Druga dwunastka
Godz. 19:05
Nocny dyżur zacząłem od stresujących myśli na temat brakujących worków na wymiociny. Staram się zagłuszać te zgryzoty pisząc notki do bloga.Nowy kierowca-zmiennik przyszedł i spytał mnie, czemu siedzę w ciężkich butach.
- No faktycznie, czemu..?
Ubrałem lekkie klapki, buty odniosłem do szatni. Ledwo wróciłem do pokoju odezwał się mój służbowy telefon: "P1 do wyjazdu"
Biegnąc po buty zezuję w kartę wyjazdową: "Ból brzucha, gwałtowne wymioty"
- Ja to po prostu czułem..!
Odkąd znalazłem w aucie ostatni worek, wiedziałem już, że gdzieś na mnie ten "rzyguś" czeka.
Godz. 19:12
Jedziemy... Już sobie wyobrażam te chlustające wymioty w moim lśniącym przedziale medycznym.
Godz. 19:20
Pacjent faktycznie nie wygląda dobrze. Brzuch twardy, bolesny, obwód powiększony.
- Ile razy wymiotował?
- A z pięć bedzie...
- Od rana?
- A dziez od rana..? Od siódmy wiecór...
- A teraz się chce wymiotować?
- Tera juz ni...
Myślę o odpowiednich lekach, ale mój nowy kierowca najwyraźniej jest przeciwny podawaniu czegokolwiek.
- Masz dziesięć minut do szpitala... Nie ma sensu... - szepnął, a głośniej dodał - Idę po nosze i jedziemy!
- Na zodnych nosach nie pojadem... - wystękał pacjent wstając z łoża - Som poleze do auta!
Polazł... po drodze soczyście okraszając trawnik wymiotami. Trzymałem go pod ramię i dumałem, ileż on jeszcze tej treści może w sobie mieć, a także ile to będzie sprzątania w przeliczeniu na godziny?
Godz. 19:30
Jedziemy na szpital.
Pacjent za nic w świecie nie chciał położyć się na noszach, więc jedzie na fotelu. Ja siedzę w fotelu naprzeciwko niego, tyłem do kierunku jazdy. Jako, że w karetce miejsca mało, mamy raczej bliski kontakt ze sobą... Na tyle bliski, że czuję jego dość nieświeży oddech.
Ściskam w dłoni ostatni woreczek na wymioty, niczym spadochroniarz linkę wyzwalającą czaszę. Bacznie przy tym obserwuję mojego pacjenta, w myślach odliczając:
- sto dwadzieścia jeden, sto dwadzieścia dwa, sto dwadzieścia trzy...
Gdzieś w siódmej minucie jazdy, w chorym coś "dojrzało". Zmienił kolor, przymknął oczy i wydymając policzki wycedził:
- Łoj niedobze mi...
Za oknem mignął szpitalny podjazd dla karetek.
- Już prawie jesteśmy... Wytrzymaj! - myślałem gorączkowo, a widząc coraz mocniej rozdętą twarz dokończyłem myśl:
- O nie, o nie... O NIE! - ostatnie "o nie" pokonało barierę mózg-jęzor i w stanowczy sposób wyrwało mi się z ust.
Pacjent jakby lekko przestraszony, otworzył oczy, po czym przełknął... "moją rozpaczliwą prośbę o zachowanie czystości w aucie".
Jego zbiegnięta na powrót twarz zdawała się mówić: "Jak nie to nie... W szpitalu se porzygam."
Godz. 19:48
"P1 w stacji"
- Czyste i nadal lśniące... - dumnie dodaję w myślach.
Chwilę później zaczyna padać rzęsisty deszcz. Jeszcze nie wiem o tym, że będzie tak lało aż do końca mojego dyżuru. Żegnaj czysta karetko.
Godz. 21:59
Mam pewną teorię na temat magicznych właściwości moich klapków (klapek?) Co je włożę, to mam wyjazd.
Tym razem jedziemy dwadzieścia kilometrów do pana z "dusznością i zaburzeniami rytmu serca".
