Jednak elektrokardiogram przesłany za pomocą sieci GSM, to nie jest szczyt możliwości współczesnej medycyny.
Z "dumą" pragnę ogłosić, że w naszej firmie już dziś kreuje się medycynę jutra. W placówkach terenowych rodzi się przyszłość lecznictwa zdalnego. Klękajcie narody! Oto bowiem nasze doktory poszły znacznie dalej w technice diagnozy audiotele. Badają WSZYSTKO.
Placówka terenowa NZOZ. Godzina 12.00.
Dryń, dryń!- Dzień dobry, doktor XYZ przy telefonie, słucham...
- ...!
- Tak, a co się dzieje?
- ...!!
- Nie. Niestety teraz nie mogę przyjechać, mam pacjentów. Ale to brzmi raczej niegroźnie, proszę się nie martwić.
- ...!!!
- No jeśli pani się źle czuje, to wypiszę skierowanie na transport do szpitala.
- ...!
- To nie pani się źle czuje? A kto??
- ...!!
- Aha mama... Proszę zapytać mamy, czy ją boli w klatce piersiowej.
- ...
- Mama jest w domu..? Nie rozumiem... A pani gdzie teraz jest?
- ...!!!
- Aha... w pracy pani jest... A karetka ma przyjechać do pracy, czy do domu?
- ...!!!!
- Ale po co pani tak krzyczy? Dobrze już. Wysyłam karetkę do państwa. Do widzenia.
Kwatera główna NZOZ. Godzina 12.15.
Dryń, dryń! - Ratownik (wiecznie) dyżurny Cre(w)master, słucham...
- Mówi pielęgniarka z placówki terenowej. Mamy pilny transport pacjenta!
- A co się dzieje?
- A tutaj doktor XYZ napisał rozpoznanie: Dusznica bolesna. Znak zapytania. Zespół WPW. Znak zapytania. POCHP. Znak zapytania. Astma. Znak zapytania. Zato...
- Dobra! A w jakiej pozycji zlecił transport?
- Leżąca przez siedząca.
- Super... :( Dajcie adres i jedziemy.
Walimy na gwizdkach do rzeczonej pani, a tam babcia rumiana, uśmiechnięta, spakowana... Czeka na transport do szpitala.
I nie tam, gdzie my chcemy ...bo dochtor się pomylił..., tylko tam, gdzie ona ma umówioną wizytę.
Innym razem, dostajemy zlecenie na przewóz pacjenta, z domu do szpitala, w pozycji siedzącej. "Właściwie to może jechać sam kierowca. Pacjent się dobrze czuje." (cyt. doktor)
Wysyłamy małą transportówkę z kierowcą, a dwadzieścia minut później:
Dryń, dryń!
- Cześć Crew. Mówi kierowca. Dajcie pod ten adres dużą karetkę z deską ortopedyczną i ze trzech chłopa...
- ...?
- Pan leży... Mówi, że ma uszkodzony kręgosłup... (szeptem) A waży chyba ze dwie stówy...
I tak, mniej więcej to wygląda, dzień za dniem.
Entliczek pentliczek, mały ratowniczek,
Poważne wezwanie, czy znów "sranie w banie"?
Można stracić czujność :)* * *
Kwatera główna NZOZ. Godzina 14.30
Dryń, dryń!- Telefon zaufania... przepraszam... Ratownik dyżurny Cre(w)master, słucham...
- Mówi pielęgniarka z placówki terenowej. Trzeba zawieźć pacjentkę z domu do szpitala.
- A co jej jest?
- Nie wiem. Doktor mówi, że ją głowa boli i, że ma jechać w pozycji siedzącej... I jeszcze mówi, że sam kierowca wystarczy...
- Dobra, wyślę karetkę, dajcie adres tego domu.
Miałem wysłać samego kierowcę, ale coś mnie tknęło.
- A przewiozę się po wiosce...
Dojechaliśmy na miejsce. Pod wskazanym adresem czekała na nas delegacja rodziny i sama pacjentka, siedząca wygodnie na sofie. Rumiana, pulchniutka, nawet lekko uśmiechnięta.
- Znowu pierdoła - pomyślałem.
