sobota, 19 kwietnia 2014

Sprzątanie świata

- Clean Up The World! - wrzasnęły pierwsze wiosenne jaskółki i się zaczęło.
Święta za pasem, czas zatem wkroczyć na utartą ścieżkę przedświątecznych zwyczajów, natręctw i maniactwa. W języku psychiatrów nazywa się to TRADYCJĄ.
Zaczyna się walne sprzątanie domostw i podwórek, a zewsząd słychać:
- Umyj okna w całym domu! Wynoś mi się z kuchni, z tą lutownicą! Wytrzep dywany, na co jeszcze czekasz?! Pozamiataj na podwórku, wypierz psa, wytrzyj kurze... (ale której?).  I tak, w ten deseń, rok w rok, to samo.
W naszym powiatowym szpitaliku, już kilka dni temu przystąpiono do akcji "Sprzątanie Świata". Aby święta biegły w spokoju, a lekarze się nie stresowali, rozpoczęto masowe wypisy pacjentów do domu. Kto żyw i na nogach ustał (nawet tylko przez chwilunię), otrzymywał natychmiastową eksmisję i kategoryczny nakaz opróżnienia szpitalnej szafki. Z pogromu ocaleli jedynie pacjenci mający stałe łącze ze szpitalnymi środkami trwałymi, takimi jak: respirator, kardiomonitor, wyciąg ortopedyczny itp.

Powyższa, zasługująca na pełne uznanie, działalność szpitala, zapewniła podtrzymanie tradycji oraz ciągłość akcji "Sprzątania...". Dzięki heroicznym zmaganiom powiatowych łapiduchów, już od Wielkopiątkowego poranka, dzielne zespoły pogotowia ratunkowego, mogły wykazać się hartem ducha oraz wytrwałością w ponownym zwożeniu stęsknionych pacjentów do szpitala.
- Ale jak to, pani Baranek? Przecież dopiero wczoraj pani wyszła ze szpitala i już pani do nas wraca?
- Ja mówiła, żem słaba...
- Słaba, słaba... Słaba to jest nowa płyta Varius Manx. Pani stała wczoraj na nogach, sam widziałem.
- Panie doktorze, ja stała na nogach, bo mi salowa krzesło zabrała, żeby okna umyć...
- No właśnie pani Baranek, okna umyć, dywany wytrzepać. Święta idą, w domu trzeba wydobrzeć.
- Ano w domu. Tom se chciała na święta placka utrzeć. Zakręciło się w głowie i jak gruchnęłam w kuchni, to mnie dziepiero panowie z pogotowia podnieśli. A tam w chałupie cały gar żuru niegotowy! Co ja biedna pocznę?!
I tak od samego rana, przez jakieś sześć godzin.
Kiedy około godziny trzynastej skończyliśmy w pocie czoła zwozić świeżo wypisanych pacjentów, o "tradycji sprzątania" przypomniały sobie kochające dzieci i wnukowie. W końcu nikt lepiej od pogotowia nie sprzątnie staruszków, którzy w święta tylko żądają jeść i przeszkadzają w trzydniowym chlaniu wódy.
- Listonosz emeryturę przyniósł, zatem spełnił ojciec swoją świąteczną rolę. A teraz ojca do szpitala wyślemy, bo coś tato taki rozpalony..!
Kolejne sześć godzin jazdy ze staruszkami. Nawet tuż przed dziewiętnastą, ktoś sobie przypomniał, że mu w domu "staroć" zalega.
- Od kiedy mama wymiotuje?
- A gdzieś od rana...
- To czemu dopiero teraz karetkę wzywacie? Rodzinnego trzeba było wołać.
- Panie! Niech panu się nie zdaje! Ja dopiero z roboty wróciłem. Niektórzy w Wielki Piątek muszą do szesnastej harować!!
- Serio..? Znam takich, co muszą do dziewiętnastej... A nawet dłużej, przez takich (...), co muszą sędziwą matkę na święta wy.ebać z domu!
W dniach takich jak ten, jako paskudny profan, dumam, że gdyby Chrystus żył w naszych czasach, to byśmy dziś na drodze krzyżowej słyszeli: Stacja dziesiąta - Pan Jezus z domu do szpitala wywalony.
Ech... Szkoda słów :(

Pracowite święta wielkanocne ratowników medycznych składają się na tzw. "Zmodyfikowane Triduum Paschalne". Jest to: Wielki Piątek (Clean Up The World), chLana Sobota (Kontemplacja Męki Pańskiej), chLana Niedziela (Gastro Faza), chLany Poniedziałek (Kac Vegas Syndrome).
Już się boję... mam dyżury.
Ale żeby nie było nawijania w kółko tylko o biednych ratownikach, chciałem na koniec uskutecznić kilka słów o naszych "braciach starszych" - DYSPOZYTORACH.

