wtorek, 17 stycznia 2012

Chorość cz.1

Ostatnio dotarła do mnie informacja, że piszę zbyt długie posty. Niektórzy się muszą miesiąc zbierać, żeby przeczytać ;) No to teraz będę wstawiał seriale w odcinkach.

Część pierwsza.

Czasem tak bywa, że człowiek odczuwa "chorość". Niby nic konkretnego, żadnych klarownych objawów w sobie nie dostrzega, a jednak coś jest nie tak. Zmęczony, choć wcale się nie napracował. Rozdrażniony, choć nikt mu konkretnie na odcisk nie nadepnął. Tu go gryzie, tam uwiera. Za gorąco, to znów za zimno. Zjeść coś by chciał, a jak już zje, to żałuje, bo go muli... Jakiś koszmar.
Nie wiadomo jak i czym leczyć "chorość". Jedyny powszechnie znany fakt jest taki, że do człowieka będącego w tym stanie nie warto się zbliżać na odległość krótszą niż zasięg wzroku.

Wczoraj (czytaj: jakiś czas temu) dopadła mnie "chorość".
Jechałem do pracy na eskowy dyżur niczym na ścięcie. Kilometry ciągnęły się w nieskończoność, a ciężkie powieki z hukiem spadały w dół. Mijałem sennie wioskę za wioską, jednak moje małe miasteczko, cel podróży, jakby wcale nie chciało się zbliżać.
- Nie śpij! - strofowałem się w myślach, z niepokojem czując jak "chorość" rozlewa się po całym ciele.
Idealnie o 18.30 podjechałem pod budynek pogotowia i z niejakim zadowoleniem przywitałem komplet karetek równiutko zaparkowanych przy stacji.
- Wszyscy w domu, znaczy się spokój... - pomyślałem i z nadzieją rozpocząłem zaklinanie bóstw wszelakich, aby dzisiejszej nocy raczyły zesłać spokój na miasteczko, okoliczne wioski i wszystkich ich mieszkańców...
- ...gdyż "chorość" zła we mnie zagościła i nie mam melodii, włócząc się po nocy, realizować etosu ratownika-bohatera. Amen. - dokończyłem naprędce skonstruowaną modlitwę i powlokłem się w stronę dyżurki.
Niestety nadzieja na spokojny dyżur, niczym płomyk świecy zdmuchnięty wigilijnym pierdem naszego najgrubszego kierowcy, zajaśniała i zgasła, gdy tylko stanąłem przed tablicą z grafikiem lekarzy.
- Tadzik... (ten sam, z którym miałem swój pierwszy, pamiętny dyżur na tutejszej "esce") - przeczytałem ze zgrozą nazwisko doktora i zadrżałem. Powód tak gwałtownej reakcji moich zginaczy i prostowników był oczywisty.

Trzeba bowiem Czytelnikom wiedzieć, że doktor Tadzik (swoją drogą bardzo zdolny lekarz) pełni w naszej stacji rolę zbliżoną do marynarskiego Jonasza. Jego dyżur po prostu nie może być nudny i przespany.
Różnica między tymi dwoma tragicznymi postaciami polega na tym, że pechowy Tadzik zamiast spokojnie opuścić okręt i samemu utonąć w odmętach medycyny ratunkowej, zawsze postanawia pójść na dno z całym personelem karetki S. Na domiar złego, przed definitywnym zatonięciem, nakazuje ewakuację wszelkich sprzętów, jakie na pokładzie naszego okrętu się znajdują, a które tonącemu Tadzikowi są absolutnie NIEZBĘDNE do leczenia
- "...i nie ważne, że pacjent sam chodzi. Macie zabrać nosze i deskę ortopedyczną i koniec dyskusji!"
Oczywiście obowiązkiem "wyrzucania za burtę" tych sprzętów obarczony jest ratownik i kierowca, gdyż Tadzik tuż po opuszczeniu samobieżnej jednostki ratującej, stylowym kraulem pędzi do domu pacjenta, gdzie z lubością knuje chytre diagnozy. I kiedy wespół z kolegą dopływamy do przystani obładowani kilogramami sprzętu, już w progu wita nas tuzin rozpoznań różnicowych i trzy tuziny doktorskich poleceń.
Nie muszę również dodawać, że cały nasz balast, powiększony o pacjenta, należy ponownie załadować na okręt, gdy Tadzik już zarządzi alarmowe wynurzenie i obierze powrotny kurs na szpital.
Wszystko to sprawia, że ratownicy, mimo dużej sympatii, często sami mają ochotę Jonasza-Tadzika... utopić, albo przynajmniej zamknąć w kiblu na końcu korytarza i nie wypuszczać aż do rana.

