poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Kontrakt bez układów

Dzisiaj niewesoło...

Już przed wiekami nieznany artysta przestrzegał:

"Lepiej usiąść w misce gadów 
niż mieć kontrakt...
bez układów."





Początek lipca b.r.
Nie mam podpisanej umowy o kontrakt z /baczność/Najprawdziwszą Stacją Pogotowia nr 1/spocznij/
Moje papiery poszły ponoć pocztą do centrali. Czekam cierpliwie.

Połowa lipca b.r.
Jadę na dyżur. Dalej bez umowy, ale cierpliwość jest cnotą najwyższą... ponoć.
 - Dzień dobry... - przywitałem się z królową stacji, Dyspozytorką Krystyną i wlepiłem wzrok w tablicę ogłoszeń.
"GRAFIK DYŻURÓW NA MIESIĄC SIERPIEŃ"
Szybko odszukałem swoje nazwisko i przesunąłem palcem wzdłuż kratek.
- Nie jest najgorzej... - pomyślałem przepisując terminy moich dyżurów. Na koniec mój palec wylądował na odręcznym dopisku: "Proszę potwierdzać pasujące dyżury u Szefa Stacji!"
Złapałem za telefon:
- Dzień dobry Panie Szefie. Potwierdzam dyżury na sierpień, wszystkie mi pasują. Rozumiem, że to jest grafik ostateczny?
- Nie to wstępniak jest. Jak się ustali, to wyślę ci na maila.
- O.k, to czekam na wiadomość. Pozdrawiam.

Wystukuję drugi numer, dzwonię do /baczność/Najprawdziwszej Stacji Pogotowia nr 2/spocznij/
- Dzień dobry, mówi Cre(w)master, wasz pracownik kontraktowy. Chciałem panią zapytać o grafik dyżurów na sierpień.
- Panie, co pan sobie wyobraża, że ja mam tylko wasz grafik do roboty?! Jest połowa lipca, a pan mi głowę sierpniem zawracasz? Proszę dzwonić po dwudziestym! I nie wcześniej!!
- Dziękuję, do widz...
- Trzask!
- U-u-u... Prawie jak za dawnych lat w dziekanacie...

Koniec lipca b.r.
Nadal nie dostałem umowy z Pogotowiem nr 1. Mail z dyżurami też nie przychodzi.
Dzwonię do Pogotowia nr 2 (bo miało być "po dwudziestym i nie wcześniej!"):
- Dzień dobry, ja w sprawie grafiku dyżurów dla kontraktowych.
- Panie, co mi pan głowę zawracasz?! Ja wszystkie dyżury już dwudziestego pierwszego rozdałam! Trzeba sobie pilnować interesu! Trzask!

Początek sierpnia b.r.
Telefon do Pogotowia nr 1:
- Dzień dobry, Szefie ja w sprawie tego maila...
- Jakiego maila?
- No chodzi mi o grafik.
- Aaa... grafik jest bez zmian.
- To super! Dzięki.

Połowa sierpnia b.r.
Przerywam urlop, żeby pojechać na dyżur. Trzydzieści kilometrów trasy mija jak z bicza strzelił i wpadam do stacji.
- A co ty tu robisz? - pyta zdziwiona dyspozytorka.
- Nockę mam... - odpowiadam.
- Chyba nie dzisiaj? Pan X ma dziś dyżur.
- No jak nie dzisiaj..? - idę do tablicy i przesuwam palcem wzdłuż kratek.
- O k*%#@, a co to?!
Moje okienko z dyżurem zamalowane, a pod spodem wpisany pan X.
- Dzwoń do X... - mówi zakłopotana dyspozytorka - ...Jest miejscowy, może się zamieni?
Dla pewności przejechałem paluchem po jego kratkach. Ma prawie 400 godzin dyżurów.
Zadzwoniłem... Nie zamieni się (każdy orze jak może...)
Dzwonię do szefa.
- Szefie ja tu na dyżur z urlopu zjechałem, a ktoś mnie z grafiku wykreślił...
- Ano tak, grafik się zmienił.
- Ale nikt mi nie powiedział..!
- A co ja mam twojego grafiku pilnować?!
- No, ale było ustalone, a mnie tu przecież nie ma na co dzień...
- No właśnie... i w tym problem.

