wtorek, 29 czerwca 2010

Ogon

Wracałem z podróży służbowej "na drugi koniec świata".
Droga prosta jak drut wbijała się szarym klinem w znajome osiedle domków na przedmieściu. O bliskości mojej rodzinnej "metropolii" świadczył wielgachny korek aut, które niczym wraki na mieliźnie, osiadły na obu pasach jezdni.
- No to koniec płynnej jazdy - pomyślałem z rozrzewnieniem patrząc na bliskie mej duszy utrudnienia w ruchu drogowym.
Słoneczko przypiekało aż miło. Trzy dychy pana Celsjusza topiło asfalt w brzydko pachnącą zupę. Na domiar złego klimatyzacja w moim "mrocznym" samochodzie postanowiła zrobić sobie dzień wolny od pracy. Za to komputer pokładowy w ramach zadośćuczynienia uruchomił bonus-program "Dziś dmuchamy tylko ciepłym".
Ten zbieg nieprzychylnych okoliczności sprawił, że tkwiłem w korku z pootwieranymi "na oścież" oknami. Przemieszczając się w tempie wyścigowego żółwia, bezmyślny wzrok wlepiłem w bagażnik samochodu stojącego przede mną. Powietrze drgało i falowało z gorąca.
Upał w aucie był nie do wytrzymania. Aż chciało się zacytować słowa mojego kolegi, kawalarza i prześmiewcy: "Chłód jakby zelżał..."

Z zadumy wyrwał mnie znajomy odgłos sygnałów karetki. Najpierw we wstecznym lusterku zobaczyłem ruch pojazdów rozjeżdżających się na boki, chwilę później zamajaczył kształt ambulansu. Nacisnąłem z impetem klakson, aby zmotywować stojącego przede mną kierowcę do szybszego usunięcia się w prawo. Sygnał dźwiękowy poparłem urzędowym zwrotem "spieprzaj dziadu!" i zjechałem na krawężnik w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Jęk syreny narastał i po chwili minęła mnie karetka sunąca dość szybko tunelem stworzonym z rozpierzchniętych na boki pojazdów.
- Spieszą się koledzy - pomyślałem obserwując prędkość ambulansu - Pewnie grubsza sprawa na pokładzie... Ale co to? Mają ogon!
Za karetką mknął skuter z dwoma wyrostkami. Trzymali się blisko, żeby zdążyć nim auta zamkną wolną drogę. Za nimi próbował się jeszcze wciskać sportowy kabriolecik.
- To barany są! - sklinałem w myślach - Wystarczy teraz, że karetka gwałtownie za... - nie zdążyłem dokończyć. Zobaczyłem czerwone światła stop na ambulansie. Pojazd hamował z piskiem. Skuterem zaczęło mocno kiwać na boki. Odruchowo przymknąłem na chwilę oczy.
* * *
Ułamki sekund mijały niczym minuty, dystans malał. Wreszcie motor położył się na asfalcie i z impetem walnął w tył karetki. Gówniarzy wyrzuciło wcześniej na boki. Sportowe cabrio przeraźliwie piszcząc, sunęło prosto na jednego z leżących. Do masakry brakło może dwóch metrów. Wyhamował...
Młodzieńcy niemrawo podnosili się z asfaltu. Stał też ambulans, ciągle jęczący syreną.
Z szoferki wyskoczył kierowca-ratownik
- Nic ci nie jest?!? - wrzasnął do kierującego skuterem.
Wyrostek powoli ściągał kask - Nic... - wystękał.
- To dobrze... - odpowiedział szofer, po czym z gracją primabaleriny sprzedał chłopcu ogromnego kopa w młodą dupę.
* * *
Otworzyłem szeroko oczy.
Karetka wyjąc sygnałami znikała w perspektywie ulicy, za nią niczym cień podążał skuterek...
- Och... Z tego upału wszystko mi się przywidziało... 
                      ...a szkoda! - pomyślałem wspominając wizję siarczystego kopniaka - ...przydałoby się!

Drogie dzieci, duże dzieci i wszyscy inni "racjonalizatorzy" ruchu drogowego...
Nie róbcie ogona za karetką, bo ktoś go może kiedyś boleśnie przytrzasnąć!

P.S. Bezpiecznych wakacji - dzieciaki :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

O kurczę felek, i ja chętnie bym kopa w dupę dała, a temu więźniowi z Twojego wczorajszego wpisu - w mordę tak, żeby się girami nakrył. O!
nika

cre(w)master pisze...

nika - mam wrażenie, że doskonale byś się nadawała do tej pracy ;) O!