--- tik-tak, tik-tak, tik-tak ---
Nocne niebo rozjaśniały rytmiczne łuny bijące znad sceny. Agresywny łomot perkusji zlewał się w jednostajny huk. Głębokie basy dudniły w klatce piersiowej, wywołując niemal fizyczny ból. Ciężka rockowa muzyka przytłaczała wszystkich do zmaltretowanej tysiącem buciorów ziemi.Z mozołem przeciskałem się przez zahipnotyzowany tłum. Plecak reanimacyjny rzeźbił ślad szelki na moim ramieniu. W dłoni niosłem dużą latarkę reflektorową, wolna ręka podtrzymywała deskę ortopedyczną. Gdzieś na jej drugim końcu znajdował się kolega ratownik. Nie widziałem go w morzu ludzi, ale wiedziałem, że jest. Idzie za mną niczym alpinista we mgle, połączony z partnerem liną. Razem taszczyliśmy twarde nosze, podążając do pilnego wezwania.
- Przepraszam... PRZEPRASZAM! - krzyczałem do ludzi, a mój głos niknął gdzieś tuż za krawędzią ust - Ludzie odsuńcie się! Zróbcie przejście!
Beznamiętne twarze. Zamglone oczy. Jednostajny, kiwający ruch setek ciał. Czułem jak mnie zgniatają, jak brakuje mi tchu. Czułem własne nogi nieruchome, zablokowane niczym w grząskim bagnie.
Poszła w ruch ciężka latarka. Reflektor raz za razem lądował na korpusach nieprzytomnych z fanatyzmu ludzi. Wywalczyłem pół metra przestrzeni, szarpnąłem deskę ortopedyczną, robiąc krok w przód i znów zamachnąłem się latarką.
Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Rozgarnąłem ostatnich ludzi podskakujących w rytm muzyki i włączyłem reflektor.
Mężczyzna leżał na ziemi z twarzą zanurzoną w błocie. Nienaturalnie wygięty, nieruchomy niczym wielki, czarny karaluch.
Ogłuszający łoskot ucichł w mojej mózgownicy. Stabilizując głowę, delikatnie odwróciliśmy poszkodowanego na plecy. Starłem brud z jego twarzy. Spod lepkiej gliny wyłoniły się szkliste, jakby martwe oczy...
* * *
"Juwenalia, juwenalia - kto nie pije ten kanalia..."
DZIEŃ PIERWSZY.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Czternasta zero, zero
- Jesteście przyszłością tego narodu! - krzyczał do zgromadzonych pod ratuszem studentów prezydent miasta naszego - wojewódzkiego.
- ...kto nie pije ten kanalia! - wyskandowali studenci i zabierając klucze do miejskich bram, ruszyli w barwnym korowodzie na miejsce koncertów.
"Przyszłość narodu" opuściła zabytkowy rynek, pozostawiając na bruku starówki kwiecisty dywan z puszek i masy papierów. Podążaliśmy ambulansem za tym niecodziennym pochodem, a nasz kierowca, zręcznie manewrując, omijał poukładane wprost na asfalcie butelki po piwie.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Szesnasta
- Drogi ewakuacyjnej dla ambulansów ostatecznie nie będzie. - powiedział do mnie Pan Organizator Koncertów - Mamy zgodę z urzędu miasta żeby nie wytyczać. Jakoś sobie karetkami poradzicie. Zresztą na pewno nie będzie potrzeby...
- Synku... - spojrzałem z politowaniem na Pana Organizatora - ...nie będzie potrzeby..? Koszulinę w zębach nosiłeś jak ja juwenalia zabezpieczałem... - pomyślałem, a głośno rzekłem - Z pewnością będzie spokój. - i fałszywy uśmiech zatańczył na moich ustach.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Osiemnasta
- Kuźwa no... - jęczała ułożona na karetkowych noszach młoda dziewczyna - ...dopiero co skończyłam rehabilitację prawego kolana, a teraz mi lewe strzeliło. Znów mi implanty wstawią. Po co ja tak skakałam?! - rozpłakała się.
- Nie trzeba się martwić - wypowiedziałem standardową formułkę, wypełniając dokumentację - dojedziemy do szpitala i wszystko się wyjaśni.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Dwudziesta druga
- Spokojna muzyka ze sceny = spokój u medyków - wymyśliłem naprędce nową maksymę, przeglądając karty wykonanych interwencji - Sama drobnica, oby tak dalej... - pomyślałem.
