piątek, 5 lutego 2010

My Pierwsza Brygada

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.
... czyli Historie zasłyszane.

Historia druga.

Prywatne pogotowie. Instytucja mało znana (zwłaszcza w mniejszych miejscowościach), owiana masą tzw. Urban Legends, kojarzona zazwyczaj ze szczerozłotą karetką, Ą-Ę personelem, mega-pensją i nowobogackim pacjentem na aksamitnych noszach, wiezionym do kliniki doktora Oetkera, w celu zmrożenia ejakulatu dla (na) potomnych.
Rzeczywistość zazwyczaj jest bardziej przyziemna - zwłaszcza w aspekcie sprzętu, Ą-Ę personelu, pensji, pacjentów... coś pominąłem?
Faktem jest, że pracownicy tegoż konkretnego pogotowia, których perypetie opiszę różnili się od budżetowych ratoli ...ubiorem.
"Zwykły" ratownik najchętniej nosi się w czerwieni suto okraszonej odblaskowymi gadżetami. Tu plakietka, tam błyszczący paseczek... Taki SantaMedical Claus.
Bohaterowie tej opowieści (w sile dwóch) odziani byli z klasą.
Zaczynając od dołu: Wypastowane na wysoki połysk czarne trzewiki, ciemnogranatowe, prasowane w kant spodnie, popielate koszule z granatowymi naramiennikami i dyskretną blaszką ujawniającą nazwisko oraz funkcję właściciela. Całości obrazu dopełniały eleganckie krawaty w kolorze nawiązującym do spodni i plakietki z paramedycznym krzyżem wyhaftowane na rękawach.

Tak wyekwipowani ratownicy, pewnego pięknego dnia, stanęli przed kamienicą pamiętającą czasy marszałka Piłsudskiego. Celem ich wizyty był transport pacjentki, której wiek metrykalny umożliwiał oglądanie rzeczonego marszałka nie tylko na fotografii - reprincie, ale na żywca, osobiście - jak na zmachanej kasztance popylał w 1926 roku do Belwederu, w celu "pokojowych" negocjacji z rządzącą elytą.
Pamięć babcia miała tęgą, podobnie jak masę ciała... Niestety nośność i zdolności motoryczne u babcinki dosłownie leżały.
I tu pojawił się nie lada problem gdyż ze względów oczywistych pacjentkę należało znieść. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa kubatura i ekstrawagancka aranżacja klatki schodowej nie pozwalały na swobodę przewalania się z pacjentką w pozycji "zdechł pies". A zatem schody stanowiły przeszkodę nie do przebycia. Jedyną alternatywą była przedpotopowa winda, ale i tam odpadał wariant wnoszenia leżącej. Za wąsko i drzwi się nie zamkną.
Od czego jednak są technologia i pomysłowość rodaków... Lider dwuosobowego zespołu bacznie zlustrował najpierw babcię potem windę i orzekł:
- Mam plan. Po czym pobiegł do karetki.
Wrócił po kilku chwilach zwalniając tym samym swego kompana z obowiązku słuchania o okropieństwach sanacji, okupacji i obstrukcji w wieku geriatrycznym. W rękach trzymał cud nowoczesnej techniki medycznej - materac próżniowy.
Tu wszystkich, ewentualnych fachowców-profesjonalistów namawiam do pominięcia fragmentów opisu technicznego materaca próżniowego, jednocześnie przepraszając za niedogodności. Mniemam, że opis ten będzie przydatny radosnym laikom, gdyż umożliwi Im wizualizację dalszej części opowieści. A zatem:
Materac próżniowy swoim wyglądem przypomina sporą... kołdrę. Wnętrze "poszewki" wypełnione jest granulatem przesypujących się drobniutkich kulek (diabli wiedzą z czego zrobionych - ze styropianu?) Zasada działania jest prosta. 1. Pacjenta kładziemy na "kołdrę", 2. Brzegi kołdry zawijamy tak by w miarę szczelnie otulały ciało, 3. Zapinamy wszelkie paski, rzepy, klamerki i co tam jeszcze można zapiąć, odbierając tym samym pacjentowi przywilej decydowania o własnych losach, 4. Za pomocą specjalnej pompki (uwaga - nazwa niezwykle myląca) wytwarzamy podciśnienie, w ten sposób wysysając powietrze z wnętrza "poszewki". W podciśnieniu drobniutkie kuleczki zaczynają ściśle do siebie przylegać tworząc zwartą, twardą jak kamień masę. Materac bardzo ściśle obejmuje ciało pacjenta - odbierając mu tym samym resztki swobody ruchu i ochoty do dyskusji. Choć zazwyczaj pacjenci pakowani do materaca raczej są mało rozmowni, gdyż przyrząd ten służy do unieruchomienia poszkodowanych z podejrzeniem złamania kręgosłupa, miednicy, rozległych obrażeń itp.



