wtorek, 16 marca 2010

Good morning Vietnam

Whuum whuum whuum... - Szum medycznych śmigłowców cichł z każdą sekundą. Cienie maszyn przemknęły nad dżunglą niczym wielkie ptaszyska tropiące z powietrza zwierzynę i rozpłynęły się w falującym, wilgotnym powietrzu.
Nick'T przywarł twarzą do zielono-brązowego podłoża. Obcy zapach wietnamskiej ziemi wdzierał się w nozdrza. Budził niepokój, narastał do rozmiarów strachu, by w końcu krzyczeć w mózgownicy: uciekaj!
- ale dokąd? - pomyślał omiatając wzrokiem najbliższą okolicę.
Prowizoryczne lądowisko otaczała ściana dzikiej zieloności. Wylewała się na małą polanę jakoby z zamiarem pożarcia tej odrobiny wolnej przestrzeni.
Malachit, szmaragd, turkus... Liście we wszystkich odmianach zielonej barwy drżały w oparach gorąca, przesłaniały pole widzenia i mamiły fałszywym ruchem.
Lufą swojego M16 wodził po kurtynie z drzew i zarośli. Wypatrywał aktorów tego ponurego spektaklu, pochowanych za kulisami dżungli.
A teatr milczał...
Rozrzucona, przyciśnięta do ziemi widownia zdziesiątkowanego plutonu U.S. Marines, w napięciu oczekiwała zakończenia antraktu. Wiedzieli wszyscy, że kolejny akt musi nadejść. Tylko kiedy?
Nick'T zdjął palec ze spustu broni i powolnym ruchem ręki, poprawiał opadający na ramię medyczny zasobnik.
Widocznie podczas szybkiego opuszczania śmigłowca jeden z pasków podtrzymujących plecak musiał się zerwać i teraz ciężka apteczka osuwała się z pleców na bok. Nie mając odwagi spuszczać wzroku z leśnej gęstwiny, po omacku szukał oderwanego troczka, .
Dźwięk odlatujących śmigłowców ucichł całkowicie. Zostali sami...
- Parszywe wrażenie... - pomyślał. Czuł się jak porzucony przez rodziców dzieciak, wystawiony na pastwę innych, obcych gówniarzy... Takich co to męczą koty, palą szlugi i tłuką szyby sąsiadom.
- Oni gdzieś tu czatują... - rozglądał się - Za zielonym trzepakiem, koszem na śmieci, za piaskownicą... Tylko czekają, aż starsi sobie pójdą i wtedy... - wolał nie myśleć, co się wtedy stanie. Zupełnie jak w dzieciństwie... Chciał z całych sił zamknąć oczy i udawać, że go tu wcale nie ma, ale strach nie pozwalał na choćby najmniejsze drgnięcie powiek.
- Medyk... - myślał z rozgoryczeniem - ostatni, do którego te wszystkie oliwkowe dzieci przychodzą płakać, żalić się... Jak starszy brat. Poratuje w potrzebie, potrzyma za rękę, obetrze łzy... I już jest lepiej, bezpieczniej... i już można umierać...
A komu ja mam się skarżyć? Do kogo uciekać, gdy biją..? - Jego "starsi bracia" odlatywali właśnie nad zielonym dywanem buszu, poszatkowani odłamkami i kulami kałasznikowów.
- Na dziś ja jestem waszym opiekunem... Na dziś... - A jeszcze rano ślęczał w polowym szpitalu MASH 496 i narzekał na marność koszarowego życia.
Kiedy brudny paluch szefa kompanii wskazywał go jako medyczne uzupełnienie rozbitego plutonu, nie doznał żadnych głębszych emocji. Pobrał wyposażenie i spokojnie czekał na odlot powietrznych kawalerzystów.
Teraz, leżąc na tym skrawku gołej ziemi, czuł jak serce schodzi mu z piersi do brzucha. Jak łomocze w wietnamską glebę... Coraz mocniej, coraz szybciej, coraz głośniej...
TAP... - ciszę przerwało głuche stuknięcie niosące się gdzieś zza drzew...
- MOŹDZIEEEERZ kryć się..! - przeraźliwy krzyk z drugiego końca polany zapowiadał katastrofę.
TAP... TAP.................... TAP... TAP... TAP...
Nick'T czuł drętwienie kończyn, jakby całe stada mrówek pędziły po nogach w szalonym tańcu. Wtulił twarz w trawę. Jeszcze chwila ciszy i...
BUUMS!!!
Eksplozja zakołysała ziemią. Huk rozsadzał bębenki w uszach, wypełniał całą głowę wyganiając jakiekolwiek myśli. Jeszcze jedna... i jeszcze...
Gdzieś blisko grzmotnęło potężnie. Pióropusze ognia i ziemi wzleciały w powietrze. Fala gorąca uderzyła w leżących żołnierzy. Opadające kamienie grzechotały na hełmach jakiś opętany rytm, spadały na mundury, zasypywały broń i oporządzenie. Drobny pył wciskał się do nosa i ust, dławił prowokując do wymiotów.
BUM... BUM...        ...BUM... - świst powietrza i łomot eksplozji.
Nick'T nie słyszał już nic poza wibrującym piskiem w uszach. Przeraźliwe kołysanie ziemi świadczyło o spadających wciąż pociskach moździerzowych. Upuścił karabin i obiema rękami chciwie zagarnął kępy traw. Trzymał się kurczowo jakby w obawie, że spadnie z tej chwiejnej płaszczyzny w jakąś otchłań bez dna.
DOŚĆ... DOŚĆ... PRZESTAAAŃCIE JUŻ! - wrzeszczał wciśnięty w ziemię. Oliwkową zieleń spodni zaciemniła plama moczu, ale sanitariusz nie czuł nic... Wszechogarniający, zwierzęcy strach zawładnął jego ciałem i umysłem. Terepał każdym mięśniem, wyciskał adrenalinę, wyrzucał salwy krwi z tłukącego się serca...
Żołnierz krzyczał wciąż, choć nie słyszał własnego głosu. W zębach chrzęścił piasek, a każdy haust powietrza powodował ból. Słowa przerodziły się w nieartykułowany skowyt...

