niedziela, 14 sierpnia 2011

Język przekazu

UWAGA! Post zawiera treści bogato okraszone słowami powszechnie uznawanymi za wulgarne.
Nic nie kropkowałem, nie ucinałem końcówek, gdyż w znaczący sposób wypaczyłoby to sens i zmieniło ciężar gatunkowy przekazu.
Jeśli masz duszyczkę wrażliwą lepiej zaniechaj dalszej lektury. Może kiedyś, po pijaku, opracuję wersję "soft" ;)

* * *
- Bo widzisz Crew, język przekazu to bardzo ważna sprawa w procesie nauczania... - powiedział mój mentor* podczas stażu instruktorskiego, omawiając kolejne zajęcia, które poprowadziłem
- ...a ty masz z tym niejakie problemy.
- Słucham? - zapytałem nieco zdziwiony. Wszak wydawało mi się, że podczas zajęć wszyscy rozumieli, co do nich mówię i czego oczekuję.
- Używasz słów potocznych i niemal slangowych, które mogą wywołać u słuchaczy skrępowanie lub nawet wewnętrzny protest. Budujesz w ten sposób dydaktyczną ścianę między tobą a grupą.
- O Jezu... - na chwilę mnie zatkało - A jakich, to słów użyłem jako budulca do owej ściany? Jeśli mogę o to zapytać pana mentora...
- Jedna chwileczka... - mentor zatopił wzrok w swoich szczegółowych notatkach i po chwili wycedził:
- Gość...
- Yyyy?
- Użyłeś parokrotnie sformułowania "gość"... A raz nawet powiedziałeś "facet". A to nie jest żaden gość, ani facet. To jest pacjent, drogi Crew, p  a  c  j  e  n  t.
Przy ostatnim słowie, mentor zamielił paszczą niczym jałówka wcinająca najlepszą, alpejską trawkę.
- I na dodatek powiedziałeś, że ten gość się "wywalił". A on się wcale nie  w  y  w  a  l  i  ł, tylko po prostu się przewrócił, albo lepiej, "upadł". Tak?
- Ale ja chciałem dostosować wypowiedzi i sposób formułowania myśli do grupy odbiorców... - mentor nie mentor, postanowiłem bronić swoich czternastoletnich, instruktorskich doświadczeń.
- Owszem, rozumiem to... - opiekun przerwał moją wypowiedź - ...chciałeś zunifikować swój przekaz dla szerokiego spektrum zainteresowanych, ale ci goście na zajęciach naprawdę mogli nie skumać o co ci chodzi i poczuć się urażeni.
- Tylko, że u nas na zajęciach nie było żadnych g  o  ś  c  i, a jedynie kursanci, ratownicy medyczni... I żaden z nich nie  k  u  m  a  ł, za to wszyscy, jak sądzę, rozumieli co się do nich mówi... - Akcentując z jadowitym przekąsem te słowa nagle przypomniałem sobie, że w karcie oceny stażysty znajduje się rubryka pod groźną nazwą "przyjmowanie krytyki", dlatego jednym tchem wyrecytowałem dyplomatyczne:
- Ale w pełni się z panem mentorem zgadzam, proszę o naukę, pokutę i rozgrzeszenie. Już nigdy na pacjenta w scenariuszu symulacji nie powiem "gość". Słowo skauta!
Kończąc przekorną dyskusję z mentorem, rozważałem w myślach istotę i zasadność zarzutów.
- Ależ się w tej dydaktyce pozmieniało... - dumałem - Musi przez tą cholerną Unię!
A w głowie mignął mi obrazek z zamierzchłych czasów i zupełnie innego kursu.