Na miejscu nie ma żadnej duszności, EKG wskazuje rytm zatokowy miarowy, a pan najwyraźniej chce, żeby ktoś go przytulił na dobranoc.
Sporządzam "wywiad":
- Czemu wzywał pogotowie? Przecież nie ma duszności.
- A bo mi serce tak dziwnie bucha...
- Kiedy dziwnie bucha, teraz?
- Ano teraz...
- A na EKG nic nie bucha, pan patrzy tu... (pokazuję monitor)
- A ja mam takie ogromne skoki ciśnienia...
- Ogromne? (CTK 130/100)
- Ano ogromne... ale nie teraz. Wcześniej miałem.
- To ile tego ciśnienia miał?
- A nie wiem, bom se mierzył z miesiąc temu w przychodni... ale skoki mam!
- Aha... A do szpitala chce jechać?
- Do szpitala?! A po cóż?!?
- Dobrej nocy!
Godz. 23:15
Właśnie przeczytałem o anestezjologu, który zmarł w piątej dobie dyżuru. Media twierdzą, że to z przepracowania. Zaczynam bacznie wsłuchiwać się w swój organizm, ale jedyne co słyszę, to gorgi z pustego żołądka. Profilaktycznie wrzucę na ząb jakieś jabłko i położę się do spania. Klapki zostają w szatni!
Godz. 01:20
Nie dam rady!
Jak można tak chrapać??!! Litości! Owszem, da się chrapać w jedną stronę, a w drugą, w sposób straszliwie irytujący, wypuszczać powietrze przez szczelnie zamknięte usta... ale żeby jedno i drugie na raz???
Słuchawek nie mogę ubrać, bo nie usłyszę smsa i pagera z wezwaniem. Koszmar!
Tęsknię do głośnika nad drzwiami i rozdartego głosu dyspozytorki: "Jedyyyynka do wyjaaazduuu!"
- Nie wytrzymam! To już lepiej gdzieś pojechać...
Doprowadzony do ostateczności idę po klapki!
Godz. 07:00
Klapki straciły swą czarodziejską moc. Reszta nocy bez wyjazdu i bez snu. Znaczy kierowca się wyspał...
Pocieram piekące powieki, za oknem leje i zimno jak w październiku.
- Półmetek... jeszcze tylko dwie dwunastki i spać :)
10 komentarzy:
Śledze twojego bloga od hmmm... wczoraj, ale chyba zostane tu na dłużej. Sama myślę o ratownictwie medycznym, jeśli oczywiście moje marzenia o zawodzie lekarza zawiodą.
Jeszcze nie wiem, czy warto, zawód ciężki, płacą podobno mało.
Zawsze się mówi, że najważniejsza jest "pasja", jednak z samej pasji się nie najesz.
Na razie mam jeszcze czas na wybór. Pozdrawiam
Wiesz, co cenie w Tobie? To poczucie humoru, ktore pozwala w najciemniejszych miejscach znalezc jasne punkty.
Proponuję żebyś panu kierowcy zamontował na nosie takie coś: http://www.ezomarket.pl/antychrap-klips-zapobiegajacy-chrapaniu-p-2073.html?utm_source=nokaut.pl&utm_medium=cpc&utm_campaign=2011-08&utm_content=2073#nclid=ccf3a4632f166671767f803f63986ec2
nie chcesz przecież skończyć jak ten anestezjolog, nie? Postaraj się przespać biedaku! :/
A co do Pana Wymiotującego- czegóż to nie można osiągnąć przy pomocy samej siły woli... :D
Raira- też chcialam być ratownikiem, całe życie o tym marzyłam. teraz jednak zmieniłam plany i będe próbować z lekarskim. Ale pasja do ratownictwa jednak pozostaje. Chcę zostać anestezjologiem, bo wydaje mi się że to najbardziej zbliżone.
Po pierwsze masz talent w pisaniu sprawozdań. Po drugie, zawsze gdy czytam Twoje notki płaczę ze śmiechu bo ile razy miałem podobne (jak niemalże identyczne) sytuacje. Czekam na relację z pozostałych dwóch 12-stek.
