wtorek, 1 maja 2012

Wyliczył...

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.
... czyli Historie zasłyszane.

Poniższa opowiastka jest typowym przykładem branżowego humoru sytuacyjnego, który może być kompletnie niezrozumiały dla osób nie parających się medycyną i/lub ratownictwem.
W związku z tym, dla wszystkich niemedycznych Czytelników bloga, tuż pod właściwym opowiadaniem pozwoliłem sobie zamieścić pobieżne wyjaśnienie zagadnień związanych z opisywaną historyjką.
Kolejność czytania dowolna, jak przy konsumpcji delicji... Jedni najpierw zlizują galaretkę, inni na początek obgryzają ciastko wokół, a galaretka jest na koniec. Jak kto woli ;)

Historia osiemnasta - Wyliczył...

W jednej z wielu policealnych szkół medycznych trwał właśnie egzamin praktyczny dla ostatniego rocznika kierunku ratownictwo medyczne. Przy stoliku okrytym zielonym suknem pamiętającym pewnie czasy towarzysza Bieruta, siedziała szanowna komisja, której sumaryczny wiek w latach z pewnością przekraczał wiek piramid egipskich.
Nauczycielka fizjologii, Twarda Zocha, po raz piąty usiłowała drżącą ręką posłodzić kawę. Ślady poprzednich, nieudanych prób znaczyły rozedrgane ścieżki cukru odcinającego się bielą od zieloności pseudo-obrusowej narzuty. Jedna ze ścieżek przebiegała niebezpiecznie blisko pana Teofila od anatomii. Ten doświadczony nauczyciel, którego wiek można było określić jedynie na podstawie analizy rozpadu węgla aktywnego, w chwili obecnej zajęty był łapaniem nieistniejących much. Każdą nieudaną zasadzkę na wyimaginowanego owada, pan Teofil wieńczył siarczystym i pełnym pasji okrzykiem: "Cie choroba!".
Myśliwskie pohukiwana anatoma bardzo przeszkadzały szanownej pani dyrektor, która bujając na dyrektorskim krześle, w całkowitym skupieniu oddawała się zasłużonej, starczej drzemce.
Sędziwą średnią nauczycielskiego wieku zaniżał jedynie najmłodszy z pedagogów, pan Maciej, zwany w środowisku uczniowskim Cool-Maciejką. Ten zaszczytny pseudonim zdobył Maciej podczas wszystkich brawurowo prowadzonych lekcji Medycznych Czynności Ratunkowych oraz niezapomnianej wycieczki do Zakopanego. Przy czym słowo "niezapomniana" nie do końca oddawało charakter wydarzeń, w których sam nauczyciel i jego uczniowie brali udział ;)

Za oknem czerwcowe słonko przypiekało betonowe mury szkoły, a w egzaminacyjnej sali młody, przyszły/niedoszły ratownik pocił się ze strachu, nerwowo wycierając mokre dłonie we własne, wilgotne już spodnie.
- No to jak panie Rozumny? Zna pan te zasady prawidłowej iniekcji, czy będziemy z pana to wyciągać jeszcze godzinę? - zapytała mgr Zocha rozsypując kolejną łyżeczkę cukru na stole.
- Zzznam... tylko się denerwuję.
- Wszyscy się denerwują..!  - uniosła głos nauczycielka wsypując ze złością całą zawartość cukiernicy do zimnej kawy.
- Cie choroba! - pan Teofil huknął dłonią w stół i nagle wpatrzył się przekrwionymi oczyma w struchlałego ucznia.
- Młody człowieku... Czy zdajesz sobie sprawę, że stworzenie zwane pospolicie muchą domową - musca domestica, ma 300 razy szybszy refleks niż ludzie? Hę? A ten refleks, to z jakim układem w organizmie będzie związany?
- O matko... - Walerek Rozumny przełknął nerwowo ślinę, po raz kolejny udowadniając iż nazwisko otrzymał od rodziców raczej na wyrost.
- Chroooop..! - pani dyrektor chrapnęła przeciągle budząc się na stanowisku pracy.
- Która to godzina? - wystękała - A co to? Rozumny, ty jeszcze tutaj?!
- Je... je... jeszcze? - wyjąkał Walerek nie zdając sobie sprawy, że mija właśnie druga godzina odkąd wlazł w te piekielne czeluści.
- No drodzy państwo... - oburzona dyra zwróciła się do komisyjnego grona - Przecież my tu pośniemy wszyscy, a to jest niedopuszczalne! Ostatnie pytanie i albo Rozumny odpowie, albo będzie powtarzał egzamin za rok!
- Nie jest dobrze... - pomyślał Maciej spoglądając na panicznie rozedrgane członki ucznia. Z całych sił chciał mu jakoś pomóc.
- Coś prostego... - intensywnie usiłował sobie przypomnieć, co z całego materiału Rozumny mógł zapamiętać. W końcu podjął decyzję i zaczął łagodnym głosem.
- Walerek, wyobraź sobie, że prowadzisz reanimację dorosłego mężczyzny...
- Reanimację..? - powtórzył niepewnie uczeń. A w głowie kiełkowało poczucie krzywdy - I ty Maciejka przeciwko mnie? - z żalem myślał o nauczycielu, który nie tak dawno temu, przegrawszy zakład, latał po Krupówkach w samych majtkach i pielęgniarskim czepku.
- No reanimację... - powtórzył jeszcze łagodniej młody belfer - Powiedz jaki rozmiar rurki intubacyjnej mógłbyś zastosować?
- Komu..? - wzrok Rozumnego wyrażał absolutną próżnię
- No temu mężczyźnie, reanimowanemu.
- T.. ttemu mężczyźnie..? A ile on ma lat?
- Co? - Maciejka zamrugał oczami
- Nn.. no ile ma lat ten mężczyzna?
- Nie wiem... odpowiedział zdezorientowany nauczyciel i jakoś bezwiednie spojrzał na przyczajonego na muchę Teofila - ...może mieć na przykład tak z osiemdziesiąt sześć - dokończył patrząc na wielkie zmarchy i przekrwione oczy anatoma.
- Jezus Maria, Jezus Maria... - szeptał gorączkowo uczeń, a na jego twarzy pojawiło się najwyższe skupienie podszyte strasznym bólem. Wybałuszone oczy błądziły gdzieś po szarym suficie, to znów na dłuższą chwilę znikały pod przymkniętymi powiekami. Usta bezgłośnie wypowiadały jakieś magiczne zaklęcia i liczby.
- No Rozumny, czekamy..! - pani dyrektor groźnie nachyliła się nad stołem.
- Je... jje... jeszcze chwilunia... - Rozumny do czarów i rachunków włączył drżące palce. Wyginał każdy z nich, powtarzając szeptem kolejne liczby. Liczył i liczył, w końcu dumnie wypalił:
- To będzie rozmiar... tak ze dwadzieścia pięć i pół!
- Cie choroba! - huknął sędziwy Teofil po raz kolejny nie trafiając dłonią w urojoną muchę. - A skądżeś to chłopcze wziął?!
- Ze wzoru panie psorze...