- Panowie, ja nie wiem o co tyle szumu - powiedziała kobieta próbując wstać.
- A co się konkretnie dzieje? - zapytałem.
- Głowa mnie bardzo bolała, ale teraz jakby trochę przechodzi... - pacjentka ciągle próbowała się podnieść.
- Proszę siedzieć. Lekarz był u pani?
- Nie... Córka chyba zadzwoniła do przychodni...
Zakładałem na rękę kobiety mankiet ciśnieniomierza.
- A leczy się pani na coś?
- Biorę leki na ten... yyyy... jak się mówi..? Uciekają mi słowa... hi hi...
- Mama się leczy na nadciśnienie - powiedziała córka.
Spuściłem trochę powietrza z mankietu, dopompowałem jeszcze raz... i jeszcze.
- 240 na 120..? - Wywaliłem oczy na wskaźnik. - Jak się pani teraz czuje?
- Boli mnie ta... no... głowa i niedobrze mi...
- Skocz po plecak i ampularium - powiedziałem do kierowcy - A jaki dziś mamy dzień? - zapytałem pacjentkę.
- Dziś..? No... dziś... hi hi... Nie wiem...
- Mamo..! Dziś mamy środę! - burknęła z wyrzutem córka
- A jak się pani nazywa? - zapytałem pełen podejrzeń
- No ja... hi hi... - Oczy kobiety robiły się coraz szersze - Jezus Maria... nie wiem..!
Chwilę później nastąpiły gwałtowne wymioty i wszystko potoczyło się jak film w przyspieszonym tempie.
- Daj wenflon i oklejenie - mówiłem do kierowcy.
- Staza... Kuźwa! Takie ciśnienie ma kobita, a ani pół żyły na rękach nie widać!
- Ja nie chcę leżeć! - pacjentka zaczęła szarpać pasy przy noszach. Przyszły kolejne torsje.
- Dawaj ampularium! - powiedziałem do kierowcy.
- Nie wziąłem leków do tej karetki...- wyszeptał.
Darliśmy na sygnałach do miasta. Z każdą minutą, kontakt z pacjentką był coraz słabszy. Wymiotowała w karetce jeszcze kilka razy, a ja modliłem się żeby jej jakaś kolejna "żyłka" w mózgu nie trzasnęła. Dowieźliśmy ją półprzytomną.
Po powrocie do bazy wykorzystałem "telefon zaufania" i wyraziłem dobitnie swoje zdanie na temat zdalnego diagnozowania pacjentów. Nie wiedzieć czemu, moja opinia w tej sprawie nie została wzięta pod uwagę ;P
I jest po staremu. Nic się nie zmieniło...
No może jedno... Od czasu tamtej historii, zawsze jeździmy dużą karetką i zawsze z kompletem sprzętu. Nawet jak doktory mówią, że to "sranie w banie".
W końcu to telefon zaufania jest... ;)
8 komentarzy:
Aż mi ciśnienie skoczyło od tego opisu, nie idę już robić kawy....
Kurczę... No i teraz będę miał na sumieniu śpiącą Doro ;)
Łomatko, to ona miała udar?
nika
Nika - i to jaki!
Zupełnie nie rozumiem, czemu nie wozicie ze sobą pijawek do upuszczania krwi. I tańsze, i nie psuja się tak łatwo jak drogi sprzęt. I wyrzucić nie szkoda jak już się opiją krwi i ciśnienie pacjentowi unormują...:)
Pewnie dlatego, że słoiki na pijawki nie spełniają Polskich Norm przenoszących europejskie normy zharmonizowane...
a mi się zdaję, że jakby zrobić jakaś porządną kampanię społeczną plus dzieciaki od małego uczyć, że karetka to nie darmowa taksówka do szpitala, to może by się "sranie w banie" skróciło? hmm?
Anuszka - może i tak... ale póki co ludziska biorą, co im doktory dadzą :) Jak wie, że karetkę dostanie, to o karetkę będzie prosić.
Ja tam mogę jeździć. W końcu to moja praca jest... Tylko wolałbym jeździć bez tej wcześniejszej "teleopieki".
Prześlij komentarz