poniedziałek, 15 lutego 2010

Ballada więzienna

Był to czas, kiedy kolejne, miłościwie nam panujące, z woli ludu wybrane, ugrupowanie polityczne, co i rusz wprowadzało całe mnóstwo życiowych udogodnień. Jedną z takich atrakcji były 
sądy 24 godzinne.

W stacji pogotowia, od jakiejś godziny, słychać było zgodne chrapanie. Chrapali ratownicy, kierowcy i nawet dyspozytorka Zofia podchrapywała na krzesełku przed konsoletą. Jedynie z pokoju lekarskiego nie dobiegały żadne dźwięki, bowiem tej nocy dyżur lekarski pełniła młodziutka doktor Julia Piękna.
A jak wiadomo młodziutkie, śliczne lekareczki śpią niewinnie, niczym niemowlęta i w żaden sposób chrapać im nie wolno. Z resztą istniało duże prawdopodobieństwo, że pani doktor w ogóle nie spała. W tych warunkach równałoby się to z próbą zaśnięcia w tartaku pracującym pełną parą, w samym środku sezonu wycinki drzew.
Tak więc ratownicy spali, kierowcy drzemali, dyspozytorki "czuwały", a dr Piękna ze zbolałą miną i poduszkami dociśniętymi do uszu, trwała na posterunku.
Niestety ten sielankowy obrazek nie mógł ciągnąć się w nieskończoność. Nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że kilka kilometrów dalej rozgrywają się ludzkie dramaty. Już wkrótce mieliśmy się o tym przekonać...
* * *
Pulpit przed drzemiącą Zofią rozbłysnął feerią kolorowych lampek. W ślad za nimi, delikatne DRYYŃ DRYYYYŃ !!! subtelnie stymulowało narząd słuchu czujnej Zosi. Dyspozytorka uśmiechała się do własnych snów, w których kielichy drobniutkich kwiatów, trącane jej własną dłonią, dzwoniły melodyjnie marsza weselnego...
- Niech ktoś wreszcie odbierze ten cholerny telefon!!! - przyniosło echo z korytarza.
- Telefon? Jaki telefon, w kościele..? - pomyślała Zofia i otworzyła oczy.
W drzwiach dyspozytorni stała dr Piękna, z włosem rozwianym i udręczoną miną zdającą się mówić - Ten dźwięk zadaje mi ból... zróbże coś z tym kobieto..!
- Pani doktor chciała złapać bukiet..? - wymamrotała Zosia otrząsając się z sennych oparów. Zawodowym, wyuczonym przez lata ruchem złapała słuchawkę i palnęła - Zakrystia słucham... ...Jaka policja jak pogotowie..? Aaa, że wy policja..? - resztki snu uleciały pod sufit pomieszczenia. - A my pogotowie, słucham... Dobrze, wysyłam karetkę... Pani doktor, wyjazd jest - do aresztu. DWÓJKA DO WYJAZDU! - wrzasnęła w sitko mikrofonu i zamykając oczy, zanurzyła się w matrymonialny świat.
* * *
Pojechaliśmy... Doktor Piękna, siedząc na krajuszku fotela, nieśmiało układała kosmyki niesfornych natura-blond włosów. Czytałem głośno treść karty wyjazdowej: - Mężczyzna, 64 lata, źle się poczuł w areszcie. W sumie nie dziwię się - pomyślałem - też bym się źle poczuł...
Julia cichutkim głosikiem mruknęła coś o cholernych bandytach i złodziejach, którzy po nocach symulują wszystkie choroby tego świata. Po tym zawstydzona własną śmiałością zamilkła.
Na miejscu czekał już komitet powitalny, w osobach dwóch ponurych policjantów. Kiedy zobaczyli wysiadającą z karetki śliczną lekarkę natychmiast bezczelne uśmieszki zagościły na ich obliczach.
- Prosimy, prosimy...
Szczęk elektrycznego zamka i trzask odsuwanych krat wprowadził nas w ten więzienny krajobraz. Stanęliśmy w perspektywie korytarza. Piękna Julia wzdrygnęła się i nie patrząc w moim kierunku wyszeptała
- Byłeś tu kiedyś?
- Raz - również szeptem odpowiedziałem, a dusza mi krzyczała - Nie obawiaj się Julio, ja - twój Romeo, własną piersią cię obronię przed stadem bandytów i niegodziwców..!
Moją duszę zagłuszył jednak groźny pomruk czarnego policjanta:
- Proszę przechodzić. - Czarny zerknął na dr Piękną i tajemniczo powiedział - Przenieśliśmy go do osobnej celi, żeby pani mogła bezpiecznie badać. - to mówiąc, wymownym gestem poklepał dłonią po kaburze pistoletu.
Julia, siląc się na swobodę, lekko drżącym głosem spytała - A co przeskrobał ptaszek?
- A jechał po pijaku i go capnęliśmy - padła dumna odpowiedź.
Po tych słowach, w ślicznej dr Pięknej coś pękło... Wyprostowała się, nabrała powietrza w zgrabne płuca i raźnym kurc-galopkiem pomknęła prosto do celi.
Za uchyloną kratą siedział skromny człeczyna. Z groźnym przestępcą miał tyle wspólnego co Austria z Australią, ale Julia zdawała się tego nie dostrzegać. Zrobiła marsową minę i ostrym tonem rozpoczęła wywiad z pacjentem:
- Co się dzieje?
- Oj boli w piersiach, pani dohtor... - wysapał wystraszony.
- Teraz boli? A jak pan jechał pod wpływem alkoholu to nie bolało?
- Wtedy nie, pani dohtor. Dopiero tu mnie tak chyciło. Z nerw chyba...
Chłopina faktycznie wyglądał jak siedem nieszczęść. Czerwony na twarzy, roztrzęsiony... Drżącą ręką przecierał spocone czoło. Jedną, bo druga była przykuta kajdankami do uchwytu w ścianie. Sapał  jak lokomotywa i przerażonym spojrzeniem lustrował stojącego pod drzwiami policjanta.
A Piękna Julia nakręcała się coraz bardziej i na dodatek włączył jej się tryb "pouczania":
- Panie jak tak można? Za nieodpowiedzialne zachowanie trzeba ponosić karę. Dlatego pan jest w areszcie... - potok słów wylewał się z pięknych usteczek. Lekarka przykładała głowicę stetoskopu do klatki piersiowej pacjenta. - Nabierać powietrza..! Przecież mógł pan kogoś zranić, zabić nawet... Ja nie wiem jak można w ten sposób postępować... Nie oddychać...
- Pani dohtor ja...
- Nie oddychać powiedziałam..! ...Teraz można oddychać.
- Pani dohtor, ja żem nawet po głównej szosie nie jechał. Jeno na bocznej drodze mie posterunkowy - tu pacjent ściszył głos - ta gadzina, capnął.
- A co pan myśli, że na bocznej drodze to nie można kogoś rozjechać?!?
- Pani dohtor, wolniutko żem jechał, wolniuteńko...
- Jasne! Wolniutko. To czym pan tak niby wolniuteńko jechał... traktorem???
- Pani dohtor kochanieńka... Rowerem żem jechał...