Mam raptem kilka dyżurów w tej stacji na miesiąc, to co mam sobie k... namiot rozbić na łączce obok?! Będę wtedy na bieżąco!

Umowy dalej nie ma... może już nie będzie potrzebna? Widocznie ludzie z zespołem wąskich pleców nie mogą pracować w Najprawdziwszych Pogotowiach :(

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Skąd ja to znam? "Jeśli nie dopilnujesz swojego interesu - nikt tego za Ciebie nie zrobi." "Jeśli nie zorganizujesz sobie sama/sam czasu - nikt Ci nie pomoże."
Trzeba samemu sobie radzić. I dzwonić, dzwonić, tuptać wokół swojej sprawy.... Szkoda, że nie zawsze się ma na to czas.

Ni

Jaskółka pisze...

Widzę, że w Twojej branży nie można również mieć zespołu tępych łokci". Eh... też to znam :)

Anonimowy pisze...

Noż w mordę jeża :-/ Nie da rady, jak chyba z tą babą z sekretariatu się zaprzyjaźnić. Połazić tam, pomigać, na dzień bab różę przynieść. Bo jak inaczej?
nika

cre(w)master pisze...

Ni: Można tuptać i tuptać, aż się ścieżkę w betonie wytupta, a na koniec i tak cię inni z tej ścieżki zepchną. I to jest najbardziej przykre.

Jaskółko: Oj tak, tego zespołu też nie można mieć. A ja jakoś nie umiem łokci strugać... ale mam lat ile mam i wiem, że sprawy zawodowe wymagają poważnego traktowania. Skoro szefostwo nie traktuje pracowników poważnie, cóż... pozostaje samemu podjąć poważne decyzje. Przynajmniej o jednym sobie mogę zadecydować :)

Nika: Baba z sekretariatu to model nie do tknięcia. Było już tak, że siedziała za drzwiami, ja na korytarzu i prowadziliśmy rozmowę przez telefon, bo nie chciała wyjść. Nie wiem... może się tych róż boi?
Szkoda, bo to była praca najlepsza ze wszystkich dotychczasowych. Wybiorę się na audiencję do dyrektora i zobaczymy...

Anonimowy pisze...

Ale czasem tuptanie może mieć pozytywny efekt. To zależy od celu tuptania - i czasem "siły argumentów".
Ale moje doświadczenie głosi: bez tuptania niczego się nie osiągnie. Panie sekretarki/urzędniczki/im podobne nie dążą, na ogół, do dbania o interes klientów.

Ni

MZ pisze...

Cre(w)mster, ale nie poddawaj się. robotę w pogotowiu dalej będziesz robić, tak? Jak to czytałem to kur..ica mnie strzelała ze złości, że można tak ludzi traktować.

Grzegorz Nowak pisze...

Niestety w naszej branży to jest standard...walka o każdy, 12-godzinny dyżur, choćby i na miecze. Nie daj boże kierownik dałby Tobie zamiast stałemu kontraktowcowi...już byłbyś skreślony wśród "kolegów".

Ja pracę w pogotowiu traktuję teraz jako dodatek, realizację pasji, styczność z tym, co wciąż mnie mocno interesuje. Bez proszenia się o dyżury. Wszystkim znajomym podkreślam, że mogą do mnie zadzwonić, ale pojedynków z innymi kontraktowcami o te zasrane 12 godzin pracy i kilka złotych toczyć nie będę :-).

luc.as pisze...

