poniedziałek, 23 stycznia 2012

Ciało obce

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.
... czyli Historie zasłyszane.

Poniższego wpisu absolutnie nie należy traktować jako algorytmu udzielania pierwszej pomocy w zadławieniach.
...i lepiej, żeby nie zajrzało tu Twoje dziecko :)






Historia szesnasta - Ciało obce.

W małej stacji pogotowia, nie różniącej się niczym od setek innych tego typu placówek, trwał właśnie spokojniutki, leniwy wieczór.
Część chłopaków realizowała kulinarne ambicje w kuchni, a reszta zespołów grzecznie zgromadziła się w świetlicy na "cichych" zajęciach własnych. Pogotowiany korytarz rozbrzmiewał dźwiękami wesoło brzęczących garnków i subtelnym rechotem ratowników zgromadzonych przed telewizorem. Kulturalną rozrywkę wspierał konkurs gry w warcaby oraz komputerowa prezentacja slajdów z branży anatomiczno-tekstylno-bieliźniarskiej. Iście rodzinna atmosfera.

W tym samym momencie, dosłownie dwa kilometry dalej, w bloku z wielkiej płyty trwała mega-impreza.
Potężne "buc buc buc" regularnie eksplodowało spod drzwi mieszkania na trzecim piętrze i niosło się z wiatrem po całym osiedlu, nie różniącym się niczym od setek innych tego typu przybytków architektury noclegowej.
Wewnątrz czteropokojowej stancji toczyła się "normalna" studencka prywatka, wyglądem nie odbiegająca zbytnio od wielu innych, podobnych...
...no może poza jednym.
Studenci z tego mieszkania musieli mieć bogatych rodziców.
Świadczyć o tym mogły suto zastawione stoły uginające się pod obfitością wyszukanych przekąsek i popitek. Wszelkiej maści alkohole lały się strumieniami, a na spragnionych mocniejszej "rozrywki" czekały usypane na szkle białe ścieżynki, ukręcone bibułki z zielem i kolorowe dropsy w małych, foliowych torebeczkach.
Amatorów "wysokich lotów i szybkich odlotów" było zresztą wielu. W każdym kątku po napranym dzieciątku. Taki totalny odjazd szatańskiej młodzieży.

Tymczasem w stacji pogotowia, grzeczni chłopcy, radosnym "ooooooo..." przywitali wchodzących do świetlicy mistrzów patelni. Z półmisków obiecująco dymiło, a zapach jaki się roznosił, pobudzał ślinianki do wytężonej pracy. W odstawkę poszły warcaby i komputer. Nawet ktoś ściszył telewizor, aby głośnym rykiem nie przeszkadzać w konsumpcji wspólnej wieczerzy.
- Smacznego...
Ratownicy-kucharze sprawnie porozkładali luksusową jajecznicę do talerzyków i dali znak do kolacji.
I właśnie w tym momencie, zazdrosna jak zwykle o wszystko dyspozytorka, postanowiła zepsuć chłopcom tak uroczy wieczór.
- Zespół P-1, wyjazd!
Zbierali się biedaczki tęsknie popatrując w stronę stołu, a szefowa "wyrzutni" jeszcze ich poganiała
- Szybciej, szybciej! Macie zadławienie, dwa kilometry stąd!

Parę minut później rozświetlona i rozwrzeszczana karetka wpadła w kwadrat blokowiska.
Buc buc buc. Dźwięki, niczym system naprowadzania, wyraźnie wskazywały ratownikom drogę pod właściwy adres. Biegnąc na górę przeskakiwali po kilka schodków. Może jeszcze nie jest za późno..?
Wreszcie trzecie piętro i drzwi, które zdawały się falować pod naporem decybeli. Grzeczne lecz nerwowe "puk, puk" i zdecydowane naciśnięcie klamki.
- Zamknięte...
- Może dzwonek?
Ding-dong... puk puk... "PUK PUK!"
Buc buc buc - odpowiedziało zza drzwi
- Nie słyszą. Wal z buta!
ŁUP ŁUP ŁUP! Ding-dong! ŁUP ŁUP!
Po dłuższej chwili drzwi uchyliły się, a uderzająca fala dźwiękowa niemal poskręcała ratownikom włosy na uszach. Weszli do środka.
Młody osobnik, który otworzył im drzwi, osunął się miękko po ścianie i przysiadł na bambusowych panelach.
- TO PAN SIĘ DŁAWIŁ?! - wrzasnął ratownik starając się wpasować pojedyncze słowa w przerwy pomiędzy kolejnymi "buc, buc".
W odpowiedzi naprany student wyciągnął przed siebie zaciśniętą dłoń i bezgłośnie poruszył ustami.
- CO? - drugi medyk pochylił się nad "bladą twarzą" próbując usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź. Tym samym, ze zdziwieniem skonstatował, że w dłoni poszkodowanego zieleni się stuzłotowy banknot.
- Szszszywieźliście pizzę..? - wyjąkała niedoszła ofiara i machnęła pieniądzem.
- Panie, jaką pizzę?!
- Hhhawajską... na grubym sssieśście...
- Człowieku, do cholery! Kto tu wzywał pogotowie do zadławienia?!
- Aaaa... - wzmożony proces myślenia odcisnął swe piętno na twarzy imprezowicza - ...aaa do dłafffienia to tammm... - ręka z banknotem wskazała ulokowane w głębi mieszkania drzwi do łazienki.

