niedziela, 15 stycznia 2012

Najstraszniejsza...

W sumie nie wiem, co mnie napadło, żeby to napisać...
Może otworzę kolejną zakładkę pod nazwą "Zdziwienia"?

* * *
Kiedy człowiek jedzie na szkolenie dla strażaków-ochotników, raczej nie spodziewa się fajerwerków zapału i gejzerów elokwencji (sorki dla wszystkich ambitniejszych panów z OSP).
"Kazali iść na jakiś durny kurs z ratowania tom poszedł..."
Najczęstszy obrazek, jaki widzę z perspektywy instruktora, to zamknięte na głucho strażackie buzie i wzrok utkwiony w suficie. Albo na odwrót - półotwarte gęby, zamknięte oczy i melodyjne chrapanie.
Kończąc poszczególne zajęcia nieśmiertelną formułką: "...czy macie może jakieś pytania?", spodziewam się ciszy lub najwyżej tekstu pt. "o której możemy iść do domu?"

Dziś było jak zwykle.
- Czy są jakieś pytania? - powoli zamykałem kursowy dzień.
Pożegnała mnie wymowna cisza.
- Tiaa... - pomyślałem zrezygnowany, a głośno realizowałem ostatni punkt programu
- Wobec tego szybciutko sobie podsumujemy temat... i sajonara.

Po chwili szczęśliwi strażacy opuścili salę. W pomieszczeniu pozostałem tylko ja i ledwie uchwytny zapach spalenizny z tysiąca pożarów. Pakowałem swoje graty, gdy wtem...
- Bardzo przepraszam... Ja mam jedno pytanie...
- Tak..? - wielce zdziwionym wzrokiem spojrzałem na strażacki wybryk przyrody, który wraca z własnej woli, w czasie wolnym, aby ZADAĆ PYTANIE! (szok).
- Pewnie zaraz zapyta, czy mam papierosa... - pomyślałem z rezerwą, ale na wszelki wypadek uśmiechnąłem się możliwie najbardziej zachęcająco.
- Bo ty... - rozpoczął lekko speszony moją pokrzywioną miną strażak - ...ty jeździsz w karetce...
- No tak. - odpowiedziałem i poziom zdziwienia wzrósł o jeszcze jeden level - Cóż za przenikliwość...
- ...i widzisz te wszystkie straszne rzeczy...
- O tak - potwierdziłem z mocą, a przed oczami stanęła mi siedziba lokalnego oddziału NFZ
- W takim razie powiedz, jaka według ciebie jest najstraszniejsza śmierć?
- ????? (łot'da'fak?!) Świrus, czy jaja sobie robi? - spojrzałem podejrzliwie, ale natrafiłem na wzrok spokojny i wyjątkowo skupiony. Zbaraniałem.
- Nie wiem... - odparłem oszołomiony pytaniem i pustką w głowie - Nie wiem... - powtarzałem w zakłopotaniu, szukając tej "dobrej" odpowiedzi.
- Chyba najgorsza jest ta długa i bolesna... Może jakiś nowotwór..? - wypaliłem wreszcie, by zagłuszyć tę dziwną ciszę.
- Aha... Dzięki... - odpowiedział spokojnie strażak, odwrócił się na pięcie i cichutko wyszedł.

Normalnie zdziwienie miesiąca.
Nie mam pojęcia czemu zadał właśnie takie pytanie. Filozoficzny dylemat? Niezdrowa żądza sensacji?
Ciekawe, czy usłyszał to, co chciał i czy usatysfakcjonowała go moja nieprzemyślana odpowiedź?
W każdym razie ja chętnie bym ją teraz zmienił. Tak mi się nagle pomyślało, że chyba najgorszy koniec, to ten zanurzony w kompletnej samotności i żalu...
...ale co ja mogę o tym wiedzieć?

Tak, siak, czy owak... W ramach walki z samotnością, chodźmy się do kogoś przytulić. Może być ratownik... albo strażak ;)

12 komentarzy:

erjota pisze...

Ja w pierwszym momencie pomyślałem, że chodzi mu o jakiś rodzaj samobójstwa

Anonimowy pisze...

Pewnie miło tak posiedzieć pod skrzydełkiem u ratownika czy strażaka ;D Ale chyba jednak nie będę ryzykować bo osobiście żadnego nie znam (szkoda), a w sumie wolałabym żeby nie musieli do mnie jechać, przynajmniej w sprawach służbowych ;)

A z tą śmiercią.. to najgorsza może być jak się nie zdąży czegoś powiedzieć, przeprosić, wytłumaczyć..

Ciekawy temat do zastanowienia się.
Pozdrawiam

Absarokee

Maria pisze...

