Jakoś ostatnio same trylogie mi wychodzą spod klawiatury.
Dziś o sztuce dla sztuki :)
Raz pierwszy...
- Co przywieźliście? - zawołała oddziałowa do wtaczających się na izbę ratowników "zza miedzy".
- Nie wiemy, w sumie... - odpowiedział cichutko jeden z nich - w sumie chyba zawał - doszemrał drugi.
- Dobra, dawać do sali nr 3 - pielęgniarka podeszła do pacjenta leżącego na noszach - A gdzie pan ma wkłucie założone? - podniosła lekko głos, oglądając ręce pacjenta. Ratownicy spuścili potulnie głowy.
- W sumie... czasu nie było psze pani...
- Nie było czasu? - święte oburzenie zagrało w głosie oddziałowej - Następnym razem, jak nie znajdziecie czasu, to wam takiego wstydu narobię przed całą izbą, że z kolejnymi pacjentami będziecie przez kotłownię wjeżdżać! Nie pokazujcie mi się na oczy z niezabezpieczonym pacjentem!
Raz drugi:
Kółeczka noszy stuknęły o płaski próg izby przyjęć
- Co tym razem? - oddziałowa była już lekko zmęczona
- Wymioty i biegunka... w sumie tyle.
- A-ha! To znowu wy..? Venflon jest?
- Jest psze pani...
- No..! Przekładać na nasz wózek i zmykać! - piguła, ze strzykawką w dłoni, podeszła do pacjenta - przepłuczemy venflonik i coś tam puścimy w kroplówce, niech kapie... - To mówiąc, nacisnęła energicznie tłoczek. Biała okleina wokół wkłucia, momentalnie zrobiła się mokra, a po ramieniu pacjenta pociekła strużka soli fizjologicznej.
- Co do diabła? - wymamrotała zdziwiona. Delikatnie odkleiła mokry plaster, a położony na skórze venflon spadł na posadzkę.
- Zatłukę ich, jak tylko tu wrócą!!!
Raz trzeci:
Drzwi rozsunęły się, nie wiadomo który już raz w ciągu tego dyżuru.
- No ja wam teraz pokażę łachudry jedne..! - wystartowała oddziałowa
- Psze pani, ale teraz już w sumie wszystko jest... Venflon jest i tlen jest...
- Pokazywać mi tu! - pielęgniarka energicznie złapała za rękę pacjentki.
- Auć - krótko jęknęła chora.
Oddziałowa naciskając lekko okleinę sprawdzała czy wkłucie jest naprawdę założone.
- Powinnam was obu wysłać do dyżurnego na dywanik - powiedziała patrząc na ratowników.
- Psze pani, ale my już zawsze będziemy... w sumie my teraz już wiemy...
- Wynocha, niech was już nie oglądam - odburknęła.
Po ratownikach zostało tylko echo trzaskających kółeczek przy noszach.
- Auuuć - jęknęła pacjentka - niech mi pani nie zgina ręki...
- A czemuż to? - piguła mrużąc oczy, spojrzała na rękę chorej. Pochyliła się nieco i z osłupieniem na twarzy, wyciągnęła z venflonu, wbity w ciało mandryn*.
---------------------
* W tym przypadku - igła (na fotografii oznaczona nr 2), którą podczas wkłucia, należy stopniowo wycofywać z kaniuli (na fotografii oznaczona nr 1). Szczegóły i opis technik kaniulacji żył obwodowych można znaleźć choćby tutaj
Przedszkole
2 tygodnie temu
10 komentarzy:
O ja pierniczę o_O
Tylachną igłę mieć i zostawić o_O
Łomatko, gdzie oni się uczyli?
nika
No i moja pani anestezjolog wiedziała, że przeżyję wszystkie jej zabiegi, ale TAKIEJ igły toto nie... Buuuuu
Nika - to raczej były dwa typy "Zielone" wg klasyfikatora typów ratowniczych...
Malutka - mnie jakoś igły nie ruszają. Ludzie mogli na mnie ćwiczyć wkłucia, ale kiedyś pozwoliłem koledze i on nie mógł żyłki znaleźć. Wytrzymałem mniej, więcej pół igły (troszkę większej, bo ten na zdjęciu jest różowy, a kolega mi postanowił wbić venflon zielony). W połowie długości stanowczo zażądałem usunięcia igły :)
Naprawdę dziwiłem się, że ta kobita w szpitalu, wytrzymała z igłą całą drogę.
igłom mówię stanowcze NIE! nigdy nie miałam i wolę z takim paskudztwem nie zadzierać ;)
p.s. za to ja mam na pieńku z panem katarem i najwidoczniej nie chce się odczepić. to efekt nadchodzącej wiosny, dlatego tak długo chciałam zimy.
a oddziałowa, zamiast pokazać jak, nauczyć, tylko ich goni:)
Joanna - ja mam z katarem na wielkim pniaku. Mówię jak kobita na dworcu PKP ;)
Zadora - Zielonych nie nauczysz. Oni dla sztuki kombinowali jak zrobić, żeby się nie narobić. Coś jak "Beżowi" u Szamana i Abiego :)
Nie dziwię sie zatem wcale, że pacjenci późnej nieufni tacy :)
pozdrawiam
Wy to jak dzieci, no, jak dzieci... Luksusów się Wam zachciewa. A Wasz stary Szaman, jak zaczynał pracować, to zabiegi wszelakie, w tym resekcje żołądka, prowadził na wkłutej wielorazowej, całej stalowej igle, gotowanej w nocy na bloku operacyjnym. Jak przyszły pierwsze Venflony z darów, to nie jeden raz widziałem założony Venflon z nieusuniętą igłą. A pielęgniarka mówiła z radośćią, że to fajne igły są, bo mają skrzydełka.
Ha, a kto wie co to Paratus?
Paratus - gotowy, przygotowany, gotów (?)
Pewnikiem rozchodzi się o pojemnik na wysterylizowane strzykawki i igły... ale 100% pewności nie mam.
Babcia mi opowiadała jak po nocach gotowały żelastwa i zwijały opatrunki.
czekamy na wpis kolejny, please!
Prześlij komentarz