środa, 10 lutego 2010

Wujek cięta riposta

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.
... czyli Historie zasłyszane.

Historia trzecia.

Wystartowali o dziewiętnastej. Dyżur, jak każdy inny, rozpoczął się od "nic nie znaczącego" transportu, który potrwał - bagatela - dwie godziny i trzydzieści minut. Potem zgarnęli spod dworca jakiegoś słuchacza płyt chodnikowych. W SORze nie było wolnego wózka, musieli czekać ponad dwadzieścia minut. Szybkie sprzątanie budy po wiezionym pijaczku... Kiedy ruszyli w drogę powrotną, zegar na desce rozdzielczej szyderczo podświetlał cyferki układające się w ciąg znaków 00:24
- To się nie liczy... - przekonywał sam siebie Młody - dojedziemy do stacji i licznik się wyzeruje. Zobaczysz Wujcio, że resztę nocy prześpimy jak te... no... niedźwiedzie w bani... nie w bani... Gdzie śpią niedźwiedzie?
- W gawrze kuwa - Wujek zmiął w ustach przekleństwo - W bani to ty masz renament i lepiej się już nie odzywaj bo zapeszysz i na wyra wrócimy świtkiem.
Młody z pokorą przyjął połajankę od starszego kolegi. Wbił się głębiej w fotel pasażera, dosunął suwak w przydziałowym, czerwonym polarku i zamilkł. Od czasu do czasu spoglądał towarzysko w stronę zajętego jazdą Wujka. Niestety kierowcę zaprzątały myśli błądzące w okolicach kanapek z jajkiem i ogórkiem kiszonym, tęsknie oczekujących na jego powrót do stacji pogotowia.
- Wujcio, a jak myślisz - nie wytrzymał Młody - ta nowa niunia co to robi na ambulatorium to ma z naszym starym renesa... rekone... no... śpią ze sobą?
- Młody kuwa! - podniósł głos Wujek - zamknij się i daj mi spokojnie zgłodnieć!
- Okej, okej... ale mnie się tam widzi, że oni muszą się umawiać na jakieś... vis a vis...
Wujek już nabierał powietrza w płuca, żeby zjechać Młodego na czym świat stoi. Otworzył nawet usta...
- Szóstka zgłoście się... - radio ryknęło znienawidzonym głosem dyspozytorki.
Powietrze uszło z głośnym wydechem. - No tośmy kuwa pojedli, pospali... Wykrakałeś cymbale.
- Szóstka pojedziecie na ulicę Zaciszną, domek jednorodzinny, kobieta w ciąży. Sprawdźcie co się dzieje bo wrzaski straszne w słuchawce były. Połowy nie usłyszałam... Aha i macie zgodę na niebieskie.
- Jedziemy Ciociu - krzyknął raźno w gruszkę mikrofonu Młody i włączył wyjce.
UUUUuuuuuuaaaaAAAA
- Jedziemy Ciociu... - Wujek przedrzeźniał w myślach Młodego. - To teraz już do rana nie wrócimy... I jeszcze kuwa do ciężarnej wyjazd. A gnojek się nie wiadomo z czego cieszy. - W sumie mógłby te frustracje wypowiadać otwartym tekstem i tak nic by nie było słychać. Przestrzeń szoferki wypełniał huk syreny.
- Wuj... łiiił... myś... łiiił... co... łiiił... miej... łiiił... będzie? UUUUuuuuaaaaAAAA.
Młody raz po raz wyłaniał się z mroku szoferki w niebieskich przebłyskach kogutów.
- Jemu się kuwa gęba nie zamyka - pomyślał udręczony Wujek i z piskiem zatrzymał karetkę przed domkiem na Zacisznej.

