... czyli Historie zasłyszane.
Historia siódma (smutna)
Czasem tak się dzieje, nam wszystkim (jak sądzę) bez wyjątku, że mówimy jedno, myślimy drugie, a robimy trzecie.
Jeśli odbywa się to świadomie, wtedy takie zachowania klasyfikujemy gdzieś między złośliwością, fałszem, a zakłamaniem i perfidią. Lecz jeśli wszystko wydarzyło się bez udziału naszej świadomości? Na kogo wtedy zrzucić winę? Roztargnienie, zmęczenie, a może rutyna?
-----------------------
- Kochanie, skręć w najbliższą uliczkę, w prawo - mówi mąż do prowadzącej auto żony
- Dobrze - odpowiada żona i wypatruje skrętu po lewej stronie.
- Miałaś skręcić W PRAWO! Co robisz? Przejechaliśmy zjazd! - denerwuje się mąż.
- Przepraszam, nie wiem czemu chciałam jechać w lewo - odpowiada stropiona małżonka.
- To teraz już jedź PROSTO! - warczy wkurzony małżowinek.
-----------------------
Banalny scenariusz, przerabiany miliony razy w wielu sceneriach i konfiguracjach ludzkich.
Ileż razy ktoś skręcał nie tam, gdzie chciał skręcić, mówił coś, czego nie chciał powiedzieć, myślał o czymś, czego inni wcale nie powiedzieli?
A taki złośliwy lapsus nie wybiera ani ludzi, ani tym bardziej chwil. Wali na ślepo. I w tych na niedzielnej przejażdżce po okolicy i tych na niedzielnym dyżurze w pracy...
* * *
W szpitalu:
- Proszę podać pani ten lek - mruknął lekarz dyżurny, pochylając się nad dokumentacją pacjentki.- Ile? - zapytałem, otwierając nowe pudełko specyfiku.
- Dwie domięśniowo - odpowiedział zamyślony doktor i zaczął wypełniać papiery.
- Dwie... ampułki? Doktorze..?
- Słucham..? Tak, tak...
Kiedy skończyłem robić zastrzyk, podszedł do mnie starszy kolega i odciągając na stronę rzekł:
- Crew co ty zrobiłeś?
- Podałem lek, a co?
- Ile?!
- No dwie ampułki. Tak jak doktor kazał...
- On ci kazał podać dwie JEDNOSTKI! A nie ampułki.
- O kurwa..! I co teraz?
- Nic. Siadaj przy kobiecie i jej pilnuj. Jak coś się będzie działo to wrzeszcz.
------------------------
Powtarzanie w kółko przez dwie godziny "Jak się pani czuje?" było bardzo stresującym zajęciem. Zarówno dla mnie, jak i dla niczego nieświadomej pacjentki. Mi się upiekło, ale inni mieli mniej szczęścia...
* * *
W karetce: W pobliżu mojego miasta znajdują się dwie miejscowości o podobnym brzmieniu. Nazwijmy je Wólka Kozia i Wólka Barania. W rzeczywistości nazywają się zupełnie inaczej, ale faktem jest, że dzieli je dystans kilkudziesięciu kilometrów.
- Szóstka zgłoście się dla CPR - radiowy głos dyspozytorki wypełnił szoferkę skrzeczącym hałasem.
- Zgłaszam... - Wycedził w sitko mikrofonu kierowca ambulansu.
- Pilny wyjazd. Miejscowość: Wólka Kozia, numer domu: 258. Nieprzytomny mężczyzna, rodzina w szoku. Pojedziecie na miejsce i sprawdzicie co się dzieje.
- Zrozumiałem - odpowiedział kierowca. Włączył sygnały, depnął gaz i pojechał... do Wólki Baraniej.
O czym myślał przyjmując zgłoszenie? O czym myśli teraz?
Nie wiadomo...
Pacjent nie żyje. Proces trwa...
* * *
Pilnujmy się koleżanki i koledzy... bo potem żadne płacze i żadne krzyki nie przekonają innych, że białe jest białe a czarne jest czarne.
2 komentarze:
Eeechh, wszędzie się to zdarza, tylko niestety medycy mają potem w najgorszym razie własnoręcznie wyprodukowanego nieboszczyka. Kurczę, a przecież tyle razy człowiek się myli, no!
Kolejarze w Japonii zanim wejdą na tory muszą trzy razy się rozejrzeć na boki wymawiając za każdym razem formułkę: "przechodzę przez tory, nie ma pociągu".
Podobno to skuteczne.
nika
mhm, to się nazywa feedback, albo komunikat zwrotny: powtórzenie swoimi słowami otrzymanej komendy
Prześlij komentarz