu. Budynek pogotowia zatopiony wśród drzew i traw. Koniec świata, psy dupami szczekają. Ogólnie miło, cicho, spokojnie, tylko do sklepu nie ma szans wyskoczyć. Za daleko, no i te psy...
Dobrze, że kosz żarcia w bagażniku leży. Z głodu nie pomrę... Najwyżej z nudów.
Godz. 6:40
Zapoznałem się pobieżnie z „moją” karetką. Z tych oględzin wyniosłem pierwszą dziurę w głowie, gdyż ambulans nie jest imponująco wysoki, a ja wprost przeciwnie. Zaliczyłem zatem czachą o reduktor tlenu w suficie i już teraz grzecznie siedzę na fotelu sięgając ręką po wszystko, co mi do pracy może być potrzebne.
Godz. 6:50
Zapoznałem się, także pobieżnie, z moim zmiennikiem-poprzednikiem, który dosłownie w przelocie zapewnił mnie, że „karetka wysprzątana i wyposażona na cacy”. Potem przywalił mnie stosem papierów oraz kart wyjazdowych i pozostawił w kompletnym osłupieniu.
Godz. 7:00
No to zacząłem dyżur. 
Dostałem pager i służbową komórę, czyli nie usłyszę w środku nocy rozdartego głosu dyspozytorki: "Jedynka do wyjazduuu!"
Trochę szkoda… zawsze to jakiś koloryt.
Pager ma piszczeć w nocy, a komórka wysyłać sms z adresem wezwania… czy odwrotnie..? Wot mechanizacja.
- Chrzanić technologię, boję się tych papierów do wypełniania!
Godz. 7:05
Chodzę spięty jak poślady kulturysty na zawodach. Pracy z pacjentami się nie obawiam, ale te papiery...
- Dżizas, na co komu tyle tego?!
Karta Wykonanych Czynności Medycznych wygląda jak sudoku z mini czcionką. Patrzę i mi się od tych kratek w oczach mieni. W mojej starej firmie nie ma nawet połowy z tego.
-  I ja mam to wszystko wypełnić w drodze do szpitala? Przecież tu jest jeden szpital i 5 minut drogi z każdej strony miasteczka!
Przekładam kolejne kartki.
- Aha… czyli, że to nie koniec..?
Do tego jest jeszcze karta wyjazdowa, karta kontroli karetki, karta zużytych leków i środków medycznych, karta dezynfekcji pojazdu, zeszyt w magazynie…
- Dobra dość! Nie wszystko na raz! To trzeba rozkminić metodycznie.
Godz. 7:30
Na szczęście społeczeństwo w miasteczku trzyma się zdrowo. Cisza, spokój, żadnych wezwań. Skończyłem studiować kartę wykonanych czynności i przeszedłem do karty wyjazdowej. Dobiegłem wzrokiem do kolejnej rubryczki: „Opis wykonanych czynności medycznych wg kodu ICD-9.”
- Co?! Mam napisać kodami wszystko, co zrobiłem przy pacjencie?
Działa to tak, że najpierw ja przez pół godziny szukam właściwych pięciu cyfr, a potem ktoś inny przez kolejne trzydzieści minut wertuje tę samą książeczkę, żeby odczytać, że np. założyłem pacjentowi wenflon.
Głupie nie?
Jak tak dalej pójdzie to NFZ zacznie zatrudniać szyfrantów z plemienia Komanczów, jak USA w czasie wojny. A może atrament sympatyczny? Tajne przez poufne.
Godz. 8:10
Od lektury papierów odrywa mnie brzęczący sms: "Zespół P1 do wyjazdu. Adres...."
Zrywam się spanikowany
- Kużwa, którą kartę mam wypełniać najpierw?!
Lecę na parking i z całej siły ładuję głową o wejście do auta. Moja karetka w starej firmie jest znacznie wyższa, a przyzwyczajenia znacznie silniejsze :( Trzeba się będzie na wejściu nisko kłaniać.
Godz. 8:40
Wyjazd był do „niczego”. Zostawiliśmy starszego pana w domu (brak wskazań do hospitalizacji)i jego córkę również zostawiliśmy… w poczuciu niezadowolenia, że: „Jak to ojciec nie pojedzie do szpitala!?”
Godz. 11:00
Załatwiłem jeszcze jeden wyjazd „bez sensu” i lekko zawiedziony snuję się po całej stacji.
- No i gdzie te wypadki, katastrofy i inne „prawdziwie pogotowiane” doświadczenia?
Póki co wszystko jak u mnie w firmie. Zwiedzając kuchnię rozmyślam o późnym, niezobowiązującym śniadanku. O obiedzie nawet nie śmiem rozmyślać.
Godz. 11:40
Posmarowałem kromki, zaparzyłem herbatę, sięgnąłem po słoik z sałatką i… sms: "P1 do wyjazdu."
Godz. 11:46
Właśnie dostałem pierwszą zawodową nauczkę: „Jeśli rodzina pacjenta chce aby pojechał do szpitala, to go zabierz… bo prędzej, czy później i tak dopną swego i w najgorszej dla ciebie chwili będziesz dymał na szpital.” 
Zostawiłem sałatkę i zawieźliśmy pana z pierwszego zgłoszenia. Mój kierowca był wyraźnie wk… poruszony był. Nie wiem tylko, czy na córkę, że się uparła na ten szpital, czy na mnie, że nie zabrałem pana za pierwszym razem.
Godz. 12:03
„Zespół P1 (czyli my) powrócił do stacji”, a ja myślami wracam do sałatki. Niestety…