DZIEŃ DRUGI.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Siedemnasta
- Coś jakby więcej dzisiaj ludzi - powiedział ratownik patrząc na gęstniejący pod sceną tłum.
- I jakoś inaczej ubrani - przytaknąłem obserwując skórzane kurtki, ćwieki i ciężkie buty.
- Panowie przesuńcie tą karetkę stąd! - wrzeszczał Pan Organizator - VIP-y nie przejdą i będzie wstyd..!
Ktoś nam przyniósł małą, ubłoconą karteczkę z wydrukiem "www.dopalacze.com - dowóz gratis, numer telefonu".
- Oj chyba będziecie mieć zajęcie dzisiaj. Pełno tych ulotek wszędzie leży.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Dwudziesta
- I jak? Spokój? - wrzeszczał ochroniarz, przekrzykując jazgot rockowej kapeli.
- W miarę spokój! - wydarłem mu się do ucha, ściągając z dłoni zakrwawione rękawiczki - Ale noc się dopiero zaczyna... - pomyślałem
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Dwudziesta pierwsza
I noc się zaczęła.
Niebieskie błyski świateł karetki wyławiały z ciemności morze odurzonych ludzi. Otaczali wolniutko sunący ambulans, niczym fale zombich w horrorach. Byli dosłownie wszędzie. Stali, siedzieli, leżeli na asfalcie...
- Włącz sygnały i trąb! - krzyknąłem przez okienko do szoferki - Niech to bydło się rozejdzie!
- Nie działa to na nich! - odkrzyknął kierowca i zmiął w ustach kolejne przekleństwo.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Dwudziesta trzecia
- Karetka potrzebna za sceną - krzyczał ochroniarz.
- Jedźcie już z tym pijanym! - darłem się do naszych kierowców - Na co czekacie?!?
- Uraz głowy z utratą przytomności - meldowali ratownicy
- Pobicie przy toaletach! Ten dostał butelką w twarz... Dajcie ratownika pod budki z grillem, ktoś chyba złamał nogę!
- Podpisze nam pan protokół? - policjant szarpał mnie za rękaw.
- Dostał gazem od ochroniarza. Nic nie widzi, dusi się...
- Kuwa... tfu kuwa - darł się pacjent w karetce i pluł krwią po wszystkim wokół.
- Ja pie.dolę! Potrzebujemy wsparcia - pomyślałem zdołowany - Tych trzech wsadźcie do jednej karetki i w długą do naszej placówki całodobowej. Temu dajcie tlen na maskę z małej butli i niech siedzi na razie na trawie. Ten nieprzytomny na sygnałach do szpitala na toksykologię...
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Północ
- Nie ma szans na dodatkowe karetki! - krzyczał do mnie dyspozytor.
- Nie możemy przejechać w stronę szpitala - mówił kierowca - Te bydlaki nie schodzą z drogi!
- Potrzebuję ratowników na miejscu. Nie zabieraj mi wszystkich na raz - prosiła ratowniczka z punktu ambulatoryjnego.
- Niech to się już skończy..!
DZIEŃ TRZECI.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Siedemnasta
Spadł ulewny deszcz.
Głos w słuchawce stawał się coraz bardziej natarczywy.
- Słuchaj Crew... - mówiła młoda pani doktor - Nie przywoź mi żadnych ludzi na placówkę dziś w nocy. Nie będę leczyła żadnych brudnych pijaków i ćpunów! Ja jestem pediatrą. Ja się nie znam! Zabieraj ich od razu na szpitale! Zrozumiano?
- Super... - pomyślałem z przekąsem - ...czyli zostaliśmy bez lekarza w odwodzie.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Dwudziesta pierwsza
Szpitale, izby przyjęć, pielęgniarki... wszystko zbiło mi się w jedną masę zdarzeń. Nie wiem już kogo i gdzie zawoziliśmy. Nie wyrabiam z uzupełnianiem dokumentów.