Ziemia przestała się trząść tak samo nagle jak zaczęła. Pisk w głowie zmienił tonację na niższą...
Chwilę trwało zanim Nick'T uzmysłowił sobie, że ostrzał moździerzowy ucichł. Otworzył oczy i powoli uniósł głowę. Grudki ziemi zsypywały się z hełmu i wpadały za kołnierz mundurowej bluzy.
Ponad trawą unosił się gryzący dym. Przesłaniał ścianę lasu i filtrując promienie słonecznego światła, nadawał polanie jakiś fantastyczny kształt.
Zaciśnięte pięści rozluźniły chwyt, a spomiędzy palców wysunęły się zmięte źdźbła trawy. Wzrok powędrował nieco śmielej na boki.
Nagle obok sanitariusza pojawiła się wykrzywiona w diabelskim grymasie maska. Głowa w amerykańskim hełmie, raz po raz rozpływała się w smugach dymu, to znów wyostrzała ukazując błotno-krwistą skorupę pokrywającą skórę.
Klęcząca postać zbliżała twarz i szarpiąc Nick'a za mundur otwierała szeroko usta. Gałki oczu błyskały paniczną bielą.
- Coś krzyczy... - pomyślał sanitariusz i ze wszystkich sił starał się skupić na ruchu ust wrzeszczącego kolegi. Świst w uszach wibrował i nakładał się na inne dźwięki, które powoli zaczynały docierać do ogłuszonej świadomości.
- Medyk... ..urwa... edyk... kurw... - Głos brzmiał coraz wyraźniej.
- CO?!?
- Kurwa... o kurwa... tam... o kurwa... - żołnierz krzyczał panicznie, zmieniając tembr głosu o kilka oktaw.
- ...Niczym chłopiec z mutacją... - pomyślał oszołomiony Nick'T
Szarpanie ustało...
- Tam... tam... - Marine wskazywał ręką jakiś kierunek. Z każdym wypowiedzianym słowem zakrwawione błoto odpryskiwało z jego twarzy. - Medyk... kurwa... tam...!
Sanitariusz zamrugał oczami. Słuch powrócił i tylko każdy wysoki ton powodował rozsadzający ból całej głowy. Zaczynało docierać do niego, że gdzieś "tam", ktoś z plutonu potrzebuje opieki starszego brata.
Nachylił twarz w stronę klęczącego i krzyknął:
- Prowadź!
- ... O kurwa... o kurwa... - jęknął żołnierz podrywając się do biegu.
Nick'T spiął mięśnie i szarpnął się w górę. Oberwana szelka zachwiała plecakiem, apteczka spadła na ziemię.
- Fuck... - zaklął i zatrzymał się w pół kroku.
Seria suchych klaśnięć potargała liściastą ścianę dżungli. Pociski niczym szerszenie bzyknęły w powietrzu.
Ponad mundurem biegnącego żołnierza pojawiło się kilka dymków, jakby ktoś strzepywał zakurzoną chustkę do nosa... Postać zadrgała i powoli, wytracając impet biegu, osunęła się na trawę.
- Med...yk... - wycharczał ranny marine.
Sanitariusz czołgał się, ciągnąc za sobą apteczkę. Zdyszany dotarł do leżącego na wznak kolegi. Zieloną bluzę mundurową pokrywał ślad czerwonych plam. Niczym trop spłoszonego zwierzęcia, przebiegał ukośnie od lewego ramienia, aż po prawe biodro. Ciemna czerwień rozkwitała, ogarniając coraz większy obszar oliwkowego materiału. Żołnierz oddychał ciężko, a z każdym ruchem klatki piersiowej z otworów buchała rubinowa fala.
Pakiety wojskowych opatrunków rozsypały się na trawę. Nick'T rozdzierał w zębach opakowania i dociskał do krwawiących ran. Jedna, dwie... trzy...
- Nie dam rady tamować wszystkich... - pomyślał rozgorączkowany. Schwycił zakrwawioną rękę żołnierza i położył ją na bielutkiej gazie opatrunku.
- Przyciskaj...tutaj mocno...! Daj drugą rękę...
Ranny świszczał wciągając gwałtownie powietrze. Uniesiona lekko w górę dłoń złapała kurczowo rękę sanitariusza. Żołnierz spojrzał zamglonym wzrokiem na starszego brata i znieruchomiał. Z ust popłynęła czerwona struga rzeźbiąc drogę w zastygłym na twarzy błocie.