- Weź posprzątaj i odkaź cały przedział. Tylko dokładnie. – powiedział „poruszony” kierowca i poszedł w siną dal. 
Przynajmniej się wyjaśniło na kogo się wk... poruszył. 
W mojej duszy rodzi się sprzeciw.
- Co jest?! Kto tu jest kierownikiem zespołu? Nie będzie mi dyktował kiedy mam sprzątać. Posprzątam jak zechcę, o!
Godz. 15:00
Trzy godziny sprzątania! W przedziale wali środkiem dezynfekcyjnym i wszystko lśni. Lśnią też trzy nowe guzy na moim czole. Wiem już, gdzie na suficie są uchwyty, gdzie reduktory i znam dokładnie kąt nachylenia górnej szafki. Ma się ten łeb nie od parady ;)
Godz. 15:02
W ostatniej szafce znajduję śliczne, czerwone kaski ochronne. Lekceważąc ewentualność ośmieszenia się w oczach nowych kolegów, usiłuję ubrać kask na czasokres dalszych prac porządkowych… niestety guzy na głowie przekreślają moje szanse na rolę Boba Budowniczego. Głowa  się nie mieści. Kontynuuję sprzątanie bez nakrycia ochronnego.
Godz. 16:00
Zasiadłem do sałatki i jednocześnie studiuję papierologię. Teraz na warsztat idzie Karta Kontroli Karetki. 
Cały ważniejszy sprzęt jest tu wpisany i każdego dnia kolejni kierownicy zespołów potwierdzają, że wszystko jest na miejscu i wszystko działa. Patrzę na rzędy równiutkich plusów.
- A wypełnię sobie i będzie spokój… - zaczynam stawiać plusy i nagle doznaję nieprzyjemnego przeczucia. Słyszę jak głos sumienia szepcze mi do ucha: "Wszystko w karetce masz, ale sprawdziłeś, czy działa?"
Godz. 16:03
Chrzanić sałatkę! Pełen złych obaw lecę do karetki i sprawdzam kolejno wszystkie elementy. Przy okazji wiem już, że ssak jest zbyt nisko zamontowany. Aby go uruchomić, trzeba się mocno schylić, a wówczas głowa jest na wysokości defibrylatora. Czwarty guz!
Ssak - działa, respirator - działa, defibrylator (mimo walnięcia głową) - działa, kapnometr - działa, glukometr - działa, laryngoskop - świeci, worek ambu… nie działa (jedna, mała gumowa uszczelka, a znikając potrafi wszystko zepsuć)
- Wiedziałem kuźwa!
Godz. 16:04
Wzbogaciłem się o kolejną mądrość: „Nigdy, ale to nigdy nie ufaj ratownikowi (choćby nie wiem jak poczciwie wyglądał), który po nocy mówi ci, że wszystko w karetce jest, wszystko działa i, że on to osobiście sprawdził!” Dałem się podejść jak gówniarz.
Godz. 16:05
Czas jakby nagle przyspieszył swój bieg.
W panice przeszukuję karetkę w poszukiwaniu zapasowego worka ambu. Niestety nie ma.
Godz. 16:15
Latam po magazynie jak oparzony szukając tego pieprzonego zapasowego ambu. Oczyma wyobraźni widzę siebie robiącego sztuczne oddychanie usta-usta (bo nie ma ambu) jakiemuś obleśnemu chlorowi. Pod wpływem tej wizji zagęszczam ruchy.
Godz. 16:25
W magazynie nie ma żadnego zapasowego worka. Nerwowo przenoszę obszar poszukiwań na pozostałe karetki, co spotyka się z gwałtowną reakcją innych kierowników zespołów wyjazdowych. Nie przebierając w słowach komunikują mi abym „sobie poszedł”.
Godz. 16:26
- Kuźwa mać! Tej gumki nie da się tak po prostu zgubić!
Zaczynam sądzić, że to jakaś prowokacja, rodzaj chrztu nowicjusza lub odezwał się mój stary przyjaciel Straszny Pech. Jeśli jednak chrzest, to wyjątkowo durny. Zostać bez ambu przy reanimacji to… jak zostać bez gumki na dyskotece (wybaczcie rynsztokowe porównanie) można sobie podmuchać, ale jakiś niesmak zostaje ;\
Godz. 16:30
Wkurzony jak sto pięćdziesiąt decyduję się na MakGajweryzm. Rozkręcam pediatryczne ambu i przekładam gumkę (uszczelkę znaczy...O dyskotece zapominamy).
- Spokojnie... - przekonuję samego siebie - ...prawdopodobieństwo, że na karetce „P” pojadę do dziecka jest minimalne…
Dziesięć minut później jest wezwanie do dwulatka.
Godz. 16:40
Na szczęście do dzieciaka pojechał drugi zespół, a ja wreszcie zjadłem sałatkę… prosto ze słoika. Po co kusić los?
Podsumowałem braki w karetce. Oprócz ambu nie ma też jednorazowych nerek i brakuje worków na wymiociny. Został ostatni woreczek, którego będę bronił jak niepodległości. 
- W końcu nie po to sprzątałem karetkę trzy godziny, żeby mi ją teraz ktoś zarzygał w pięć minut!
Godz. 19:00
Do końca dziennego dyżuru był spokój.
- Jeszcze tylko trzy takie dwunastki i do domciu…
Siedzę i piszę bloga, a w głowie błąka się niespokojna myśl o tych brakujących workach na wymioty. Coś wisi w powietrzu.

