niedziela, 28 lutego 2010

Wejścia smoka

XIV Prawo Murphiego w medycynie ratunkowej: Inni ratownicy mają zawsze lepsze historie do opowiedzenia.
... czyli Historie zasłyszane.

Lekki falstart wyszedł z tym postem. Miał być na niedzielę, pojawił się w sobotę, a później ślad po nim zaginął. Tak to bywa, kiedy człowiek w pracy, gmera potajemnie w internecie :)
No to klik... Dziś chyba wystartuje?

Historia piąta (remix).


Cisza przed burzą. To uczucie znane jest chyba wszystkim braciom i siostrom wielkiej, medycznej rodziny, a zwłaszcza tym, którzy pracują w zespołach pogotowiarskich lub na oddziałach ratunkowych.
To ten moment, kiedy po dłuższej chwili spokoju, podnosisz się z socjalnego wyrka aby zaparzyć herbaty i nagle jakiś irracjonalny dreszcz na plecach podpowiada ci: Zostaw... nie wypijesz, nie zdążysz...
To uczucie szczególnie przykre jest w chwili, gdy do końca dyżuru zostało ci piętnaście minut. W głowie masz już gotowy plan zagospodarowania czasu wolnego, a tu nagle ciary idą po łopatkach i już jest, jak mawiają hodowcy gołębi - "po ptokach". Siadasz wtedy skulony w kątku i zerkasz nerwowo na drzwi łączące szpital z podjazdem dla karetek. Już wiesz, że "coś" tam na ciebie czeka, że zaraz zza kotary wyłoni się "straszna masa pracy". Spinasz wtedy mięśnie jak gepard gotowy do skoku, czujesz jak krew falami uderza w skronie, wyostrzasz zmysły obserwując ciemną czeluść... Drzwi rozsuwają się na boki... Wiedziałem, kurczę, wiedziałem... - myślisz z żalem. Patrzysz uważnie, a tam... Wejście Smoka!

* * *
Smok pierwszy - cumelek...

Niemal biegiem wpadli na Szpitalny Oddział Ratunkowy, pchając przed sobą nosze z pacjentem.
Trzech czerwoniutkich chłopaczków. Gdyby nie duże odblaski na kurtkach, nikt by nie rozpoznał wśród nich lekarza systemu. Młody doktorek, z zaangażowaniem pompował w pacjenta powietrze przy pomocy worka ambu. Jednocześnie, zdyszanym głosem, starał się referować lekarzowi dyżurnemu stan chorego.
- Nieprzytomny, znaleziony na przystanku. Oddech słabiutki, tętno... - przerwał i spojrzał na monitor przyczepiony do noszy - tętno w porządku, siedemdziesiąt na minutę. Saturacja* - sto dziesięć...
- Jak to, sto dziesięć? - Dyżurny lekko uśmiechnął się i pytająco spojrzał na młodszego kolegę.
- No sto dziesięć... - młody jeszcze raz zerknął na monitor - ...i rośnie..!

* * *
Smok drugi - wawelski...

Dwóch ratowników weszło do sali reanimacyjnej Oddziału Ratunkowego. Ich czerwone spodnie, prawie do samych kolan upaprane były błotem.
- Gdzie mi tu z takim syfem!?! - wrzasnęła salowa.
- Cicho... Pacjenta mamy w ciężkim stanie. Gdzie doktor?
Lekarz wyłonił się zza parawanu.
- Co tam macie?
- Doktorze, upadek z wysokości, z gruszy konkretnie... Ból w plecach ma... Kręgosłup trachnięty jak nic.
- No to dawać go. Pomóc wam przy noszach?
- Nie trzeba doktorze... - Jeden z ratowników otworzył drzwi na korytarz - Panie Sadownik, chodź pan tu!
- Jak to chodź pan?!? - lekarz wybałuszył oczy - Nie zabezpieczyliście..?
- Jak nie, jak tak... doktorze.. - przerwał oburzony ratownik.
W drzwiach pojawił się pacjent. Bandażami miał owiniętą całą klatkę piersiową, a zza pleców, ponad jego głową, sterczała długaśna szyna Kramera.
- No wchodź pan - zachęcali ratownicy.
Poszkodowany wykonał pospieszny krok w przód. W tym momencie stercząca szyna zahaczyła o futrynę i całkowicie wyhamowała impet wejścia.
- Łojezu... - sapnął Sadownik i wycofał się lekko na korytarz. Następnie, pojękując z lekka, wykonał głeboki skłon, niczym w chińskim pozdrowieniu i tak wchodząc w drzwi wystękał:
- Dzień dobry doktorze...