Nastająca cisza, dopiero teraz uderzyła w Nicka podwójnym niepokojem. Powoli opuścił wiotką dłoń zabitego kolegi.
Bardziej wyczuł niż zobaczył czyjąś obecność. Odrywając wzrok od zapadniętej twarzy, uniósł głowę. Ostre promienie słońca zmuszały do przymknięcia powiek... Przed nim stała przygarbiona, nieruchoma postać.
Obca barwa munduru i broń skierowana w stronę sanitariusza gasiły wszelkie nadzieje.
- Nie strzelaj... - wyszeptał - ...ja...medyk...
Powolnym ruchem unosił w górę obie ręce.
Błysnęły złowrogo skośne oczy, a z ostro rysującej się lufy karabinu plunął ogień.
- To koniec... - pomyślał czując tępe uderzenie w sam środek klatki piersiowej...

Paintballowa kulka rozprysnęła się na torsie plamiąc czerwoną farbą kieszenie munduru.
- Haaaaa! - wrzasnął triumfalnie przeciwnik - Koniec gry..!
Medyk zabity, flaga zdobyta!

22 komentarze:

akemi pisze...

Czy to scenariusz do nowego serialu pana Spielberga? Bo wczoraj oglądałam 1 część (Pacific), a dziś o tym u Pana poczytałam, drogi Panie:-))

akemi pisze...

PS. Mam Panu coś do przesłania w emalii. Jak uczynić to możliwym?

cre(w)master pisze...

To scenariusz do wojennych gier paintballowych.
Tak to wygląda jak uczestnicy mają bujną wyobraźnię :)
A Pacific jeszcze u mnie w tv nie gościł, ale chętnie go powitam.

cre(w)master pisze...

Jak emalia to najlepiej w folii bąbelkowanej :)
cremaster77@gmail.com

Anonimowy pisze...

Mnie każdego żołnierza szkoda, medyk, czy nie medyk. Nawet w grze paintballowej, Łojezusicku.
Cremaster, to Ty jesteś 77 rocznik? AAAAaaaa, rówieśnik! :-)))
nika

cre(w)master pisze...

Nika - ... dementuję, dementuję... wszystko dementuję (kurczę... miałem być anonimowy)
...a 77 to hmm... numer boczny mojej karetki ;P

akemi pisze...

@nika,
A dlaczego Ty jeszcze nie masz swojego bloga?!
Postuluję za takowym, będąc TERAZ i TU na gościnnych występach!:-))

cre(w)master pisze...

Do "akemskich" postulatów się przyłączam! Nikowy blog musi powstać - może się nazywać ŁOJEZU ;)

Nomad_FH pisze...

cre(w)master: oj... scenariusze są jeszcze bardziej rozbudowane (przynajmniej te do ASG), właśnie mnie sprowokowałeś :D Trzeba co nieco poopisywać u siebie :)
Nasz najdłuższy scenariusz trwał 4 dni. I odbywał się na terenie ok 20- 30 km kw. Obejmując swoim zasięgiem m.in. cały masyw Ślęży, pobliską zaporę itd. :)

akemi pisze...

"Łomatkoboskozjakiegobądźkościoła!" Tak też może się nazywać. Dwa postulaty, to już bardzo dużo! Nika, do galopu!;-))
PS. A Pan dlaczego nie naucza jeszcze?

cre(w)master pisze...

Nomad - zatem czekam, cały zgrzany i zatarty :)

Akemi - nauczycielskie nasienie postanowiło przełożyć szkolenie o kilka godzin. Wobec tego mogę oddawać się nałogowi :)

Mała Mi pisze...

Mężczyzna, który zna kolor malachitowy??????????????? Jestem wzruszona... :)

Anonimowy pisze...