Śpijcie smacznie - ja czuwam ;)
Dobranoc.

8 komentarzy:

Młoda Lekarka pisze...

Crew
Przecież nawet jak ten worek podstawisz, to sprytny pacjent i tak wyhaftuje obok...
I jak tu być spokojnym, jak Ty ambu dziecięce masz niesprawne????
Nic to, usta usta dziecko wentylować zawsze jakoś jednak pzryjemniej...

Gitarowa pisze...

w kwestii tych brakujących worków na wymioty...może upchnij gdzieś w kieszeni jakąś foliową torbę na wszelki wypadek. Po co kusić los...;)
Miłego dyżurowania!

el pisze...

:-)

cre(w)master pisze...

ML - pacjenci zawsze są sprytni. Worki to dla nich żadna przeszkoda. A jadąc do dzieciaczków będę zmieniał uszczelkę w ambu, tak że luzik :)
Gitarowa - w kwestii kuszenia losu... Już za późno. Będzie o tym w następnej notce.
El - Tobie również :-) a nawet :-D

Anonimowy pisze...

No i teraz mój drogi to Ty w końcu wykonujesz medyczne czynności ratunkowe więc nie narzekaj... ;o)

Anonimowy pisze...

kody ICD-9 wpisuje się już później automatycznie ;)
89.7 - badanie
89.03 - porada personelu dodatkowego
89.61 - pomiar RR
89.602 - pulsoksymetria
38.93 - wenflon
99.1 - podanie leku
L43 - glikemia
89.522 - 12odpr ekg
99.99 - INNE :)

powodzenia na systemówce :)

cre(w)master pisze...

Dzięki Anonimie za życzenia i za kody :)
A u nas kazali wpisywać glikemię jako ZAB 50.
Skund oni to wzięli? ;)

MZ pisze...

hehe, gratuluję i cieszę się, że wreszcie będzie można poczytać o prawdziwych "niekrólewskich" wyjazdach :)