Chamówa straszna. Skoro nie masz jeszcze umowy, to na jakiej podstawie oni przydzielili Ci dyżury? Starałbym się wytuptać wszystkie potrzebne papiery i może zmusić kogoś kto te grafiki zatwierdza o ich papierowe kopie (dla Ciebie) podpisane przez kogoś władnego. I tego się trzymać. Podejrzewam, że to co piszę może graniczyć z cudem, ale inaczej to jest "miejsce publiczne", a nie pogotowie.
Sam nie tak dawno dałem się namówić na pracę, a umowa miała powstać lada chwila. Praca trwała 3 m-ce. Umowa krążyła w przesyłkach przez kolejny miesiąc, a wynagrodzenie dostałem po kolejnym miesiącu. I tak się cieszę, że to nie był wolontariat :-)))

cre(w)master pisze...

Ni: Będę tuptał do samego dyrektora. O sile moich argumentów przekonamy się już wkrótce. Dam znać jak poszło.

MZ: O poddawaniu się nie ma mowy. Co najwyżej padnę pokonany siłą "argumentów" innych "znajomych" szefa. Jeśli się nie uda, to mi zostanie ten nieszczęsny król transportu w /baczność/Prywatnej Placówce Medycznej/spocznij/, ale to nie to samo, co pogotowie.

Grzegorz: Ja też myślałem, że dyżury w pogotowiu to będzie realizacja pasji. Nie nastawiałem się na żadne "kokosy" i nikomu nie chcę zabierać pracy, ale nawet te kilka dyżurów muszę jakoś poustawiać w miesiącu. Jeśli ktoś mi w dniu dyżuru, po 30 km jazdy, oznajmia, że grafik się zmienił i to moja wina, moja niewiedza i mój problem... - to mnie na taka pasję nie stać :( Szkoda, bo naprawdę lubię ten zawód, tylko mam jakiegoś cholernego pecha do państwowych placówek (albo nie mam znajomości)

luc.as: postaram się zebrać papiery, tak jak mi radzisz, choć po wstępnych rozmowach ze znajomymi raczej znam koniec tej historii.

Dziękuję wszystkim za wypowiedzi i za wsparcie (czytelnikowi bloga, który wysłał do mnie mail z propozycją pracy w innym rejonie kraju też serdeczne dzięki) :)
Do sprawy wrócę jeśli coś się wyklaruje.

Anonimowy pisze...

Crew, trzymam kciuki za tuptanie.
Z mojego doświadczenia czasem, hmmm, mocna dyskusja z kimś wyżej postawionym połączona z wytykaniem palcami, kto przewinił i jak, sprawia, że ci niżej postawieni zaczynają chodzić jak w zegarku i robić wszystko, żeby nie można było im nic zarzucić, a tym wyżej postawionym jest zwyczajnie głupio.

Kiedyś miałam inną dyskusję, z wyżej postawionym (kierownikiem schroniska młodzieżowego) na temat niedostosowania warunków schroniska do ogólnie wszechpanującego regulaminu. I wówczas to ten pan kierownik zaczął dla mnie chodzić jak w zegarku.

Innym razem miałam najpierw problemy z umową, potem z wysokością wynagrodzenia, a potem z w ogóle jego uzyskaniem. Ostra rozmowa (chyba trzecia z rzędu...) z kwesturą i wypłata była następnego dnia.

Życzę powodzenia.

Ni

Maria pisze...

Przykro czytać.

Proponuję zastanowić się jak chciałbyś aby załatwiono Ci sprawę i tego kulturalnie, acz nieustępliwie się domagać.

Rozumiem, że o tym pisze NI

Czibik pisze...

Tak sobie czytam Twoje notki i coraz bardziej się załamuję, jak będzie wyglądała moja przyszła praca.

cre(w)master pisze...

Czibik: życzę Ci wszystkiego najlepsiejszego. Mam nadzieję, że dobrze trafisz.
A moja sprawa ciągle w toku :/