poniedziałek, 22 lutego 2010

Do trzech razy sztuka

Jakoś ostatnio same trylogie mi wychodzą spod klawiatury.
Dziś o sztuce dla sztuki :) 

Raz pierwszy...
 - Co przywieźliście? - zawołała oddziałowa do wtaczających się na izbę ratowników "zza miedzy".
- Nie wiemy, w sumie... - odpowiedział cichutko jeden z nich - w sumie chyba zawał - doszemrał drugi.
- Dobra, dawać do sali nr 3 - pielęgniarka podeszła do pacjenta leżącego na noszach - A gdzie pan ma wkłucie założone? - podniosła lekko głos, oglądając ręce pacjenta. Ratownicy spuścili potulnie głowy.
- W sumie... czasu nie było psze pani...
- Nie było czasu? - święte oburzenie zagrało w głosie oddziałowej - Następnym razem, jak nie znajdziecie czasu, to wam takiego wstydu narobię przed całą izbą, że z kolejnymi pacjentami będziecie przez kotłownię wjeżdżać! Nie pokazujcie mi się na oczy z niezabezpieczonym pacjentem!

Raz drugi:
Kółeczka noszy stuknęły o płaski próg izby przyjęć
- Co tym razem? - oddziałowa była już lekko zmęczona
- Wymioty i biegunka... w sumie tyle.
- A-ha! To znowu wy..? Venflon jest?
- Jest psze pani...
- No..! Przekładać na nasz wózek i zmykać! - piguła, ze strzykawką w dłoni, podeszła do pacjenta  - przepłuczemy venflonik i coś tam puścimy w kroplówce, niech kapie... - To mówiąc, nacisnęła energicznie tłoczek. Biała okleina wokół wkłucia, momentalnie zrobiła się mokra, a po ramieniu pacjenta pociekła strużka soli fizjologicznej.
- Co do diabła? - wymamrotała zdziwiona. Delikatnie odkleiła mokry plaster, a położony na skórze venflon spadł na posadzkę.
- Zatłukę ich, jak tylko tu wrócą!!!

Raz trzeci:
Drzwi rozsunęły się, nie wiadomo który już raz w ciągu tego dyżuru.
- No ja wam teraz pokażę łachudry jedne..! - wystartowała oddziałowa
- Psze pani, ale teraz już w sumie wszystko jest... Venflon jest i tlen jest...
- Pokazywać mi tu! - pielęgniarka energicznie złapała za rękę pacjentki.
- Auć - krótko jęknęła chora.
Oddziałowa naciskając lekko okleinę sprawdzała czy wkłucie jest naprawdę założone.
- Powinnam was obu wysłać do dyżurnego na dywanik - powiedziała patrząc na ratowników.
- Psze pani, ale my już zawsze będziemy... w sumie my teraz już wiemy...
- Wynocha, niech was już nie oglądam - odburknęła.
Po ratownikach zostało tylko echo trzaskających kółeczek przy noszach.
- Auuuć - jęknęła pacjentka - niech mi pani nie zgina ręki...
- A czemuż to? - piguła mrużąc oczy, spojrzała na rękę chorej. Pochyliła się nieco i z osłupieniem na twarzy, wyciągnęła z venflonu, wbity w ciało mandryn*.

---------------------
* W tym przypadku - igła (na fotografii oznaczona nr 2), którą podczas wkłucia, należy stopniowo wycofywać z kaniuli (na fotografii oznaczona nr 1). Szczegóły i opis technik kaniulacji żył obwodowych można znaleźć choćby tutaj

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O ja pierniczę o_O
Tylachną igłę mieć i zostawić o_O
Łomatko, gdzie oni się uczyli?
nika

Malutka... pisze...

No i moja pani anestezjolog wiedziała, że przeżyję wszystkie jej zabiegi, ale TAKIEJ igły toto nie... Buuuuu

cre(w)master pisze...

Nika - to raczej były dwa typy "Zielone" wg klasyfikatora typów ratowniczych...

Malutka - mnie jakoś igły nie ruszają. Ludzie mogli na mnie ćwiczyć wkłucia, ale kiedyś pozwoliłem koledze i on nie mógł żyłki znaleźć. Wytrzymałem mniej, więcej pół igły (troszkę większej, bo ten na zdjęciu jest różowy, a kolega mi postanowił wbić venflon zielony). W połowie długości stanowczo zażądałem usunięcia igły :)
Naprawdę dziwiłem się, że ta kobita w szpitalu, wytrzymała z igłą całą drogę.

Asia (Aś) miło mi. pisze...

igłom mówię stanowcze NIE! nigdy nie miałam i wolę z takim paskudztwem nie zadzierać ;)

p.s. za to ja mam na pieńku z panem katarem i najwidoczniej nie chce się odczepić. to efekt nadchodzącej wiosny, dlatego tak długo chciałam zimy.

Zadora pisze...

a oddziałowa, zamiast pokazać jak, nauczyć, tylko ich goni:)

cre(w)master pisze...

Joanna - ja mam z katarem na wielkim pniaku. Mówię jak kobita na dworcu PKP ;)

Zadora - Zielonych nie nauczysz. Oni dla sztuki kombinowali jak zrobić, żeby się nie narobić. Coś jak "Beżowi" u Szamana i Abiego :)

Anek pisze...

Nie dziwię sie zatem wcale, że pacjenci późnej nieufni tacy :)
pozdrawiam

Szaman Galicyjski pisze...

Wy to jak dzieci, no, jak dzieci... Luksusów się Wam zachciewa. A Wasz stary Szaman, jak zaczynał pracować, to zabiegi wszelakie, w tym resekcje żołądka, prowadził na wkłutej wielorazowej, całej stalowej igle, gotowanej w nocy na bloku operacyjnym. Jak przyszły pierwsze Venflony z darów, to nie jeden raz widziałem założony Venflon z nieusuniętą igłą. A pielęgniarka mówiła z radośćią, że to fajne igły są, bo mają skrzydełka.
Ha, a kto wie co to Paratus?

cre(w)master pisze...

Paratus - gotowy, przygotowany, gotów (?)

Pewnikiem rozchodzi się o pojemnik na wysterylizowane strzykawki i igły... ale 100% pewności nie mam.
Babcia mi opowiadała jak po nocach gotowały żelastwa i zwijały opatrunki.

Monika pisze...

czekamy na wpis kolejny, please!