------------------------------
Pobieżne wyjaśnienie:
Intubacja, pisząc w ogromnym uproszczeniu, pozwala dość radykalnie i skutecznie udrożnić drogi oddechowe, a tym samym, w większości przypadków, umożliwia prawidłową wentylację pacjenta.
Sam zabieg polega na wsadzeniu w buziaka pacjenta, świecącego żelastwa o nazwie laryngoskop i uwidocznieniu określonych struktur anatomicznych. W ślad za laryngoskopem musi podążyć rurka intubacyjna, przez którą później pacjent będzie otrzymywał tlen, powietrze lub mieszaninę tego i tego.
Rurka powinna mieć określony rozmiar, czyli średnicę dobraną odpowiednio do wielkości intubowanego człowieka, a raczej jego tchawicy. Tu właśnie tkwi cały sens opowieści.
Najczęściej dorosłego mężczyznę intubujemy rurkami w rozmiarach 8-9,5. Choć oczywiście należy być przygotowanym na różne anatomiczne niespodzianki. Osobiście nie widziałem na własne oczy rurki większej od rozmiaru 9,5, ale ewentualnie niech się wypowiedzą jeszcze fachowcy anestezjolodzy/ratownicy-rurownicy :)
Sprawa nieco się komplikuje, kiedy trzeba zaintubować dziecko. Wówczas orientacyjny rozmiar rurki określamy korzystając z poniższego wzoru:
(wiek/4)+4 lub ewentualnie jak ktoś woli (16+wiek)/4
Niestety jeśli spróbujemy zastosować ten wzór do osób dorosłych, mogą nam wyjść kolosalne rozmiary nieistniejących rurek i równie kolosalne zakłopotanie. Im starszy dziadzio, tym bardziej gigantyczna rura? :) Error.

8 komentarzy:

meredith pisze...

mam głupawkę ^^ próbowałam sobie oczami wyobraźni zobrazować rurkę 25.5, ale to ponad moje siły ;p
zonk jak się patrzy xD

Anonimowy pisze...

meredith, chyba nawet rury w aparacie do znieczulania nie podejdą pod te wyliczenie hahahahaha :):):)szamanka

cre(w)master pisze...

Zaistniało podejrzenie, że ten rozmiar rury mógłby pasować do intubacji konia :)
Na fejsie wrzuciłem link do odpowiednich zdjęć, ale i tu wklejam:

http://caledonequine.com/surgical_services

MJ pisze...

No więc 10.0 miałem w ręcę i wylądowała w pacjencie jako... kanka do odbytnicza - koszt dla szpitala koło kilku złotych, zestaw kanki doodbytniczej znanej firmy złotych kilkaset. ;o)
Pozdrawiam serdecznie
MJ

cre(w)master pisze...

MJ: Słuchało się tej opowieści "na żywo" i z zapartym... tchem ;)

Pomysłowa pisze...

prawie jak rura od odkurzacza...

Anonimowy pisze...

U mnie na roku można jeszcze ciekawszych gigantów znaleźć.
Aktualnie absolutnym hitem jest następujący dialog:
Doktor: w jakim badaniu potwierdzi pan obecność fali Pardee?
Student: eee... zmierzę cukier?
;-)
Pozdrawiam,
m90

Unknown pisze...

Śmierć nie jest przegraną lekarzy. Śmierć jest etapem przejściowym. Ludzie, którzy umierają przechodzą do innego życia ... może lepszego. Niektórzy ludzie modlą się o śmierć ... ponieważ cierpią w życiu. Lekarze są tylko ludźmi, to nie są nadludzie, którzy mogą decydować, kto będzie żył, a kto ma umrzeć. Tak naprawdę o tym decyduje Pan Bóg. Jeżeli ktoś umrze, to oznacza, że Pan Bóg tak chciał, a nie, że lekarz przegrał.