Nazwa w pełni oddawała charakter ulicy. Zgrabne, zadbane szeregówki z ogródkami stały na baczność wzdłuż odśnieżonego chodniczka. Cisza, spokój... taki zimowy, pocztówkowy obrazek.
- Coś tu za cicho... - sapnął Młody - Mieli wrzeszczeć, nie wrzeszczą... Istna puszka pandory... nie puszka... chata morgana..? Wujcio jak się mówi na...
- Jak cię zaraz palnę to ci się włosy na uszach skręcą i wtedy zobaczysz chatę morgana. Otwieraj furtkę i leć pukać do drzwi... a przy okazji sprawdź czy nie mają w ogródku jakiegoś miłego pieska - w myślach dokończył Wujek.
Weszli do domu. Drzwi otwierał im szczupły, drobny facecik o przerażonej twarzy i rozbieganych oczach. Chłopak miał wszystkiego może dwadzieścia parę lat, ale jakieś straszne przeżycia wyorały mu pod dolnymi powiekami fioletowo-brązowe, podpuchnięte worki.
- Proszę prowadzić do chorej - Wujek rutynowym tonem postanowił sprawę załatwić bez zbędnych ceregieli.
- Tak, tak... oczywiście. Kochanie, panowie przyjechali cię zbadać, skarbie... - wyszemrał chłopczyna i przepuścił Wujka w progu pokoju.
Na wersalce siedziała młoda, ładna kobieta. Pod różowym szlafrokiem rysowała się spora piłka ciążowego brzucha. Dziewczyna przywitała wchodzących ratowników promiennym uśmiechem i łagodnym tonem powiedziała:
- Wybaczcie mi panowie ten cyrk... Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło...
- Ale o co w ogóle chodzi? - Wujek przysiadł na wersalce i rozpoczął fachowe zbieranie wywiadu.
Tymczasem pod ścianą Młody przelewał swoje towarzyskie zapędy na męża ciężarnej.
- Pan będzie tatusiem? A te wory pod oczami to z niewyspania? Na to najlepsze są te... fusy... nie fusy... esęsja..? też nie... W każdym razie okład się z czegoś robi, wie pan?
Wujek zdążył już założyć wkłucie i uzyskać od kobiety zgodę na przewóz do szpitala.
- Chodź tu baranie, zmierz pani ciśnienie... - warknął pod nosem przechodząc obok nadającego jak automat kolegi.
Młody posłusznie zapiął na ramieniu mankiet ciśnieniomierza. Psyk, psyk, psyk... pompka miarowo tłoczyła powietrze. Kobieta uśmiechała się nieustannie jakby chciała powiedzieć "Panowie, ale po co tyle zachodu..?" Drobniutki mąż nieśmiało gładził ją po drugiej ręce.
- Bolało? - zapytał cichutko wskazując na venflon.
- No coś ty, głuptasku... - odpowiedziała z uśmiechem.
Ssssssssssssssssssss... Młody spuścił powietrze z mankietu.
- sto trzydzieści na dzie...
Nagle uśmiechniętą twarz kobiety wykrzywił straszny grymas.
- Ooooooch niee... znowuuuuu... aaaauuuu. - Ręka ciężarnej wystrzeliła gwałtownym szarpnięciem, przeleciała tuż nad głową przerażonego Młodego i z głośnym mlaskiem wylądowała na twarzy męża. Ćwierć sekundy później tą samą drogą przeleciały pompka i zegar ciśnieniomierza.
- Oooochhhhh... AAAAAaaaauuuu... Coś ty mi zrobił BYDLAKU!!! - przeraźliwy wrzask rozchodził się po pokoju. Wujek walczył z zapięciem mankietu. - Leć po nosze! Krzyknął do białego jak ściana Młodego.
Mąż, trzymając się ręką za twarz, powtarzał trwożnie: - Kochanie... kochanie...
- DRANIUU..! OOooołaaaa.... Aaaaaauuuu... Nienawidzę cię!... Aaaaa... Boooli - kobieta wierzgnęła energicznie nogą. Mężczyzna zgiął się w pół łapiąc rękami za krocze.
- Panie idź pan kuwa stąd - przekrzykiwał rodzącą Wujek - bo ona pana zabije!
Pięć minut później zapięta na noszach dziewczyna, z przepraszającym uśmiechem na twarzy cierpliwie znosiła kiwanie w drodze do karetki. Platforma wjechała do wnętrza ambulansu, stuknęły zaczepy.
Młody nachylił się nad Wujkiem i konspiracyjnym szeptem powiedział:
- Ona jest prawie jak mister Hajt i ten doktor... no... Frankensztajn..?
- Spieprzaj na pakę - odburknął wściekły Wujek i podając drobnemu mężowi Kompresy Gazowe-Wyjałowione powiedział:
- Pan niech lepiej jedzie taksówką. Szpital Za Górką... A to na ten krwotok z nosa...
Wsiadł za kierownicę, przekręcił kluczyk w stacyjce. Zegar wyświetlił  godzinę pierwszą, minut sześć.
- Nie będę budził połowy osiedla sygnałami - pomyślał zrezygnowany - Łeb mi pęka... pusto na drogach, przelecimy na samych błyskach.
Z tyłu, w przedziale medycznym, nadchodził kolejny skurcz.
- Auuuuaaaa... oooch... BYDLAKU... gdzie mój mąż!?! Aauuuaaa.... Dra...
Trzask! Wujek energicznie zamknął szybkę oddzielającą szoferkę od paki. Ciszaaa...
- puk, puk, puk... z drugiej strony Młody dobijał się do szybki.
- Co jest?!
- Wujcio... (Auuuuaa...) a co ja (Ooooo...) mam tu (Aaaaaaauuuu) sam (Byyydlakiii) siedzieć?
- Nie kuwa baranie..! Pójdę tam do ciebie i se będziemy razem siedzieć! Tylko zaparz kuwa herbaty!!!  - wrzasnął Wujek, włączył sygnały i depnął z całej siły gaz.