fot. www.omnibus-med.com.pl

Wróćmy do naszych bohaterów, którzy tymczasem sprawnie "spakowali" babcię w szary materac.
Zabytkowy zegar bojowo wydzwaniał melodię "Pierwszej Brygady" gdy dwójka ratowników ustawiła pionowo szarą mumię na podłodze windy. Kierownik zespołu zamknął drzwi windy, zasunął zabytkową kratę i stanął obok mumii. Po drugiej stronie współpracownik nacisnął guzik i obaj panowie symetrycznie przytrzymując stojący materac roztrząsali telepatycznie zagadnienie Wartości Zgrania i Współpracy Zespołu w Warunkach Ratowania Życia.
- Bożeż mój Bożeż. Wysapała kombatantka spomiędzy pasków, rzepów i klamerek. Następnie z rezygnacją zamknęła oczy i w ciszy jęła oddawać się wspomnieniom z lat młodości, gdzie nie było żadnych diabelskich materacy próżniowych, a człowiek po ludzku "mezalians" popełniał na... sienniku.
Z zamyślenia nie wyrwał jej nawet odgłos zatrzymywanej windy. Na parterze drzwi uchyliła czyjaś silna ręka, krata z wolna rozsunęła się i przed oczami ratowników stanęła starsza pani w podomce, wałkach na głowie i z pustym kubłem na śmieci w dłoni.
Kobieta zastygła w bezruchu lustrując niecodzienny widok wewnątrz windy. Następnie pokiwała smutno uwałkowaną głową i z żalem w głosie wymamrotała:
- To się pani Walczakowej zmarło...


----------------------------------------
Na jednym ze zgrupowań ratowniczych rekordy popularności biła następująca zabawa:
Pakowaliśmy do materaca którąś z naszych koleżanek ratowniczek. Pracowicie odsysaliśmy powietrze, a następnie "wydłubywaliśmy" ofiarę z jego wnętrza bez wpuszczania powietrza do "poszewki". W ten sposób powstawał wierny "odlew" naszych paramedycznych Nefretete. Zachwytom, komentarzom nie było końca :)

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Będę tu zaglądać.
As

cre(w)master pisze...

As - zapraszam... i może weź ze sobą Alę :)

Anonimowy pisze...

Ja tak w ramach rewizyty ;)))...no, no, no...nie dość, że blog niezły, to Pan Prowadzący ma świetne poczucie humoru ;)))- że tak powiem, ekhm -> nawet służba zdrowia może zrobić człowiekowi dobrz...na humor.

Będę wredna i zalinkuję u siebie, a co?!

Pozdrawiam

- e.

cre(w)master pisze...

Och, och green lejesz miód w me spracowane, ratownicze serce... Jeszcze cukrzycy dostanę :P

Anonimowy pisze...

...phi-> to się napij spirytusu ( z eterem) na wyrównanie poziomu ;)))i będzie cool ;)))

Anonimowy pisze...

Łorety, dodają się komenty :-)))
Ale cudo ten high-tech śpiwór-mumia.
Ciekawa jestem, jak kiedyś przewożono pacjenta z urazem kręgopatyka? Na dechę go i jazda? ;-)
nika

cre(w)master pisze...

green - parasz się może jasnowidzeniem? Właśnie piję :P

nika - dalej najchętniej wozimy na deskach (ortopedycznych). Materac jest bajerem raczej rzadko stosowanym.

Wasze zdrówko :)

Anonimowy pisze...

...poziomu cukru ;)

Anonimowy pisze...

Aha-> jasnowidzeniem, bioenergoterapią i prorokowaniem.

Nie masz pojęcia czego uczą dziewczynki w katolickiej szkole ;)))

Jestem bardzo wszechstronna lol

(Bardziej niż ustawa przewiduje...ekhm)

Nie chwal się - tylko polej ;p

Kinia pisze...

Pani Walczakowa nieboszczką za życia została :D

Nomad_FH pisze...

Mi też polejcie :D
U mnie toże zalinkowany blog :)