Najważniejszą rzeczą jest wczuć się w odgrywane role. Pozorant musi się wczuć, żeby dobrze udawać, symulować. Ratownik zaś, musi sobie wyobrazić, to czego nie widać, żeby dobrze pomóc bliźniemu swemu.
I wówczas gra jest doskonała.
* * *
Mijał kolejny dzień kursu pierwszej pomocy. Trzydziesty pierwszy marca powoli przechodził do historii. Harcerze z namaszczeniem powtarzali ćwiczenie badania poszkodowanego, wertowali notatki z wykładów. Paru zboczeńców poszło się nawet umyć przed snem.W szkolnej klasie trwała wieczorna odprawa kadry. Instruktorzy szykowali się do zajęć w dniu następnym.
- Dobrze. Czyli grafik na jutro mamy omówiony, wykłady rozdzielone. Jakieś pytania? - szef szkolenia powoli kończył godzinne posiedzenie.
- Czy robimy im nocną grę? - spytał 'eS'.
- Idź i popatrz na nich... - odpowiedział szef - ...ćwiczą w tych salach, ale ledwo na oczy widzą. Dajmy im się wyspać.
- Szkoda... - 'eS' smutno zwiesił głowę. Zawsze był napalony na gry i alarmy wszelkiej maści.
- W takim razie kończymy na dziś i dobrej nocy wszystkim życzę... - szef wstawał od stołu.
- Zaraz, zaraz... Chwilunia panowie... - 'eŁ' poderwał się gwałtownie z krzesła. - Coś sobie przypomniałem...
Instruktorska "śmietanka" zerknęła na niego z zaciekawieniem. Wszyscy wrócili na miejsca.
- Słuchajcie... - 'eŁ' zrobił tajemniczą minę - Za piętnaście minut będzie pierwszy kwietnia...
Zapanowała cisza. Błędne spojrzenia świadczyły o zaniżeniu poziomu percepcji i polotu słuchaczy.
- No i..? - nie wytrzymał szef.
- No i Prima Aprilis! Heloł..! - 'eŁ' był wyraźnie wstrząśnięty takim przejawem obyczajowej ignorancji. - Nigdy nie byłem na kursie w Prima Aprilis... MUSIMY kursantom zrobić jakiś kawał.
- Euuuaaa... - ziewnął szef - Co proponujesz?
- Zróbmy im jakąś jajcarską grę ratowniczą! - wypalił 'eS'.
- Gry im nie zrobimy. Mówiłem już... Coś innego proszę, albo idziemy lulu.
- Hmm... - Zamyślili się instruktorzy.
- Czyli idziemy w kimę... - szef podniósł się z dziecięcego krzesełka.
- No zróbmy im grę... - jęczał 'eS'.
Wyraźnie poirytowany kierownik, wolno odwrócił się w stronę napaleńca.
- 'eS'... Patrz mi na usta... NIE BĘDZIEMY ROBIĆ IM GRY... Rozumiesz?
- Ale czemu..? Jakąś taką fajową, śmiechawską i odjechaną... Plissss...
- Człowieku... Oni są zmęczeni, ja jestem zmęczony, kto im będzie symulował? Ty sam..?
- Panowie, panowie... - przerwał sprzeczkę 'eŁ' - przecież ma być śmiesznie. Mam plan... Sami sobie będą symulować. Słuchajcie...
* * *
Dwie godziny później instruktorzy, maszerując na paluszkach, przemierzali szkolny korytarz.- Ccciiichooo... Nie chichrać się... - szef uciszał rozbawione towarzystwo.
Stanęli przed klasą, w której spała jedna grupa kursowa.
- Otwieraj... Tylko powolutku... I co..? - konspiracyjne szepty lekko płynęły przez hol.
- Śpią... - odszepnął 'eŁ'
- A w drugiej sali?
- Też śpią. Jak zabici... - 'eS' z drugiego końca korytarza sunął w skarpetach po gładkiej posadzce.
- Wszystkie światła pogaszone? - pytał szef - No to wchodzimy!
W tym momencie każdy doświadczony harcerz, instruktor, ratownik, spodziewałby się wielkiego huku, okrzyków: ALARM, RATUNEK-RATUNEK-RATUNEK, gwizdków, wycia syren i Bóg wie jakiego jeszcze łomotu. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Instruktorzy weszli do klasy i rozpoczęli delikatne budzenie wszystkich śpiących.