- No to mam przekichane! - pomyślałem i zadrżałem ponownie. Wiedziałem, już że tej nocy przyjdzie mi utonąć. Pytanie tylko kiedy i jak daleko mamy do dna?
- Co się tak telepiesz przed tą tablicą? Zimno ci? - zapytała dyspozytorka Janina Grab-Jeden
- Zimno... - odburknęła moja "chorość" i na tym chciała zakończyć towarzyskie pogawędki z Janiną.
- Mam tu lekarstwo na twoją zimnicę... - powiedziała tajemniczo dyspozytorka i podała mi jeszcze ciepłą kartę wyjazdową.
- Pojedziesz, rozgrzejesz się... no? Leć po Tadzika.
- Silna duszność... - przeczytałem powód wezwania.
Była dziewiętnasta minut dziesięć.

Ciąg dalszy... (już jest, ale nie może być dłużyzny, więc jutro) ...nastąpi

18 komentarzy:

Anonimowy pisze...

yyyy jutro ? :(:( Szamanka

cre(w)master pisze...

A co? Za szybko? :(

;)

Anonimowy pisze...

to mamy rozumieć, że druga część będzie o godzinie 00:01? ;]


Absarokee

Szyszynka pisze...

wiesz...niektórzy uważają że Twoje posty są za krótkie i zawsze po przeczytaniu czują niedosyt i zawsze chcieliby więęęcej! :P Zatem nie kryguj się tylko szybko dawaj dalszą część :D

Anonimowy pisze...

Szyszynka: mądrze piszesz! ;)


Absarokee

Balianna pisze...

Nie zgadzam się na odcinki! My tu rodzinnie Ciebie czytamy i liczymy na wydanie książki ;-) a ty nam tu odcinki serwujesz???

nieirytujmnie pisze...

Nie ma czegos takiego jak "za dlugo".
Ewentualnie do tej kategorii to daloby sie wcisnac "Pana Tadeusza", ale i to na sile.
Wiec nie pitol-nam-tu tylko dawaj w calosci.
Jednostki, ktore nudzi czytanie moga sobie czytac w odcinkach!
No!

Anonimowy pisze...

Dawaj druga czesc :)

Anonimowy pisze...

no właśnie gupoty jakieś durnoty, kto to powiedział, że za długie posty? jak za długie, niech se pomału sylabizuje, to i na tydzień mu starczy! za krótkie są! i za rzadko!

KH pisze...

Jakie za długie, jakie za długie? Jak kto nieczytaty to niech sobie na raty rozkłada.
Domagamy się postów w całości, długich albo dłuższych i częstych! O!

erjota pisze...

Halo!!!
Już mamy jutro :))

Anonimowy pisze...

łoj chyba narozrabiałes tym podziałem na częśći Szamanka

^^ pisze...

Ja nie chce żadnego jutro i żadnych części! :)

akemi pisze...

To ma być krótki post??? Bojkotuję! Jak zawsze przy takiej nieskończonej rozciągłości.

Anonimowy pisze...

ja się nie zgadzam na taki krótki wpis! Twoje wpisy czyta się jednym tchem! A jak komuś nie pasuje, to niech sobie sam dzieli na części i będzie miał spokój :P

seba pisze...

Precz z preczem, czy jakoś tak. W każdym razie domagam się filmu sensacyjnego a nie serialu w odcinakach!

dario pisze...

Oj Crew nie podsycaj chorowości co nie których hihi :) pozdrówki.

niecierpliwi:) pisze...

czytuje to na swoich dyżurach z koleżankami i kolegami z S i P, i powiem że tym dzieleniem możesz sobie naigrać (cyt. No leci sobie w h....)słowa Koleżeństwa.
Pozdrawiam.