poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Nieostry dyżur! Relacja na gorąco cz. 4

Czwarta dwunastka (bardzo krótka, gdyż to nocny i niemal przespany dyżur był)
(poprzednie:  pierwsza, druga i trzecia )

Godz. 19:30
Z uśpienia wyrwał mnie nieokreślony hałas. To mój nowy kolega z zespołu upuścił aluminiowy kubek.
- Cześć, jestem Crew... - podrywam się z wyra i ukradkiem eliminuję ślinę z kącika ust - ...będziemy jeździć razem.
- Cześć i sorki za hałas. Nie chciałem cię obudzić, coś źle wyglądasz... Ciężki dzień?
- Nieee... - staram się bagatelizować poczwórne widzenie -...ja tak zawsze wyglądam :)
Godz. 20:15
Snuję się po korytarzu niczym zombi. Szuram stopami po posadzce. Sam już nie wiem, czy to efekt zmęczenia materiału, czy zbyt dużych klapek(?), klapków(?)... KAPCI.
Godz. 20:20
Do mojego szurania dołącza analogiczne zjawisko dźwiękowe. To lekarz dyżurny wylazł ze swej nory i poszurał w stronę łazienki.
Nie zabawił tam długo. Minutkę później  "szur, szur" zmierzał z powrotem do pokoju, niemrawo gmerając przy rozporku.
- Ja pierdziu... Zombiak jak żywy! - pomyślałem z czarnym humorem - Jak nic szykuje nam się tu prawdziwa noc żywych trupów.
Godz. 21:30
Podsumowałem swoje dotychczasowe obserwacje i stwierdzam, że nadal poświęcam więcej uwagi karcie niż pacjentowi. Badanie z wywiadem zajmuje mi średnio pięć minut, a wypełnienie karty co najmniej drugie tyle.
- He he. To prawie jak lekarz rodzinny w przychodni. Ciśnienie zmierzy, w gardełko spojrzy, a potem już nosa od papierów nie odrywa.
Zauważyłem też, że jak wszędzie, tak i tu są ludzie i ludziska. Cztery dyżury, czterech innych kierowców. Taki, co kartę wypełni i zbadać pomoże. Jeszcze wenflon poda i przygotuje. Ale jest i taki, co to w każdym domu koniecznie musi futrynę w drzwiach podeprzeć i z założonymi rękami, nieme obserwacje czynić...
Pełen przegląd zachowań i postaw. A przecież wszyscy oni najpierw mają wpisane w umowie "Ratownik", a dopiero potem stoi "Kierowca".
Godz. 22:30
Przejmuję lokalne nawyki. Tu nikt nie sznuruje butów do wyjazdu. Ot wskakują w cholewki i długa do karetki. Trzeba będzie patent przetestować.
Godz. 00:10
Odpływam w niebyt. Kołysany szumem deszczu za oknem, zasypiam jak niemowlę po szóstym karmieniu.
Godz. 02:15
SMS, pagery, wszystko huczy i dźwięczy w głowie.
- Jezus Marian... Wojna!?
- Wstawaj Crew! - kierowca budzi mnie delikatnym szarpaniem - Wyjazd mamy.
Wstaję, wskakuję w buty, zerkam na kolegę idącego już z kartą po korytarzu. Ma zamknięte oczy!
- Dżizasss... - myślę z przerażeniem - Za kółkiem też pojedzie na śpiocha?!
Zbiegam do karetki.
Godz. 02:17
Wypieprzyłem na schodach! Ale przyłożyłem tak konkretnie.
Pewnie dlatego, że było całkowicie ciemno i rozwiązane sznurówki "nie widziały przeszkód". Guzy na głowie powoli schodzą, to teraz zacznę kolekcję siniorów na nogach. Przez drogę myślę nad zakupem strażackich butów. Są zasuwane na zamek.
Godz. 03:50
Wyjazd byłby całkiem przyjemny, gdyby nie odległość. Zwieźliśmy pana po libacji alkoholowej, z solidnie rozwalonym baniakiem. Prawie dwie godziny w obie strony.
Godz. 04:00
Nierównej walki z kartą ciąg dalszy.
Te kratki są naprawdę beznadziejnie małe! Zamiast wpisać godzinę przekazania pacjenta do SOR, wypisałem mu czas zgonu lub odstąpienia od czynności ratunkowych. To się doktor zdziwi jak zauważy...
Godz. 04:06
Sunę przez "cichy", uśpiony korytarz pogotowia. Zewsząd dobiega mnie dźwięczne chrapanie, a najgłośniejsze... z pokoju dyspozytorki :)
- Co począć z tymi ostatnimi godzinami dyżuru? Sen, czy kawa?
Idąc na kompromis wybieram herbatę i postanawiam zdrzemnąć się choć chwilę.
Złota myśl na dobranoc?
"Latarka neurologiczna świetnie nadaje się do łażenia po ciemnym, pogotowianym korytarzu" 
Godz. 06:45
Otwieram oczy i pierwsze co widzę, to jakiś obcy, starszy facet na łóżku obok. Leży i się na mnie gapi.
- Cholera! Pomyliłem w nocy pokoje..! - ogarnia mnie kretyńskie uczucie, a tymczasem facet się uśmiecha i mówi:
- Cześć jestem Józek. Twój kolega musiał wcześniej wyjechać na dyżur do innej stacji, to go zastąpiłem i tak se tu leżę. Kończysz dziś dyżurowanie?
- Ehe... - przytakuję niezbyt jeszcze przytomnym głosem.
- A sprzątnąłeś już karetkę?
Podnoszę własne zwłoki i szuram po wiadro i mopa. Dwie minuty później posuwisto-zwrotnym ruchem myję podłogę w ambulansie. Ścielę nosze i układam sprzęt w szafkach, a wszystko to... z zamkniętymi oczami :)
Godz. 07:10
Koniec. Już po pracy! Jadę we własnym autku i znów drę ryja, żeby nie zasnąć. Zza chmur wyłazi najprawdziwsze, wielkie słońce i łaskocze moje opuchnięte, zaspane powieki.

6 komentarzy:

Raira pisze...

Czyli spokojna nocka w porównaniu z poprzednimi?
A mówiła mama "Crew, sznuruj buciki, bo się wywalisz!", ale oczywiście Crew mądrzejszy i wyszło jak zawsze.
To za ile kolejny dyżur? Zdążysz się wyspać?

cre(w)master pisze...

Mama też mówiła: "Ucz się Crew na ginekologa. Zero stresu, same kobiety w pracy, no i ręce w cieple..." ;)
Mam teraz dwa tygodnie urlopu we wszystkich miejscach zatrudnienia. Śpię jak dziki :)

Maria pisze...

Crew

No i czegoś mamy nie posłuchał?

cre(w)master pisze...

Mario: Częściowo posłuchałem... Można powiedzieć, że jestem ginekologiem - samoukiem :D
W każdym razie kobieca tematyka wzbudza moje zainteresowania. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku ;P

Maria pisze...

Dobry chłopiec:)

Szamanka pisze...

Człowieku ty powinieneś książki pisać MASZ TALENT LITERACKI!!!!