- Wstajemy cichutko, alarm jest. - powtarzali każdemu z osobna.
W końcu wszyscy kursanci w klasie zostali obudzeni.
- Słuchajcie ratownicy... - 'eŁ' mówił ściszonym głosem, starając się nie wybuchnąć śmiechem. - W drugiej sali mamy sytuację kryzysową. Prawdopodobnie doszło do zbiorowego zatrucia jakimś gazem. Należy niezwłocznie ewakuować wszystkich poszkodowanych na niższe piętro, zachowując wszystkie środki ostrożności. Pod żadnym pozorem nie wolno zapalać świateł, ponieważ istnieje ryzyko eksplozji. W obszarze niebezpiecznym wolno przebywać krótki czas, najlepiej na zatrzymanym wdechu. Pytania? Ruszamy.
Zaaferowani kursanci ostrożnie podchodzili pod drzwi drugiej klasy. Widać nauka dnia poprzedniego nie poszła w las, bo każdy starał się zachować maksymalne środki ostrożności.
- Czekajcie! - zatrzymał ekipę jakiś kierownik-samozwaniec - Nie idźmy tam wszyscy razem... Może najpierw ja sprawdzę..?
Grupa ustawiła się pod ścianą jak antyterroryści przed pacyfikacją drzwi. Kierownik delikatnie nacisnął klamkę i wsunął głowę do ciemnej klasy.
Chwilę później zdawał szybki raport ze zwiadu.
- Ej... To jest jakiś wałek... - Patrzył podejrzliwie na śmiertelnie poważnych instruktorów - Przecież oni tam wszyscy śpią.
Drugi kursant szybko zaglądnął do sali.
- Głupi jesteś..! Oni nie śpią, oni są ZAGAZOWANI!
Po tych słowach cała ekipa zaczęła wiązać sobie chustki na twarzach i kilkanaście sekund później rozpoczął się armagedon.
Po kolei wpadali do klasy (na jednym wdechu) i wydzierali śpiących biedaków na korytarz. Oszołomione "mumie" uwięzione w śpiworach nie miały żadnych szans obrony, gdy "napastnicy" ciągnęli ich po schodach na parter.
Zewsząd słychać było jęki przestrachu, płacz rozespanych harcerek. Ktoś próbował robić sztuczne oddychanie, ktoś inny otwierał wszystkie okna w szkole. Jakiś rozbudzony kursant uciekał w samej bieliźnie. Za nim goniło czterech rosłych "ratowników". Instruktorzy turlali się ze śmiechu :D
Oj udał nam się Prima Aprilis...
A wszystko dlatego, że kursanci-ratownicy naprawdę potrafią wejść w rolę.
9 komentarzy:
Noooo mieliście możliwości :) przy tym moje żarty (odwołane pociągi i ciąża ;D) na dziś są nędzne... Nieźle :)
Crew, napisz co było potem, jak się zorientowali, że biora udział w waszych żartach.
Ten 'eŁ' to niezły numer jest ;)
T.
:D Ale mi banan na gębie wyrósł!
Czekałam, co dziś napiszesz i doczekałam się! :D
Boskie :D :D absolutnie boskie :D
Jak boha koham, że oni przy Was w ogóle nie bali się kłaść spać...;DDD
O kurde, ale bym Wam wszystkim dała prezent, jakbym się rozbudziła i dowiedziała, co było grane.
A nazywałby się on - wpierdol, jak z Nomadowego kawału o Marsjanach. Howgh! :-DDD
nika
@Mała Mi - Ciąża??? Dziewczyno zawały bym dostał przy Tobie jak nic.
@inessta - potem już tylko próbowaliśmy się pozbierać z ziemi. :D A nasi kursanci? Cóż... Gdyby nie wizja egzaminów (z nami) pewnie by nam spuścili bęcki.
@T. - numer jakich wielu... Troszkę się podstarzał i oddał pola młodszym "numerom" :)
@Muscat - Zawsze jakieś nawiązanie do kulinariów musi być, prawda? Choćby to zwykły banan miał być.
@Nomad - Dziękuję. Żałuję tylko, że nie mogłeś tego widzieć na własne oczy.
@Doro - sam się czasem boję zasypiać przy sobie :P
@Nika - na szczęście wówczas takich prędkich w rękach panien nie było :)
Hihi :) kiedyś pierwszą pomoc robiłam...:) może bym Cię uratowała... ;)
Prześlij komentarz