wtorek, 22 czerwca 2010

Telefon zaufania

Medyczna teleopieka nie jest w naszym kraju niczym nowym. Powszechnie znana jest możliwość wykonania EKG i szybkiego przesłania wyników poprzez telefon. Żadne cuda, nie ma się czym zachwycać. Ot wygodna, ciągle jeszcze mało dostępna metoda diagnostyczna.
Jednak elektrokardiogram przesłany za pomocą sieci GSM, to nie jest szczyt możliwości współczesnej medycyny.
Z "dumą" pragnę ogłosić, że w naszej firmie już dziś kreuje się medycynę jutra. W placówkach terenowych rodzi się przyszłość lecznictwa zdalnego. Klękajcie narody! Oto bowiem nasze doktory poszły znacznie dalej w technice diagnozy audiotele. Badają WSZYSTKO.
Placówka terenowa NZOZ. Godzina 12.00.
Dryń, dryń!
- Dzień dobry, doktor XYZ przy telefonie, słucham...
- ...!
- Tak, a co się dzieje?
- ...!!
- Nie. Niestety teraz nie mogę przyjechać, mam pacjentów. Ale to brzmi raczej niegroźnie, proszę się nie martwić.
- ...!!!
- No jeśli pani się źle czuje, to wypiszę skierowanie na transport do szpitala.
- ...!
- To nie pani się źle czuje? A kto??
- ...!!
- Aha mama... Proszę zapytać mamy, czy ją boli w klatce piersiowej.
- ...
- Mama jest w domu..? Nie rozumiem... A pani gdzie teraz jest?
- ...!!!
- Aha... w pracy pani jest... A karetka ma przyjechać do pracy, czy do domu?
- ...!!!!
- Ale po co pani tak krzyczy? Dobrze już. Wysyłam karetkę do państwa. Do widzenia.
Kwatera główna NZOZ. Godzina 12.15.
Dryń, dryń!
- Ratownik (wiecznie) dyżurny Cre(w)master, słucham...
- Mówi pielęgniarka z placówki terenowej. Mamy pilny transport pacjenta!
- A co się dzieje?
- A tutaj doktor XYZ napisał rozpoznanie: Dusznica bolesna. Znak zapytania. Zespół WPW. Znak zapytania. POCHP. Znak zapytania. Astma. Znak zapytania. Zato...
- Dobra! A w jakiej pozycji zlecił transport?
- Leżąca przez siedząca.
- Super... :( Dajcie adres i jedziemy.
Walimy na gwizdkach do rzeczonej pani, a tam babcia rumiana, uśmiechnięta, spakowana... Czeka na transport do szpitala.
I nie tam, gdzie my chcemy ...bo dochtor się pomylił..., tylko tam, gdzie ona ma umówioną wizytę.

Innym razem, dostajemy zlecenie na przewóz pacjenta, z domu do szpitala, w pozycji siedzącej. "Właściwie to może jechać sam kierowca. Pacjent się dobrze czuje." (cyt. doktor)
Wysyłamy małą transportówkę z kierowcą, a dwadzieścia minut później:
Dryń, dryń!
- Cześć Crew. Mówi kierowca. Dajcie pod ten adres dużą karetkę z deską ortopedyczną i ze trzech chłopa...
- ...?
- Pan leży... Mówi, że ma uszkodzony kręgosłup... (szeptem) A waży chyba ze dwie stówy...

I tak, mniej więcej to wygląda, dzień za dniem.
Entliczek pentliczek, mały ratowniczek,
Poważne wezwanie, czy znów "sranie w banie"? 
Można stracić czujność :)
* * *
Kwatera główna NZOZ. Godzina 14.30
 Dryń, dryń!
 - Telefon zaufania... przepraszam... Ratownik dyżurny Cre(w)master, słucham...
- Mówi pielęgniarka z placówki terenowej. Trzeba zawieźć pacjentkę z domu do szpitala.
- A co jej jest?
- Nie wiem. Doktor mówi, że ją głowa boli i, że ma jechać w pozycji siedzącej... I jeszcze mówi, że sam kierowca wystarczy...
- Dobra, wyślę karetkę, dajcie adres tego domu.