Każde święta to "magiczny" czas. W Boże Narodzenie, na ten przykład, zwierzęta zaczynają gadać ludzkim głosem, a na Wielkanoc, doświadczony dyspozytor pogotowia zaczyna... słyszeć ludzkie myśli!
Serio, serio. Zobaczcie sami:
* * *
DRYŃ, DRYYYYŃŃŃ!!!
- Stacja pogotowia ratunkowego, dyspozytor Gałązka, słucham.
[Co mówi wzywający]:
- Dzień dobry. Potrzebuję natychmiast karetkę!!!
[Co słyszy dyspozytor]:
- Słuchaj głupku, przyaktorzę na początek z tragedią, może się obejdzie bez dłuższej nawijki?
- Ale co się dzieje?
- Pyta pan, co się dzieje?
- Co by tu naściemniać, żebyście przyjechali?
- Pytam, co się stało?
- Ano, sprzątaliśmy w domu na święta i mamusia się gorzej poczuła.
- Ano, sprzątaliśmy w domu na święta i pomyśleliśmy, że starą też można by sprzątnąć do szpitala.
- A co się mamie dzieje?
- Hmm... No ma te... bóle w klatce piersiowej, dusi ją bardzo i wymiotuje cały czas. Prosimy o karetkę.
- Bla, bla, bla... Muuuu... Chrum, chrum... Beeeee... i dwa razy zwymiotowała, bo się nażarła na noc. Dawaj karetkę łachudro, bo nam wódka stygnie!
- Od kiedy te dolegliwości?
- Od rana.
- Rano zwymiotowała i tyle, a ta duszność i ból w klatce, to patent od kumpla na szybki przyjazd pogotowia.
- To niedobrze, że od rana czekacie z bólem w klatce piersiowej. Karetka z lekarzem przekazuje pacjenta w szpitalu i zaraz do was wyjeżdża. Adres proszę.
- Znaczy wie pan, ten ból w klatce, to już minął. Tak od dwóch dni mamę pobolewało, ale wczoraj przeszło. Tylko te wymioty straszne...
- Nie przysyłaj mi debilu karetki z lekarzem, bo zostawi starą w domu! Już ja znam tych konowałów!
- Czyli co? Chora tylko wymiotuje?
- Tak, tylko wymioty, ale straszne... Non stop!
- Tak, tylko wymioty... Iha-haaa.. Meee!
- W takim razie, może ma pan możliwość przewieźć mamę na Izbę Przyjęć?
- O niestety, nie mam aktualnie czym.
- Dwa auta stoją w garażu.
- Może jakiś sąsiad z samochodem pomoże? Wszystkie moje karetki aktualnie są u pacjentów. Została mi jedna na cały powiat.
- Wie pan... w święta po sąsiadach latać, nie wypada. Ja poczekam na karetkę.
- W ch.ju mam twój powiat i ciebie. Dawaj ambulans cymbale, bo ja płacę podatki i mi się należy!
- Czyli skoro będzie pan czekał, to znaczy, że z mamą nie jest tak źle?
- No... to nigdy nie wiadomo! Ile razy już tak było, że karetka nie przyjeżdżała, a potem dziecko umarło, starszy człowiek umarł..? Ja tam lekarzem nie jestem, nie wiem, co mamie dolega. Wyśle pan tą karetkę, czy nie?!
- Grożę ci! Grożę!! Może się wreszcie przestraszysz i mi podeślesz dwóch osłów z noszami, żeby starą wytargali do szpitala?! Ileż można pieprzyć o niczym?
- Dobrze, wysyłam zespół. Proszę wyjść do drogi, żeby kierowca trafił.
- A ja nie mogę wyjść! Muszę matki pilnować!
- Jeszcze czego? Mam po asfalcie latać i pośmiewisko z siebie robić? Zanim przyjedziecie, ja muszę matkę zrewidować, gdzie emeryturę skitrała..?
- To może ktoś inny wyjdzie?
- No... coś tam wykombinujemy.
- Czekaj tatka latka... Bucu. Będziecie jeździć w koło i sąsiadów pytać.
- Karetka wyjeżdża...
- Dziękuję. Wesołych świąt!
- Spieprzaj dziadu!

-------------------
Też Wam chciałem życzyć Wesołych Świąt... ale powiem tylko: 
BĄDŹCIE ZDROWI! :)

5 komentarzy:

Potworne Koty i My pisze...

Obiecuję, że będziemy zdrowi.
A Tobie życzę spokojnego dyżury i trochę ciepła od pacjentów.
Wesołych Świąt

Jaskółka pisze...

Na mur będziemy zdrowi:) Wesołych Świąt.

Heretyczka;] pisze...

staram się ;) w sumie to sama zaczęłam się leczyć. Nie zamierzam być "świąteczną babką"..

Anonimowy pisze...

Właśnie zaczęłam 24-ro godzinny dyżur w szpitalu. Już się boję ;)

hoopak pisze...

Jedziemy na transport pani z domu, do domu opieki. Nie chodzi, nie słyszy, no ogólnie trzeba się staruszką zajmować. Więc problem, bo ani wyjechać na wczasy, ani na święta do rodziny czy znajomych... W domu zaaferowana córka. Coś tam pokrzykuje, żeby mamusia nie zmarzła, żeby dokumenty wzięła, niczego nie zapomniała bo będzie trzeba jeździć później, a to kłopot przecież.
Zapakowaliśmy babcię do karetki, z racji że prywaciarze, to 'opiekun', w tym wypadku córka, jedzie z nami. Zerkam na adres, gdzie się udajemy. Okazuje się, że świetnie nam znany "Dom Spokojnej Starości św. Spokój". Staruszkowie zasadniczo ustawiani są tam w kółeczko i oglądają tv po 12 godzin dziennie, po czym idą spać na kolejne 12 godzin. W tym momencie z tyłu karetki słyszymy z kierowcą:
"-Mamusiu, ty nie myśl, że ja się ciebie pozbywam... Ty myśl, że zaczynasz nowy, ekscytujący etap w swoim życiu!"

I teraz tylko nie wiem, śmiać się, czy płakać?