Już nigdy później nie widziałem tak pięknie zdumionych, lekarskich ocząt... Podobnie jak i trybu "pouczania" u doktor Julii.

8 komentarzy:

kiciaf pisze...

Rowerem po pijaku jechać bardzo trudno. Wiem, coś o tym z praktyki. Dlatego tak dużo przy drogach przykrytych rowerem leży. :)

Anonimowy pisze...

A mnie zaintrygowały te 'zgrabne płuca' ... Mężczyźni to są jednak wzrokowcy (z rtg w oczach) ;)

T.

Anonimowy pisze...

Oj Kiciaf, Kiciaf, możemy sobie rączki podać ;-)
nika

cre(w)master pisze...

Oj Drogie Koleżanki... Nawet się proszę nie przyznawać do jazdy po pijaku... Zawsze się znajdzie jakaś dr Piękna z trybem "pouczania" :)

T. - "powierzchowność" to chyba jedyna rzecz, jaką mężczyzna może w kobiecie prześwietlić (a i to nie na pewno). Próby prześwietlania kobiecych umysłów, charakterów, usposobień - skazane są na kompletną porażkę. Wobec tego "wzrokowanie" to jedyna opcja jaką mamy (bardzo przyjemna opcja) ;)

inessta pisze...

kiciaf i nika to ja też dołączam do grupy :((( Cre(w) , wiem wstyd, wstyd. Ale jako zwolenniczka Empirii musiałam spróbować. Rodzony wujek miał zabrane prawo jazdy właśnie za rower i zawsze sie przechwalał jak on to prosto jechał i jak policjant mu nie wierzył, że napity. I tylko wredne ludzie na ulicy zawołali policjanta i powiadomili o pijącym rowerzyście. Więc chciałam spróbować prosto jechać, ale się nie dało. Wylądowałam nosem na bruku i odechciało mi się wiecej próbować.

cre(w)master pisze...

No dobra... To ja tez się do czegoś przyznam.
Raz - po pijaku - poszedłem na... lodowisko :) O dziwo szło mi lepiej niż na trzeźwo, nawet jaskółkę machnąłem. Tylko rodzice jakoś szybciej zabierali swoje pociechy z tafli... No i skończyło się rumakowanie, bo w końcu nie było na kim amortyzować upadków ;)

taria pisze...

W stanie kompletnego upojenia alkoholowego rower przydaje się w trochę innym celu - jest na czym się wesprzeć w trakcie trudnej wędrówki.
Niestety, nasza policja raczej nie rozróżnia, czy to pijany prowadził pojazd, czy też pojazd (rower)prowadził pieszego do domu;)

Nomad_FH pisze...

Po pijaku, to może i nie. Ale w stanie lekko wskazującym to się zdarzało.
A znam osobę, której za jazdję po pijanemu rowerem odebrali prawko. Niby nic dziwnego, gdyby to nie była zupełnie boczna droga osiedlowa (osiedle domków jednorodzinnych), do przejechania znajomy miał jakieś 250m od kolegi do swojego domu. No i się na rok skończyło rumakowanie.