Miałem wysłać samego kierowcę, ale coś mnie tknęło.
- A przewiozę się po wiosce...
Dojechaliśmy na miejsce. Pod wskazanym adresem czekała na nas delegacja rodziny i sama pacjentka, siedząca wygodnie na sofie. Rumiana, pulchniutka, nawet lekko uśmiechnięta.
- Znowu pierdoła - pomyślałem.
- Panowie, ja nie wiem o co tyle szumu - powiedziała kobieta próbując wstać.
- A co się konkretnie dzieje? - zapytałem.
- Głowa mnie bardzo bolała, ale teraz jakby trochę przechodzi... - pacjentka ciągle próbowała się podnieść.
- Proszę siedzieć. Lekarz był u pani?
- Nie... Córka chyba zadzwoniła do przychodni...
Zakładałem na rękę kobiety mankiet ciśnieniomierza.
- A leczy się pani na coś?
- Biorę leki na ten... yyyy... jak się mówi..? Uciekają mi słowa... hi hi...
- Mama się leczy na nadciśnienie - powiedziała córka.
Spuściłem trochę powietrza z mankietu, dopompowałem jeszcze raz... i jeszcze.
- 240 na 120..? - Wywaliłem oczy na wskaźnik. - Jak się pani teraz czuje?
- Boli mnie ta... no... głowa i niedobrze mi...
- Skocz po plecak i ampularium - powiedziałem do kierowcy - A jaki dziś mamy dzień? - zapytałem pacjentkę.
- Dziś..? No... dziś... hi hi... Nie wiem...
- Mamo..! Dziś mamy środę! - burknęła z wyrzutem córka
- A jak się pani nazywa? - zapytałem pełen podejrzeń
- No ja... hi hi... - Oczy kobiety robiły się coraz szersze - Jezus Maria... nie wiem..!
Chwilę później nastąpiły gwałtowne wymioty i wszystko potoczyło się jak film w przyspieszonym tempie.
- Daj wenflon i oklejenie - mówiłem do kierowcy.
- Staza... Kuźwa! Takie ciśnienie ma  kobita, a ani pół żyły na rękach nie widać!
- Ja nie chcę leżeć! - pacjentka zaczęła szarpać pasy przy noszach. Przyszły kolejne torsje.
- Dawaj ampularium! - powiedziałem do kierowcy.
- Nie wziąłem leków do tej karetki...- wyszeptał.
Darliśmy na sygnałach do miasta. Z każdą minutą, kontakt z pacjentką był coraz słabszy. Wymiotowała w karetce jeszcze kilka razy, a ja modliłem się żeby jej jakaś kolejna "żyłka" w mózgu nie trzasnęła. Dowieźliśmy ją półprzytomną.

Po powrocie do bazy wykorzystałem "telefon zaufania" i wyraziłem dobitnie swoje zdanie na temat zdalnego diagnozowania pacjentów. Nie wiedzieć czemu, moja opinia w tej sprawie nie została wzięta pod uwagę ;P
I jest po staremu. Nic się nie zmieniło...
No może jedno... Od czasu tamtej historii, zawsze jeździmy dużą karetką i zawsze z kompletem sprzętu. Nawet jak doktory mówią, że to "sranie w banie".
W końcu to telefon zaufania jest... ;)

8 komentarzy:

doro pisze...

Aż mi ciśnienie skoczyło od tego opisu, nie idę już robić kawy....

cre(w)master pisze...

Kurczę... No i teraz będę miał na sumieniu śpiącą Doro ;)

Anonimowy pisze...

Łomatko, to ona miała udar?
nika

cre(w)master pisze...

Nika - i to jaki!

akemi pisze...

Zupełnie nie rozumiem, czemu nie wozicie ze sobą pijawek do upuszczania krwi. I tańsze, i nie psuja się tak łatwo jak drogi sprzęt. I wyrzucić nie szkoda jak już się opiją krwi i ciśnienie pacjentowi unormują...:)

cre(w)master pisze...

Pewnie dlatego, że słoiki na pijawki nie spełniają Polskich Norm przenoszących europejskie normy zharmonizowane...

anuszka pisze...

a mi się zdaję, że jakby zrobić jakaś porządną kampanię społeczną plus dzieciaki od małego uczyć, że karetka to nie darmowa taksówka do szpitala, to może by się "sranie w banie" skróciło? hmm?

cre(w)master pisze...

Anuszka - może i tak... ale póki co ludziska biorą, co im doktory dadzą :) Jak wie, że karetkę dostanie, to o karetkę będzie prosić.
Ja tam mogę jeździć. W końcu to moja praca jest... Tylko wolałbym jeździć bez tej wcześniejszej "teleopieki".