Pierwsza dwadzieścia.
Szybkim krokiem pchali nosze przez uśpiony, szpitalny korytarz. Kobieta jęczała przeklinając męża, rodzinę jego i personel medyczny do trzeciego pokolenia włącznie.
- Ooooch... niosło szpitalne echo.
Stanęli przed zamkniętymi drzwiami oddziału.
- Auuuuu...
PATOLOGIA CIĄŻY, GINEKOLOGIA I POŁOŻNICTWO - głosiły napisy na wielkich tablicach.
- Ooooo...
Młody nacisnął dzwonek.
- Ooooooch...
Dłuższą chwilę później, w drzwiach otworzyło się małe okienko, a w nim zamajaczyła rozczochrana głowa pielęgniarki.
- Aaaaałłłaaa - wrzeszczała pacjentka na noszach. 
- Z czym..? - zapytała rozespanym głosem piguła - z porodem..?
Wujkowi zagotowało się pod czachą. Miarka się przebrała...
- NIE KURRRRWA! ZE ZŁAMANIEM!!!


Pierwsza trzydzieści.
- Aleś jej dogadał Wujcio - Młody gramolił się do szoferki - Normalnie... ten... no... szczęka nie siada...
- Szóstka zgłoście się... - zawyło radio.

 
fot. http://linemed.pl/

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Łomatko, ale dziewucha pokazała swoją prawdziwą naturę ;-) Tylko po co słodziła, "nie, koteczku, nie bolało".
Do faceta "koteczku", a potem szydło wychodzi z worka, hehe.
Nie trawię takich słodkobrzdżących bździągw, fu.
Ciekawam, czy rzeczywiście miała tak niski próg bólu, czy histeryzowała.
nika

Anonimowy pisze...

hmmm... a mnie ciekawi czy Ty nika dostąpiłaś już zaszczytu wydania na świat małego człowieczka? Drogą naturalną ma się rozumieć. Bo ja tak i muszę powiedzieć, że sama wrzeszczałam jak wariatka :) Nie na męża - nie było go przy porodzie... tylko na położną /wybacz Tereska/.

A czy zachowanie opisanych przez cre(w)master`a ratowników nie przypomina Wam zachowania wielu postaci z kreskówek? Choćby Filemona i Bonifacego? :)

Asia (Aś) miło mi. pisze...

uwielbiam pytanie: 'coś ty mi zrobił?' padające z ust kobiet ciężarnych (przed-rodzących) do mężów swoich :D

ej! człowiek ma swoje granice, Wujek wymiękł.... w końcu.

luc.as pisze...

widać, że kobitka na szeroki wachlarz ;-)

Zadora pisze...

wiadomo, faceci winni za wszystko, nawet za instynk macierzyński, na który tak chętnie powołuje się wiele kobiet jako na sens kobiecości. Ciekawe czy ten instynkt macierzyński to taki wielki afrodyzjak działający na facetów z nieodpartą siłą ? ;) No bo jeśli to sens kobiecości a faceci kochają kobiety to...musi być potężny atraktor :#
_
A facet nie płakał "Kobieta mnie bije? Bo zrobiłem jej dziecko a ona nie wiedziała i wcale jej przy tym nie było!"
jasne, zupa była za słona

cre(w)master pisze...

Czasem tak bywa. Mężowie leją żony, żony mężów... Jedne ciężarne znoszą ból cierpliwie, inne nie wytrzymują.
A ratownik musi się w tym wszystkim odnaleźć i zachować odpowiednio. Nierzadko może sam oberwać albo szlajać się po sądach.
Ostatnio gdzieś czytałem, że lekarz pogotowia musiał się zameldować w sądzie ponieważ pacjentka złożyła pozew. Pojechali do zasłabnięcia w siłowni. Kobieta źle się poczuła na bieżni. Co takiego lekarz przeskrobał?
Przed podaniem leku PUBLICZNIE zapytał czy pacjentka nie jest w ciąży, a następnie w obecności osoby postronnej (ratownik medyczny) ośmielił się odsłonić pośladek kobity.
Ciekawe co by było gdyby odsłonił jej pośladek bez obecności świadka?
Tak źle i tak niedobrze.