* * *

Smok trzeci - potwór z Loch Ness...

- SOR dla karetki ER zgłoś się! - Radio huknęło całą mocą głośników. Pielęgniarka drzemiąca przy stoliczku podskoczyła w górę wystraszona nagłym hałasem.
- Zgłasza się SOR. Co jest?
- SOR, wieziemy wam pacjenta w ciężkim stanie. Możecie przyjąć?
- Leć po doktora, jest w bufecie - pielęgniarka sapnęła krótki rozkaz do młodszej koleżanki i nacisnęła nośną w mikrofonie - Erka powiedz coś więcej i za ile będziecie..?
- Będziemy za jakieś dziesięć minut. Pacjent przedawkował środki odurzające... Osiem w skali Glasgow**... Zaintubowany...
- Zrozumiałam Erka, czekamy na was!
Mijało, pełne napięcia, dziesięć minut. Cały zespół Oddziału Ratunkowego przygotowywał się do akcji. Ściągnięty z bufetu lekarz, łykając nerwowo resztki kolacji, świdrował wzrokiem wejście do oddziału. Pielęgniarki szykowały zestaw reanimacyjny i ubierały lateksowe rękawiczki.
Zza okien dobiegał dźwięk syreny. Karetka wjechała na podjazd. Drzwi rozsunęły się i do lady podszedł młody mężczyzna w czerwonej kurtce. Na odblaskowych plakietkach widniał napis LEKARZ.
- Dobry wieczór. Jak już mówiłem przez radio, mamy tego pacjenta... Tu są jego papiery...
- A gdzie jest pacjent? - spytał dyżurny.
- A idzie...
- Jak to IDZIE???
Drzwi ponownie rozsunęły się i w blasku jarzeniówek stanął główny bohater. Mętnym wzrokiem zlustrował otoczenie, po czym zataczając zgrabne półkola, podszedł do lady. Z ust pacjenta sterczała rurka intubacyjna imitując peryskop łodzi podwodnej.
Nastąpiło wynurzenie... Intensywna woń alkoholu uderzyła w nozdrza wszystkich zgromadzonych.
Nietrzeźwy popatrzył po zbaraniałym personelu, walnął pięścią w blat i "powiedział":
- YYYHHYYYYHHH.... Yyyyhhyyyy... - po tym expose, niezręcznie zgarnął swoje dokumenty z lady i chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia.
Lekarz dyżurny przeniósł zdumiony wzrok z oddalającego się pacjenta na kolegę pogotowiarza.
- No co..? - wzruszył ramionami wyjazdowy - ...polepszyło mu się...

-----------------------------------
* Saturacja - nasycenie cieczy gazem. W medycynie dokonuje się pomiarów nasycenia płynów ustrojowych, m.in. krwi, płynu komórkowego itp gazami.
Najbardziej powszechnym pomiarem saturacji w działaniach medycznych jest pomiar saturacji krwi tlenem. Wartości saturacji krwi tlenem u zdrowych ludzi prezentują się w zakresie SpO2 95% - 99%.
W opisywanym zdarzeniu, prawdopodobnie, lekarz pomylił odczyty tętna z saturacją. Jak było naprawdę... chyba tylko on sam wie :)
** Skala Glasgow - stosowana przy ocenie poziomu przytomności pacjenta. Osiem punktów oznacza brak przytomności i wg niektórych wytycznych może być podstawą do zaintubowania pacjenta.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

- No co..? - wzruszył ramionami wyjazdowy - ...polepszyło mu się...

Micha cieszyla mi sie do ekranu od samego poczatku posta, ale przy tej puencie nie wyrobilem i gruchnalem serdecznym smiechem. Nie ma to jak dobrze zaczac niedziele... :D

Tuki

Anonimowy pisze...

No co się śmiejesz? Polepszyło mu się ;-D
nika

Nomad_FH pisze...

Boskie :D :D :D

Wyłem ze śmiechu czytając

anuszka pisze...

taaaak.. nieprzytomny chodzący i inne takie. wszędzie ich pełno :P

Anonimowy pisze...

Świetne, naprawdę świetne:))
ruda_