Kolega "po fachu"
Gitarowa: Na razie moim szczytem marzeń jest neurochirurgia, ale to szczyt marzeń. Później myślę nad pielęgniarstwem/ratownictwem med. nie wiem, co lepsze. Potem inne związane z medycyną. Pomysłów mam wiele, ale trzeba się na coś zdecydować.
Teraz idę do 2 klasy liceum (klasa o profilu "z elementami ratownictwa medycznego" - dużo z tego ratownictwa nie miałam, ale cóż...). Na razie mam jeszcze czas.
Crew:
A może by tak... wywalić pana kierowce gdzieś?
Nie wiem, sprytny plan: obudzić "niby przypadkowo", a gdy ten nie będzie mógł zasnąć... samemu się kimnoć trochę.
Może pomoże. A jak nie to załadować jakiś ciekawy film na kompa i jakoś przeżyć tą noc.
Są do kupienia takie plasterki na nos - zapobiegają podobno chrapaniu. Ale myślę, że to będzie poniżej godności szanownego chrapacza :)
Cóż, jedyne wyjście to przeżyć, a potem odespać w domu...
Czekam na kolejne relacje z następnej dwunastki :)
Raira - Bardzo mądrze piszesz i pięknie planujesz swoją przyszłość. Pasja jest w życiu potrzebna, a szczytem marzeń byłoby, gdyby pasja była źródłem godziwego utrzymania.
Dlatego Droga Rairo pielęgnuj i z uporem realizuj swoje marzenia o zawodzie lekarza :)
Na ratownictwo raczej się nie pchaj. To jeszcze nie ta dekada... Może następne pokolenie będzie miało lepiej?
Słodko-winna - Dziękuję Ci za te słowa. Są naprawdę bardzo krzepiące.
Gitarowa - Podobnie jak Raira masz ambitne i mądre plany. Gdybym miał z dziesięć lat mniej, też bym się starał dostać na lekarski. Życzę powodzenia w realizacji i trzymam kciuki.
A co do klipsa dla kierowcy... Uśmiałem się z tego linka. Niestety obawiam się, że niewiele to pomoże, bo mój kolega jest nocą permanentnie niedrożny oddechowo.
Hmm... A może by tak pacnąć mu jakiegoś "zwiota" i zaintubować? ;>
Anonimie - Witaj Kolego po fachu :)
Wielu ratowników ma (miało) podobne sytuacje w pracy, Niestety niewielu płacze przy tym ze śmiechu :)
Ta powtarzalność zdarzeń dobitnie wskazuje jak wygląda codzienność w tym zawodzie.
/Czytajcie dziewczyny i uczcie się dobrze na ten lekarski ;)/
Miło Cię znowu czytać cieszę się ze wrociłeś pozdrawiam
GB
Ale pasja do ratownictwa jednak pozostaje. Chcę zostać anestezjologiem, bo wydaje mi się że to najbardziej zbliżone.
medycyna ratunkowa ;) pasja plus medycyna plus sor/karetka (plus specka deficytowa)
gratuluje autorowi bloga niezwykłego poczucia humoru w opisywaniu trudów swojej codziennej pracy :-) Trafiłam na ten blog przypadkiem szukając indeksu leków aplikacji na smartfona ale tak jak pisał ktoś wcześniej chyba (a nawet napewno) zostanę tu na dłużej. :-) sama jestem pielęgniarka i moim marzeniem jest pracować w pogotowiu, niestety wszyscy ratownicy których znam bądź z którymi mam styczność w pracy odradzają mi to ... Ale marzenia są silniejsze dlatego mam metlik w głowie. Boję sie pozostawienia samej sobie na początku pracy przeciesz to zupełnie inna specyfika pracy niż w szpitalu... Ale jakbym miała w zespole autora blogu to nie straszny byłby mi żaden wyjazd :-) :-) he he he pozdrawiam :-)
Prześlij komentarz