Ratownicy ruszyli wąskim korytarzykiem, przeskakując nad falującymi na podłodze ciałami zombiaków. Kiedy dotarli do drzwi ze stylizowanym wizerunkiem nocniczka, ich oczom ukazał się porażający widok. Oto w głębi łazienki, w otoczeniu obłędnie burgundowych płytek, trwała akcja ratowania życia. Na marmurowej umywalce, niczym na katafalku, spoczywała upiornie blada twarz młodej dziewczyny. Jej wiotkie ramiona bezwładnie zwisały wzdłuż ciała, a lekko ugięte w kolanach nogi chyliły się ku upadkowi. Stojący za studentką, młody mężczyzna obejmował nieprzytomną w pasie i raz po raz, energicznie wykonywał uciśnięcia nadbrzusza. Na jego twarzy malowała się ogromna determinacja, ale i wyraźne zmęczenie.

Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, ratownicy wkroczyli do łazienki. Jeden z nich zbliżył się do dzielnego młodzieńca i położył dłoń na jego spoconym ramieniu
- Przejmujemy akcję ratunkową! Dzię... dziękujemy... - wystękał i oniemiał.
Wyczerpany mężczyzna z niejakim ociąganiem przerwał uciskanie, spojrzał na ratowników przekrwionymi oczami i wybełkotał:
- Panowie błagam, nie teraz... Jeszcze chwileczkę... - po czym, ponownie przystąpił do naprzemiennej, posuwisto-zwrotnej implantacji i ekstrakcji ciała "obcego".

A w małej stacji pogotowia, nie różniącej się niczym od setek innych tego typu placówek, na dwóch białych talerzykach stygła luksusowa jajecznica...

14 komentarzy:

med-ola pisze...

Padłam i leżę. Nie wiem kiedy się z tego podniosę ;P

hds pisze...

Zakrztusiłem się jabłkiem ;DDD

thalie pisze...

a ja drożdżówką :D

cre(w)master pisze...

med-ola - uważaj na studentów za plecami :)

thalie i hds - mówiła mama: nie czytaj przy jedzeniu... ;)

Wszyscy troje: wezwać grzecznych ratowników!

Anonimowy pisze...

kiedyś pan ratownik podczas kursu na prawo jazdy przeprowadził na mnie demonstrację chwytu heimlicha, ale wspominam to bardzo miło, był grzeczny ;D
oczywiście sama się zgłosiłam na pozorantkę ;P

Absarokee

Anonimowy pisze...

my kiedyś w trakcie zabezpieczenia imprezy plenerowej udaliśmy się na ubocze w celu dotlenienia i znaleźliśmy sobie "poszkodowanego", który leżał w krzakach. podchodząc bliżej zaopatrzeni w rękawiczki i inny sprzęt tortur zobaczyliśmy jeszcze panią, która już się zajęła tym, żeby "poszkodowany" odżył ;D

seba pisze...

Czyżby zawołano ratowników do... ;)

Swoją drogą, musiałem przeczytać to 2 razy, by na pewno być pewnym, iż przeczytałem to co przeczytałem :)

szamanka pisze...

Teraz już wiem na pewno : jak mam doła to tu sobie zajrzę i będzie nieco lepiej 

Kasia pisze...

mistrzostwo :DDD oplułam monitor kawą :P

Anonimowy pisze...

Na szczęście jestem nieco znieczulony i nie będę musiał czyścić monitora:)))

Anonimowy pisze...

Crew jesteś wielki, powaliło mnie to totalnie, moja przepona nie daje rady:))))))))))

Anonimowy pisze...

kocham kocham kocham -ten twój blog :):):)

Anonimowy pisze...

Padłam jak to przeczytałam :)

Anonimowy pisze...

no fajne no do takiej wizyty to bym pojechał