* * *
Polska z końca XX wieku. W małej remizie trwał kurs pierwszej pomocy dla strażaków-ochotników.
Instruktor prowadzący dwoił się i troił, aby przelać swą rozległą wiedzę do głów szanownych słuchaczy:
- Drodzy państwo, kolejnym tematem, jakim się zajmiemy, będzie resuscytacja krążeniowo oddechowa.
Szerokie ziewnięcia kursantów świadczyły o "najwyższym" poziomie zaangażowania, ale instruktor się nie poddawał:
- ...i w ten sposób, po udrożnieniu górnych dróg oddechowych i kontroli stanu świadomości oraz funkcji życiowych, przechodzimy do właściwej resuscytacji. Uciskamy piętnaście** razy klatkę piersiową, pamiętając o równym czasie relaksacji. To znaczy, że kompresja i dekompresja musi przebiegać symetrycznie, w analogicznych odcinkach czasowych. Następnie przechodzimy do wentylacji wspomaganej i tę czynność powtarzamy dwukrotnie. Pamiętajmy, aby nie przekroczyć sześciuset mililitrów objętości oddechowej, gdyż może to skutkować powikłaniem w postaci regurgitacji. Na tym zakończymy pokaz. Czy macie panowie jakieś pytania?
Cisza jaka zapadła zdawała się być krępująca dla obu stron.
- Wobec tego czas na ćwiczenia. Zapraszam panów do manekina. Kto pierwszy..?
Po tym pytaniu wszyscy strażacy, jak jeden mąż, zatroskanym wzrokiem jęli lustrować zacieki barwiące biały niegdyś sufit.
- Naprawdę nikt? - zasmucił się instruktor - Nikt nie chce ćwiczyć..? No trudno... Wobec tego robimy dziesięć minut przerwy.
Prowadzący zajęcia wyszedł przed budynek i z ulgą odetchnął świeżym powietrzem. Na tej czynności przydybał go Komendant Ochotniczej Straży Pożarnej, Wawrzyniec Sikawa.
- I jak tam kurs, panie instruktorze? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy - Uczą się chłopcy? Uczą?
- Wie pan... - zakłopotał się instruktor - Grzeczni są. Przeszkadzać nie przeszkadzają, ale jakoś tak ćwiczyć nie chcą, pytań nie mają. Może zmęczeni..?
Uśmiech zniknął z twarzy Komendanta Sikawy. Złapał wykładowcę za rękaw.
- Chodź pan. Sprawę trza wyjaśnić.
Trzasnęły otwierane z hukiem drzwi remizy.
- No panowie, kurwa wasza mać, co wy tu za szopkę odpierdalacie?! Pan instruktor się skarży, że nie chcecie uczestniczyć. O tak się kurwa nie będziemy bawić! To co ja w chuj kasy na tą naukę w pizdu wyjebałem przez okno?! Ja wam tu kurwa zaraz dam, nieuki pierdolone! Sroka..! - komendant zwrócił groźne oblicze w stronę pierwszego strażaka w ławce - ...Nie interesuje cię kurwa baranie to co pan instruktor mówi?!
- Interesuje, tylko...
- Co tylko?! Co tylko??!!
- Ja... nie rozumiem komendancie...
- Czego kurwa nie rozumiesz, tumanie jeden?!
- No nie rozumiem... jak to na tej kukle trzeba robić...
- Właśnie psze pana... - odezwały się inne nieśmiałe głosy.
- Jak kurwa nie rozumiesz?! Przecież to jest proste jak dymanie! Chodź no tu..! Masz go pierdolnąć piętnaście razy w klatę, tylko nie za mocno, a potem jebniesz mu dwa wdechy i chuj!
- Aaaaaaaaa... - przeciągły jęk zrozumienia świadczył o sukcesie dydaktycznym komendanta.
Pięć minut później ćwiczenia z resuscytacji szły pełną parą.
- Bardzo dobrze... - instruktor chwalił kolejnego ćwiczącego - ...pamiętaj tylko, żeby ucis... pierdolnąć piętnaście razy, a nie pięć, bo pięć to z deka za mało.
- Dobrze panie instruktorzu... To może ja jeszcze raz spróbuję, bo nawet całkiem zajebista jest ta re... re-konstrukcja!

* * *
Tak to kiedyś było. Słowo skauta! A teraz..? Nawet nie można powiedzieć "gość" ani "facet". I weź tu człowieku idź i ucz strażaków ;)


----------------------
* Mentor - na kursach certyfikowanych, to doświadczony instruktor, opiekun (lub oprawca) kandydata na instruktora, stażysty.
** Wg ówczesnych wytycznych, podczas resuscytacji klatkę piersiową należało pierd... ucisnąć 15 razy. Teraz uciskamy 30!

8 komentarzy:

szamanka pisze...

popłakłam się ze śmiechu a o moich doświadczeniach kursowych wyślę ci meila po weekendzie chyba,że pogoda mnie uziemi w pokoju, teraz grzecznie idę na basen. Basen tylko dla mnie, naprawde sama jestem w szoku, cały basen tylko dla mnie. Ludziska nie wiedzą chyba co tracą kocham ten ośrodek

Anonimowy pisze...

coś w tym jest, pierwsze co nauczyłam się w pracy to "zmniejszyc kulturę wypowiedzi" ;-)
Anek

Jaskółka pisze...

No cudne. Po prostu cudne :)

Anonimowy pisze...

Zajarniaście napisane :)) A Twój "gość" czy "facet" i tak lepiej brzmi niż mój klient...
ruda_

luc.as pisze...

No i trzeba się pilnować w różnych zakamarkach PL z określeniami typu: "na dwór", "na pole" ;-) Próbowałeś się dogadywać kiedyś z Kaszubami :P ?

Anonimowy pisze...

Uważam, że jest Pan GENIUSZEM przekazu!!! Tego "z drugiej ręki" (czy też ust) również. Uwielbiam czytać Pański blog!

cre(w)master pisze...

Bardzo serdecznie Pani/Panu dziękuję. To naprawdę miłe uczucie, czytać takie opinie. :)

Levy_ pisze...

Gwoli ścisłości: nie wszyscy strażacy ochotnicy są tak oporni i "niereformowalni" ;) . Pozdrawiam, strażak-ochotnik z aspiracjami na zawodowego. Czołem!