@Akemi i Cremaster: Łomatko! Ja i blog?! Ja mogę co najwyżej komentować :-)))
nika

Malutka... pisze...

Yyy, zatkało mnie nieco... Opis - pierwsza klasa i się dokształciłam nieco, bo ja, tempa kolorystycznie baba, zawsze myślałam, że turkus to jeden z najpiękniejszych wariantów niebieskości, a nie zieleni ;/;/;/
Do apeli o Nikowego bloga się przyłączam - będzie ciekawie :D

abnegat.ltd pisze...

Nika, nawet opis sie znajdzie: "Leze i kwicze" ;)))
A blog lacinnika/hellenisty - toz to bedzie przeboj. W dodatku od razu bedziesz miec setke czytaczy ;)

Crewmaster, juz sie zaczalem zastanawiac ile Ty masz lat jak tam byles ;)))

akemi pisze...

@Nika,
Teraz to niepolitycznie, jeśli będziesz chciała się wyłgać. Łacinniczka i hellenistka! Nie można się nie dzielić z narodem, to nie po bożemu. Postulaty - jak widzisz - rosną w siłę liczebną i argumenty;-)
@Abi,
Bo tutejszy Gospodarz, to wiekowy już człowiek. Na wojnie był, rany opatruje non stop, a jak trzeba to i pięknie udaje martwego. I jeszcze naucza;-)

Anonimowy pisze...

@Abi, Malutka, et vos contra me? ;-) Bo to, że Akemi i Cremaster są przeciwko mnie, to się przyzwyczaiłam ;-)))
Pomyślę ;-P Jak przemyślę i dojrzeję, to się pierwsi dowiecie :-)))
nika

Anonimowy pisze...

Przypomniała mi sie historyjka związana z zawodami paintballowymi.
Otóż firma ma zorganizowała kiedyś wyjazd rekreacyjny, którego atrakcją miał być turniej strzelanki farbowanej.
Razem z pracownikami mieli integrować się również niektórzy 'zaufani' klienci.
Niestety, niektórzy z nich mieli z 'naszymi' na pieńku.
Ponieważ twarze uczestników walki okryte były okularami i maskami, grupy przeciwników szybko dały upust animozjom.
Oj, do tej pory w pracy krąży opowieść, jak to jeden z naszych kolegów wygarnął cały magazynek do takiego klienta z bojowym okrzykiem "Fuck you, buraku" ! :)

T.

Malutka... pisze...

Jam przeciw nikomu, Nika! Raczej wiatr w żagle, atrament do pióra czy inny dopalacz/ podpalacz/ zapalacz zawarłam w poparciu idei Akemi i Crewmastera:)
Skorzystam z okazji: a jest jedno takie, co się go uczę i uczę i nigdy nie pamiętam jak to z łaciny brzmi: "KOŚCI ZOSTAŁY RZUCONE"?
(Hihi, tak a propos Twojego bloga :)

akemi pisze...

@Nika,
Jak to "się przyzwyczaiłam"!? Podaj mi choć jeden przykład, gdzie ja, siostra Zawiszy, jestem przeciwko Tobie. Niechaj sobie przypomnę, to chyba coś z pomówieniem ma związek?;)
A i za dużo to Ty nie myśl, bo myśleniem można się przemęczyć, a Ty musisz mieć siłę do pisania.
Słuchaj Malutkiej, Abi'ego, Crew(etc.) i mnie. Amen.

cre(w)master pisze...

Mała Mi - Nie chcę się chwalić, ale znam też kolor ŁOSOSIOWY, a nawet INDYGO :)

Abi - Pytanie nie powinno brzmieć ile mam lat, tylko ile mam żyć (nie życi). No i ja się tam wybrałem z jednodniową wycieczką, a Ty tam przebywasz codziennie :)

Nika - Po raz kolejny dementuję... tym razem, jakobym miał być contra Cię. Po prostu pisz bloga i już! :)

T. - Oj, bolesna historia... :) Dostałem z małego dystansu kulką prosto w maskę ochronną. Farba była żółta, a mi się lało z ust na czerwono...

Malutka - Alea iacta est
Veni vidi vici... wyryj formułki grzecznościowe i podpisz... Sizar.
Jak mawiał Cezar do swej sekretarki dłubiącej pismo cienkim rylcem :)
Asterix i Obelix - Misja Cleopatra.

Anonimowy pisze...

@Malutka, tak jest, Cremaster dobrze napisał: "Alea iacta est".
A na hamerykańskich filmach wymawiają zamiast "Ave Caesar" "Iiiivvvv Ciiiiiizaaar", można skonać ze śmiechu :-D
@Akemi, Kremaster, Abi, Malutka, na razie czekam na natchnienie ;-)))
nika