Z ciebie to niezły prowokator:)

Ślę uściski, cobyś nie czuł się tak opuszczony, nieszczęśliwy i co tam jeszcze.....

Anonimowy pisze...

Oj, gorzej to mu już nie mogłeś odpowiedzieć. Dziś pacjent nowotworowy, objęty dobrą opieką hospicyjną, odchodzi w spokoju i bez cierpień, ale fakt, że jeśli jest samotny i opuszczony przez najbliższych, to choćbyśmy stanęli na głowie to i tak będzie cierpiał, jeśli nie fizyczne to na pewno psychicznie. Myślę, że ten chłopak albo ma w swoim najbliższym otoczeniu kogoś bardzo chorego (i go dobiłeś) albo ma fobie śmierci związanej ze swoim zawodem i ma dylemat czy dobrze wybrał.
A tak a propos szkoleń to chyba jeszcze gorzej szkoli się policjantów  coś o tym wiem .Proponuje dla równowagi szkolenie 6 latków. Rewelacja ,coś kapitalnego, jak oni chłoną to co się mówi a jak chętnie ćwiczą na fantomach. Super sprawa są naprawdę kochani.
Pozdrawiam Ciebie i wszystkich czytelników Szamanka

Anonimowy pisze...

A ja się chcę do kogoś przytulić :) Może być ratownik :)
Ni

cre(w)master pisze...

erjota: Nie dostrzegłem w jego wzroku jakiejś szczególnej wskazówki. Miejmy nadzieję, że to była raczej zwykła ciekawość.

Absarokee: Słuszne jest Twoje rozumowanie. Oby nigdy nie było konieczności wołać ratowników w sprawach służbowych. Jeśli już, to lepiej w celach towarzyskich lub... profilaktyki ;)

Mario: Ja nikogo nie prowokuję, a już broń Boże do złego końca. Może odrobinkę namawiam do ratowniczo-medycznej czułości :)

Szamanko: Taka to właśnie była moja niewyważona odpowiedź, której trochę żałuję. Było, minęło.
A co do szkoleń. Przerabiałem i policjantów i przedszkolaków. Dzieciaki są słodkie, ale jak kończyłem u nich zajęcia, byłem kompletnie spocony i wypompowany. Mają szkraby energię... i gardziołka nie do zdarcia (a ja już nie)

Ni: 999 - czynne całą dobę. Na pewno któryś z chłopaków przygarnie opiekuńczym ramieniem i nawet czule jakąś kroplówkę puści ;)

Anonimowy pisze...

szkoda że nie ma specjalnego numeru do wywoływania tych ratowników w celach towarzyskich ;)


Absarokee

cre(w)master pisze...

Może lepiej, że go nie ma... Wszyscy by się bili o dyżury pod tym numerem ;) A tak, zostają tylko ZNAJOMOŚCI :)
Raz, po znajomości właśnie, byłem na wieczorze panieńskim, w stroju ratownika... (Zamiast wyskakiwać z tortu, można przyszłą pannę młodą zbadać. Radośniej to wygląda i bardziej oryginalne) ;)

Anonimowy pisze...

Ano właśnie. Obawiam się, że w celach towarzyskich to by mnie wygonili z hukiem. Za zajmowanie cennego czasu ;)
Ni

nieirytujmnie pisze...

A moze on planowal krwawa zemste i chcial wiedziec jak wykonczyc (na przyklad przy pomocy wozu strazackiego na sygnale, tak wiesz... "niechcacy") jakiegos straszliwego wroga? Tak zeby jak najdluzej i jak najbolesniej konal?

Anonimowy pisze...

trochę nadrabiam zaległości :P
według mnie taka śmierć to rak płuc...
przyszła ratowniczka medyczna :)

Levy_ pisze...

Moim skromnym zdaniem najgorsza śmierć to spalenie. I nie chodzi mi tu o jakieś "nieświadome" odejście z tego świata, gdzie podczas snu śmierć znieczula nas tlenkiem węgla, a potem z premedytacją pali nasze zwłoki. Miałem kiedyś wątpliwą przyjemność uczestniczyć w zdarzeniu z ofiarą śmiertelną, gdzie samochód prowadzony przez młodą kobietę zaczął płonąć... Pożar rozwijał się do tego stopnia szybko, że po zatrzymaniu wozu nie była w stanie odpiąć klamry pasa bezpieczeństwa, a niestety noże ratownicze nie są zbyt często na wyposażeniu samochodów ludzi, że tak powiem "z poza branży". Straszna śmierć będąc świadomym tak nagłego i nieuniknionego końca na tym ziemskim padole. Pozdrawiam, strażak-ochotnik /myślę że ambitny/