wtorek, 2 lutego 2010

Doktor Zarzyna

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.

To prawda. Wśród ratowniczej braci, krąży masa "opowieści różnej treści". Jedne są prawdziwe, aż do bólu inne "letko" podkolorowane. Wszystkie one w jakiś sposób określają pogotowiany koloryt - folklor, który w różnych regionach kraju jest przecież inny, odmienny jak łowickie, koronkowe stringi i unijny łoscypek.

Będę zamieszczał te legendy w dziale Historie zasłyszane. Szkoda, żeby zginęły w szarzyźnie bezwyjazdowych dyżurów - niechaj trafią do tej swoistej cepelii.


Historia pierwsza.

Miasto w pn-pd-wsch-zach części Polski.
Rodzinną atmosferę dyżuru przerwał natrętny głos dyspozytorki.
- Zespół S do wyjazdu!
W owym dniu lekarską wachtę na karetce specjalistycznej pełnił doktor Zarzyna*.
Człek poczciwy, mocno doświadczony wiekiem i obarczony bagażem przeżyć rozmaitych, których groza mogłaby położyć trupem całe zastępy pogotowiarskich wyjadaczy.
Dossier i rys charakterologiczny doktora Zarzyny jednoznacznie wskazują, iż jest on typem Gapcia i Śpioszka w jednym (patrz Klasyfikacja Typów wg Abnegata). "Na wejściu" poczęstowany przez rodzinę chorego kawą, wypija ją w zadumie, a następnie kieruje swe kroki do karetki z niejasnym uczuciem pominięcia czegoś ważnego. I dopiero zdumiony wzrok rodziny chorego oraz nieśmiały szept ratownika przypominają mu o przykrym meritum wizyty czyli o samym chorym, jego zbadaniu, postawieniu diagnozy i wszystkich tych czynnościach, których przyziemność odbiera doktorowi radość życia.

- Zespół S do wyjazdu! Ponagla głos ze znienawidzonego megafonu.
Dr Zarzyna z kartą wyjazdową w dłoni, "raźno" rozpoczął kuśtykanie w stronę podjazdu dla karetek. Grację jego ruchów podkreślał szarawy gips, w który uzbrojona była doktorska noga - owoc filozoficznej dysputy z samym sobą, w obliczu podstępnie otwartej studzienki kanalizacyjnej.
Ostatni etap drogi do karetki okraszony został brawurową, ortopedyczną choreografią. Lirycznym akcentem na zakończenie marszu był lot karty wyjazdowej, która wysunęła się doktorowi z ręki wprost do smutnej, jesiennej kałuży. Rubryka "powód wezwania", niczym Titanic, znikała pod wodą, a litery spajające słowo "NIEPRZYTOMNY" rozpływały się teraz tworząc psychodeliczny wzór.

Wreszcie dotarli na miejsce.
Stuk... stuk... stuk... Rytmiczne, wolne echo doktorskiego gipsu rozchodziło się po klatce schodowej przedwojennej kamienicy.
- Doktorze, na trzecie piętro. Sapnął w przelocie ratownik medyczny i pognał po schodach na górę.
Stuk, stuk, stuk... Doktor zadumał się nad okrutną doktryną secesyjnej architektury, która windy przewidywała wyłącznie dla klas nierobotniczych, niechłopskich i "niebylejakich".
- Doktorze, klejęt jest zalany w trupa, ma rozwalony łeb, nie reaguje na miętolenie i ledwo dycha. Fachowo zdał raport ratownik zbiegając do karetki po deskę ortopedyczną.
Stuk, stuk, stuk...
Kiedy doktor nadludzkim wysiłkiem dotarł na trzecie piętro z otwartych drzwi wyłaniała się kawalkada taszcząca na desce mocno "pachnące" alkoholem, nieprzytomne Corpus Delicti. Pacjent był przypięty do deski, zaintubowany, rana głowy opatrzona.
Stuk, stuk, stuk... Tym razem echo jakby radośniej oznajmiało odwrotny kierunek marszu.
Stuk, stuk, st...
ryyms, bum (Jezus Maria!), jebut...

***********************************
Oczyma wyobraźni widzimy doktora Zarzynę wznoszącego się niczym pocisk na wyżyny krzywej balistycznej. Paraboliczny przelot wzbogacony jest rozpaczliwym machaniem rękami.
Czas zadać pytanie:
Za co złapał doktor Zarzyna przelatując obok oniemiałych ratowników niosących pacjenta?

- Za ratownika. Mówi mały Krzyś.
- Za deskę oltopedycną. Sepleni Małgosia.
Mała Zuzia podnosi w górę dwa paluszki - Może za poręcz, proszę pana? Zgaduje.

Otóż nie drogie dzieci. Doktor Zarzyna złapał za rurkę intubacyjną** sterczącą z ust pacjenta.

**********************************

Chluuust. Na ścianie zakwitły plamy koloru i konsystencji, która ratowników przyprawiła o dreszcz. Doktor Zarzyna wciąż zaciskając rurę w dłoni osuwał się z wolna w dół schodowej perspektywy.

- o kkkkkurrwa - słabo wycharczał pacjent.

*********************************
Dzieciaki won mi stąd! Teraz będą MOMENTY!



--------------------------------
* Nazwisko zmienione, ale znaczeniowo zbliżone do oryginału.
** Rurka intubacyjna (Endotracheal Tube). W dużym uproszczeniu - przyrząd umożliwiający przepływ powietrza pomiędzy płucami, a środowiskiem w owo powietrze obfitującym. Wyciągając rurkę z wnętrza pacjenta "dobrze" jest spuścić powietrze z balonu (mankietu) uszczelniającego.


fot. www.myrespiratorysupply.com

6 komentarzy:

Kinia pisze...

Nie ma co... jak doczytałam do momentu "złapał za rurkę intubacyjną" ... szczęka mi opadła ;)

Anonimowy pisze...

Zarzyny szkoda, ale historia znamienita ;)

T.

Nomad_FH pisze...

Dzięki za poprawę humoru. Piękna narracja :D

abnegat.ltd pisze...

...mjut...

inessta pisze...

najważniejsze, że chory się ocucił.

luc.as pisze...

Ja tu jeszcze wpadnę :-)