Karetka wyjąc syrenami ponownie zanurzyła się w morzu ludzkiej trzody hodowlanej. Tłum stawał się coraz bardziej agresywny. Pijani, odurzeni gówniarze wskakiwali na podesty, bili pięściami po szybach i karoserii. W pewnej chwili tylne drzwi otworzyły się z trzaskiem i do przedziału medycznego wpadł nawalony chłopaczek. Eksmitowałem go zgrabnym kopniakiem i zablokowałem zamki.
- Jedź!!! - wrzasnąłem do kierowcy - Jedź bo nas tu pozabijają!
W szpitalu zebrałem pourywane plastiki z naszej karetki i wrzuciłem je do szoferki.
- Wracajcie szybko! - odezwało się radio w aucie - Kibice zrobili sobie ustawkę przy muzyce.
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Pierwsza w nocy
Patrzyłem w nieruchome, szkliste oczy leżącego mężczyzny.
- To się musiało w końcu stać... - myślałem z dziwnym spokojem i rezygnacją - Mamy denata na juwenaliach... to teraz dopiero będzie syf.
Chwilę później głos drugiego ratownika przywrócił nadzieję.
- Słabiutko, ale oddycha..!
Kołnierz, deska, pasy. Wracamy z nim do karetki. Znów przez tłum.
Ktoś mnie popchnął, ktoś wrzeszczał przekleństwa. Jakiś facet szarpał moją kurtkę. Dotargaliśmy.
- Dajcie go na nosze! Włączcie światło! Już spokojnie... Monitor, ciśnienie, saturacja. Proszę wenflon.
- Ej! Zabierzcie stąd tego gościa z aparatem fotograficznym!
- Jezus Maria, przeżyje?? - Pan Organizator zagryzł wargi ze zdenerwowania - Jezu, dajcie mi coś na uspokojenie...
- Nie teraz. Proszę zamknąć te drzwi..!
- Ale przeżyje..?
--- tik-tak, tik-tak, tik-tak --- Trzecia w nocy
Przeżył...
Stratowany plac przed ciemną już sceną opustoszał całkowicie. Jeszcze tylko założyliśmy opatrunek pijanej trzynastolatce. Jeszcze tylko telefon do jej zaspanej rodzicielki...
* * *
- Dziesięć lat obstawiam juwenalia, ale takich jeszcze nie widziałem. I wolę już nie oglądać... Chyba za stary jestem.
"Przyszłość narodu" zataczając się odeszła w mrok.
- Chodźmy i my...
...a kto nie pije, ten kanalia...
7 komentarzy:
No właśnie, też to zauważyłam. Juwenalia zrobiły się komercyjnym szajsem z napranymi osobnikami.
nika
Ano niestety: kiedyś student to był "ktoś". Prezentował sobą osobę inteligentną, ze skłonnością do zabawy (i owszem), ale przede wszystkim z kindersztubą i polotem.
W moim mieście juwenalia dwa lata temu skończyły się burdami na ulicy, z zatrzymywaniem samochodów, terroryzowaniem przechodniów, skakaniem po karoseriach.
Gdy ja studiowałam, taka praktyka skończyła by się zabraniem indeksu i skreśleniem z listy studentów.
Nie słyszałam, żeby tak teraz zrobiono. Winni podobno byli chuligani z zewnątrz :)
Za to na następnym juwenaliach wynajęto ochronę i ogrodzono teren "zabawy", za pieniądze uczelni/miasta.
Niewątpliwie znaczna część studentów to ludzie normalni, ale niestety ta mniejszość wystawia laurkę całości...
T.
Ja tam wolę kabarecik w Rotundzie :-)
Crew obstawiałeś kiedyś Przystanek?
Macie rację Drogie Koleżanki.
Studenci i ich imprezy to już nie ten sam świat (powiało nostalgią) :)
Luc.as - Przystanku nie obstawiałem. Jakoś nie po drodze mi było z Pokojowym Patrolem (zwłaszcza z ich szefami wyszkolenia).
Pytałem, ponieważ ciekaw byłem czy w praktyce tam to wygląda jeszcze gorzej? A może nie...?
Niestety nie znam szczegółów ich pracy. Coś słyszałem, że mają masę roboty, ale czy jest ostro?
W sumie czemu nie? :)
co do Przystanku, to mogę powiedzieć, że w sumie jest podobnie ;) a czasami nawet gorzej ;P
Prześlij komentarz